Michael Jackson

Michael Jackson

sobota, 24 września 2016

60.

Witam! To już sześćdziesiąty rozdział. Jestem z siebie naprawdę dumna, że udało mi się w tym wytrwać tak długo, bo często mam lenia. xD Mam zamiar pisać dalej, więc... :) A tymczasem zapraszam na odcinek, a następny pojawi się w poniedziałek.



Donata


Miałam ochotę rozedrzeć swojego byłego. Kiedy opowiedziałam o wszystkim Iwie, o mało nie pękła ze śmiechu. A już w ogóle tarzała się ze śmiechu kiedy powiedziałam jej, co Mike powiedział jemu i jak mu uargumentował fakt niemożliwości jego słów.
Tak, powiedział mu, że najzwyczajniej w świecie mnie posuwa. Faceci...
- Swoją drogą to ja nie wiedziałam, że on taki świński potrafi być. - zauwazyła Iwa, kiedy już się trochę opanowała. - Zaczynam go znowu lubić. - parsknęłam śmiechem.
- No ja też nie wiedziałam. To co o nim piszą w gazetach, mówią w telewizji i w ogóle to co sądzą, że o nim wiedzą fani ma bardzo mało wspólnego z rzeczywistością. Oczywiście, jest słodki, kochany... po prostu dobry, ale potrafi pokazać zęby. Tak jak teraz pokazał na Darka. - obie się zaśmiałyśmy. - Naprawdę mam ochote zabic tego dziada. - syknęłam.
- Daj spokój. Nie psuj sobie nerwów na idiotę. - machneła ręką. - Lepiej spożytkuj je na swoim przyszłym mężu. Własnie, kiedy wy wogóle będziecie brać ten ślub?
- Nie wiem jeszcze dokładnie, ale na pewno niedługo. Raczej nie możemy za wiele zwlekać.
- Będzie jakaś zabawa? - wyszczerzyła się.
- Raczej nie. - parsknęłam śmiechem. - Nikt nie ma się o tym dowiedziec, więc... - wzruszyłam ramionami. - Odbębnimy wszystko i już. - pokiwała głowa, a potem znów się zaśmiała.
- Nie moge z niego.
- A daj już spokój! - szturchnęłam ją po czym obie zaczęłyśmy chichotać.
Nadszedł jednak czas by się pożegnać. Nie była zachwycona, ale co poradzić.
- Niedługo się zobaczymy. - obiecałam patrząc na nią, a ona przytuliła mnie na te słowa.
- Trzymam cię za słowo. No leć już, bo ci tam uschnie biedny. - spuściłam głowe. - Dona. - złapała mnie za rękę. Musiałam na nia spojrzeć. - Nie rób już żadnych głupot. On już naprawdę wykorzystał już chyba wszystko dostępne sposoby w jakie ci może pokazać jak cie kocha. Nie zrób znowu czegoś... nie mądrego. Dobrze? - uśmiechnęłam się patrząc na nią.
- Dziękuję. - powiedziałam i przytuliłam ją znów.
- No! Zachowuj się. - wyszczerzyła się szeroko.
Z westchnieniem myślałam o tym co przede mną jadąc do hotelu. Z rodzicami pożegnałam się już wcześniej. Niedługo mamy samolot... Po prawdzie nie mogłam się już doczekać, aż wylądujemy. Pozostawała tylko jedna sprawa. Janet. Byłam pewna, że jak tylko mnie zobaczy, urwie mi łeb.
Kiedy weszłam do apartamentu od razu poderwał się z łózka i doskczył do mnie dosłownie.
- Mike, co ty... - zaczęłam, ale nie zdołałam dokończyć myśli. Wpił się w moje usta, aż zaparło mi dech. Objęłam go za szyję przyciągając jednocześnie do siebie jeszcze mocniej oddając pocałunek. Wydawał sie być taki stęskniony... A przecież nie było mnie tylko trzy godziny. - Hej...
- Mm... - mruknął z przymkniętymi oczami.
- Chyba musimy się szykować... - powiedziałam lekko rozkojarzona.
- Tak... ja jestem już gotowy. - odrzekł przyglądając mi się. Uśmiechnęłam się spoglądając mu w oczy i w dość szybkim tempie ogarnęłam się.
- Więc... kiedy to wszystko się odbędzie? - zapytałam unikając spoglądania na niego. Miał zostać moim mężem... Mąż... dziwnie się czułam.
- Jutro wieczór. - odpowiedział cichym aksamitnym głosem. Coś ścisnęło mnie w żołądku. - Wiem, że to naprawdę bardzo szybko, ale... nie wskazana jest jakakolwiek zwłoka, myślę, że wiesz. - spojrzął na mnie.
- Tak, masz rację. - kiwnęłam głową. Miał rację, bez dwóch zdań.
Nienawidziłam lotów. Strasznie mi się dłużyły. Siedziałam, na pół leżałam prawie oparta o jego ramię i starałam się choć na chwilę zasnąć, ale okazało sie to niezwykle trudne. Byłam zdenerwowana. Jak mogła bym nie być przed czymś takim? Sukienkę podobno wybrała dla mnie Janet... A właśnie...
- A jak tam twoja siostra? Bardzo na mnie wkurzona? - wymruczałam spoglądając na niego. Nie odpowiedział od razu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Ma zamiar urwać ci głowę. Więc chyba tak, bardzo wkurzona. - skrzywiłam się lekko. - Okłamałaś ją. Mnie zresztą też.
- Nie chciałam... mówiłam sobie, że...
- Nieważne. - powiedział zatykając mi usta palcem. Spojrzałam w jego oczy. - Nieważne. - powtórzył. - Ważne, że teraz jesteś ze mną i że nie długo będziemy rodziną. Bardzo cię kocham. - zetknął swoje czoło z moim. Miałam zaciśnięte gardło.
- Ja ciebie też. - szepnęłam. - Mam nadzieję, że kiedyś mi to wszystko wybaczysz.
- Myślisz, że byłbym tu teraz z toba, gdybym ci nie wybaczył? - spojrzałam mu znów w oczy. Nie było tam nic poza bezdenną miłością i pożądaniem. Pocałował mnie lekko.
- Nie sądzę, żeby to było takie proste do wybaczenia...
- Nie było. Nie zdajesz sobie jaki ból mi zadałaś i to nie raz. Zwłaszcza wtedy, kiedy powiedziałaś, że mnie nie kochasz... - zamilkł na chwilę. - Nieważne. - powiedział w końcu znów na mnie patrząc. I znów widziałam w jego oczach tylko miłość, nic więcej. Wtuliłam się mocniej w jego ramię.
- Boję się. - mruknęłam.
- Czego? Nic ci przy mnie nie grozi...
- To nie taki strach. - powiedziałam kręcąc głową.
- A jaki?
- Taki, że... - westchnęłam. - Ja... boję się, że to się znów rozpadnie.
- Nic się nie rozpadnie, kochanie. - zapewnił mnie cichym szeptem. - Nie wmawiaj sobie nic, proszę...
- Nic sobie nie wmawiam... ja... chyba po prostu nie nadaje się do takich rzeczy... - odsunęłam się od niego. Ale on złapał mnie za ramiona i szarpnął do siebie. Zderzyłam się z nim lekko. Dzieliło mnie od jego ust zaledwie kilka milimetrów...
- Własnie sobie coś znów wmawiasz. Nie mam zamiaru tego słuchać. Jesteś najwspanialszą rzeczą jaka spotkała mnie w życiu, nie pozwole ci, żebyś znów sama mi siebie odebrała. Rozumiesz? - patrzeliśmy sobie przez moment w oczy.
- Mike... - nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzył na mnie w oczekiwaniu na to co mam mu do powiedzenia. - Ja nie wiem...
- Wiesz. - szepnął cicho, spokojnie. Gładził mnie lekko po policzku. - Nie bój się... Po prostu bądź ze mną. - przytulił mnie mocno do siebie.
Tego mi brakowało. Jego bliskości, zwyczajnej bliskości wynikajacej z przytulania. Znów mogłam do niego przylgnąć, poczuć jego zapach... Wszystko to czego przez ostatnie tygodnie nie miałam. Był ze mną. A tego przeciez pragnęłam... Nie wiedziałam czym sobie zasłużyłam na kogoś takiego jak on.



Michael


Kiedy wylądowaliśmy oboje chyba nie marzyliśmy o niczym więcej jak tylko o ciepłej kąpieli i wygodnym łózku. Zauważyłem, że Dona zaczyna znów być lekko podenerwowana, kiedy wyjeżdżaliśmy z lotniska do mojego domu. Pewnie chciała już być na miejscu, położyć się, odpocząć. Chyba za dużo dla niej było tych długich lotów ostatnimi czasy.
Sam też czułem się wykończony. Droga do Neverland dłużyła się strasznie, choć ulice były dość luźne by jechać szybciej niż zwykle. Mimo to czułem jak wszystkie moje mięśnie są boleśnie spięte i chyba właśnie tylko długa gorąca kąpiel da rade je rozluźnić...
Myśląc o kąpieli spojrzałem na Doną usiłującą zdrzemnąć się obok mnie w samochodzie. Chyba niezbyt jej to wychodziło. Kręciła się, wzdychała co chwile z irytacją. Chwyciłem ją lekko za rękę. Spojrzala na mnie czując mój dotyk.
- Za chwilę będziemy już na miejscu. - szepnąłem uśmiechając się lekko, choć sam miałem już dość podróży.
- Jedyne czego chcę to wanna i łózku. - burknęła znów wzdychając. Nie mogła ułożyć się wygodnie.
- Zaraz będziemy na miejscu. - nie dodałem, że mam zamiar zabrać ją do siebie. Zresztą, jak już mówiłem, niech nie sądzi, że będzie mieszkać w osobnym pokoju. Na pewno nie.
Nastała cisza. Po jakichś piętnastu minutach w końcu przejechaliśmy przez bramę. Dona rwała się do wysiadki jak nigdy. Było wczesne rano, koło szóstej. Prześpimy cały dzień, a potem... Jutro cała impreza. Właśnie... nie powiedziałem jej.
Kiedy wysiedliśmy panowie zaczęli wypakowywać nasze bagaże a ja złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą. Poranek był dość chłodny, rześki. Ale w dzień znów będzie ciepło. Wstrząsnął nią lekki dreszcz, na co uśmiechnąłem się. Oczy same jej sie zamykały. Gdyby nie to, że tak chciałem na nią patrzeć mnie pewnie też by się zamknęły.
- A walizki...? - zapytała mało przytomnie.
- Nie przejmuj się tym, chodź. Trzeba odpocząć przed jutrzejszym dniem. - odpowiedziałem ciągnąć ją za rękę. Szła za mną posłusznie jak małe dziecko. Uśmiechnąłem się, kiedy wchodziliśmy do środka.
- A co jest jutro? - zapytała sennie.
- Ślub. - popatrzyła na mnie trochę większymi oczami, ale nic nie powiedziała. Westchnęła tylko cicho pod nosem i pozwoliła mi prowadzić się dalej. Dopiero kiedy stanęliśmy przed drzwiami do mojej sypialni...
- Mike, to twoja sypialnia...
- Od dzisiaj jest nasza. Znów. - powiedziałem nawet na nią nie patrząc tylko otwierając drzwi. Ani drgnęła. - Mam cie tam wepchnąc siłą? Ja też jestem zmęczony, Dona, wierz mi, że jestem zdolny do tego, żeby przełożyć cię sobie przez ramię i po prostu tam wnieść. - popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
- No dobrze. - mruknęła w końcu i weszła sama. No, chociaż tyle, pomyślałem. - Ale tylko dzisiaj...
- Nie ma żadnego tylko dzisiaj, kobieto. - powiedziałem poważnie. - Później przyniosą tu wszystkie twoje rzeczy. A teraz... - podszedłem do niej i ściągnąłem z niej cienką kurteczkę, która miała na siebie zarzuconą. - Idziemy do kąpieli. - zarządziłem.
- Idziemy...? - mruknęła sennie.
- Tak. Idziemy, razem. Rozbierz się, kochanie. - szepnąłem podchodząc do niej jeszcze bliżej i całując ją lekko w czoło. - Ja wszystko przygotuję.
Westchnęła tylko i oparła czoło o moją klatkę piersiową.
- Nie będę się sprzeciwiać... Nie mam na to siły. - uśmiechnąłem się szeroko.
W łazience odkręciłem kran na ful i przyglądałem się jak odpowiednio ciepła woda wypełnia dużą wannę. Delikatny zapach płynu do kąpieli rozniósł się po pomieszczeniu... Przymknąłem oczy i przypomniałem sobie ile razy razem... i co się tu działo. Zagryzłem lekko wargę.
Każdy zakamarek mojego domu miał w sobie coś z niej. Przez ten cały czas kiedy jej nie było, tak naprawdę było jej pełno. Gdzie bym nie poszedł, nawet chcąc przed tym uciec, nie mogłem. Wszędzie były jakieś wspomnienia, unosił się jej zapach, być może bardziej tylko w mojej głowie, ale go czułem. Ściany nasiąknęły nią... Tak trudno było to znieść.
Usłyszałem otwierające się drzwi. Jedno spojrzenie za siebie wystarczyło. Stała oparta o framugę drzwi i patrzyła na mnie totalnie małymi oczkami. A do tego była naga. Uśmiechnąłem się delikatnie i chwytając ją za dłoń powoli przyciągnąłem do siebie. Bliskość jej ciała była upajająca. Bardzo łatwo mogłem teraz oszaleć. Przytuliłem ją wtulając nos w jej piękne długie włosy. Westchnęła cicho przylegając do mnie i skuliła sie lekko. Zmęczona...
- Wskakuj. - szepnąłem po chwili kiedy zakręciłem wodę. Posłuchała bez słowa. Weszła powoli do wody i od razu dało się zauważyć jak na jej twarzy maluje się przyjemność.
- Dziękuję ci, spełniłes moje największe marzenie w tym momencie... - zaśmiałem się cicho i sam zacząłem się rozbierać. Otworzyła oczy, które wcześniej zamknęła i obserwowała bez najmniejszego skrępowana jak pozbywam się po kolei każdej części swojej garderoby.
Wpuściła mnie za siebie. Oparła się o mnie i westchnęła znów... Kiedy objąłem ją ramionami znów zadrżała, zauważyłem delikatną gęsią skórkę, ale po chwili zniknęła. Włosy zamokły w wodzie i seksownie oblepiły jej piersi... Pocałowałem lekko jej ucho...
- Mike... - usłyszałem jak cicho szepcze.
- Hm...? - odmruknąłem czując jak powoli sie rozluźniam. Ona chyba też zaczęła się w końcu odprężać. Ciepła woda działa cuda...
- Brakowało mi tego. - usłyszałem. Wstrzymałem na moment oddech zagryzając wargę. W następnej chwili odgarnąłem jej włosy z szyi na bok odsłaniając tym samym jej pierś i pocałowałem jej delikatną skórę...
- Czego dokładnie? - podpytałem gładząć teraz dłońmi jej brzuszek...
- Wszystkiego. - odpowiedziała. - Wspólnych wieczorów... kąpieli... nawalania się poduszkami... pocałunków, seksu... Po prostu twojej bliskości. Czasami miałam ochote tak po prostu się do ciebie przytulić...
- Więc czemu tego nie zrobiłaś? - wyszeptałem tak samo cicho jak ona.
- Nie miałam odwagi... na nic. - na te słowa przycisnąłem ją do siebie lekko. Westchnęła prężąc się lekko. Wiedziałem że jest jej teraz dobrze. Ze mną.
- Żałuję, że tego nie zrobiłaś. Nie odepchnąłbym cię. Wręcz przeciwnie... nie pozwoliłbym ci sie już więcej oddalić. - zobaczyłem jak się uśmiecha. - Kocham cię... - wyszeptałem muskając wargami jej skroń... Odwróciła się lekko na bok i wtuliła sie we mnie. Przygarnąłem ją z ochotą.
- Ja ciebie też. - usłyszałem stłumiony lekko głos. Popatrzyłem na nią. Oczy miała zamknięte...
- Ale nie śpimy. - zaśmiałem się cichutko. - Zaraz położę cię do łóżka, kruszynko...
- A zostaniesz w nim ze mną? - wydawało mi się, że ciężko jej przychodzą te słowa. Ale cieszyłem się, że mimo wszystko to powiedziała.
- Oczywiście. Zawsze chcę być z tobą. Zawsze. - zacząłem składać delikatne pocałunki gdzie tylko mogłem dosięgnąć. Na jej policzku, czole, głowie... wszędzie gdzie tylko mogłem. Zauważyłem jak znów lekko się uśmiecha. - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało...
- Wcale nieprawda. - mruknęła. Popatrzyłem na nią lekko zaskoczony.
- Nie?
- Nie. - odmruknęła znów. - Bo to TY jesteś NAJLEPSZĄ rzeczą w MOIM życiu. - roześmiałem się cicho i znów po raz kolejny pocałowałem jej głowę.
- Myślę, że jest po równo.
- Nie. - marudziła, a ja wciąz sie śmiałem. - Nie śmiej się.
- Och, nie śmieję się. - udałem poważnego.
Leżeliśmy w tej wannie dość by woda zrobiła się letnia. Wtedy uznałem, że czas wyłazić, oboje byśmy tam chyba zasnęli... Ona już zasnęła.
Szturchnąłem ją lekko na co zamruczała marszcząc nosek.
- Budź się, królewno, czas wyjść z tej wanny. - spojrzała na mnie malutkimi oczami. Uśmiechałem się wciąż. Poruszyła się i... syknęła.
- Ała... - to ała było lekko skacowane.
- Co się stało? - oczywiście od razu się zaniepokoiłem.
- Nic... Zdrętwiałam lekko.  parsknąłem śmiechem.
- Tak to jest jak się zasypia w wannie. Mało wygodnej...
- Ta akurat dzisiaj była bardzo wygodna. - mruknęła podnosząc się w końcu. Miałem teraz przed oczami całe jej ciało. Przeciągnęła się lekko, a dopiero potem wyszła z wody. Owinęła się jakimś czystym białym ręcznikiem kąpielowym...
Wyszedłem zaraz za nią i nie czekając wiele przycisnąłem jej okryty ręcznikiem tyłek do siebie... Objałem ją i rozwijając ręcznik zacząłem ją nim delikatnie sam wycierać... Speszyła się w pierwszym momencie, ale sytuacja musiała się jej jednak spodobać, bo zamruczała w końcu odchylając głowe do tyłu i kładąc mi ją na ramieniu. Wyeksponowała mi tym samym swoją szyję w całej jej okazałości...
Zacząłem składać na niej delikatne pojedyncze pocałunki. Przeciągałem po niej lekko nosem czując wyraźnie jak drży momentami... Mimo zmęczenia to dawało nam się we znaki wyraźnie... Chwyciła moje ramiona obiema swoimi dłońmi i odwróciła twarz w moją stronę... Nasze usta same sie odnalazły i po chwili droczenia się oboje w tym samym momencie przywarliśmy do siebie mocno, ale z czułością. Smakowaliśmy się na wzajem, nie było w tym jakiejś brawury lub czegoś podobnego. Pocałunek był czuły, głęboki i pełen miłości.
Bez najmniejszego ostrzeżenia, wziąłem ją na ręce. Zapiszczała mi cicho w usta zaskoczona, ale już po chwili o tym zapomniała całując mnie zapamiętale. Objeła mnie za szyję wplatając palce jednej dłoni w moje włosy... Po chwili położyłem ją w świeżej pościeli i przykryłem swoim ciałem nie odrywając się ani na milimetr. Nie dążyliśmy do samego zbliżenia... Każde z nas potrzebowało po prostu tej jednej krótkiej chwili zapomnienia.
W niedługim czasie jakoś tak sami z siebie ułożyliśmy sie w tym łózku w wygodnej dla nas obu pozie i nikt już nic nie powiedział. Nie było takiej potrzeby. Była godzina siódma, tak mniej więcej... Narzuciłem tylko na nas pościel i po chwili moja ukochana już spała wykończona podróżą. Ja sam przyglądałem się jej tylko przez chwilę, po czym sam zasnąłem tak samo zmęczony jak ona.




Kiedy się obudziłem przez niezasłonięte okno wdzierało się jaskrawe słońce. Raziło niemiłosiernie w oczy. Zakryłem twarz poduszką i dopiero wtedy odetchnąłem. Mogę spać dalej. Ale już po chwili poczułem jak coś porusza sie tuż obok mnie... a ściślej mówiąc... na mnie.
Odsunąłem nieco poduszkę i popatrzyłem na siebie. Tuż przed nosem zobaczyłem burze ciemnych włosów w kompletnym nieładzie i od razu do mnie dotarło co się dzieje. Odrzuciłem poduchę całkiem na bok i już nawet to światło słoneczne przestało mi przeszkadzać. Liczył się tylko jeden szczegół. Piękna dziewczyna śpiąca razem ze mną  w moim łóżku.
Przeczesałem jej włosy palcami na co zamruczała tylko cicho i spała dalej. Nie miałem zamiaru jej budzić. Po zerknięciu na zegar stwierdziłem, że sam nie mam ochoty jeszcze wychodzić z łóżka. Była godzina dwunasta, południe. Przespaliśmy już około pięciu godzin, ale to jak dla mnie było stanowczo za mało.
Zmieniłem nieco pozycję czując jak moje ciało lekko drętwieje tym samym zsuwając z siebie moją niedługo już żonę, ale już po chwili przycisnąłem ją do siebie obejmując ramionami. Westchnęła cicho przez sen nawet nie otwierając jednego oka. Miała wory pod oczami... Musiała wciąz być zmęczona. Nic dziwnego, że spała tak mocno. Sam miałem wciąż piasek w oczach...
Z zamiarem ponownego pogrążenia się we śnie wtuliłem noc w jej włosy czując jak ich zapach wypełnia moje płuca, ale nie dane mi było zasnąć. Ani też Donie dłużej pospać. W niedługim czasie usłyszałem stukanie obcasów na korytarzu i jakieś głosy. Zaledwie w chwilę później drzwi do mojej sypialni otworzyły się z hukiem i wpadła do niej...
- NARESZCIE! - usłyszałem aż podskoczyłem. Dona podniosła się trzymając pościel przy piersi i rozglądała się zdezorientowana wyrwana gwałtownie ze snu. Oba nasze spojrzenia padły na...
- Janet? JERMAINE?! Czy wy nie umiecie pukać?! Wynocha!!! - cisnąłem w nich tym co akurat miałem pod ręką czyli poduszką. Janet spąsowiała lekko. To wyglądało jednoznacznie, ale nie miałem zamiaru ich teraz w czymś uświadamiać. Natomiast chciałem sie ich stamtąd pozbyć, a już najbardziej mojego brata, który wlepiał pożądliwy wzrok w Donę. - WYNOCHA, MÓWIĘ! - przypomniałem mu o swojej obecności.
- Sorry...! - jęknęła moja siostra po czym wyleciała z pokoju ciągnąc za sobą brata.
Co to miało być?! Nie chodzi mi o Janet, ale o te JEGO ślepia wybałuszone... Przeniosłem wzrok na Donę. Zawinęła sie w pościel tak szczelnie, że nic nie było widać. Poczułem się od razu o wiele lepiej. Ale i tak byłem wściekły.
- Co się stało? - zapytała.
- Nie mam pojęcia, ale wiem, że urwę bratu kutasa! - powiedziałem wściekły wychodząc w końcu z łóżka i zaczynając się po prostu ubierać. Ona siedziała wciąż w łózku i przyglądała mi się. Po chwili skrzywiła się lekko.
- To sobie pomyśleli... - mrukneła.
- Nie chodzi mi o to co sobie pomyśleli! Chodzi mi o to, że mój brat wlepia w ciebie gały!
- Jesteś zazdrosny? - powiedziała. Nie musiałem na nią patrzeć, żeby wiedziec, że się uśmiecha.
- Nie.
- Nie? Ani trochę?
- Ani trochę. - odpowiedziałem wciągając spodnie.
- Aha. W takim razie moge sie owinąć samym ręcznikiem i tam do niego wyjść...
- ANI MI SIĘ WAŻ! - podleciałem od razu do niej. Wytrzeszczyła na mnie oczy. - Nikt nie będzie cię takiej oglądał. - warknąłem po czym wyciągnąłem z szafy jakąś pierwszą lepszą koszulę.
- A to dlaczego?
- Bo tylko ja mam prawo cię taką widzieć! - roześmiała się wesoło. Dźwięk jej śmiechu podziałał na mnie trochę uspokajająco.
- Czyli jednak jesteś zazdrosny.
- I to jak, kochanie! - przyznałem w końcu jęcząc i jednocześnie zgrzytajać zębami. Podszedłem do niej i objąłem ją w pasie. Stała na środku pokoju owinięta w prześcieradło. Gdy objęła mnie za szyję samo opadło na podłogę... Moje ręce od razu zaczęły mnie palić jak tylko dotknąłem jej delikatnej skóry.
- No to czemu nie chciałes się przyznać?
- Och... Jestem facetem. - parskneła śmiechem.
- I co z tego?
- Faceci nigdy się do tego nie przyznają. - cmoknąłem ją szybko. - Ubierz się, a potem idziemy wykastrować mojego braciszka.
- Rozkręcasz się Mike. - zaśmiała się znów pod nosem.
- Nie widziałaś, jak sie na ciebie gapił?!
- Szczerze? Nie. - pokręciła głową. - Pierwsze co zobaczyłam to twoje plecy. Więc sądzę, że nawet gdyby to zza ciebie za wiele nie zobaczył. - popatrzyłem na nią przez chwilę analizując jej słowa.
- Nieważne. - burknąłem w końcu. - Nikt oprócz mnie nie ma prawa cię oglądać. Jesteś moja. - powiedziałem znów do niej podchodząc i kładąc jej dłonie na tyłku. Zacisnąłem lekko palce.
- A moze by tak ich olać i jeszcze poleniuchować, co? - zapytała przyglądając mi się i bawiąc sie niezapiętymi jeszcze guzikami mojej koszuli.
- Kusząca propozycja. - przyznałem z uśmiechem. Wciąż interesowałem się jej tyłkiem.
- No widzisz...
- Ale nie mogę pozbawić Janet okazji urwania ci głowy. - automatycznie się skrzywiła i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Jeszcze jej nie przeszło?
- Sama widziałaś jak tu wpadła. - zaśmiałem się. - Nie odpuści dopóki ci nie wygarnie.
- Weź no...
- Ja ci nie pomogę.
- I tak już dostałam dosyć od ciebie!
- Ja to ja. A Janet to Janet. - pocałowałem ją znów krótko. - Ubieraj się, ślicznotko. - westchnęła ale w końcu zaczęla zakładać na siebie ubranie.
Tak jak mówiłem, Janet oczywiście nie odmówiła sobie sposobności objechania jej. Co najmniej tak samo jak ja wtedy u niej w pokoju. Dona stała przed nią patrząc na nią z miną zbitego psa i pewnie nawet zastanawiała się czy nie dostanie za chwilę w łeb. Przydałoby się jej czasami, naprawdę. Ale śmiać mi się już z tego wszystkiego chciało. Co nie znaczy, że to co zrobiła było jakieś śmieszne... Ktoś mógłby uznać to za dowcip, ale wcale nie był śmieszny. Teraz jednak wielkimi krokami zbliżała się poważna uroczystość i nawet nie chciałem myśleć o tym co było do tej pory. Wiedziałem, że po wszystkim wszystko się zmieni.
- Janet... - wtrąciłem się w końcu hamując uśmiech. Tyrała ją już jakieś dwadzieścia minut. - Wystarczy już chyba co?
- Wystarczy?! - warknęła nabuzowana. Myślałem, że zaraz para pójdzie jej uszami. - Powinnam ją za to ukatrupić! - pokręciłem tylko głową i zostawiłem je widząc błagalne spojrzenie Dony. Chyba miała nadzieję, że ją jakoś uratuję. O niee, nabroiłaś, to teraz masz karę. Zagryzłem lekko wargę.
- Dobra, wiem, masz rację! - usłyszałem w końcu. - Daj już spokój, i tak mi wstyd... - dodała cicho chyba mając nadzieje, że tego nie usłyszę. Słyszałem wszystko.
Moja siostra w końcu się uspokoiła, a jej dobry humor bardzo szybko do niej powrócił. Dona jeszcze od czasu do czasu zerkała na nią z lekkim niepokojem, ale ona już raczej nie miała zamiaru wybuchać. Za to Jermaine zaczął se za dużo pozwalać.
Janet nagle dostała jakiś telefon, wyszła na momencik by odebrać. Sam stwierdziłem, że zrobię wszystkim coś do picie i wyszedłem do kuchni. I to chyba był błąd.
Mój brat jest bardzo specyficzny. Chyba jako jedyny został ulepiony z TAKIEJ gliny, ponieważ reszta nie śmiałaby zrobić czegoś takiego. Dla niego to były żarty, ale bardzo często w nich po prostu przeginał. Tak jak tym razem.
Nastawiłem expres i czekałem aż zaparzy po kolei kilka kaw różnego rodzaju jak każdy sobie życzył. Przez ten czas spoglądałem przez okno, za którym bawiły się jakieś dzieci. Tak... Kolejna ferajna przyszła do zoo. Schowałem się w domu, nie wychodziłem, prawdopodobne było nawet to, że goście nie wiedzą, że jestem w domu. Ale odpowiadało mi to. Teraz byłem skupiony na czym zupełnie innym, kochałem dzieci, ale w tym momencie chodzenie wokół nich nie było tym czego najbardziej pragnąłem. Bawiły się ze zwierzakami... Miały co robić.
Wyciągnąłem tacę i poustawiałem na niej wszystko razem z mlekiem, śmietankami i kostkami cukru. Janet uwielbiała dolewać sobie płynny karmel, więc ten też, gorący jej postawiłem. Wziąłem to wszystko w końcu mając nadzieję, że tego nie wywalę i wyszedłem z tej kuchni kierując się do salonu, w którym została cała reszta.
Kiedy tam wszedłem, zauważyłem, że Janet jeszcze nie wróciła, za to w oczy rzuciło mi się też coś innego. Momentalnie się zagotowałem.
Odstawiłem tą tacę na jakiś mebel i obserwowałem mojego brata, który próbował przyklejać łapy do MOJEJ PRZYSZŁEJ ŻONY. Ta z wściekłą miną odpychała go od siebie.
- Spadaj, dziadu, przysięgam, że za chwilę przestaniesz być mężczyzną! - powiedziała podniesionym głosem. Była zła. Ale z całą pewnością nie była nawet w połowie tak zła jak ja.
- No przestań, przeciez się o niczym nie dowie... - zaśmiał się łaskocząc ją. Zamachnęła się na niego, ale nie trafiła. Zdążył sie uchylić. - No, masz temperament! Takie lubie.
Siedzieli tak, że żadne  z nich mnie nie zauważyło. Stałem i obserwowałem całą sytuację przez jakiś czas. Słyszałem dzwonienie w uszach. Poza tym nic do mnie nie docierało. Ktoś mógłby drzeć mi sie do ucha, nie zwróciłbym na to uwagi. Najmniejszej. Jak on śmie...
- Powiem mu! - zagroziła Dona próbując odepchnąć jego łapy. Nie obmacywał jej jakoś... Ale to co robił i tak było obrzydliwe. A to położył jej dłoń na kolanie, zaczął ją łaskotać  po szyi, a to  próbował złapać za stopę... Kurwa... Miałem nadzieje, że ma jakies ubezpieczenie, bo za chwilę padnie martwy...
- Aj tam! - zaśmiał się znów. - Musi wszystko wiedzieć? To może być taka nasza mała tajemnica. Tylko ty i ja, mógłbym ci pokazać kawał świata...
- On mi już pokazał kawał świata, twojego nie potrzebuję! Poza tym, zrobiłbyś coś takiego własnemu rodzonemu bratu?! - właśnie. Też się teraz nad tym zastanawiałem. Do tej pory jakoś znosiłem jego głupotę, ale teraz... moja cierpliwośc się skończyła.
- Daj spokój. Co to on sie nie zna na żartach? Mało to razy robiłem mu takie jaja?
- Jaja?! Dowalanie się do jego dziewczyny nazywasz jajami?!
- No już się tak nie wściekaj. To co spotkamy się może... jutro po tym całym cyrku? - i ja i ona wytrzeszczyliśmy na niego oczy. - Przecież to tylko fikcja... - dodał i przysunął się do niej.
- JERMAINE, DZIADU, CO TY ROBISZ?! - wszyscy się wzdrygnęli, nawet ja. Głos Janet potrafił poruszyć nieboszczyka. A teraz wlepiała w nich oczy jak sroka  w gnat.
- No przecież żartuje, siostrzyczko. - zaśmiał się odsuwając się od niej.
- To nazywasz żartami?! Ty wstydu nie masz! - zaczęła na niego jechać. A mnie puściły już wszystkie hamulce.
- Wynocha z domu. - powiedziałem o dziwo całkiem spokojnie. Nikt jak dotąd mnie nie zauważył, więc wszyscy spojrzeli na mnie jak jeden mąż. Dona chyba się przeraziła. Może myślała, że zaraz przemebluję mu gębę...? Dobrze myślała. Natomiast on się zmieszał. Chyba dotarło do niego, że przynajmniej część z tego wszystkiego musiałem zobaczyć. Janet wciąż była nabuzowana i skakała oczami po wszystkich po kolei.
- Mike... - Dona pisnęła tylko podchodząc do mnie. Automatycznie jakby ktoś wcisnął mi jakiś przycisk, złapałem ją za rękę i schowałem po prostu za siebie. Wzrok wciąż wbijałem w brata. Prychnąłem w myślach.
- Michael, no chyba nie myślisz, że ja chciałem z nią coś na poważnie...
- Nic mnie nie obchodzi co ty chciałeś, po tobie można się już wszystkiego spodziewać. W tej chwili zabierasz swoją dupę i wynocha z mojego domu. - gdzieś na skraju mojego umysłu kręciło sie lekkie zaskoczenie, że jeszcze nie dałem mu w mordę i wciąz byłem w stanie nad sobą zapanować.
- Mike... - chyba zaczęło do niego docierać, że przegiął i to poważnie.
- WYNOCHA. - wycedziłem. Drgnąłem jakbym chciał do niego dolecieć. I może by się tak stało, gdyby nie ręce Dony którymi oplotła mnie w pasie. Nie ruszyłem się.
- Ale...
- Idź stąd, dopóki nie wybił ci jeszcze wszystkich zębów. - powiedziała Janet przesądzając sprawę. Zebrał się w końcu rzucając mi ukradkowe spojrzenia. Wbijałem w niego wzrok dopóki nie zniknał...
Co za...
- Mike? - usłyszałem cicho lekko zalękniony głos mojej narzeczonej. Nawet na nią nie spojrzałem. Odwróciłem się i odszedłem z zamiarem wyjścia stamtąd, skierowałem się do sypialni. - Hej, zaczekaj! - szła za mną, ale nie zwracałem na nią uwagi. Wolałem... ją teraz zignorować... inaczej istniało spore prawdopodobieństwo, że po prostu się na niej wyżyję. A tego nie chciałem. Nie zrobiła nic złego. Ale byłem wściekły... musiałem ochłonać... w samotności.
Doszliśmy do sypialni, wszedłem do środka zatrzaskując jej drzwi przed nosem. Nie czułem się z tym najlepiej, ale... Później ją przeproszę. Nie wiedziałem czy stała tam czy sobie poszła. Zacząłem się zastanawiać co jest nie tak z tym facetem. Dlaczego obrał sobie za cel życia uprzykrzanie mi mojego. Pokręciłem głowa ze zrezygnowaniem. To nie była rzecz, która mogłem w jakikolwiek sposób zrozumieć. Takich rzeczy nie robi się bratu. Albo on zacznie mnie omijać, albo dostanie w zęby przy pierwszej okazji...
W końcu uznałem, że nie  będę w tej sypialni siedział wiecznie. Czułem ścisk w żołądku. Nie potraktowałem jej dobrze... nie chciałem. Odnalazłem ją w jednym z moich gabinetów, oglądała materiały z pracy nad płytą BAD. Wcześniej nie chciałem jej ich pokazywać... Zerknęła za siebie kiedy wszedłem, ale nic nie powiedziała. Wróciła do segregatora...  ale ten jeden moment wystarczył mi, by zobaczyć, że ma zaczerwienione i lekko podpuchnięte oczy. Poczułem się jeszcze gorzej.
Przyklęknąłem tuż za nią i objąłem ją. Nie zareagowała. Chyba udawała, że mnie nie ma. Przytuliłem ją najmocniej jak tylko mogłem, przyssałem się niemal do jej policzka. Wciąż nie reagowała. Czułem, że jest zła.
- Wiem, że jesteś na mnie zła... - odezwałem się w końcu, ale przerwała mi.
- Nie jestem zła. - mówiła spokojnie. Nie patrzyła na mnie, tak jakbym jej wcale nie obchodził.
- Przecież widzę.
- Nie jestem zła. - powiedziała dobitniej. - Jest mi przykro. - dodała lekko załamującym się głosem i pociągnęła nosem. Tylko nie to, błagam, pomyślałem... Przycisnąłem ją do siebie mocniej. - Potraktowałes mnie jak...
- Przepraszam. - powiedziałem natychmiast, nie chciałem dopuścić do tego, żeby znowu płakała. Przeze mnie. - Nie chciałem zrobić ci przykrości... Wiem, że to nie był najlepszy sposób, ale wolałem się na jakiś czas odgrodzić od wszystkiego i wszystkich... Byłem... zły bo... takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, żeby ktoś rodzonemu bratu pannę chciał poderwać. - na samo wspomnienie byłem znów wściekły. - Nie chciałem po prostu się na tobie wyżyć. Wolałem posiedzieć sam, a potem przeprosić cię za moje zachowanie. Przepraszam. - spojrzała w końcu za siebie na mnie. - Przepraszam, kotku. - szepnąłem znów gładząc ją teraz po policzku.
- No... powiedzmy, że nie było aż tak źle. - rzekła wspaniałomyślnie wracając do segregatorów. Przez chwilę się zastanawiała który wybrać, aż wzięła leżący najdalej od niej i otworzyła go. Było w nim z grubsza co innego niż w pozostałych... jej zdjęcia. Otworzyła szeroko oczy. Sam się trochę zmieszałem, bo jej ich nie pokazywałem do tej pory. - Co to jest? - wyciągnęła spory plik zdjęć i zaczęła je oglądać. Na każdym z nich widniała sama albo z kimś z pewnej odległości. Robiłem jej te fotografie od samego początku. A potem oglądałem czasami z uśmiechem. Poczułem się w tej chwili jak prawdziwy stalker... Ale co miałem zrobić, kiedy ona wtedy nie chciała o mnie słyszeć, a ja byłem tak beznadziejnie w niej zakochany? Miałem ją przynajmniej na tych zdjęciach.
- Głupio mi teraz... - mruknąłem ale nie odsunąłem się od niej wcale.
- Kiedy ty zrobiłeś te wszystkie foty? - oczywiśćie, że ja, któż by inny. Zmieszałem się jeszcze bardziej.
- Robiłem je systematycznie... przez jakiś czas. Kiedy nie patrzyłaś.
- Dlaczego?
- Bo nie chciałaś mnie. Na początku, pamiętasz? - popatrzyła na mnie przez moment. Łzy już zniknęły z jej oczu.
- Pamiętam. - odpowiedziała wciąż na mnie patrząc.
- No więc widzisz... Przynajmniej mogłem popatrzeć na ciebie na tych kilku zdjęciach...
- Kilku? Tu jest ich z dwadzieścia. - uśmiechnąłem się.
- To nie zbyt wiele. Nie były w stanie zastąpić mi ciebie. - patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, a potem w końcu się uśmiechnęła.
- Teraz już nie musisz zadowalać się tylko zdjęciami. - powiedziała patrząc na mnie z czułością. Sam się uśmiechnąłem i przytulił się do niej mocniej. Zacząłem się lekko kołysać czując jak przeczesuje mi włosy palcami. Przymknąłem oczy. - Nie przejmuj sie bratem. Chyba dotarło do niego, że przegiął już na całego.
- Nie popuszczę mu tego tak łatwo. Jesli będzie mądry, to nie pojawi się jutro na ślubie. Będę się nawet z tego cieszyć. Chyba bym eksplodował gdybym go zobaczył...
- Spokojnie. - zaśmiała się. Znów przeczesała mi włosy swoimi palcami. Przymknałem oczy...
- Lubię jak tak robisz. - mruknąłem. Popatrzyłem na nią po czym pocałowałem ją lekko. Okręciła się lekko siadając teraz bokiem do mnie i wtuliła się we mnie cicho wzdychajac. Oplotłem ją ramionami tak jak ona mnie wczesniej i z uśmiechem zacząłem ją całować, składać pocałunki w jej włosach, na czole... po całej twarzy, aż odnalazłem jej usta.
Nikt nic nie mówił przez jakiś czas. Aż ona się odezwałą.
- Jak to jest z tą umową... - wymruczała. - Kiedy ten rok już upłynie...
- Kiedy rok upłynie będziesz miała prawo złożyć pozew i odejść... - powiedziałem czując bolesny ucisk. Nie pozwolę na to na pewno. - To minimalny wymiar czasu jaki małżeństwo musi trwać.
- Minimalny? Czyli może trwać dłużej?
- Oczywiście. Przecież wcale nie musimy się rozstawać. - zmusiłem ją poniekąd, żeby na mnie spojrzała. - Nie pozwolę ci odejść. Uprzedzam cię już teraz. - spuściła głowę ale po chwili uśmiechnęła się lekko.
- Nie chcę, żebyś pozwolił. - mruknęła tak cichutko, że aż zwątpliłem ,że naprawdę to usłyszałem. Poczułem jak cudowne uczucie wypełnia mnie całego od środka. Przycisnąłem ją mocniej do siebie na co sama wtuliła się we mnie jak w wielkiego pluszowego misia. Właśnie... będę musiał sprawić jej takiego jako prezent ślubny... A mówiłem, żeby nikt żadnych nie kupował. Nieważne. Już nawet wiedziałem gdzie go kupię. Wyślę po niego Janet. Pewnie sterczy pod drzwiami i podsłuchuje. Zaśmiałem się w myślach.
Podniosłem się ciągnąc ją za sobą i poprowadziłem ją z powrotem do salonu. Po drodze uchwyciłem sylwetkę Janet czmychającą przed nami w popłochu. Wiedziałem... Kiedy weszliśmy do salonu udawała, że siedzi cały czas na swoim miejscu i czeka na nas. Uśmiechnąłem się patrząc na nią. Jej mina była zabójcza. Wiedziałem, że się nie przyzna, ale... wcale nie miałem zamiaru jej do tego zmuszać.

4 komentarze:

  1. Hej!
    Ja tu szybkiego koma zostawię bo jedna sprawa goni drugą więc ten....
    Genialne. Reakcja Iwy super. Czyli, że znów zaczyna go lubić?
    Kąpiel była taka uloca, że ja nie mogę. No po prostu hit. Jedna z rzeczy, dzięki której mnie kupiłaś.
    Oczywiście Janet jak to Janet zrobiła wejście smoka, zjechała Donę od góry do dołu, a na koniec pozbyła się Jermaniego (chyba tak się odmienia jego imię nie?) Michael zazdrosny. Nie wiem czemu ale uwielbiam, gdy w opowiadaniu Mike jest zazdrosny o swoją miłość. Jakby tak obił swojemu bratu mordkę to po prostu byłabym uchchana. Ja wcale nie jestem sadystką. Myślałam, że Mike jak tylko wejdzie do salonu to od razu go pogoni, a tu nie akcja typu "Spróbuj jeszcze raz jej dotknąć a zginiesz" No ciekawe czy bracieszek pojawi się na ich ślubie. (moja wyobraźnia a propo tego wydarzenia zaczyna działać, więc ten...) Ja wiem, że trochę chaotycznie piszę, ale jak mi się coś przypomni do zaraz zapisuję.
    Weny ci życzę dużo i czekam po to pozostało pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe xD Ja to sie w sumie końca nie mogę doczekać, bo tam będzie się działo. :D
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Czy mam się bać? Bo po sformułowaniu wypowiedzi tak wnioskuję xD

      Usuń
    3. Czy ja wiem? :D Może. No będzie masakra. xD Ale to będzie nic, w części drugiej... to będzie dopiero galimatias. xD Jestem walnięta, ale tak sobie to wymyśliłam i tak jak wymyśliłam tak będzie do samego końca. :D

      Usuń

Komentarz motywuje! :)