Michael Jackson

Michael Jackson

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

47.

Witam. :) Ten odcinek wyjątkowo mi się podoba. xD Następny w środę. Zapraszam. :)



Donata


W życiu nie widziałam Janet takiej wkurzonej. Zrobiła mi taką awanturę po tym jak wpadła do mnie do pokoju, że aż nie wiedziałam co powiedzieć. Wiedziałam, że tak będzie, spodziewałam się. Było jasne, że prędzej czy później o wszystkim się dowie. Ale tak jak jej powiedziałam tak też twierdziłam. Że to jedyny sposób na to, żeby on dał mi spokój. Miałam tylko nadzieję, że nie zacznie znów błagać mnie... Przeliczyłam się.
- Dona... - usłyszałam w pewnym momencie, kiedy akurat rozwieszałam pranie na dworze. Nie przestałam robić tego co robiłam tam do tej pory. Cały czas pracowałam tak jak dotychczas. Nie śmiał nawet powiedzieć na to ani słowa.
Odwróciłam się i zobaczyłam oczywiście jego, jak podchodził do mnie powoli. Patrzyłam na niego przez moment, a potem odwróciłam się wracając do swojej czynności.
- Czego chcesz? - zapytałam nawet nie niego nie zerkając. Sięgnęłam po kolejne prześcieradło.
- Porozmawiać. - stanął kilka metrów dalej wciąz na mnie patrząc. Czułam jego wzrok na sobie. Aż parzył.
- O czym?
- O nas.
- Nie ma czegoś takiego, Mike. - usłyszałam jak westchnął. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że tak będzie. Nie opędze sie teraz od niego. Dlaczego on mi to robi? I sobie? To nie ma najmniejszego sensu...
W sumie to... To co mówiła Janet i on też miało w sobie jakiś sens. Lisa chciała się pogodzić, to wszystko. Ale wciąż coś nie dawało mi spokoju i blokowałam się. Nie chciałam... drugi raz w to wchodzić. Ani teraz ani nigdy więcej. Wciąz i wciąz każdemu to powtarzałam... że gdyby to co oni mówią było prawdą, powiedziałby prosto z mostu. Przecież wtedy nie miałabym żadnych powodów do podejrzeń, no bo jakich? Ale nie powiedział, Janet też skłamał prosto w oczy, a ta mu wierzy mimo wszystko. Ale to rodzina, zrozumiałe. Nie dziwiłam się.
Ale mnie nikt tego nie wmówi. Powtarzałam to nie tylko Janet, ale i na przykład Alanowi, który też mnie na dzień dobry zaatakował. Wszyscy tylko wieszali na mnie psy, ale nikt nie zastanowił się nad tym co ja czuję. Zawsze tak jest. Panna zawsze jest winna, bo przecież facet nigdy nie ma nic na sumieniu. Jemu wszystko wolno. A jak kobieta się postawi, to oczywiśćie jest zaraz szykanowana. Może nie było aż tak źle, ale dosłownie każdy miał jakies swoje trzy grosze do dodania. Aż w końcu się wkurzyłam i powiedziałam wszystkim, że jak chcą niech mu dupę liżą, ale mnie mają dać spokój. I skończyło się.
Alana zawsze bardzo lubiłam, ale ostatnim razem powiedział za dużo. Co to było? Ach tak...
- Może byś jednak spróbowała przejrzeć na oczy. - popatrzyłam tylko na niego przez chwilę.
- Właśnie przejrzałam.
- Jasne! Wszystkim to powtarzasz, chyba tylko po to, żeby przekonać o tym samą siebie. Znudził ci się czy co? Kasy wyciągnęłaś z niego już dość sporo żeby móc spieprzyć? - spojrzałam na niego wielkimi oczami jak cebule. Nie zdążył się zreflektować, chociaz chyba chciał...
- Wynoś się stad! - usłyszałam za sobą wściekły głos Michaela i w ciągu kilku sekund wypadł na dwór gdzie stałam z Alanem też wściekła, ale teraz lekko oniemiała. Popchnął kamerowego, aż się o mało nie obalił. - Mówiłem ci! Mówiłem ci, żebyś nie ważył się więcej mówić o niej jednego złego słowa! - ach więc teraz już wiem. No tak jak mówiłam, teraz wszystko moja wina, oczywiście. Jakże by inaczej. Byłam tylko zszokowana, że tak mnie broni...
- Przepraszam... Ona i ty dobrze wiecie, że to nie prawda. I ja też jestem tego świadomy. Zastanawiam się tylko czemu ona tak zawzięcie chce w to brnąć! - spojrzałam na niego tylko jak na gówno i wróciłam do środka.
Skoro tak to prosze bardzo. Włożyłam w kopertę łańcuszek, który Mike podarował mi przed wyjazdem do Hiszpanii. O dziwo, wciąz go nosiłam, ale nie miałam zamiaru uchodzić za blacharę, co to to nie. Do tego dołożyłam pieniądze, ktore wydał na tamten wyjazd. Akurat tyle miałam na swoim koncie po tym jak przelewał mi co miesiąc. Zaniosłam to do jego sypialni. Akurat go tam nie było, może nawet i lepiej. Ale niedługo potem to znalazł. Przyleciał do mnie trzymając to w ręce.
- Dona... - znowu, pomyślałam.
- Czego chcesz...
- Co to jest?! - spojrzałam na kopertę, którą trzymał w drżącej ręce. Popatrzyłam na niego.
- Wisiorek i pieniądze. - odpowiedziałam krótko.
- To widzę! Co to robi w kopercie u mnie w sypialni?
- Ktoś tu zaczął coś mi insynuować, postanowiłam, że nie pozwolę się tak obrażać. To jest kasa za wyjazd do Hiszpanii. A Wisiorek możesz oddać do jubilera, sprzedać, kasę odzyskać albo zrobić z nim cokolwiek innego chcesz.
- Chyba zwariowałaś. - powiedział patrząc na mnie wielkimi oczami. - Przeciez nikt cie tu za taką nie uważa...
- Nie?? Ostatnio odczułam coś innego.
- Daj spokój, on nie mówił tego poważnie!
- Nie wydaje mi się. Zresztą, nieważne. I tak tego nie chcę. - i poszłam zostawiając go z tym. Potem dowiedziałam się, że poszedł z tym do Alana i zrobił mu taki armagedon, że facet nie pokazał się w robocie aż przez tydzień. Westchnełam. Zaczynałam żałować, że tu wróciłam. Szukałam lokum dla siebie, ale wszystko było takie drogie. W końcu złapałam sie po prostu na tym, że szukam czegoś blisko domu Michaela. O wiele tańsze były przedmieścia, bardzo oddalone. Ukryłam twarz w dłoniach...
Teraz stałam z nim znowu z tym praniem... Co ja miałam mu jeszcze powiedzieć?
- Wiem, że to co powiedziałaś mi wtedy w kuchni to nieprawda.
- Tak? A ja wiem, że bzyknąłeś trzy dni później jakąś pannę w swoim samochodzie. I co z tego? - wytrzeszczył oczy jakby mnie pierwszy raz w życiu widział.
- Ale skąd...
- Skąd wiem? Słyszałam, jak Janet się na ciebie darła wtedy jak... przygwoździłeś mnie do podłogi. - nie wiedział chyba co powiedzieć.
Kiedy o tym usłyszałam, myślałam że wypluję płuca ze złości. Powinnam mieć na to wylane, ale nie mogłam tego zdzierżyć. Nie dość mu Lisy chyba. Ale nie byłam zadowolona przede wszystkim z tego faktu, że... po prostu byłam zazdrosna... On miał być tylko mój, do cholery! A tym czasem widze, że on nie przebiera w środkach. No tak, wolność.
- Dona, kochanie... - podszedł i złapał mnie za ramiona co momentalnie mnie sparaliżowało. Spojrzałam na niego przestraszona. - Wybacz mi... - co takiego...? - Wybacz mi, nawaliłem się jak autobus, nawet nie wiedziałem co się dzieje...
- Ty mnie prosisz o wybaczenie, że przeleciałeś jakąś dziewczynę?
- Tak. - odpowiedział patrząc mi w oczy. Westchnął cięzko jakby naprawdę nie mógł oddychać.
- Ale ty nie musisz mnie za nic przepraszać w tym momencie. - powiedziałam w końcu.
- Jak to? - chyba się bał tego co mam mu znowu do powiedzenia. I dobrze. Chciałam to zakończyć raz na zawsze.
- Tak to. Nie jesteśmy już razem, możesz robić co chcesz i z kim chcesz. Nie moja sprawa. - oswobodziłam się z niego i wróciłam do powieszania prania. Gardło mi się zatykało, ale co innego miałam zrobić. Starałam się stłamsić w sobie uczucie do niego... i nawet zaczynało mi to wychodzić. Zaczynałam powoli uczyć się go nie kochać. Choć to tylko tak z nazwy to jednak wszystko można sobie wmówić, prawda?
- Ale... - położył mi ręce na barkach. Przysunął się bliżej. Zadrżałam pod jego dotykiem, bliskością... - Nie tęsknisz za mną w ogóle...? - westchnęłam. Chciałam powiedzieć mu prawdę, naprawdę chciałam... ale...
- Nie. - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Nie wiem jak to dokładnie nazwać... Mike, nie ma tego co było między nami. Nie mogę za toba tęsknić w taki sposób o jakim ty mówisz. Zrozum to w końcu.
- Ja w to nie wierze. - powiedział kręcąc głową i błądząc wzrokiem po okolicy. Odsunął sie na dwa kroki. - Nie wierze...
- I to jest właśnie twój problem. Janet ci coś znowu powiedziała, a ty chwytasz się wszystkiego. Pogódź się z tym w końcu, to może będziemy mogli tu jakoś razem żyć dopóki się nie wyprowadzę do siebie.
- Dlaczego mnie tak ranisz... - wyszeptał nabierając łapczywie powietrza do płuc.
- Nie chcę cię ranić... - nie wiedziałam sama co powiedzieć. Mimo wszystko nie chciałam by cierpiał. Ale co ja mogę...
- To nie rób tego... Proszę cię.
- O co mnie prosisz.
- Pocałuj mnie po prostu... - spojrzałam na niego wielkimi oczami czując jak serce podchodzi mi do gardła.
- Mike...
- Zrób to proszę, bo nie wytrzymam tego.
- Myślisz, że to ci coś da?!
- Da bardzo wiele.
- Nic ci to nie da. - warknęłam i starając się mu uciec pobiegłam gdzieś nawet nie patrzyłam gdzie. Dogonił mnie między wysokimi i gęstymi świerkami. Złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie... - Nie rób tego, prosze cię... - wyszeptałam, kiedy tak na mnie patrzył ze łzami w oczach. Nic nie powiedział.
Przywarł do mnie ustami cisnąc mnie do siebie mocno tak bym nie mogła mu uciec. Nie miałam siły się bronić. Zaczęłam odwzajemniać pocałunek, choć to mnie jeszcze bardziej bolało. Rozluźnił trochę uścisk i pozwolił mi się objąć. Sama zaczęłam go przyciskać do siebie jak głupia, ale potem odskoczyłam od niego jak oparzona...
- Dona...
- Nie. Nic nie mów. I nigdy więcej tego nie rób.
- Ale...
- Powiedziałam nie! Rozumiesz? Nie chciałam tego! - otarłam łzę która spłynęła mi po policzku.
- Nie chciałaś? To dlaczego odwzajemniłaś?
- Z litości! - powiedziałam nienawidząc siebie za to. Pokręcił głową zakrywając twarz. Naprawdę nie mógł tego znieść. Zaśmiał się... a może zapłakał... nie umiałam określić.
- Nie wierzę w to. - powiedział stłumionym głosem.
- To uwierz. Zakończyłam to już dawno, a ty wciąz szukasz dziury w całym... Powiedziałam ci... im szybciej zapomnisz tym lepiej...
- Zapomnę? - spojrzal na mnie. Nie chciałam na niego patrzeć. Nie chciałam widziec tego bólu. - Myślisz, że jestem o tym wszystkim w stanie zapomnieć?! Wryłaś mi się w mózg jak jakiś narkotyk! Nie potrafię się bez ciebie odnaleźc, robię jedną głupotę za drugą!
- Ja nie jestem ci potrzebna do powstrzymywania się od robienia głupstw, od tego masz rozum.
- Przestań. Błagam cię, przestań w końcu...
- Co mam ci powiedzieć, żebyś w końcu dał mi spokój, co? - popatrzeliśmy na siebie przez chwilę. - Nic do ciebie nie czuję, nie będę z toba, choćbyś nie wiem co zrobił, rozumiesz?! Nie chcę! Jesteś mi obojętny. Już to mówiłam. Ile razy jeszcze mam powtórzyć?
Patrzył na mnie przez chwilę, widziałam łzy w jego oczach... Już chyba nawet nie miał siły płakac. Albo nie chciał przy mnie. Nie wiedziałam.
- Dobrze. Dam ci spokój. Nie będziesz musiała więcej się mną przejmować ani się denerwować. Jeśli naprawdę mnie nie kochasz...
- Naprawdę. - powiedziałam natychmiast.
- Tak? - przełknął slinę, po czym spojrzał mi głęboko w oczy. - Powiedz to jeszcze raz. Ostatni, teraz w tej chwili patrząc mi prosto w oczy. Powiedz mi, że mnie nie kochasz, że nie czujesz kompletnie nic. Wtedy zostawię cię w spokoju. Kiedy się wyprowadzisz, więcej się nie zobaczymy, tak jak tego chcesz. - przeraziło mnie to. Ale ja chyba mam to w swojej naturze... Kiwnęłam głową.
- Dobrze, dziękuję, że w końcu zrozumiałeś...
- Powiedziałem, powiedz, że mnie nie kochasz. - wtrącił podniesionym głosem. - Patrząc mi w oczy. - dodał, kiedy opuściłam głowe. Serce mi waliło... ale zrobiłam to. Powiedziałam mu to.
- Nie kocham cię.
Patrzył na mnie przez chwilę... a potem odwrócił się i odszedł. Tak jak chciałam...
Stałam tam przez chwile nie wierząc, że znów to zrobiłam. Przykucnęłam między tymi świerkami i zakryłam sobie usta by nikt przechodzący nie usłyszał mojego płaczu...



Michael


A więc już wszystko jasne. Jeśli tego chce... niech tak będzie. Nie miałem już sił walczyć. Nie wiedziałem co jeszcze mógłbym zrobić, żeby to wszystko odzyskać, ją... Mówiła to z pełnym przekonaniem patrząc mi w oczy. Przyszło mi rozpaczać nad śmiercią czegoś co miało być wieczne.
Do tego jeszcze komuś się przypomniało o jakiejś durnej imprezie... I koniecznie musiałem się na niej pojawić. Chryste, czy naprawdę nikt sobie tam beze mnie nie poradzi? Nie miałem ochoty łazić i się uśmiechać do kamer i aparatów. W środku cały umierałem, a miałem się jeszcze martwić jakimiś pierdołami...
- To nie są żadne pierdoły, Mike. Musisz sie promować. - powiedział Quincy którego razu, kiedy chciałem mu powiedzieć, ze się tam nie pojawię. - Co się w ogóle z toba dzieje? Jeszcze niedawno tryskałeś energią, a teraz co? - popatrzyłem na niego lekko zdziwiony, że jeszcze o niczym nie wie.
- To ty nic nie wiesz?
- A co mam wiedzieć? - spojrzał na mnie podejrzliwie. - Znowu jakieś świnstwa...? - pokręciłem głową śmiejąc się pod nosem. Gdyby to o to tylko chodziło... - Więc co?
- Rozstałem się z Doną. - powiedziałem starając się by zabrzmiało to tak jakby mne to wcale nie obeszło. Milczał przez chwilę lustrując mnie wzrokiem.
- Dlaczego?
- Sam nie wiem już... - westchnąłem. - Było dobrze, dopóki... Nie spotkałem się z Lisą.
- Do czego potrzebna ci była Lisa?
- Chciała porozmawiać... Dała sobie w końcu spokój z tym wszystkim... Chciała wyjaśnić wszystko do końca i odnowić znajomość na starych zasadach. Nie powiedziałem Donie, że idę na to spotkanie, a gdy nas razem zobaczyła... - urwałem, chyba będzie wiedział co było dalej. Pokiwał lekko głową.
- Chyba rozumiem. Ale nie możesz spoczywać na laurach, kariera to kariera. Jesli raz usiądziesz na tyłku już nie wstaniesz.
- Ja już leżę i robię pod siebie, nie widzisz tego? - warknąłem. Z westchnieniem ruszyłem do wyjśćia, a on za nim.
- Słuchaj. Zawsze dobrze ci radziłem i teraz też ci dobrze poradzę. Daj sobie troche luzu, zdystansuj się. Bo widze, że wciąż podchodzisz do tego zbyt emocjonalnie...
- Zbyt emocjonalnie?! - stanąłem w pół kroku.
- Tak, zbyt emocjonalnie. Jeśli sądzisz, że zrobiłeś naprawdę wszystko co w twojej mocy by ją odzyskać a to i tak nie poskutkowało... to czas dać sobie spokój, bo nikogo na siłę przy sobie nie zatrzymasz. I jak widać nieważne, że nazywasz się Michael Jackson. - przymknąłem oczy. Nawet nie wiedział jak bliski jest prawdy.
- Dobrze. Pojadę tam. - powiedziałem w końcu. Uśmiechnął się zadowolony.
- No to rozumiem! Nie musisz siedzieć do samego końca, ważne, żebyś się tam pokazał i troche pouśmiechał. - prychnąłem.
- Pouśmiechał...
- Strzelił uśmiech ze trzy razy i już.
Łatwo mu było mówić. Jak ja się miałem uśmiechać, jak nawet sam na siebie w lustrze nie mogłem patrzeć. Zacząłem już nawet myślec czy czasem nie zacząc już prac nad kolejną płytą... Może to odciągnie moje myśli od tego wszystkiego... W końcu zapomnę jeśli pochłonie mnie bez reszty praca nad piosenkami. Będe musiał z nim o tym porozmawiać, ale to po tej zasranej imprezie.
Wróciłem do domu i stwierdziłem, że nie ma się co ociągać. Zacząłem się szykować. Szybki prysznic trochę rozluźnił mięśnie, ale za wiele aż nie pomógł. Serca nie rozluźnił. Przez cały czas myślałem o niej. Ale nie miałem już zamiaru błagać jej. Jeśli naprawdę mnie nie kocha... niczego już tu nie zdziałam. Pozostaje się tylko z tym pogodzić.
Własnie dopadł mnie ten rodzaj tęsknoty o którym kiedyś rozmyślałem. Nie widziałem nadziei na to, że ona do mnie wróci i znów będziemy razem szczęsliwi. Tak jak przed tem. Może rzeczywiśćie przejrzała na oczy po tym co się stało... Ale wciąz nie mogłem uwierzyć, że tak nagle... Przecież...
Westchnąłem zakrywając twarz dłonią stojąc przed lustrem w łązience. Ile jeszcze wytrzymam? Nie miałem pojęcia.
Wyszedłem w końcu i założyłem na siebie coś. Białą marynarkę i coś tam jeszcze. Nawet szczególnie nie przykładałem do tego wagi. Niech sobie potem piszą co chcą. Nie miałem nawet pojęcia kto jeszcze będzie na tym przyjęciu. Pewnie nie jeden mój kolega po fachu. Miałem zamiar szybko się stamtąd ulotnić, ale w najśmielszych snach nie przewidywałem tego co się potem stanie...
Limuzyna zawiozła mnie na miejsce. Droga trwala półtorej godziny podczas której miałem mnóstwo czasu na rozmyślania. Znów i znów o niej. Dlaczego nie mogłem przestać o niej myślęc... Dlaczego nie mogłem się po prostu wyłączyć... Życie jest naprawdę... do dupy.
- Jesteśmy na miejscu, prosze pana. - usłyszałem co wyrwało mnie z zamyślenia. Popatrzyłem przez boczną szybę.
- Tak, tak... dziękuję. - mruknąłem i wysiadłem.
Oczywiście mnóstwo fotoreporterów. Flesze błyskały co chwila, oślepiając mnie monetami. Przypomniałem sobie, że Dona zawsze się tego bała, wręcz się tym brzydziła. Zawsze mi mówiła, że jest pod wielkim wrażeniem tego, jak sobie z tym radzę. Że w ogóle daję rade jakoś żyć, kiedy co chwilę ktoś za mną krzyczy, nie mogę wejść nawet do zwykłego sklepu sam. Zawsze ją zastanawiało jak ja to znoszę. Co miałem jej powiedzieć. Musiałem to znosić, innego wyjścia nie miałem. Szło sie z ochroniarzem lub dwoma i już. Uśmiech trzeba było przykleić do twarzy, dać kilka autografów i przy odrobinie szczęścia po dwóch godzinach wychodziło się z tego sklepu. Ze śladem czerwonej szminki na kołnierzu.
Pomachałem ze sztucznym uśmiechem, oczywiście, zgromadziło sie mnóstwo fanów. Nie tylko moich, ale później ktoś mi powiedział, że najgłośniejszy krzyk rozległ się właśnie wtedy, kiedy ja się pojawiłem. Podejrzewałem, że miało to dużo wspólnego z moją ostatnią płytą 'Bad". Tak jak zapowiadałem, pobiła 'Thrillera". Wątpiłem bym dał radę trzeci raz powtórzyć taki sukces... zwłaszcza teraz.
Kiedy znalazłem się na sali od razu ją zauważyłem. Wystroiła się jak choinka na Borze Narodzenie i to na biało. Cycki prawie na wierzchu... normalne. Ale suknie miała długą, a na ramionach jakieś futerko też białe, więc... Może nie tak źle. Jestem ciekawy kto jej te wszystkie stroje doradza.
Również mnie dostrzegła. Odniosłem nie jasne wrażenie, że obserwowała wejście jakby na mnie szczególnie czekała. Popatrzyła na mnie jakby spodziewała się ze mną kogoś jeszcze... Gdyby nie to co się stało, pewnie KTOŚ by był... Zauważyłem, że się uśmiecha.
Postanowiłem ją ignorować. Ten uśmieszek mi sie nie podobał. Pełen był samozadowolenia i pewności siebie. Zostałem zagarnięty przez jakiegoś starego faceta... Nie pamiętałem bym gdzieś go już spotkał, ale zagadał do mnie tak jakbyśmy się znali lata. Rozglądałem się ukradkiem za kimś kogo istotnie bym znał, żebym nie musiał wciąż gadać o dupie marynie, ale... jak dotąd nie dostrzegłem nikogo poza...
- Witaj, Michael. - kiedy ona do mnie podeszła?? Powitała mnie z szerokim uśmiechem lustrując mnie z góry do dołu. - Wspaniale wyglądasz, widzę, że sukces ci służy i to bardzo. Należy ci się. Prawda? - zwróciła się do gościa stojącego obok mnie. Uśmiechnął się pod nosem.
- Oczywiście, bez dwóch zdań. - taa... te podlizywanie się. Stały element.
- Może się czegoś napijemy? Za twoje zdrowie. - zaproponowała i chwyciła mnie za rękę ciągnąć w stronę minibaru. Akurat nikogo tam nie było. Poszedłem nie chcąc się szarpać. Na tego typu okazjach należało cały czas się usmiechać, delektować się kieliszkiem bez przerwy pełnym i rozmawiać z każdym tak jakby był twoim najlepszym przyjacielem. Tak więc nie mogłem jej potraktować inaczej.
Nie czekała aż ja jej coś zaproponuje. Po prostu wlała sobie czegoś do wysokiej szklanki i spojrzała na mnie. Sięgnąłem po coś podobnego. Miałem nadzieję, że nie jest to cos zbyt mocnego, bo czułem, że mam dzisiaj naprawdę słabą głowe.
- No więc... Zdrowie niekwestionowanego Króla Popu. - wymruczała cały czas patrząc na mnie i wycedziła kropelkę ze swojej szklanki. Upiłem łyk rozglądając się po sali. Oczywiście, flesze wciąz błyskały, choć nieco rzadziej niż na zewnątrz. - Nie wydajesz się być zbyt zadowolony. - usłyszałem znów co wytrąciło mnie z rozmyślań. O czym myślałem? Głupie pytanie... Spojrzałem na nią.
- Hm...? - mruknąłem tylko. Roześmiała się wesoło. Patrzyła na mnie wciąż uważnie, jakby chciała coś wyczytać z mojej twarzy.
- Mówię, że nie wyglądasz na zbyt zadowolonego. - powtórzyła znów cedząc trochę ze szklanki. Co miałem jej cholera powiedzieć. Uśmiechnąłem się wymuszenie.
- Wydaje ci się.
- Tak? To dobrze. Juz myślałam, że stało się coś co cię trapi. - cały czas czułem na sobie jej wzrok.
- Nie... nic wielkiego sie nie stało. - powiedziałem chcąc uniknąć tego tematu.
Byłem autentycznie zdziwiony. Zawsze wszystko wyniuchają, a teraz nic? A może celowo nie piszą chcąc wywołać jakiś skandal... Może pstrykną mi tu zaraz jakieś dziwne zdjęcie i pojawi się artykuł-bomba. Tylko na to czekać.
- Jesteś tu sam? Chyba każdy spodziewał się tu zobaczyć twoją towarzyszkę razem z tobą. - zagadneła znów. Znowu... cholera... Milczałem patrząc wszędzie tylko nie na nią. Byłem wściekły, ale nawet nie wiedziałem czemu. - Michael? - chciała zwrócić na mnie swoją uwagę.
- Tak się jakoś złożyło. - powiedziałem obdarowując kolejnym wymuszonym usmiechem.
- Na pewno czytałes ostatnio prasę. Zabawne co insynuowali.
- Bardzo. - odmruknąłem. Już mi nawet było obojętne z kim rozmawiam. Byle tylko wytrzymać te godzinę dwie i wracać do domu...
- Nie zastanawiałeś się, czy rzeczywiście to co opisywali przypadkiem by się nie udało? Oczywiście, gdyby nie twoja... dziewczyna. - uśmiechnęła się. - Masz szczęście. Taka młoda... - zdawała się ją chwalić, ale wyczuwałem w tym wszystkim drugie dno. Uśmiechnąłem się tylko.
- Wiesz, Mad... - zwróciłem się do niej. - Ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu na tego typu rozmyślania. - roześmiała się i patrząc mi w oczy stuknęła szklanką w moją i upiła łyczek.
Taa. Madonna. Jak pająk wyczekiwała na potencjalną ofiare i jak widac ma już ją w zasięgu wzroku. Musiałem być ostrożny...
Ale w pewnej chwili przyszła mi do głowy pewna myśl. Na co ja mam się teraz oglądać? Dziewczyna, która kocham na życie mówi, że mnie nie kocha i tylko czeka, żeby się ode mnie wyprowadzić i nie musieć na mnie więcej patrzeć. Co mi stoi na przeszkodzie? Absolutnie nic.
Uśmiechnąłem się patrząc na nią.
- No wreszcie się uśmiechasz!
- Ostatnio... to nie był chyba mój czas... - zacząłem.
- Jak to nie twój? Twoja płyta bije rekordy! Dotrzymałeś słowa. Bum na miarę Thrillera, jeśli nie jeszcze większy. Powinieneś być z siebie dumny.
- Jestem. - przyznałem cały czas się uśmiechając. - Ale nie chodzi tu o płytę... a o moją towarzyszkę, jak to nazwałaś. - otworzyła szerzej oczy.
- A co z twoją towarzyszką?
- Nic. Rozstaliśmy się. - teraz już miała oczy wielkie jak cebule.
- Naprawdę? - chyba się nie spodziewała. Może myślała, że będzie musiała ostro polować...
- Tak.
- Ale... nic nie słyszałam, żeby...
- Też mnie to dziwi. Ale zapewniam cię, że to prawda. - powiedziałem sącząc ze swojej szklaneczki.
- No ja ci wierzę... - mruknęła patrząc na mnie jak w obrazek. Po chwili uśmiechneła się refluktując się trochę. - Co się stało? - podniosła swoją szklankę do ust.
- Czy to ważne? Ważne, że nie jesteśmy już razem.
- No w sumie masz rację. - powiedziała z uśmiechem.
Może jednak nie będę się zmywał tak szybko.
Wkrótce kazano nam się porozsiadać. Komuś składali jakiegoś gratulacje czy coś... Mad oczywiście cupnęła obok mnie przy stoliku dla dwóch... Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Urodziny! W tym wieku powinno się już sobie odejmować, nie dodawać! - szepnął do mnie ktoś z tyłu. Odwróciłem się i automatycznie po raz pierwszy dzisiaj uśmiechnąłem się prawdziwie.
- Stevie! - ucieszyłem się niezmiernie. Powitaliśmy się jak przyjaciele. Jakiś czas temu spotkaliśmy się na planie do piosenki 'We are the world'. Wiele z tamtych znajomości pozostało. - Co słychać?
- U mnie stara bieda. Zresztą, co ty sie mnie pytasz o takie pierdoły! Jak tam twoja lalunia z Polski? - wyszczerzył się, ale gdy zobaczył moją minę szybko mu zrzedła. - Oj, Jacko Jacko...
- Nie mów tak do mnie. - mruknąłem po czym znów lekko się uśmiechnąłem.
- Nadal tego nie cierpisz? - zaśmiał się. - Pół świata tak na ciebie woła, człowieku.
- Wiem i niezmiernie mnie to wkurza. - powiedziałem znów się uśmiechając.
- No więc co z tą twoją?
- Daj spokój. Nie ma o czym gadać. - powiedziałem tylko.
- Rozumiem. - przeniósł wzrok na Mad, która ukradkiem obserwowała mnie uważnie. - Witam szanowną królową. - posłała mu lekki uśmiech. Wlepiliśmy znów wszyscy oczy w to co pokazywali nam z przodu.
Super. Jakies durne pokazy czegoś... nawet nie miałem pojęcia czemu ma to służyć. Ale wypadało udać że ogląda się wszystko z wielkim zainteresowaniem. Po tym całym przedstawieniu zrobi sie luźniej i będzie można czmychnąć...
- Nudy co? - usłyszałem znów obok siebie. Spojrzałem na nią. Już ja dobrze wiedziałem co jej chodzi po głowie. Usmiechnęła się tylko i odwróciła z powrotem do pokazu.
Był śmiertelnie nudny. Moje myśli błądziły sobie swobodnie co jakiś czas zahaczając o bolesne tematy. Wciąz nie mogłem się od tego uwolnić. W takim momentach szybko wynajdywałem sobie  coś innego na czym mógłbym chwilę podebatować. Nie wiele to dawało na dłuższą metę, ale jednak. W końcu gdy ta cała szopka się skończyła odetchnąłem lekko.
- Widze, że tobie też zrobiło się lżej. - zagadnęła mnie znów.
- Chyba każdemu na tej sali. - powiedziałem z uśmiechem.
- Najgorsza część za nami, teraz możemy się rozluźnić. Wyjdziemy na taras? - zaproponowała spoglądając na mnie.
- Jasne. Idź zaraz do ciebie dołączę. - powiedziałem mając zamiar wziąć coś do picia. Uśmiechnęła się i poszła z wdziękiem. Westchnąłem tylko. Nie nad jej wdziękami bynajmniej.
- Mam nadzieję, że ty wiesz co ty robisz. - usłyszałem obok głos Steva. Nie musiał być geniuszem. Każdy wiedział jak się kończą związki z tą kobietą. Uśmiechnąłem się tylko do niego.
- Jasne, nie martw się, przyjacielu.
- Wiesz, ja ci nie będę mówił co masz robić, ale... - popatrzył na mnie z uniesionymi brwiami. - Twoja panna już cię nie oblatuje? - zacisnąlem usta.
- To ja nie oblatuję jej. - mruknąłem po czym pożegnałem się z nim.
- Jesteś już. - powiedziała biorąc ode mnie kieliszek białego wina, kiedy już się tam dostałem. Uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Wybacz. Każdy chce porozmawiać.
- Coś o tym wiem. - westchnęła lekko. - To bywa bardzo męczące. Ale coś za coś, prawda? - dodała z uśmiechem i wzniosła swój kieliszek. Stuknąłem o niego.
- Tym razem za co? - zastanowiła się.
- A potrzeba do tego jakiejś okazji? Nie potrzeba niczego szczególnego. Nie uważasz? - mruknęla poprawiając mi kołnierzyk. Jasne... niby nic takiego, a jednak już coś robi.
- Za pewne masz rację. - stwierdziłem i wypiliśmy.
- To ty tu jesteś największą gwiazdą. Chyba jesteś tego świadomy?
- Jest tu wiele innych znakomitych osobistości.
- Tak. - mruknęła patrząc na moje usta. Aż poczułem jak mrowią. - Ale Król i Królowa moga być tylko jedni. - stwierdziła znów przywołując na twarz swój słodki uśmiech. Pozornie słodki i niewinny.
- Uważasz nas za taka parę królewską na tej uroczystości? - zapytałem opierając sie o barierkę obok której staliśmy.
- Byc może. I pewnie nie ja jedna. To chyba nie przypadek, nie uważasz?
- Co masz na myśli? - popatrzyłem znów na nią.
- Michael... - zawsze pełnym imieniem. Dona lubiła je zdrabniac... - Chyba pamiętasz co ci mówiłam, kiedy widzieliśmy się ostatni raz? Po premierze płyty "Thriller".
- Tak, pamiętam doskonale. - uśmiechnęła się znów.
- Pewnie do dziś jest wielu, któzy widzieliby nas obok siebie. Te wszystkie artykuły w gazetach są tego najlepszym dowodem. - teraz to ja się uśmiechnąłem.
- Przyznam się, że zastanawiałem się czy rzeczywiście coś takiego powiedziałaś. - zaśmiała się.
- Lubię zadziwiać. Naprawdę. Ale nie do tego stopnia. - upiła łyczek. - Nic bym nie zyskała w takim przypadku, wręcz przeciwnie. Po co mówić coś przez co można się tylko ośmieszyć? Może gdyby sytuacja była nieco inna... to może coś by nam z tego przyszło.
- Zdaje się, że teraz moja sytuacja jest zupełnie inna niż wtedy. - zauważyłem patrząc na nią z uśmiechem. Wciąż tym samym.
- Nie próbujesz dogadać się ze swoją dziewczyną? - zapytała patrząc na mnie uważnie. Badała teren.
- Próbowałem. Ale nie zmusze jej do niczego. - popatrzyłem gdzieś przed siebie.
- Masz świętą rację. Nie zmusisz. - usłyszałem, a potem poczułem jak dotyka mojego ramienia. Zerknąłem na nią. Stała bardzo blisko. - Nie warto w takim razie dłużej w to brnąć. - uśmiechnałem się znów po raz kolejny.
- Cóż... Już to sobie uświadomiłem. Wszystko co dobre szybko się kończy, jak to się mówi.
- Jedno się kończy, drugie może się zacząć. - stwierdziła patrząc na mnie i wypiła znów maleńki łyczek ze swojego kieliszka.
- Tak, w istocie masz rację. - i wciąz te uśmiechy... - To co? Może wrócimy do środka? - mina jej nieco zrzedła, na co nie mogłem się powstrzymać naprawdę się usmiechnąłem pod nosem. Poszła jednak ze mną.
Usiedliśmy przy jednym z pustych jeszcze stolików a było ich sporo. Po chwili w tle rozbrzmiała całkiem przyjemna muzyka. Podniosłem się z krzesła.
- Pani pozwoli..? - z wdziękiem podała mi swoją dłoń i pozwoliła zaprowadzić na parkiet. Oczywiście natychmiast usłyszałem pstrykania aparatów. Będziemy mieli co czytać w najbliższym czasie. Może i dobrze.
Muzyka wolno płynęła, a my posuwaliśmy się w jej rytm. A razem z nami kilka innych par. Patrzyła na mnie cały czas widocznie zadowolona. Nie musiałem na nią spoglądać by to wiedzieć. To było czuć. Wwiercała we mnie swój wzrok po prostu. Czułem się nieco skrępowany, ale... kto się tym będzie przejmował. Najwyżej później się będę nad tym zastanawiał.
Zeszliśmy z parkietu trzymając się za ręce. Tak jakoś samo to wyszło... a może po prostu ona celowo się mnie nie puszczała. Kilkoro ludzi znów nas zatrzymało by porozmawiać. Spojrzałem na zegar wielki wiszący na jednej ze ścian. Wskazywał godzinę dwudziestą. Cała impreza zaczęła sie dość wcześnie bo o siedemnastej. Zwykle to zaczynały się własnie teraz. Widocznie komuś się tak podobało.
- Państwo wybaczą... - powiedziałem w pewnym momencie odstawiając swój kieliszek na jakiś stolik gdzie stało mnóstwo innych podobnych. Ona natychmiast na mnie spojrzała. - Na mnie już czas.
- Już? Na ciebie tu wszyscy najbardziej czekali i już uciekasz? - zapytał ktoś. Chyba ten facet, który jak tylko wszedłem od razu mnie zaczepił. Uśmiechnąłem się.
- Naprawdę chciałbym zostać, ale... jutro czeka mnie spotkanie w wytwórni.
- W wytwórni?
- Tak. Rozpoczynamy pracę nad nowym krążkiem...
- Prężnie przesz do przodu! - zasmiał się. - Jeszcze nie odparowałeś po ostatnim, a już bierzesz sie za następny! Cały Mike! - skwitowałem to tylko uprzejmym uśmieszkiem.
- Nic się samo nie zrobi. Miło było poznać... - to był oczywiście blef ale coś musiałem powiedzieć. A ona jakby miała radar w głowie.
- Ja też już musze uciekać... O kimś media muszą w końcu pisać, prawda? - powiedziała równiez odstawiając kieliszek tam gdzie ja.
- Chyba się umówiliście! - zaśmiał się tamten. - Oboje nam uciekają, widzieliście? - parsknąłem smiechem, nie zdążyłem się powstrzymać, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wyszedłem w końcu. A ona oczywiście za mną.
- Lizusy. - mruknęła pod nosem. Spojrzałem na nią. - To jest chyba wpisane już w cały schemat tego wszystkiego.
- Tak myślisz? - podjąłem temat. - Pewnie masz rację.
- Ta wytwórnia był tylko wymówką, żeby się stąd wydostać, prawda? - wymruczała z usmiechem patrząc na mnie spod rzęs. Zaśmiałem się.
- Jak zwykle jesteś bardzo spostrzegawcza.
- Owszem. Masz rację. Powiem więcej. - stwierdziła i przysunęła sie do mnie bliżej. Patrzyłem jej w oczy z odległości kilku centymetrów. - Widze okazje i je wykorzystuję.
- Ach tak?
- Oczywiście. Trzeba mieć zawsze oczy szeroko otwarte. - uśmiechnąłem się znów pod nosem. Położyła mi ręce na ramionach. - Powinieneś o tym wiedzieć.
- Och, zdaję sobie z tego doskonale sprawę.
- W takim razie bardzo się cieszę. - powiedziała zadowolona i wspięła się na palce. Była dośc niska. Po chwili poczułem jej wargi na swoich.
Odwzajemniłem pocałunek. Bo czemu nie? Objąłem ją lekko w pasie kładąc dłonie na biodrach i całowałem namiętnie. Ale uczucia w tym nie było żadnego. Nie miałem pojęcia do czego jej potrzebne coś tak pustego i płytkiego, ale widać takie związki najbardziej preferowała. Objęła mnie za szyję ale na szczęscie włosy zostawiła w spokoju. Czułem, że tej nocy nie wrócę do Neverland. A przynajmniej nie tak jak sobie zaplanowałem.
Po kilku minutach odkleiła się ode mnie, ale niezbyt oddaliła. Popatrzyła na mnie z delikatnym uśmiechem i zadowoleniem w oczach. Nikogo w pobliżu nie widziałem... ale nie zdziwiłbym sie gdyby jednak ktoś już nas tu przydybał. W sumie... chyba nawet o to chodziło, prawda? Im głośniej tym lepiej. W pewnym sytuacjach.
- Król i królowa, tak jak powinno być, nie uważasz? - wymruczała znów nie odsuwając się już ani na milimetr. Król i królowa?
- Być może. - mruknąłem tylko cały czas patrząc jej w oczy.
- I nie można było tak od razu? - mruknęła znów.
- Nie można mieć wszystkiego od razu. - usmiechnęła się bardziej.
- Masz rację. - zgodziła się po chwili. - Trzeba być wytrwałym. - dodała i pociągnęła mnie za rękę. Wyszliśmy do podziemnego parkingu gdzie wszystkie auta zostały zaparkowane. A raczej limuzyny bo tych zwykłych było tu bardzo mało. Zauważyłem swoją. Ale pociągnęła mnie w zupełnie innym kierunku. Do srebrnej, moja była czarna.
- Mad...
- Słucham? - uśmiechnąłem się lekko patrząc na nią.
- Daj mi chwilę.
- W porządku. - została przy swoim aucie, a ja tym czasem podszedłem do swojego kierowcy. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Jedź do Neveralnd. Ja wrócę później inaczej. - powiedziałem tylko. Dostrzegł w oddali czekającą kobietę i skinał tylko głową.
- Ok. - odparł i odpalił silnik. Po kilku minutach odjechał. Wróciłem do niej, patrzyła na mnie wyczekująco.
- Zapraszam do środka. - powiedziała i wsiadła, a ja za nią. - Jedź. - rzuciła władczo do faceta i ruszyliśmy. Szyby były przyciemniane, więc nikt na ulicy nie widział kto jedzie. Może to dobrze może nie... nie zastanawiałem sie wtedy nad tym. Patrzyłem na nią lustrując wzrokiem jej figurę. Była mniej więcej w moim wieku. Ciało za pewne wciąz miała niczego sobie. Przynajmniej w tej sukni to pokazywała. Jakoś wcześniej sie nad tym nie zastanawiałem. Teraz zacząłem jej się bacznie przyglądać. Mieszkała na samych obrzeżach miasta. W wielkim domu ogrodzonym murem, oblepionym kamerami, nikt nie proszony na pewno by sie tam nie dostał. No cóż... ja chyba byłem bardzo proszonym gościem.
Wjechaliśmy przez bramę, po czym wysiedliśmy przed samymi drzwiami do jej domu. Wszystkich traktowała z góry. Gdy weszliśmy do środka ktoś podleciał i wziął od niej małą torebkę i futerko. Spojrzała na mnie i pociągnęła za sobą rzucając tylko by nikt nam nie przeszkadzał. Jej słóżba pewnie była zadziwiona moją obecnością tam. Być może ja sam też powinienem być, ale nad tym myślec będe później.
Jej sypialnia mieściła się na samej górze dwupiętrowego domu. Jak jakaś komnata, istna królowa. Kiedy zamknęły się za nami drzwi momentalnie zrobiło mi się gorąco.
- Nikt nie będzie nam przeszkadzał. - powiedziała odrzucając swoje pantofelki i podchodząc do mnie. Odwróciła sie do mnie plecami. - Mógłbyś mi pomóc? - zapytała. Chwyciłem za suwak i powoli go rozsunąłem muskając przy tym delikatnie jej skórę na plecach. Uśmiechnęła się kiedy zerknęła na mnie przez ramię. Suknia była z dość sztywnego materiału więc nie opadła od razu. Odwróciła sie do mnie przodem. Powoli zdjęła ze mnie marynarkę...
- Mogłes zostawić to na dole. - stwierdziła odrzucając ja na fotel  w koncie.
- Nie pomyślałem. Miałem akurat inne rzeczy na głowie. - mruknałem patrząc na nią.
- Rozumiem. - stwierdziła zadowolona. Teraz bez tych swoich obcasów była jeszcze niższa.
Chwyciła mnie znów za ręke i pociągnęła do swojego łóżka z baldachimem. Było ubrane w białe pościele. Baldachin również był tego samego koloru. Rozsunęła kotary i wspięła się na nie ciągnąc mnie za sobą. Płótna opadły miekko zasnuwając nas cienkim materiałem...
Powoli zdjąłem z niej tą sukienkę. Nie miała stanika, prawie od razu moim oczom ukazały się jej piersi. Dalej miała bieliznę składającą się ze skąpych majtek i rajstop na podwiązkach. Aż dziwne, że w ogóle je miała, pomyślałem.
Rozpiąłem powoli swoją koszulę a ona leżała przede mną patrząc na mnie zadowolona w oczekiwaniu. Zrzuciłem ją byle gdzie i pochyliłem sie nad nią. Rozsunęła sama nogi i oplotła mnie nimi w biodrach. Skórę na udach miała nawet przyjemną...
Poczułem jak lekko przeciąga paznokciami po moim torsie.
- Jednak to prawda, że masz to bielactwo. - mruknęła na co spojrzałem na nią wisząc nad nią. - Jesteś jeszcze bardziej wyjątkowy. - dodała z uśmiechem. No tak, podliz... Nieważne. Uśmiechnąłem się i pochyliłem niżej.
- Zaraz ci pokażę JAK... wyjątkowy. - zachichotała cicho wciąz lekko mnie drapiąc.
Była zupełnie inna niż Dona. Ale tu w ogóle nie było porównania. Żadna kobieta nie mogła równać się z Doną. Ale co z tego?
- Czekam z niecierpliwością... - odpowiedziała.
Zacząłem od jej biustu i zacząłem schodzic niżej. Kiedy natrafiłem na materiał bielizny od razu ją ściągnąłem razem z rajstopami. Żadne z nas nie bawiło się w zbytnie czułości. Widziałem, że była już gotowa.
Popchnęła mnie na co położyłem sie płasko na pościeli. Chwyciła mnie delikatnie w rękę i przesunęła kilka razy wzdłuż całości po czym zastąpiła dłoń ustami i językiem.
Porno branża czegoś ją nauczyła. Brała mnie głęboko prawie do samego końca. Ale robiła to zupełnie inaczej niż... Nie. Nie chciałem teraz myśleć.
Cóż, dostała to czego chciała, ale jakoś nad tym nie płakałem. Pewnie nie jednemu to już robiła, ale mało mnie to obchodziło. Podniosła sie w pewnej chwili i powoli opuściła na mnie przez co cały ja wypełniłem. Westchnąłem. Zaczęła sie poruszać...
Nie wiedziałem która mogła być godzina, ale chyba oboje się nad tym nie zastanawialiśmy próbując kolejne pozycje. Cholera, była niezaspokojona. Pod tym względem nawet się nadawała. Nie narzekała, kiedy brałem ją mocno w skopanej pościeli, wręcz przeciwnie.
Zapomniałem kompletnie o wszystkim. W głowie miałem kompletną pustkę, sercu kazałem się zamknąć i najlepiej się schowac, gdzies gdzie go nigdy nie odnajdę. Seks powinien wywodzić się z uczucia. Tutaj jedynym 'uczuciem' było tylko pożądanie, nic więcej. Ale to nic. Samą przyjemnością też mozna żyć, jak widać.

2 komentarze:

  1. Hej?
    To hej jest zdezorientowane jak ja.
    Co to ma być? To jest jeden wielki armagedon, bo jaja to to nie są. Jaja można zjeść ewentualnie pośmiać się, ale to co się tutaj stało to raczej jeden wielki bigos.
    Co ona odwala? Jest już teraz przybita chyba. Ale jeszcze się okaże, że to wszystko jest ściemą, bo co tu ściemą nie jest no? Uczucia Dony ściema, albo prawda którą chce ukryć. No wiesz co jeszcze nigdy nie miałam takiego mętliku we łbie. A Michael? Super świetnie dał se spokój. Ale że teraz z Madonną? Nie to jest żart to jest jeden wielki żart, którego nie potrafię zrozumieć. O co tutaj chodzi no naprawdę. Obydwoje chcą zapomnieć ale nie potrafią. Więc pytam się kiedy ten syf się skończy. Wisi mi to jak się skończy, ale ma się skończyć w jakikolwiek. Chociaż każdy wie w jaki najlepiej. Ale z tego co widzę to happy end jest daaaleeekooo henhen za górami i lasami.
    Nie wiem co ma być. Ja tutaj próbuje w miarę składną wypowiedź złożyć a tylko jest "eeee...hmmm...co?...że kurwa co?...że Madonna?..." tak, tak to teraz wygląda tylko jeszcze 100razy gorzej.
    Ja nie wiem co mam teraz zrobić. Więc życzę ci weny dużo weny i mam nadzieję, że już niedługo cała ta sytuacja się rozwiąże i wszystko będzie cacy, albo nie. A jak nie to znajdę i zatłukę.
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! xD Kiedyś to na pewno się rozwiąże. :D Ale na pewno nikt się nie spodziewa w jaki sposób. xD W sposób z lekka poryty mi się wydaje, bez tego nie będzie ciągu dalszego. :D
      Pozdrawiam. :)

      Usuń

Komentarz motywuje! :)