Michael Jackson

Michael Jackson

poniedziałek, 16 maja 2016

11.

Witam. :) Kolejno proszę. :D Następny w czwartek tak jak zwykle. ;p Zapraszam do czytania!


Donata


Dzień minął szybko, pewnie za sprawą pracy. Co chwilę biegałam do innej części domu i chyba najwięcej czasu zajęło mi to chodzenie niż sama praca. Pani, z którą tego dnia pracowałam była bardzo miła i opowiadała mi, że tak to właśnie wygląda. Że więcej chodzisz niż pracujesz. W samym domu nie było aż tak wiele do roboty. Albo mi się tak wydawało. Całym ogrodem zajmowali się ogrodnicy, których było trzech, my nie zapuszczałyśmy się tam z niczym, chyba, że wywiesić pranie. W kuchni też była pani, która wszystkim się zajmowała, mnie więc przypadło na ten dzień w udziale tak naprawdę... patrzenie jak pracują inni. Chodziłam tylko i miotełką zbierałam pająki, nic więcej. Byłam zdziwiona, miałam momentami wrażenie, że one celowo dają mi do pracy takie błahe rzeczy. Ale w końcu za coś ten facet miał mi płacić. Zwróciłam więc w końcu kobiecie na to uwagę.
- Nie przejmuj się, kochana, jeszcze się narobisz. - odpowiedziała z uśmiechem. - Ciesz się, bo jutro może już nie był tak sielankowo. Planujemy wyczyścić wszystkie okna, a jest ich sporo. Budynek też nie jest tylko ten jeden. - pokiwałam głową.
Tak więc dalej łaziła i wachlowałam miotłą pod sufitem gdzie tylko dostrzegłam jakąś pajęczynę. Nienawidziłam pająków, modliłam się tylko, żeby żaden na mnie nie spadł, bo... brr!
Dotarłam do pewnego miejsca gdzie sufit był naprawdę wysoko i nie byłam w stanie go dosięgnąć nawet tą szczotką na tak długim kiju. Skombinowałam więc sobie szybko drabinkę, która miała raptem trzy stopnie, ale to wystarczyło.
Nigdy nie byłam bałaganiarą, ale sprzątać też nie lubiłam. Ale tu starałam się robić to dobrze, tym bardziej, że ta praca dzisiaj była po prostu śmieszna. Zbieranie pająków za prawie pięć tysięcy polskich złotych. Będę musiała pogadać z tym Michaelem, żeby obniżył trochę tą stawkę. Ktoś inny powiedział by mi, że jestem głupia, że jak dają to bierz, ale ja czułam się niezręcznie. Nigdzie w Polsce nie dostałabym takich pieniędzy.
Zamyślona wachlowałam tą miotłą stojąc praktycznie na palcach na najwyższym stopniu drabinki nawet nie uważałam, by nie spaść. Chwiałam się lekko starając się dosięgnąć jakiegoś miejsca i wtedy powinęła mi się noga, jak to się mówi. Nawet nie zauważyłam, że od dobrych paru minut ktoś mi się przygląda z odległości paru metrów. Zachwiałam się i za pewne runęłabym jak długa, gdyby nie czyjeś delikatne ręce, które złapały mnie w pasie, zanim zaliczyłam bolesne spotkanie z podłogą.
Udało mi się jakoś stanąc na własnych nogach, i wtedy poczułam wyraźny zapach męskich perfum. Był intensywny, ale w pewnym sensie delikatny. Bardzo mi się spodobał.
Spojrzałam na swojego wybawiciela i poczułam, że się rumienię.
Jego twarz była wyjątkowo blisko, mogłam dostrzec strukturę ubarwienia jego tęczówek w oczach. Poczułam jak coś zaciska mi się w żołądku.
- Dzięki. - bąknęłam. Nadal mnie nie puszczał. Miałam takie dziwne, aczkolwiek przyjemne uczucie, w miejscu gdzie na moim ciele znajdowały się jego dłonie... czułam przyjemny żar. Nagle uświadomiłam sobie, to naprawdę ON. Michael Jackson, stoi tak blisko mnie. I chyba nie ma zamiaru się sam oddalić. Dotarło do mnie z kim mam do czynienia. Z człowiekiem tak zastanawiającym, wielu twierdziło, że jest istną zagadką. Z mężczyzną tak pięknym, zwłaszcza z tej odległosci, że aż dech zapierało. Ja właśnie tak się czułam. Jedyne o czym byłam w stanie myślec to to, że ten mężczyzna trzyma mnie nadal w ramionach.
Czas sobie coś uświadomić. On coś we mnie obudził, coś nowego, czego nigdy przedtem nie czułam w pobliżu żadnego chłopaka. Nie wiedziałam co to jest. Jak to nazwać. Ale tliło się gdzieś we mnie i zaczynałam odczuwać jego moc. Jak zaczyna rosnąć i dawać o sobie coraz bardziej znać. To trochę poetyckie, ale tylko w taki sposób umiałam jakoś to określić.
Atmosfera zrobiła się nieco... gęsta... ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Czułam, że coś wisi w powietrzu. Nie wiedziałam tylko co. Jednocześnie się tego bałam. Każdy człowiek boi się nieznanego, ciemności, nowych miejsc, do których musi podążac, bo tak mu nakazało życie. Boi się straty, odrzucenia, boi się samego strachu, który jednak popycha do odwagi. Boi się o drugą osobę, by nie stała się jej krzywda. Czasami boi się nawet samego siebie. Bo tak naprawdę tylko nam się wydaje, że znamy samych siebie na wylot. Nigdy nie wiadomo co się stanie i do czego popchnie nas jakaś sytuacja. Ja tez nigdy bym nie pomyślała, że przez jakiegoś faceta nagle z dnia na dzień polecę na drugi koniec świata. A jednak tak się stało. Czy się z tego cieszyłam? Tak, bardzo. Miałam szansę zacząc wszystko od nowa. Czy cieszyłam się, że poznałam JEGO? W ten dziwny pokraczny sposób... Tak. Z tego też się cieszyłam, ale bałam się do tego przyznać przed sobą, a na pewno nie przyznałabym się do tego przed nim. Mój były zasiał we mnie pewnego rodzaju obawę, lęk, że każdy następny postąpi ze mną tak samo. Będzie karmił złudnymi wyznaniami miłości, nadziejami, obietnicami, a potem to wszystko zniszczy... I nie będzie już niczego.
Ale w tej właśnie chwili... To wszystko zniknęło. Nie miałam pojęcia jak on to zrobił. Ale udało mu się. Przestałam nawet myśleć, o tym co z tego może wyniknąć i co może się stać później. Jego twarz była bardzo blisko, a ja sama nie umiałam się odsunąć, moje ciało całkowicie znieruchomiało nie chcąc stracić z nim kontaktu, tak jakby to miało wywołać jakiś nieopisany ból. Nie zdziwiłabym się gdyby tak było naprawdę.
Miałam ochotę dotknąć jego policzka, ale ciało nie chciało mnie słuchać. Poza tym bałam się, że jakikolwiek ruch to wszystko zrujnuje. Już nawet nie ganiłam się za to co myślę... Później to będę robić. Nawet nie wiedziałam na co tak czekam stoją tam z nim. Patrzyliśmy tylko sobie w oczy z odległości kilku centymetrów i chyba żadne z nas nie umiało wybrnąć z tej sytuacji.
Był starszy. Miał w sobie coś wyjątkowego. Nie to kim się stał w mediach. On był... Po prostu był. Ze wszystkimi wadami, jeśli jakieś miał i zaletami. Być może to fakt, że był w takim a nie innym wieku sprawił, że tak się przy nim czułam. Świadomość, że musi być o wiele bardziej odpowiedzialny i słowny niż taki który ma raptem kilka lat więcej ode mnie. Ja sama byłam jeszcze taka młoda... Gdyby Mike chciał... czegoś... ode mnie, dostałby to. Nie potrafiłabym mu się oprzeć, teraz to wiedziałam. Tak jak w tej chwili nie potrafiłam go od siebie odsunąc i uciec.
Być może jeszcze chwila, a coś by się stało. Coś co mogłoby wiele zmienić, i może dobrze, że do tego nie doszło... Gdyby nie kobieta, która wyszła nagle zza rogu i tym samym nie zniszczyła tej dziwnej atmosfery... Byłam jej niezmiernie wdzięczna. Zaczęło do mnie docierać, co się działo przez kilka ostatnich minut. Czułam jak drżę cała wewnątrz, a ręce to już na pewno, kolana uginały się pode mną... Potrzebowałam powietrza.
Nie była to kobieta, z którą dzisiaj pracowałam. Musiałą być to inna pani, która też tu była zatrudniona, a której jeszcze nie znałam. Wielu ludzi jeszcze nie znałam, pracujących w tym domu. Stanęła jak wryta chyba nie wiedząc co ze sobą począc. Ja w końcu odskoczyłam od mężczyzny i popatrzyłam na panią, która szła gdzieś z naręczem jakichś materiałów. Starałam się zachowywać tak jakby nic wielkiego się nie stało, ale mój płytki oddech zdradzał wyraźnie, że wrażenie, które to na mnie zrobiło, było ogromne.
- Prz - przepraszam państwa... - odezwała się w końcu, chyba nic lepszego nie przyszło jej na myśl. Mike na szczęscie chyba doszedł już do siebie i sam zakończył ten incydent...
- Nic się nie stało. Wracajcie do pracy. - mruknął i szybkim krokiem oddalił się w stronę, a której przyszła kobieta.
Przetarłam twarz i odetchnęłam lekko. Bardzo dobrze. Chyba powinnam zacząć go unikać...
- No, widzę, że mierzysz w grubą rybę. - odezwała się kobieta patrząc na mnie. Odniosłam dziwne wrażenie, że chyba z jakiegoś powodu mnie nie lubi. Choc nawet mnie nigdy wcześniej nie widziała.
- Słucham?
- Mówię, że wysoko mierzysz. Żebyś tylko nie spadła i się nie potłukła. - mruknęła nadal mierząc mnie wzrokiem.
- Nie wiem o co pani chodzi. - odpowiedziałam biorąc do ręki znów swoją miotełkę i z powrotem wchodząc na drabinkę.
- Już ty dobrze wiesz CO. - usłyszałam, a gdy spojrzałam w dół, zobaczyłam jak odchodzi przed siebie z tymi prześcieradłami.
O co jej chodzi, pomyślałam. Musze się opamiętać, ona chyba uznała, że szykuje się tu jakiś romans. Tak to chyba wyglądało... Ale to był tylko jednorazowy incydent, pocieszałam się. Nie ważne jak dobrze sie przy nim czułam, ja nie należałam do jego świata, nie miałam nic, czego on mógłby ode mnie oczekiwać. Jeśli ta kobieta myśli, że będę się do niego pchać, jest w błedzie.


Michael


Musiałem wyjść z domu. Już dawno tego nie czułem... Miałem wrażenie, że za chwilę się zapalę. Przefrunąłem przez dom jak strzała i nie reagując nawet na zawołania Janet wyleciałem do ogrodu. Z tyłu domu była huśtawka, na którą usiadłem i pochyliłem się do przodu podpierając głowe na rękach.
Co się ze mną działo? Gdyby nie ta kobieta... nie chciałem nawet myśleć o tym, co w tamtej chwili chodziło mi po głowie. To się mogło skończyć bardzo nie ciekawie... To znaczy... Skończyłoby się w bardzo ciekawy sposób, ale potem było by nie ciekawie. Jak w ogóle mogłem dopuścić do takiej sytuacji. Ta dziewczyna pewnie ma teraz mętlik w głowie, nie wie co się dzieje... Może narobiłem jej jakichś nadziei? Bzdura! Jakich nadziei...
Tak czy inaczej, musiałem zacząc nad soba panować. Kołysałem się lekko na tej huśtawce czując jak moje serce powoli powraca do stonowanego rytmu. Podniosłem głowę i wpatrzyłem się w ogrom nieba. Było wysoko, ale kiedy w nie patrzyłem miałem wrażenie, że zaraz mnie zgniecie. To samo uczucie towarzyszyło mi, kiedy nocami patrzyłem w gwiazdy, kiedy nie mogłem spać.
- Mike, co się stało? - usłyszałem nagle. - Wołałam cię, a ty uciekłeś jakby cię ktoś oparzył!
To Janet dogoniła mnie by mnie męczyć. Westchnąłem.
- Chciałbym być sam, Jan. - mruknąłem nawet na nią nie patrząc.
- Już chyba dosyć nabyłes się sam...
- Janet, zostaw mnie tu samego, proszę cię. - warknąłem niemal zaciskając zęby. - Nie zrobisz nic na siłę, prosze cię, wracaj do siebie do domu.
Wiedziałem, że ją ranię. Wiedziałem, że się martwi, że się boi, o mnie przede wszystkim, ale nie mogłem już znieść jej sterczenia nade mną.
- Dlaczego wszystkich odtrącasz? Naprawdę chcesz zostać sam? Ty popatrz na siebie! Tylko ja tu przychodzę. Czy ktoś inny próbuje zrobić cokolwiek żeby ci pomóc?! Ty popatrz na nasze rodzeństwo i rodziców. Nie ma chyba nic gorszego niż to, że nasi rodzice pogodzili się z tym, jak cię złamali. - jej głos był przepełniony gorycza i żalem za to, jak ją traktuję. Westchnąłem chowając twarz w dłoniach.
- Jan, przepraszam... - zacząłem.
- Nie, nie przepraszaj mnie! Za co masz mnie przepraszać, za to, że wiecznie jestem ciebie uwieszona? Pójde sobie, tak jak chcesz. Tylko co będziesz robił jak naprawdę zostaniesz sam, Mike. Będziesz siedział sam w czterech ścianach, odseparowany od wszystkich i wszystkiego, tego ci potrzeba? - spojrzałem na nią, czując bardzo niemiłe ukłucie w sercu. Byłem... draniem, traktując ją w ten sposób. Wstałem z huśtawki i przytuliłem ją.
- Przepraszam, staram się, naprawdę. - mruknąłem. - Od jakiegoś czasu coś się ze mną dzieje, ja nie umiem tego ogarnąć. Chyba oduczyłem się przeżywania jakichkolwiek uczuć, a teraz się na mnie zwaliły wszystkie... - westchnąłem i puściłem ją by na nią spojrzeć. Łypnęła na mnie spod byka.
- I dlatego się na mnie wyżywasz?
- Nie chciałem, naprawdę. Potrzebuję tylko chwili w samotności.
- Ty bez przerwy masz te swoje chwile samotności! - burknęła. Wyglądała zabawnie, kiedy się boczyła.
- Tylko chwilę, naprawdę. Ale wracaj do domu.
- Jednak chcesz się mnie pozbyć. - mrukneła.
- To nie tak... Wiecznie siedzisz u mnie, zapominasz o swoich sprawach... Ja naprawdę dam sobie radę, jeśli nie pojawisz sie tu przez kilka dni. - prychnęła.
- Jasne, tak sobie mów. Po prostu masz mnie dość.
- To też, ale przede wszystkim chcę, żebyś nie zaniedbywała przeze mnie swoich jakichś ważnych spraw, rozumiesz? - uśmiechnąłem się lekko pod nosem. - Kocham cię, siostro. I dziękuję, że jesteś. Naprawdę ci dziękuję. - przytuliłem ją znów. Naprawdę byłem jej wdzięczny, że jeszcze się nie poddała, chociaz momentami mnie to wkurzało. Ale potrzebowałem jej. Tak naprawdę to.. miałem tylko ją w tym wszystkim.
- Ja ciebie też. - odmrukneła. - To powiesz czemu tak wystrzeliłeś z tego domu? - no pewnie, przecież ona nigdy nie odpuszcza.
Usiadłem z powrotem na huśtawce i zacząłem lekko odpychać się nogą od ziemi.
- Chyba wdepnąłem. - stwierdziłem cicho pod nosem. Usiadła na huśtawce obok i popatrzyłą na mnie.
- Jak, w co?
- Ta dziewczyna... - zacząłem i już wiedziałem, że reszty domyśli się sama.
- Jednak coś... jest na rzeczy? - podjeła delikatnie temat.
- Nie wiem. Ale od pewnego czasu nie mogę sobie poradzić z natłokiem myśli. A przed chwilą... To tak się stało praktycznie z niczego.
- Co się stało? - spojrzałem na nią, patrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Zobaczyłem jak stoi na drabince i zamiata sufit z pająków. - uśmiechnąłem się lekko pod nosem. - Zachwiała się, kompletnie nie ostrożna i pewnie coś by sobie złamała, gdybym szybko nie podbiegł i jej nie złapał. Niby nic... Ale nagle zrobiło się tak... Janet... To się robi niebezpieczne.
- Dlaczego?
- Czułem się jak nastolatek. W moim wieku to nic dobrego. Chyba zaczynam przeżywać kryzys wieku średniego, gdzie mi się oglądać za takimi młodymi panienkami? - popatrzyłem na siostrę w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Kryzys wieku średniego? - zaśmiała się. - Niby czemu? To dobrze, że ci się spodobała...
- To nie tak... - natychmiast chciałem zaprzeczyć.
- Nie udawaj. Już chyba wystarczy. Dlaczego czegoś nie zrobisz? Ja myślę, że ty masz dobry wzrok. - spojrzała na mnie jakoś tak znacząco. - Ja też mam nie najgorszy i widzę...
- Co widzisz?
- Że ten twój młody ogrodnik chyba ma na nią chrapkę. - uniosłem brwi do góry.
- Jakoś nie zauważyłem nic specjalnego.
- Bo się nie przyglądasz. - parsknęła smiechem. - Pierwszy dzien w pracy, a on już trzy razy zdązył ją dzisiaj zaczepić. Widziałam, wyszła dosłownie na momencik.
- Chyba... on jest tu lepszym kandydatem dla niej niż... - zacząłem, chociaż czułem, że coś mnie boleśnie ściska w środku.
- Chyba żartujesz! Posłuchaj, ta dziewczyna jest młoda, owszem... ale potrzebuje kogoś dojrzałego. Ten ogrodnik jest totalnym szczeniakiem, nie wiesz, że faceci dojrzewają dopiero po trzydziestce?? - roześmiałem się na jej słowa. - Nie śmiej się, bo taka jest prawda. Nie powiedziała mi tego wprost, ale podejrzewam, że własnie dlatego wyjechała tak nagle z Polski aż tutaj. Jakiś jemu podobny musiał jej zrobić jakąś krzywdę. Pewnie zdradzał. A ty? Gdybyś się teraz z nią związał, pomyślałbyś o jakichś romansach? Czy prędzej miałbyś na względzie stały związek?
- Nie związałbym się z nią...
- Pytanie czysto teoretyczne. - upierała się. Westchnąłem.
- No dobrze, czysto teoretycznie to... Tak, nie szukałbym romansów, tylko starał się stworzyć stały, stabilny związek na lata.
- No właśnie! - z przejęcia az mnie szturchneła. - I właśnie w tym jesteś lepszy od tego szczeniaka! O wiele lepszy. Weź zrób coś, czym dasz mu konkretnie do zrozumienia, że włazi na nie swój teren.
- Ale Janet, to nie jest żaden mój teren! - zajęczałem chwytając się za głowę.
- Ale może będzie. - dalej się upierała. - Chcesz patrzeć jak ten przydupas mały marnuje jej czas? Przeciez on wszystko podrywa, nawet małpy w zoo. - znów się zasmiałem.
Była niesamowita, kiedy się na coś uparła. Ale przy takich okazjach najczęsciej to właśnie ja miałem przesrane. Tak jak teraz. O tych małpach... coś chyba w tym było, bo wiele razy już widziałem, co za głupoty wyprawiał przy szympansicy w moim prywatnym zoo. Zwierzę patrzyło na niego jak na debila i zdawało się, że to właśnie ono ma w sobie więcej inteligencji niż ten człowiek.
- To jak będzie? - odezwała się znów po chwili patrząc na mnie wyczekująco.
- Z czym? - wiedziałem, że mi nie odpuści.
- No jak z czym! Zaproś ją gdzieś. ALbo nie, to by było zbyt szybko. - zamyśliła się. - Musisz zacząć zachowywać się tak, żeby ona zauważyła, że ci zalezy.
- Nie zalezy mi. - syknąłem.
- Nie mów tak! Nie wolno tak mówić. Gdyby coś takiego usłyszała, nie miałbyś już czego u niej szukać. - warknęła.
- A więc tak właśnie zrobię. - wstałem.
- Daj spokój! A może to jest właśnie klucz do tego, żebyś w końcu całkiem wyszedł na prostą? Dlaczego chcesz zrezygnować, nawet nie spróbować?
- Bo ona jest młoda! Nie chcę zmarnować jej życia, może byłaby szczęśliwa przez pierwsze dziesięc lat, a potem co? Już znalazł by się taki, który mógłby dać jej o wiele więcej niż ja. Ja moge jej dać jedynie... pieniądze. Luksusy, nic więcej. - patrzyła na mnie jak na skończonego idiotę.
- Jesteś nienormalny. Kobiety takie jak ona nie myślą takimi kategoriami. Są owszem pustaki i blachary, ale ona do nich nie należy. To widać od razu. Jest skromna i uczciwa.
Skromna i uczciwa... Tak, to prawda. Kiedy zobaczyła ile chcę jej płacić miesięczna, aż się zatrwożyła. Ale i tak...
- Mike, musisz się ruszyć i zacząć działać, mówię ci! - westchnałem. Nie odczepi się. - Wątpie by ona barała na powaznie tego małego cymbała z sekatorem, ale ty to całkiem inna historia. Zobaczysz.
- Skąd ty masz taką pewność, że gdybym zaczął czegoś próbować, doszłoby to do skutku?
- Też jestem kobietą, bracie, i wiem co jej w głowie siedzi. - powiedziała z uśmiechem.
No cóż... Po pierwsze, moja siostra to stworzenie niewiarygodnie uparte. Wiedziałem, że nie da mi spokoju, puki nie spróbuję przynajmniej raz. Ale ja wciąż wiedziałem swoje. To byłoby zbyt piękne. Bałem się... Tak bałem się. Że zdążę się zaangażować, a za chwilę to wszystko szlag trafi. Najlepiej było się asekurować, czyli w moim przypadku, odcinać tego typu kupony do "lepszego życia", jak to nazywała Janet.

4 komentarze:

  1. Moja morda ma zaciesz zaciesz jak nie mogę. Jak ona sobie tak stała na drabince i później spadała, a Miki ją złapał, aż w końcu patrzyli sobie w oczka to mój genialny głosik musiał się odezwać i mówił coś w stylu "Mike zrób to, zrób to" Janet jest genialna, bardzo ją polubiłam, no w sensie taką wersje jej. Dała mu niezłą pogadanke. Jeszcze jakby mu z liścia strzeliła na opamiętanie to byłoby coś. Niech się chłopaczyna ogarnie, bo ten koleś z sekatorem sprzątanie mu ją z przed nosa. Bo nic weeeeeeny życzę i czekam na nexta ;D
    Pozdrowionka :*
    Wecia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. I jestem!
    Ej, co tak krótko znowu? :C Kurde, ja tutaj kisiel w gaciach dostaje już od emocji a ty mi kończysz xD
    Ja już sb wyobrażam, jak Donacie serce walić musialo gdy ją złapał, i tak na siebie patrzyli.
    Nosz kurwa musiał im ktoś przerwać, musiał!
    Michaś za dużo wątpliwości ma... Sam tworzy problemy tam, gdzie ich nie ma. Lepiej żałować, że się spróbowalo niż całe życie gdybać: co by było gdybym jednak...
    Mike ruszaj chudą dupę!
    Ogrodnik nie będzie czekać! xD
    I w sumie dobrze, jak Michaś się zazdrosny poczuje, to ruszy do działania w końcu. Oj tak, ja sama wiem że zazdrość to dobra motywacja do podjęcia kroków xD
    A Donacia nasza widzę chociaz o tyle mądrzejsza, że wie że siebie nie oszuka.
    Ależ ty nas trzymasz no ;3
    Czekam na nn<33

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem gdzie mogłabym cię zaprosić na mojego bloga, ponieważ nie mogę znaleźć zakładki do tego przeznaczonej.

    Hanako to japonka, wiodąca spokojne życie wśród przyjaciół oraz rodziny. Jednak pewnego dnia dostrzega, że w jej życiu czegoś brakuje. Powoli dochodzi do wniosku, że chodzi o miłość. Nie młodzieńczą, ale tą prawdziwą będącą na całe życie.
    Wtedy po raz pierwszy poznaje Michaela.
    Widzi w nim nie tylko przyjaciela, ale kogoś więcej. Czy Michael również czyje to samo? Czy jednak, uważa że to tylko przelotne zauroczenie.

    https://spacerdolinamilosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentarz motywuje! :)