Michael Jackson

Michael Jackson

niedziela, 29 maja 2016

15.

Witam. :) Więc tak. Stwierdziłam, że będę dodawała odcinki troszkę częściej tak co trzeci dzień. Usiadłam ostatnio i zaczęłam zastanawiać się nad tym ile rozdziałów mnie wyniesie to opowiadanie i z wielkimi oczami stwierdziłam, że jak zakończy się na czterdziestu to będzie dobrze. Przewiduję że może być nawet więcej. :D Ale co do przyszłości to nic nie zdradzam. 
Ale wiem, że będę musiała się dość wyrobić przed wrześniem, bo potem będzie o wiele mniej czasu na pisanie (tak, stara i głupia wracam do szkoły :D). Tak więc nie przedłużając, dodaję dzisiaj, a następne będą dodawane co trzeci dzień. Amen! :D
Zapraszam do czytania. :) 


Donata


Obudziłam się rano z poczuciem ciepła ogarniającego całe moje ciało. W pierwszej chwili nawet się nie poruszyłam, aczkolwiek w końcu musiałam sprawdzić co mnie tak grzeje. Poruszyłam się, ale moje ruchy było przez coś utrudnione. Zmarszczyłam lekko nos... co jest u licha, pomyślałam i otworzyłam oczy.
Moim oczom ukazał się uroczy widok. Michael spał wtulony w moje plecy, obejmując mnie ciasno ramionami. Mogłam dostrzec jego spokojną twarz zerkając za siebie. Uśmiechnęłam się. Gdy spojrzałam na zegar dostrzegłam, że jest dopiero siódma. Ale nie chciało mi się już spać. Starając się go nie obudzić, jak najciszej wyszłam z łóżka i schowałam się  w łazience ubierając się szybko.
Przypomniał mi się sen i coś automatycznie ścisnęło mnie w żołądku. Ale nawet jeśli on o niczym nie wiedział, bo i jak miałby sie dowiedzieć, wczorajszego wieczoru zdarzyło się dość, bym mogła czuć się nieswojo i chcieć uciekać.
Ucieczka była chyba wpisana w moją naturę. Kiedy wyszłam z łazienki on wciąż spał, chyba nawet się nie poruszył. Popatrzyłam na niego przez chwilę, po czym cichutko wymknełam się z pokoju. Akurat tak, by napatoczyć się tej babie, która wcześniej nakryła mnie z Michaelem w niejednoznacznej sytuacji. Prawie na nią wpadłam.
Popatrzyła na mnie wielkimi oczami jakby nie wierzyła autentycznie w to co widzi. Sama poczułam się nieco niezręcznie, na pewno już wyrobiła sobie swój własny pogląd na tą sytuację. I na pewno nie miał on nic wspólnego z rzeczywistością.
- Dzień dobry. - bąknęłam i chciałam odejść by uniknąć nieprzyjemnej sytuacji, ale chyba nie było mi dane.
- Dzień dobry??? - powtórzyła po mnie jakbym była jakąś wariatką co najmniej. Odwróciłam się patrząc na nią lekko spłoszona. Nie miałam ochoty na tego typu docinki, zwłaszcza pod drzwiami sypialni pana domu. Na pewno nie będzie przyjemnie. - I pewnie jesteś z siebie zadowolona.
- Niby z jakiego powodu mam być zadowolona? - postanowiłam nie stać jak kołek i nie dać się kopać, tylko się bronić. A ta baba ewidentnie szukała pretekstu.
- No, przecież udało ci owinąć wokół swojego paluszka niezłą rybke, co nie? - jej ton był drwiący i przesycony pogardą. Naprawdę nie miałam pojęcia co ona do mnie ma. Pomijając fakt, że to co mówiła było absurdalne, nie miała żadnych powodów by tak się do mnie odnosić.
- Naprawdę... nie mam pojęcia o co pani chodzi. Proszę zostawić mnie w spokoju. - odpowiedziałam i odwróciłam się z zamiarem odejścia.
- Już raz ci powiedziałam, że ty dobrze wiesz o co mi chodzi, panienko. Takie młode mają w głowie tylko pieniądze, a ten człowiek już dość chyba musiał znosić takich larw jak ty.
Tego było za wiele. Spojrzałam na nią odwracając się w pół kroku, a po chwili podeszłam do niej bardzo blisko i spojrzałam jej w oczy.
- Proszę pani. - zaczęłam. - Mówię po raz ostatni, niech mi pani da święty spokój, dobrze? Nie mam zamiaru wysłuchiwać tego pieprzenia, którym mnie pani częstuje. Między mną a Michaelem Jacksonem nic nie ma i nie będzie, proszę sobie to wbić do głowy.
- Taak? To wyjaśnij mi jakim sposobem wychodzisz z jego pokoju taka wygnieciona o siódmej rano? - otworzyłam szeroko oczy.
- Pani jest bezczelna, to po pierwsze, a po drugie, by zaspokoić pani ciekawość, niech pani dobrze słucha, Michael mnie tu przenocował. To wszystko. - uśmiechnęła się z politowaniem.
- Przenocował, no tak. - prychneła. - Tak to się teraz nazywa. - przymknęłam oczy zdenerwowana.
- Nie pani sprawa tak jakby. A nawet jeśli coś by było... to pani nic do tego. To wolny kraj, każdy robi co chce. Do widzenia. - warknęłam i poszłam nie oglądając się już na nią. Co za jędza! Chyba naprawdę coś jej nie pasi i uwzieła się na mnie. Tylko za co, przecież ja jej nic nie zrobiłam. Wydra.
I w ogóle co ona tu robiła tak wcześnie? Stara baba, nie ma własnego życia pewnie, to wtrynia nochal tam gdzie nie trzeba. Naprawdę wkurzało mnie to. Gdyby chociaż zadała sobie troche trudu i czegokolwiek się o mnie dowiedziała. Ale ona pewnie uważa, że wie o mnie wszystko. Obrałam sobie za cel zaciągnięcie do łóżka Michaela Jacksona. Cudownie. Aż chciało mi się śmiać z jej głupoty.
Coś takiego było nie wykonalne, gdyby doszło do czegoś takiego... Wciąż mówiłam sobie, że nic nie może miedzy nami być. NIc. I tego postanowienia chciałam się trzymać. A ona? Niech se myśli co chce.
Było mi też trochę głupio z innego powodu. Zostawiłam go tam samego w tym łózku... Ale w końcu, tak jak mówiłam, nic mnie z nim nie łączyło, a to był tylko nocleg, nieważne jak wyglądał, nic wielkiego się nie wydarzyło. Nie musiałąm zostawać.
Poszłam do kuchni, gdzie pozwoliłam sobie zrobić kawę. Do godziny dziwiątej pozostało nie wiele czasu, więc nie było sensu jechać do hotelu by zaraz wracać z powrotem. Usiadłam sobie tuż obok okna i wpatrzyłam się w obraz za nim. Poranne promienie słońca zatapiały powoli wszystko w swojej złotej poświacie. Wszystko wyglądało tak żywo i kolorowo. Trawa i inne rośliny, drzewa... No i te mnóstwo najprzeróżniejszych kwiatów. Usłyszałam też miałczenie kota, który po chwili przebiegł nieopodal.
Westchnęłam. Ten widok był naprawdę piękny. Uchyliłam nieco okno wpuszczając do środka świeży zapach i aż się uśmiechnełam. W tym zapachu powietrza przesyconym zapachem igliwia i kwiatów odnajdywałam coś z własnego domu. Coś znajomego. Ale jednocześnie już tak dalekiego... Podparłam podbródek na ręce i wsłuchałam się w odgłosy dochodzące z dworu.
Jego posiadłość była naprawdę bardzo duża. Nigdy bym się nie wybrała zbyt daleko, bo jeszcze miała bym problem z powrotem. On tu na pewno znał każdy zakamarek, ale ja wciąz  byłam zielona. Ledwo orientowałam się w domu, który też był wielki. Ale był też piękny. Mnie nigdy nie będzie stać na coś takiego, z resztą po co by mi to było? Zawsze wolałam mieszkać w małym domku. Ale fakt był taki, że wystrój był fantastyczny. Ogród też.
- Wcześnie wstałaś... - usłyszałam cichy głos dochodzący z całkiem bliskiej odległości. Odwróciłam się powoli. Doskonale wiedziałam kto to. Miał mokre włosy. Loki nieco mu się wyprostowały, ale w paru miejscach zaczynały się na nowo skręcać. Zauważyłam pojedyncze kropelki wody na jego szyi. Miał na sobie jakieś zwykłe ubrania, za pewne chodził w nich po domu gdy nie miał nic innego do roboty na przykład w studiu. Ale mimo że nie było to nic wytwornego, wyglądał w tym świetnie.
- Tak, obudziłam się i już nie mogłam zasnąć. - powiedziałam. Nie było to tak do końca prawdą. Pewnie jeszcze bym pokimała, ale... wiadomo... On i w ogóle to co miało miejsce wczoraj... A teraz jeszcze ta baba.
- Nie wolałabyś poleżeć trochę dłużej? - zapytał podchodząc do ekspresu do kawy, którą wcześniej sama zaparzyłam. Upił łyk i przymknął oczy z przyjemności. - Boże, kto robi taką dobrą kawę? - zamruczał. Uśmiechnełam się lekko. - Nie narzekam, ale do tej pory jeszcze nie piłem takiej rano. Ani w ogóle.
- Nie chwaląc się, ja ją zrobiłam. - powiedziałam z uśmiechem patrząc wciąz na niego. Popatrzył na mnie po czym się uśmiechnął.
- Naprawdę?
- Naprawdę. - zaśmiałam się z jego ewidentnego miłego zaskoczenia. - Ale chyba nie powinieneś pić na pusty żołądek, co? - uśmiechnął się.
- Nie jestem głodny. - zmarszczył lekko brwi.
- O której zwykle jesz śniadanie?
- Najczęściej... w ogóle nie jem. - stwierdził upijając znów i przymykając oczy. Kiedy tak robił wyglądał naprawdę przeuroczo.
Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- To jak ty dajesz radę w pracy? - byłam autentycznie zdziwiona jak podchodzi do swojego zdrowia.
- Po prostu nie jestem w stanie jeść tak wcześnie. Kiedy jadę do studia, w czasie przerwy coś podjadam, więc nie jest źle. - parsknęłam śmiechem.
- Tak? A pamiętasz ten wózek zastawiony żarciem, który wjechał do mojego pokoju w hotelu w porze kolacji?? - przypomniałam mu na co zarumienił się lekko i uśmiechnął. Pierwszy raz widziałam u niego rumieńce. Wyglądał jeszcze piękniej. Chyba wszystko chce sie na mnie mścić. I bez tego wyglądał niesamowicie, a jeszcze te rumieńce... Niesamowicie dodawały mu uroku.
- Chciałem być pewien, że wszystko z toba w porządku.
- Było w porządku i nadal jest. Też jeszcze nic nie jadłam... Zaraz nam coś zrobię. - powiedziałam wstając i nurkując do lodówki. Musiałam przejść obok niego... a tak naprawdę to stałam tuż obok niego wypinając się lekko by dojrzeć wszystko co jest w środku. Nie skontaktowałam nawet tego faktu aż do momentu gdy poczułam na swojej talii jego ręce. Wyprostowałam się i spojrzałam na niego.
- Nie kłopocz się. Zjem na przerwie w studio, jak zawsze.
- Zanim do tego dojdzie, padniesz. - stwierdziłam. - Drzesz się jeszcze do mikrofonu czy nagrywacie już teledysk? - zapytałam szczerząc się w uśmiechu. Sam parsknął.
- Nawydzierałem się już. Teraz przyszedł czas na klip. - wyjaśnił. - Będziemy nagrywać próbne pierwsze kadry.
- To tym bardziej musisz coś przekąsić. Będziesz biegał z tyłkiem, błyskawicznie osłabniesz.
- Jestem mężczyzną, dam sobie radę. - stwierdził śmiejąc się. Cały czas nie zabierał ze mnie swoich rąk.
- No dobrze, mężczyzno, ale co twoje rączki robią na mojej talii? - zapytałam unosząc zadziornie jedną brew do góry. Uśmiechnął się szelmowsko.
- Pilnuję by nic ci się nie stało. - widać było, że jest z siebie zadowolony.
- Nie stoję na żadnej wysokości, Michael... - mruknęłam obracając się do niego przodem.
- To nic... - mruknął. Zaczął się przysuwać, ale odsunęłam go w porę. Aż sama się zdziwiłam, że dałam rade. On chyba też był tym zaskoczony.
- Śniadanie, Mike. - przypomniałam mu.
- Mówiłem, że...
- Nie dyskutuj ze mną. - uciełam na co popatrzył na mnie większymi oczami i uśmiechnął się szeroko.
- Jak sobie życzysz. - usiadł posłusznie przy stole i zaczął mi się przyglądać. Bezustannie czułam na sobie jego wzrok.
Powyciagałam na wierzch różne produkty zastanawiając się co by tu przyrządzić. Miałam ochotę na coś ciepłego... może naleśniki?
- Co byś zjadł? - zapytałam przez ramię zezując na niego.
- Ciebie. - parsknełam śmiechem.
- Poważnie pytam.
- A ja poważnie odpowiadam.
- Mike... - mruknęłam patrząc na niego ostrzegawczo. Ale on i tak się uśmiechał! - Na co masz ochotę? - próbowałam pozostać powazna.
- No dobrze... na to co ty. - westchnęłam kręcąc głową.
- A więc... naleśniki. Mam nadzieję, że lubisz.
- Oczywiście. - mruknął. Wiedziałam, że się uśmiecha, nie musiałam nawet na niego patrzeć.
Przygotowanie ciasta i usmażenie ich zajęlo mi nieco ponad pół godziny. Pachniały cudnie według mnie przynajmniej, i smakować też na pewno będą wspaniale. Postawiłam talerz z całym stosem i jakiś sos owocowy wyciągnięty z lodówki na stole, razem z talerzykami i sztućcami.
- No. To smacznego. - mruknełam nalewając sobie soku do szklanki i zabierając się za jedzenie.
Niby głodny nie był, a wpieprzał aż się kurzyło. Aż nie mogłam się napatrzeć.
- Naprawdę tak ci smakuje? - zapytałam go w końcu naprawdę będąc pod wrażeniem.. ale w końcu facet zawsze tyle je... Spojrzał na mnie z uśmiechem. Myślałam, że coś powie, pewnie świńskiego, naprawdę obudził się w nim zboczuch, ale on zrobił coś zupełnie innego. I nie potrzebował do tego słów, żadnych. Bez ostrzeżenia najmniejszego pochylił się nagle i tak po prostu skradł mi pocałunek...
To nie było to co wczoraj wieczorem, co ja zrobiłam... Dla mnie to było już coś większego. Po prostu mnie pocałował... Aż zakręciło mi się w głowie.
- To powinno dać ci do myślenia czy mi smakuje. - powiedział zadowolony z siebie.
- Jasne... - bąknęłam czując, że purpurowieję momentalnie. Spuściłam wzrok na swój talerz. Odchrząknęłam, musiałam chociaz udać, że nic sobie z tego nie zrobiłam. - Więc... kiedy jedziesz to tego studia? - zapytałam jakby nigdy nic. Spojrzał na mnie ze śmiechem.
- Już chcesz się mnie pozbyć?
- Nie, skądże... - popatrzeliśmy na siebie w tym samym momencie.
I wtedy zauwazyłam coś na jego skórze. Miał ciemną karnację, nie do przesady, ale daleko mu było do tak jasnej skóry jak moja. Ale mniej więcej na obojczyku... miał białą plamę mniej więcej wielkości dwóch centymetrów. Wczoraj kiedy paradował bez koszuli tego nie zauważyłam...
Kiedy spostrzegł czemu tak mu sie przyglądam, odchrząknął i zasłonił natychmiast to miejsce. Poczułam, że to dla niego temat tabu. Ale dlaczego? Przecież to nie było chyba nic wielkiego?
- Co to jest? - zapytałam łagodnie chcąc dotknąć tego miejsca, ale odtrącił moją rękę.
- Nic. Muszę... musze isć. - wstał natychmiast. Wydawało mi się, że chce uciec.
- Do studia?
- Nie... nie jadę dziś do studia. - stwierdził nie patrząc na mnie. Wrzucił swoje naczynia do zlewu.
- Zaczekaj. - zawołałam za nim kiedy migiem chciał opuścić kuchnię. Zatrzymał się i spojrzał na mnie uważnie, kiedy do niego podeszłam. - Powiedz mi co to jest. Jakiś ślad po oparzeniu?
Nie wiedziałam nic o takich rzeczach, nie byłam lekarzem. Może na ciemnej skóze oparzenia pozostawiają takie białe ślady? Ale on zaprzeczył. - Więc co to jest?
- Nic. Muszę iść. - chciał za wszelką cenę się zwinąć. Złapałam go za rękę.
- Dlaczego uciekasz, przecież to nic takiego... - zaczęłam, ale widziałam, że ten temat bardzo go uwiera. - Powiedz mi, proszę. - westchnął ciężko.
- To wada skóry... Takich plam będzie pewnie więcej. Muszę... muszę naprawdę iść...
- Mówiłeś, że zaczynacie teledysk, a nie chcesz jechać do studia... to gdzie sie wybierasz? - chyba wiedziałam czemu nie kwapi się do rozpoczęcia zdjęć.
- Prosze cię, daj mi spokój...
- Ty się mną zaopiekowałeś, to chyba ja też mogę, co? - odpowiedziałam z uśmiechem i przeczesałam jego włosy palcami. Przymknął lekko oczy na ten gest. - Chyba wiem jak ci pomóc. - nagle wpadłam na pewien pomysł. - To jest raczej doraźna rozwiązanie, ale powinno pomóc na chwilę obecną. - popatrzył na mnie z lekkim dystansem.
- Co, wytniesz mi to? - próbował zażartowac. I tak się uśmiechnęłam.
- Nie. Zakryję.
- Czym?
- A to się zdziwisz. - powiedziałam wesoło. - Potrzebuję tylko barwników spożywczych w proszku i jednego lub dwa żółtka. I parę innych dostępnych rzeczy.
- Co ty kombinujesz? - zapytał unosząc brwi z zdziwieniem. - Będziesz mnie omletem obkładać? - zaśmiałam się.
- Siadaj i zaufaj mi. - tak zrobił. Chyba.
Wyciągnełam z lodówki dwa jajka i oddzieliłam białka od żółtek. W miseczkę z żółtkami wlałam odpowiednią ilość innych składników a na końcu dodałam po trochu każdego z trzech barwników w proszku: pomarańczowego, niebieskiego i zielonego. Po chwili mieszania spojrzałam na mężczyznę. Przyglądał się sceptycznie temu co robiłam, ja jednak bardziej zainteresowana teraz byłam odcieniem jego skóry. Dorzuciłam więcej odpowiedniego barwnika i po kilku minutach dobrego mieszania uzyskałam mniej więcej taki sam odcień jaki miała jego skóra.*
Podeszłam z tym do niego.
- Co to jest?
- To jest domowej roboty podkład, taki sam jak te kupne. - wyjaśniłam na co wywalił na mnie oczy.
- Co ty opowiadasz? - przyjrzał się całej miksturze z lekkim osłupieniem.
- No tak, ja uważam, że warto znać takie triki. To bardzo łatwe. A teraz rozepnij tą koszulę, żebym ci jej nie upaćkała. I usiądź do mnie przodem, będzie mi łatwiej...
Już wiedział co chcę zrobić więc nic nie mówił. Rozpiął koszulę tak jak prosiłam. I chyba był to błąd, bo moją uwagę zaczęła przyciągać sama jego klata a nie to co miałam zrobić. Weź się w garść, mruknełam do siebie w myślach.
Zaczęłam smarować delikatnie to miejsce zakrywając je powoli. Po częsci chyba było mu to na rękę. Wyczuwałam, że wcale mu nie przeszkadza to, że mam przed oczami spory kawałek jego nagiego ciała, wręcz przeciwnie, był chyba z tego faktu zadowolony. Kiedy skończyłam, podałam mu małe lusterko, żeby się obejrzał.
- No... ładnie. Baby to jednak znają ciekawe rzeczy. - skwitował oglądając miejsce, o którym była mowa.
- Baby? - zaśmiałam sie. - No może i tak. Idealnie nie jestem tego w stanie zakryć, ale chyba i tak jest lepiej, co? - popatrzył na mnie. Jego uśmiech był wystarczającą odpowiedzią. - No to teraz możesz jechać do studia.
- Planowałem zrobić sobie dzięn wolnego... - mruknał, ale porkęciłam głowa.
- Ty ostatnio ciągle masz wolne. Spadaj do pracy! - zaczęłam go wypychać.
- Musze zostać, żeby wiedzieć co z toba!
- A niby co ma być? Jestem cała i zdrowa, o dziewiątej zaczynam pracę. Zmykaj.
- Żadnej pracy dzisiaj nie zaczynasz, moja droga, mówiłem ci wczoraj. - powiedział poważnym tonem zatrzymując się i patrząc na mnie z góry.
- Mike...
- Powiedziałem raz i więcej powtarzał nie będę.
O... to już było naprawdę powazne. Uśmiechnęłam się.
- A ... jeśli cię nie posłucham? - wymruczałam.
- To dostaniesz karę. - oo, ciekawe...
- Jaką?
- Nie posłuchaj mnie to się przekonasz. - teraz on się uśmiechnął. - Idź do mojej sypialni, połóż się. Masz dzień wolny.
- To chyba naprawdę nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego? - zapytał jakby pytał dlaczego nie lubię buraków.
- Bo jedna pani tu pracująca uważa, że chcę cię uwieść. - na te słowa ryknął śmiechem. No rzeczywiście, bardzo zabawne. - Aż tak cię to smieszy?
- Tak. - parsknał smiechem. - Co cię obchodzi co mówi jakaś pani?
- A obchodzi bo to nie prawda. - odpowiedziałam odwracając się od niego. Natychmiast poczułam znów jego ręce w talii.
- Nie przejmuj się. Nieważne co ludzie myślą. - pocałował mnie w sam czubek głowy.
- Dla mnie jest ważne.
- Ale nie powinno. Ważne tak naprawdę co ty myślisz i czujesz.
Co ja myślę i czuję? A co ja czułam? Pragnęłam by się nie oddalał... ale musiałam wypchać go do tego studia, inaczej do śmierci nie skończyłby tej płyty.
- Idź już do tego studia, Mike.
- Znów chcesz się ode mnie odsunac.. - westchnął.
- Nie. Chcę, żebyś nagrał tą płytę zanim stuknie ci siedemdzięsiąt lat. - popatrzył na mnie rozbawiony.
- Aż tak źle to nie jest.
- To się okaze, idź. - powiedziałam patrząc na niego. - Ja pójdę się położyć i nie będę dziś pracowac tak jak chcesz, ale ty masz iść do pracy  i się przyłożyć.
- Tak jest. - zarechotał, po czym znów mnie pocałował, ale tym razem... dłużej...
- Mm... Mike... - mruknęłam gdy się oderwał.
- Tak? - zapytał patrząc na mnie uważnie. Chciałam mu powiedzieć, zeby więcej tego nie robił...
- Pocałuj mnie jeszcze raz. - ee... co...? Nie to miałam powiedzieć!!!
Uśmiechnął się lekko i powoli przywarł do moich warg. Poczułam cudowne ciepło w okolicy serca, kiedy dopasowałam się do jego tempa. Nie wierzyłam, że sobie na to pozwoliłam... że tak po prostu się z nim całuję, w tej kuchni... Czułam mrówki na całym ciele, a zwłaszcza tam gdzie akurat znajdowały się jego dłonie. Czyli tuż nad moją pupą i na policzku. Było cudownie.
Całowałam się z paroma chłopakami, ostatnim był mój były, ale żaden z nich nie robił tego w taki sposób... Miał opanowaną technikę, która bardzo mi się spodobała. Nie pchał się na chama, pozwalał mi badać siebie, a gdy pozwoliłam mu pogłębić to, całośc stała się bardziej namiętna. Nie wytrzymałam i musiałam objąć go ramionami.
Ale oczywiście, ktoś znów musiał nam przeszkodzić.
Zanim jednak zorientowałam się, że ktoś na nas patrzy, całkowicie zatraciłam się w tym pocałunku. Poczułam jak jego dłonie powoli zsuwają się na mój tyłek... Nie wiedziałam co zrobić, czy jakoś zareagować...? Znów pomyślałam, pieprzyć to... Podświadomie czułam czym to się może skończyć, ale nie robiłam nic by to powstrzymać. Sama zaczęłam być coraz śmielsza.
Jego koszula wciąz była rozpięta ukazując jego tors. Przyłożyłam delikatnie dłonie do jego skóry  i zaczęłam badać palcami jej fakturę. Była ciepła i gładka, czułam pod palcami jak jego klatka piersiowa unosi się i opada w oddechu... nie równo. Przycisnął mnie do siebie nieco mocniej, na co ja odważniej zaczęłam gładzić jego ciało, rozchyliłam materiał bardziej na boki ukazując jeszcze więcej. Nic nie widziałam, chłonęłam to dotykiem. Nie stawiał się, pozwalał mi praktycznie na wszystko. Zsunęłam jego koszulę nieco z jego ramienia, gładząc je równocześnie, wtedy zamruczał... W odpowiedzi zszedł z pocałunkami na moją szyję...
Objęłam go za szyję jedną ręką wplatając palce w jego włosy, a druga uczepiłam się jego ramienia. Kompletnie nie docierało do mnie co się dzieje wokół nas, liczył się tylko on, jego usta, zapach i to co się działo. Wciąż do mnie nie docierało, że to on... Każda dziewczyna na świecie marzy o księciu z bajki. U wielu z nich takim księciem byłby własnie Michael. A on wybrał sobie mnie, która wcale o nim nie myślała. Aż do czasu.
- Ekhem... - usłyszeliśmy i jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie. W drzwiach do kuchni stała Janet z największym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałam w życiu. - Chciałam poczekać aż skończycie, ale wtedy chyba musiałabym oglądać rzeczy, których nie chciałabym widzieć. W wykonaniu mojego brata. - zażartowała i natychmiast się uchyliła przed ścierką do naczyń lecącą w jej stronę.
- Jadę do studia. - stwierdził z uśmiechem. - Ty odpoczywaj. - mruknął podchodząc do mnie i całując mnie jeszcze pojedynczo. Kiedy wyszedł dopadła mnie jego siostra.
- No nareszcie! - wymruczała podchodząc do mnie i szturchając mnie lekko w ramię. - Mam wino, zaraz mi wszystko opowiesz.
- Ale nie ma o czym mówić. - zaczęłam słabym głosem. Nie wiedziałam jak się z tego wyplątać. - To się więcej nie powtórzy.
- Jasne, jasne. - machnęła ręką, wyciągając kieliszki i ciągnąc mnie za sobą do salonu.
- Mówię poważnie, Janet. Narobiłam mu nadziei, a... ja nie moge, nie potrafię...
- Jakoś przed chwilą wyglądało to inaczej. Byłaś tak potrafiąca jak chyba nigdy. - stwierdziła nalewają do kieliszków i podając mi jeden.
- Dałąm się ponieść. Muszę z nim porozmawiać, wytłumaczyć mu...
- Ale on ci nie uwierzy, Dona. Dałaś mu niezbity dowód, na to, że tobie też zależy. I cokolwiek byś nie zrobiła...
- Ale ja nie potrafie tak od razu, rozumiesz? Potrzebuję czasu, a on... ja nie wiem jak on to robi, ale pozbawia mnie jakiegokolwiek myślenia. Robi ze mną co chce... a ja nie umiem mu się oprzeć. - zajęczałam. - Powiedz mi co mam robić. - poprosiłam i upiłam łyk ze swojego kieliszka. Wino było naprawdę bardzo dobre. I pewnie tak samo pysznie musiało kosztować.
- Nie walcz ze sobą. Nie walcz z tym, bo unieszczęśliwisz siebie i jego. Chcesz, żeby znowu cierpiał? Żeby znowu chodził taki... nijaki? - popatrzyła mi w oczy.
- Nie wzbudzaj we mnie poczucia winy, Janet. Ja nie chcę go krzywdzić. Chcę, żeby był szczęśliwy, ale ja pięc minut temu rozstałam się z chłopakiem!
- Michael to nie jest już byle jaki chłopak. To mężczyzna, dojrzały i odpowiedzialny. Jeśli ktoś miałby ci to za złe, oznaczałoby to, że ma nierówno pod sufitem. - stwierdziła sadowiąc się wygodnie i pijąc.
Westchnęłam. Co mogłam zrobić? Ale jak to mam już zakodowane w swoim charakterze, postanowiłam trzymać się tego co sobie umyśliłam.



Michael


Kiedy zajechałem do studia będąc w wyśmienitym humorze, wszyscy od razu to zauważyli. Prezes patrzył na mnie tak jakby zobaczył mnie po raz pierwszy w życiu. Minę miał przy tym taką, jakby zobaczył kosmitę.
- To co, zaczynamy, czy będziecie się tak na mnie gapić? - powiedziałem uśmiechając się pod nosem.
- Zaczynamy, zaczynamy. - powiedział prezes. - Powiesz nam co ci się stało?
- A co miało mi się stać?
- Spodziewałem się, że będziesz się zapierał rękami i nogami, żeby tu przyjśc, jak zawsze z resztą, a tu proszę. Godzina ósma, a on w pracy. - roześmiałem się.
- Dzisiaj mam natchnienie. - stwierdziłem z szerokim uśmiechem.
- Jak ma na imię to natchnienie? - zapytał bez ogródek na co spojrzałem na niego wielkimi oczami. Zerknął na mnie znad teczki którą przeglądał. - No nie patrz tak na mnie. Od razu wiadomo o co chodzi.
- Nie wiem o czym mówisz. - stwierdziłem spokojnie i poszedłem dalej porozmawiać z facetem od scenografii. Chciałem się dowiedzieć jak to wszystko będzie ubrane. Oczywiście wszystkie moje sugestie zostały uwzględnione w programie.
- Dobrze wiesz o czym mówie. - przylazł za mną. - Nam możesz powiedzieć, przecież to chyba nic takiego? Poszedłes za moją radą?
- Jaką radą? - mruknąłem udając, że jestem całkowicie zaabsorbowany tym co widzę na ekranie monitora.
- Poszukałeś sobie babę. Bardzo dobrze. - BABĘ???
- To nie taka byle jaka baba. - burknąłem puszczając tym samym parę z ust.
- O czyli jednak! - zaśmiał się. - Nie wstydź się! I nie bój, nikt ci jej tu nie poderwie. - po tych słowach w końcu się zmył. Co za... człowiek.
Ale sam po sobie czułem i widziałem efekty tej znajomości. Tak jak wcześniej wszystko trzeba było powtarzać ileś razy, tak teraz wyciągałem dźwięki za pierwszym razem i wszyscy byli zszokowani tą nagłą zmianą. Ja trochę też, szczerze powiedziawszy.


- No! Wrócił prawdziwy Król Popu! Nareszcie, bo myślałem, że będę ci musiał wpierdolić, Jackson. - rzucił prezes zwijając majdan. Zdziwiłem się.
- Już się zbieramy?
- Tak. W sumie mamy już wszystko, widzisz, jak się przykładasz wszystko idzie niczym Struś Pędziwiatr. Teraz zaczniemy pierwsze próbne ujęcia... Nie będę was dzisiaj tyrał, podejdziemy do tego na luzie. Kiedy z grubsza obrobię te pliki będę wiedział co i jak więc będziesz miał teraz tydzień wolnego. - a to coś nowego.
- Nigdy nie dawałeś mi tak chętnie wolnych dni. - stwierdziłem biorąc kawę od makijażystki. Było jej daleko do tej, którą rano zrobiła Dona. Na jej wspomnienie od razu się uśmiechnąłem.
- Widzę, że trafiło cię. - usłyszałem obok siebie. Popatrzyłem na prezesa, który przyglądał mi się uważnie lekko unosząc brwi do góry. - Mam nadzieję, że dalej będzie cie tak trzymać to zdążymy z tym wszystkim na czas.
- Skąd wiesz, że mnie trafiło?
- Bo śmiejesz się do tej kawy, jak głupi do sera. - stwierdził jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Zawsze bezpośredni, nie boi się kogoś zjechać, mówi to co myśli i nie ogląda się na to co mówią o nim inni. Jak ci się nie podobam, zajrzyj psu w dupę, tak podobno brzmi jego życiowe motto... a przynajmniej tak nam kiedyś powiedział. Bardzo pasuje do jego osobowości.
Zaśmiałem się.
- To naprawdę aż tak widać? - mimo wszystko był bardzo dobrym słuchaczem. Nie tylko jeśli chodzi o to, czy fałszuję. Spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Żartujesz sobie? Wparowałeś tutaj z bananem na gębie, gdyby nie uszy to uśmiech miałbyś dookoła głowy. Co ty, nikt nie zauważył. - stwierdził ironicznie. Znów się roześmiałem. Popatrzyłem na jednorazowy kubek ciepłej jeszcze kawy. - Co się tak modlisz do tych pomyji? - mruknął znów na mnie patrząc.
- Przestań, nie modlę się! - ale uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Gadaj co to za jedna, może ci trochę zelży. Jak będziesz się tam śmiał, ktoś w końcu pozbawi cię zębów, bo będą mu się za bardzo podobały. - parsknąłem śmiechem.
- Jest... piękna. - powiedziałem przywołując w pamięci jej obraz.
- Ooo, bo zrobie pod siebie z wrażenia! - rzucił pod nosem. - Każda baba jest piękna, konkrety proszę.
- No więc... po pierwsze to młodsza...
- Tak też myślałem. Nie obalę się, kiedy usłysze o ile?
- Tego nie wiem.
- Wal, przyjmuję na klatę średnio raz w tygodniu twoje nieustające jęczenie, to też zniosę. - zaśmiałem się znów. Był zrzędliwy, upierdliwy, ale na swój sposób było to zabawne.
- Dwadzieścia lat. - jednak chyba się przeliczył. Zakrztusił się własną kawą.
- A mówiłeś, że dasz radę.
- Chłopie, walisz czymś takim i oczekujesz, że zniosę to jak gargulec?! To ile ona ma? 18?!
- No bez przesady, osiemnastki to jeszcze dziewczynki. - mruknąłem opierając się o ścianę i znów przywołując jej obraz w pamięci. - Ma 22.
- O, to o wiele więcej. Pół wieku. - znów zadrwił. - Gdzieś ty ją wyhaczył, siedziała na wycieraczce? - spojrzałem na niego z uśmiechem.
- Nie. Przyszła do mnie do pracy. Na razie jeszcze muszę ją przekonywać, ale...
- Przekonywać? Do czego?! - spojrzał na mnie marszcząc czoło.
Dobrze wiedziałem o co mu chodzi. Według jego i wszystkich innych tylko debilka by mi się opierała. Ale ja wiedziałem że to nie są żarty.
- Do tego by pozwoliła mnie i sobie na to żeby się do siebie zbliżyć. Ale myślę, że już niedługo.
- Rozumiem, że dzisiaj rano wytoczyłeś jej jakieś argumenty... - stwierdził zawieszając głos i dając mi tym do zrozumienia o co mu chodzi. Na moją twarz znów wstąpił uśmiech.
- Powiedzmy. Jest bardzo delikatna. Nie chcę jej zranić. Już raz ktoś to zrobił.
- A skąd ona jest?
- Przyleciała z Polski jakieś... niecałe dwa tygodnie temu.
- Dwa tygodnie?!
- No... tak. - uśmiechnąłem się. Popatrzył na mnie krzywo.
- Królu złoty, w twoim wieku miłość od pierwszego wejrzenia już się nie zdarza.
- Być może, ale to nie było wcale wejrzenie, tylko kompletne oglądanie, panie kapitanie. - odwaliłem mu. Parsknął śmiechem.
- Ciekawe jak długo będzie się zapierać przed toba rekami i nogami.
- Pewnie jeszcze trochę. Prawie jej nie znam, ale...
- Czujesz, że to jest to, co? - parsknął znów śmiechem.
- Mam taką nadzieję.
- Nie chcę być świnski...
- Znając ciebie, będziesz.
- Dobra, więc będę świnski. Z Presleyową też tak mówiłeś. Pamiętasz? - zrobiłem kwaśną minę.
- Lisa to kompletne nieporozumienie. Obojgu nam zdawało się że się kochamy, a tak naprawdę między nami nigdy nie było żadnej miłości. Od dziecka się przyjaźniliśmy. Pomyliliśmy jedno uczucie z drugim. Teraz nie jesteśmy nawet w stanie normalnie porozmawiać. Brakuje mi tego co było wcześniej, ale to już raczej nie wróci. Zbyt wiele się zdarzyło.
- Z tego co wiem, to ona chyba uważa inaczej. - stwierdził patrząc na mnie znacząco.
- To znaczy?
- To znaczy, że niby jest z tym swoim gachem... ale chodzą słuchy, że twoja siostra LaToya dowiedziała się, że ona... cały czas myśli o tobie w konkretny sposób.
Westchnąłem. Brakowało mi tylko problemów z Lisą. Chciała nadal w to brnąć? Przecież to od samego początku było skazane na porażkę, szkoda, że wtedy tego nie zauważyliśmy... Nie chciałem jednak teraz o niej myśleć i nie było to wcale takiego trudne.
- Nie chcę się teraz nad tym zastanawiać...
- O ja się wcale nie dziwie że nie chcesz myśleć o Lisie! - zarechotał. - Lisa, stara dupa, a ty masz pod nosem, o połowę młodszą. Zrozumiałe. - nachmurzyłem się.
- Nie chcę jej tylko zaliczyć.
- A co chcesz? - spojrzał na moją poważną minę. - Nie mów, że się w niej zakochałeś, Jackson. - zaskoczył mnie tym. Nie myślałem nigdy... Nigdy nie zastanawiałem się... Nigdy tak tego nie nazwałem, ale... - Dobra, nie odpowiadaj. Widać, sam jeszcze tego nie wiesz. - stwierdził odwracając się do mnie.
- Czego nie wiem? - zapytałem ostrożnie przyglądając mu się.
- Że wdepnąłeś tak, że cię już spod tego wszystkiego nie widać. - stwierdził i odszedł by zając się ustawianiem kamer. No to pięknie...
Po trzech godzinach próbnych ujęć bez kostiumów, te miały być gotowe za trzy tygodnie, prezes kazał nam spadać i sam wszystko pozbierał. Wciąż byłem lekko oszołomiony jego ostatnimi słowami i nawet nie próbowałem pytać dogłębniej co miał na myśli. Czy ją kochałem? Rzeczywiście, sam nie umiałem sobie na to odpowiedzieć. Być może bałem się. Kiedy odważyłem się powiedzieć to sobie głośno, kiedy byłem z Lisą, wszystko szlag trafił. Może lepiej jest tego nie tykać.
Ale fakt był taki, że aż rwałem się do domu, bo wiedziałem, że ona tam jest. Byłem tylko ciekaw czy mnie posłuchała. Czy położyła się do łóżka tak jak jej kazałem, czy jednak mnie zlekceważyła i latała ten cały czas po domu robiąc to i owo. A Janet? Pewnie nie odstępowała jej na krok, ale za to akurat byłbym wdzięczny.
- No więc, do zobaczenia za tydzień, Jackson. - nie wiedziałem czemu wciąż wali mi po nazwisku. Może aż tak mu się spodobało?
- Do widzenia. - odpowiedziałem po czym wyszedłem z budynku studia. Na parkingu jak zawsze czekał na mnie mój kierowca. Głupi bym był, gdybym taki kawał pchał się jakoś sam... Nie uszedł bym uwadze innych ludzi. A wcale mi się do tego nie śpieszyło. Nie spodziewałem się jednak tego, co zastałem w domu po powrocie.
Po zaparkowaniu na posesji prawie w podskokach udałem się do domu. Zaledwie zdążyłem uchylić drzwi doszły mnie jakieś wrzaski. Z początku nic z tego nie rozumiałem. Wszedłem głębiej marszcząc czoło... coś musiało się stać. Tylko dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił?
Na oko, krzyczały trzy kobiety, jakaś jeszcze chyba próbowała je uspokoić. Zaczęły dochodzić mnie pojedyncze słowa... zdania wyrwane z kontekstu...
- Ladacznica, jak te wszystkie...!
- Zważaj na słowa, wydro... - to chyba głos Janet...
- Masz co do mnie, stara babo, to powiedz mi to wprost, przestań insynuować niestworzone rzeczy...!
- Jesteś wywłoką, która podstępem się tu wcisnęła...!
- Powinnaś się leczyć! - znów Janet. Ale pozostałych dwóch wrzeszczących kobiet nie poznawałem.
- Nie masz własnego życia?! Zajęłabyś się robotą, nie miałabyś wtedy takich problemów, jak to z czyjej sypialni rano wychodzę!
- Mała pinda!
- Lampucera!
- Wysokich progów ci się zachciało, ty... ty wywłoko! - wrzeszczała dalej jakaś. Poszedłęm szybkim krokiem i tak jak się spodziewałem zobaczyłem Janet, której prawie para buchała z nosa. Razem z nią na środku salonu stała Dona i jedna z kobiet, która u mnie pracowała i zajmowała się domem. - Już ci powiedziałam raz i drugi, od ziemi nie odrosłaś, smarkulo, żeby pchać się do takich ludzi! Taka sama jak te wszystkie! POLACZKI! Wszystkie te wasze to zdziry, bez wyjątków! Tylko patrzycie, gdzie tu nos wcisnąć, żeby złapać grubą rybę, bo się robić nie chce! Pan Michael już chyba dosyć napatrzył się na takie larrrwy jak ty! Owinęła go sobie wokół palca!
- Pan Michael wypierdoli cię na pysk, jak się o tym cyrku dowie! - wrzasneła moja siostra.
- Mam dosyć twoich urojeń, stara wiedźmo! - no... nie spodziewałem się takiego temperamentu... - Mówię to raz i więcej powtarzać nie będę! Gdybym chciała zaciągnąć go do łóżka, to on już by ze mną w tym łóżku był! I to bynajmniej nie raz! I to ja byłabym na górze!
- Ty suko! - wrzasnęła tamta i cisnęła czymś w dziewczynę, która na szczęście zdążyła się usunąć. Porcelanowa figurka roztrzaskała się o ścianę...
Byłem totalnie zaszokowany. Co tu się działo?! Dorośli ludzie! W ogóle co to ma być?! Ale zaczęło się robić naprawdę gorąco, starsza kobieta chwyciła kolejną jakąś rzecz i znów chciała nią cisnąć, ale jeszcze inna co przy tym wszystkim była, złapała ją za rękę i próbowała ją powstrzymać. Nie mogłem tolerować czegoś takiego.
A poza tym... Ciekawe... Uważa, że byłaby na górze? Gdyby nie całość sytuacji, uśmiechnąłbym się na te słowa.
- Puść mnie! - krzyczała kobieta starając się wyrwać rękę z uścisku koleżanki z pracy.
- No, dalej, dawaj, babciu, dawaj! - Janet wściekła jeszcze zaczęła ją dopingować...
- DOSYĆ! - ryknąłem wychodząc dwa kroki na przód. Momentalnie zrobiło sie cicho. Nie było słychać ani nawet jednego mru mru. Popatrzyłem kolejno po wszystkich. - Co się tu dzieje, do jasnej cholery? Ktoś was naćpał?! Dość mam problemów, by użerać się jeszcze z wariatkami!
- Wariatkami? - Dona parsknęła śmiechem, który jednak nie był ani trochę wesoły.
- Nie o tobie mówię. - stwierdziłem, jednak popatrzyłem na nią mrożącym wzrokiem. - Chcę wiedzieć co się stało. JANET?? - wbiłem wzrok w siostrę. Westchnęła wściekła.
- Ta stara miała pretensje, że Dona dzisiaj nie pracuje. - zaczęła. Spojrzałem na kobietę. - Powiedziałam jej, że dałeś jej dzisiaj wolne, bo wczoraj zasłabła. - dyszała ciężko, widać było, że ciężko jest jej zapanować nad gniewem. - Zaczęła się wydzierać, wyzywać, księżniczka, lafirynda, i tak dalej, uprzejmościami zaczęła rzucać! Chciała ją bić, więc się wstawiłam, coś niesamowitego po prostu - otworzyłem szerzej oczy. - Znowu zaczęła wrzeszczeć...
- Chwila. Stop. - przerwałem jej. - Nadal nie wiem DLACZEGO ta awantura.
- Ta pani uważa mnie za zdzirę rodem z Polski, która chce cię zaciągnąć do łóżka po to, żeby doić z ciebie kasę. - wyrecytowała moja księżniczka, jak to tamta powiedziała. Uniosłem powoli brwi do góry patrząc na kobietę. Nawet nie zdawałem sobie do końca sprawy z tego jak bardzo jestem zły. Wściekły.
- Ok... Czuję, że właśnie dostaję migreny. - powiedziałem cicho masując sobie skronie. - Ty... - mruknąłem do baby. - Zabierasz swoje manele i nie ma cię. Nie chcę cię tu dzisiaj widzieć. A najlepiej będzie, jeśli zrobisz sobie kilka dni urlopu. WON. - warknąłem nawet nie otwierając oczu by spojrzeć czy się mnie słucha. Ale po chwili usłyszałem jak wychodzi.
- Jeszcze zszokowana... - zaczęła siostra.
- Janet... ucisz się. - warknąłem. Nastała cisza. O co byłem taki wściekły? No tak, jakaś baba podniosła rękę na kobietę, którą... która stałą mi się bliska, a potem jeszcze zaczęła ciskać w nią czym popadnie... Tak, to wystarczający powód.
Ruszyłem się w końcu z westchnieniem i podszedłem do Dony.
- Nic ci nie jest?
- Nie. - patrzyła na mnie jakby na coś czekała. Chyba myślała, że będę ją łajał. Uśmiechnąłem się i przytuliłem ją. Wtuliła się we mnie ochoczo co przyjąłem z wielkim zadowoleniem. Przycisnąłem ją mocniej do siebie i pocałowałem w uszko.
- Dobra, to ja idę! - usłyszałem głos mojej siostry, która w mgnieniu oka poczęła się ulatniać.
- Nie! Janet! - Dona chciała ją zatrzymać, chyba nie chciała zostać teraz ze mną sama. Być może na chwilę się zapomniała. Nie miałem jednak zamiaru dawać teraz za wygraną.
- Mam coś do załatwienia. Bawcie się dobrze! - krzyknęła i wyleciała w podskokach. Jak nigdy.
- Boisz się zostać ze mną sama? - zapytałem z uśmiechem trzymając ją wciąż w ramionach. Popatrzyła na mnie.
- Nie... - mruknęła chcąc się odsunąć, ale jej nie pozwoliłem. - Mike... podobno zaczyna cię boleć głowa... - spojrzałem na nią z uniesionymi brwiami. Coś wpadło mi do głowy.
- Tak... chyba tak. - zmarszczyłem czoło. Uśmiechnęła się lekko i pogładziła mnie po policzku. Przymknąłem oczy.
- Połóż się. Zrobię ci coś do picia, poczujesz się lepiej.- zrobiłem tak jak kazała węsząc w tym dla siebie okazję. - Proszę. - podała mi kubek z herbatą kilka minut później. Spojrzałem na nią z uśmiechem opierając się wygodnie w samym koncie wielkiego narożnika. Przysiadła obok patrząc na mnie.
- Dziękuję. Ale głowa nadal boli. - zmarszczyłem znów lekko czoło. Znów poczułem jak gładzi mnie po policzku. - Połóż sie tu obok mnie. - mruknąłem cicho patrząc na nią.
- Dlaczego? - od razu nabrała dystansu. Miałem nadzieję, że kiedyś on zniknie... Chciałbym móc tak po prostu ją przytulić... Tak zwyczajnie wziąść w ramiona. I chciałbym, żeby ona wtedy nie uciekała.
- Po prostu. - uśmiechnąłem się lekko. - Chcę cię mieć przy sobie.
- Mike... - zaczęła automatycznie się broniąc. Chciała wstać, ale powstrzymałem ją chwytając delikatnie za rękę.
- Proszę cię... - mruknąłem patrząc jej w oczy.
- To ja ciebie proszę, Michael... Przestań. - wstała, ale nadal ją trzymałem.
- Zostań. - szepnąłem i odstawiłem kubek na stoliczek obok. Westchnęła chyba nie wiedząc co robić. - Prosze... - szepnąłem znów pociągając ją lekko. Usiadła z powrotem. Ale zdenerwowana.
Przysunąłem się do niej bliżej i odgarnąłem włosy z szyi, po czym zacząłem ją całować. Upajałem się zapachem jej skóry i czułem jak drżała. Ustami wyczuwałem jej tętno, przyspieszało. Odchyliła lekko głowe na bok dając mi tym samym lepszy dostęp do siebie. Przytrzymywałem ją jedną ręką by mi nie uciekła. Nie chciałem ją do niczego zmuszać, ale... chciałem by tu ze mną została.
Chwyciłem lekko jej podbródek i odwróciłem w swoją stronę. Automatycznie nasze usta się ze sobą zetknęły. Oddychała płytko. Czułem ten oddech na swojej twarzy.
- Nie boli cię głowa, prawda? - wydyszała patrząc mi w oczy. Nic nie odpowiedziałem. Znała odpowiedź.
Wpiłem się w jej usta jakbym za chwilę miał umrzeć. Czułem, że co raz bardziej przełamuję ta tamę, którą wokół siebie zbudowała. Czułem, że jesli się tam dostanę... W końcu zyskam to o czym tak marzyłem. Prawdziwą niezachwianą miłość.
Popchnąłem ją lekko tym samym poniekąd zmuszając ją do położenia się płasko. Zawisnąłem nad nią nie odrywając się od jej ust ani na chwilę, a jedną dłoń śmiało wsuwając pod jej koszulę.





* polecam kanał na YouTube "Red Lipstick Monster" na którym miła pani przedstawia wiele innych takich ciekawych rzeczy kosmetycznych. :)

4 komentarze:

  1. I jestem!
    Bosz ależ gorąco się tutaj robi no!!!
    Lecąc od początku - kurna, jak ona mogła nie chcieć poleżeć sobie u boku Jacksona?XD
    Potem to w kuchni xD
    - Co byś zjadł?
    - Ciebie.
    Michaś mój mistrz xD On wie jak podejść kobitę, oj wie xD A potem co się działo!!! Kurde, że też Janet znów musiała wejść no xD
    Ale Dona mnie wkurzyła dzisiaj też znowu... Po takiej akcji w kuchni wciąż mówić: Nie, Nie, nic nie będzie, nie nie nie nie...
    No kurwa!
    Za każdym razem tak będzie? Po każdym pocałunku (czy innych rzeczach xd)?
    W tym było tyle emocji, tosz ona go rozbierała wręcz xD Tyle dzikości, namiętności aż para syczała, a ona potem takie teksty -,-
    Serio, chyba musi stracić Mike'a, aby zaczęła doceniać co ma i sama się o to prosić. Bo Michaś serio dużo dla niej znosi (mam na myśli te odtrącenia), bo za każdym razem brnie, nie poddaje sie i pokazuje jak mu zależy.
    Nawet w pracy się mu humorek udzielił jakby po dobrym seksie był (bo był, we śnie Dony xD).
    A ten babsztyl mnie wkurwił jak nie wiem! A nawet jakby sie Dona z Michasiem tam rżnęli jak dzikie kuny w agreście to co jej do tego? Nigdy nie lubiłam się spowiadać nikomu, nie cierpię wścibskich ludzi. Dobrze Michaś zrobił, a potem z tym bólem głowy xD
    Znów cwaniak kombinował xD
    I znów mu sie udało - jak mogłaś przerwać w takim momencie ja się pytam?! Szybko nn dawaj!
    A właśnie!
    MEGA mnie cieszy że będą częściej <3
    Czekam z niecierpliwością na nexta <333
    Weny;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej miskiek!!!
    Jaki banan miałam na twarzy, a moje oczy były wielkie jak cytryny, aaaaaaaa ja chcę częściej takich rozdziałów.
    Ta akcja w kuchni mrauu... Michaś wie jak dotrzeć do kobiety. Taki kombinator. Aż szczena mi opadła, gdy Dona prosiła o jeszcze jednego. I byłoby tak pięknie... No właśnie byłoby. Janet wie kiedy zrobić wejście smoka. Aż padłam. A moja buźka mówiła coś w stylu "ale dlaczego ona im przerwała ja to bym z chęcią popatrzyła xD"
    Czy Dona musi się tak wzbraniać przed tym uczuciem? Niech go straci na moment czy coś to się jej oczka otworzą.
    Ta stara jędza doprowadza mnie do białej gorączki. Ten pomarszczony babsztyl wtyka ten swój stary nos tam gdzie nie trzeba. Takich ludzi powinno się tępić.
    Michael w pracy bezcenne miny ludzi tam pracujących. Wchodzi przez drzwi studia z bananem na twarzy a wszystkie oczy w niego.
    Migrena. Taaaa migrena ale on bajeruje. xD Bajeruje ale skutecznie. I w tym momencie powinnam wypruć ci flaki i powiesić na płocie. Przerwać w takim momencie? Ty serca nie masz. To jest jawne chamstwo no niedosyt mam. Znając życie Janet znowu zrobi wejście smoka xD
    Dawaj mi tu następną bo pokój zaraz rozniose!! Jestem happy na wieść, że notki będą częściej JEJEJ!!
    Czekam na nexta z niecierpliwością, która wraz z ciekawością niechybnie zeżre.
    Weeeeny życzę:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, ale nie rozumiem, dlaczego ludzie zawsze z taką ogromną niecierpliwością i ekscytacją czekają na sceny erotyczne na blogach. :) A przecież nie jest aseksualna.
    Rozdział jest naprawdę dobry. I co najważniejsze, nic co piszesz nie jest infantylne, a z tym się niestety spotykam dość często. No i bardzo podoba mi się długość twoich rozdziałów, bo niektórzy rozdziałem nazywają 1/5 tego. :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    dreaming-of-you-mj.blog.pl

    ~Arco Iris

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpisałam u siebie na twój komentarz, parę istotnych słów.
    dreaming-of-you-mj.blog.pl

    ~Arco Iris

    OdpowiedzUsuń

Komentarz motywuje! :)