Michael Jackson

Michael Jackson

poniedziałek, 13 czerwca 2016

20.

Witam. :) Ten odcinek będzie inny niż pozostałe, bo podzielony na więcej niż dwie części, czyli pierwsza oczami Donaty, druga Michaela. Tak mi jakoś przypasowało, że poszczególne fragmenty wymagają właśnie takiego, a nie innego podejścia. :D Więc zapraszam do czytania. Następny w czwartek. :)



Donata


Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Wtulona w niego przymknęłam oczy i już mnie nie było. Leżałam nie poruszając nawet palcem i nagle uświadomiłam sobie, że pewnie go tu ze mną nie ma. Pewnie pojechał wczoraj wieczorem. Nie byłam zadowolona z tego faktu. Teraz kiedy już coś ważnego zostało powiedziane, nie chciałam się z nim rozstawać ani na minutę. Ale przecież nie mogłam miec go na wyłączność.
Poruszyłam się czując jak coś utrudnia mi ruchy. Mruknęłam cicho wiercąc się dalej, ale to nic nie dawało. Coś ciasno trzymało mnie w pasie i najwyraźniej nie chciało puścić.
- Ależ ty wygodnicka. - usłyszałam tuż przy swoim uchu. Natychmiast przekręciłam się na drugi bok patrząc w twarz osoby, o której marzyłam by wciąż tu była. I był. Patrzył na mnie z uśmiechem błąkającym się po twarzy. Poluzował uścisk na moment, ale jak tylko przestałam się ruszać znów objął mnie ciasno.
- Zostałeś tu ze mną na noc? - zapytałam autentycznie zdziwiona tym faktem. Uśmiechnął się szerzej.
- Jak widać. Przepraszam, nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. - zaczął się tłumaczyć. Tym razem to ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie narzekam. - mruknęłam patrząc mu w oczy z błyskiem. Jemu też się to chyba spodobało.
- To co robimy? - zapytał patrząc na mnie wesołymi oczkami.
Wciąż się uśmiechał. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że tak będę uwielbiać czyjś śmiech. Pogładziłam go po policzku i przysunęłam się nieco niezgrabnie, ale nie zwracałam na to uwagi. Po prostu przywarłam do jego ust, a potem jego torsu ściskając go mocno, ale on pewnie niezbyt nawet to odczuł.
- A która godzina? - zapytałam odpowiadając na jego zapytanie.
- Szósta rano. - otworzyłam szerzej oczy. Nagle do mnie dotarło, że dzisiaj jest już poniedziałek! Ten weekend tak szybko zleciał... Przy nim czas mknął tak szybko, a chciałoby się go zatrzymać. Płynął zbyt szybko, nie zdążyłam się nim nacieszyć.
- Jezu, Mike! Spóźnię się! - poderwałam się do siadu, on za mną.
- Gdzie?
- Jak to gdzie?! Tak jakby do ciebie do domu, do pracy! - roześmiał się.
- Możesz czuć się w pełni usprawiedliwiona, biorę to na siebie. - parsknełam śmiechem. - Mówię poważnie!
- Wierzę. Ale to nie zmienia faktu, że zaraz musze jechać.
- Ja cię zawiozę. A poza tym... - wstał i podszedł do mnie gdy ja grzebałam zawzięcie w moich rzeczach w komodzie. Objął mnie od tyłu przylegając do mnie ściśle. - Janet ostatnio mi powiedziała, że chciałabyś pojechać do Hiszpanii. - papla, pomyślałam z uśmiechem.
- No chciałabym, ale co z tego? Nie stać mnie na taki luksus. - westchnęłam. - Czego ja bym w życiu sobie nie życzyła, Mike.
- Poproś o cokolwiek a dam ci to. Do Hiszpanii też cię zabiorę. Co tylko chcesz. - wytrzeszczyłam oczy patrząc na niego w lustrze nad komodą.
- Mike, zwariowałeś? - uśmiechnął się znowu w ten swój przesłodki sposób. Nie, nie patrz na to, bo dasz się mu urobić, pomyślałam gorączkowo...
- Oczywiście. Już dawno. Na twoim punkcie, kochanie. - poczułam jego usta na swojej szyi. Mimo wszystko uśmiechnęłam się.
- Michael, to naprawdę cudowna propozycja, ale wiesz, że ja się na to nie zgodzę?
- Dlaczego? Marzysz, żeby pojechać do Hiszpanii chociaż na kilka dni.
- Nie stać mnie na to. - powtórzyłam i tak wiedząc co zaraz powie.
- Ale mnie na to stać. - i miałam rację. - Stać mnie na wiele. Wystarczy, że powiesz słowo. Chcę dać ci wszystko czego tylko zapragniesz, Hiszpanię też.
Zaśmiałam się.
- Wszystko czego potrzebuję to ty sam, nic więcej.
- Ale urozmaicenie w postaci Hiszpanii też może być, prawda? - upierał się dalej z uśmiechem. Widać było, że to co powiedziałam mu przed chwilą bardzo mu się spodobało.
- Jesteś niemożliwy. - mruknęłam.
- To jak, zgadzasz się? - podpytał patrząc mi uważnie w oczy. - Możemy lecieć, kiedy tylko chcesz.
- Tak? Niby kiedy mamy lecieć jak ty wciąż siedzisz w studiu nad płytą, i bardzo dobrze, ale ja też przecież pracuje... i to u ciebie, jakbyś zapomniał. - zauważyłam rechocząc pod nosem.
- Mam cały tydzień wolnego aż do następnej niedzieli. - stwierdził. - Więc możemy lecieć choćby dziś wieczorem lub jutro rano. A co do twojej pracy... wszystko przecież idzie załatwić, prawda? Kogo z zewnątrz to obchodzi? To nasza sprawa. Z resztą mówiłem ci, że nie musisz już u mnie pracować. Ja ci nie będę niczego szczędził. Umowę dostałaś, nie ma powodu by nie mieli zalegalizować ci tu pobytu. - położyłam mu palec na ustach powstrzymując przed wypowiedzeniem kolejnej fali słów.
- Doceniam to, kochany, naprawdę, ale ja naprawdę nie chcę brac od ciebie żadnych pieniędzy.
- Przejmujesz się tym co ktoś pomyśli? - zapytał unosząc brwi do góry i odsuwając delikatnie moją dłoń od swoich ust. Spuściłam głowe. - Co to kogo obchodzi? Posłuchaj - zmusił mnie bym na niego spojrzała. - I tak na tej umowię będę ci płacił, więc co za różnica, jeśli dostaniesz jedną z moich kart bankomatowych? Żadna. - wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Ogromna! Oszalałeś, nie wezmę od ciebie żadnej karty!
- Weźmiesz, weźmiesz. - uśmiechnąłem się. - Chcę, żebyśmy naprawdę byli razem. - szepnął tuż przy moich ustach. - A to wymaga tego, byśmy wszystko dzielili wspólnie. - pocałował mnie czule. Jak zawsze nie mogłam nie oddać tego pocałunku.
- To jest naprawdę za dużo. Zrozum, ja wychowywałam się w skromnych warunkach, nie jestem przyzwyczajona do twoich luksusów. Przytłaczają mnie.
- Przyzwyczaisz się, skarbie. Mnie na początku, z resztą nas wszystkich, kiedy zaczęliśmy zarabiać pierwsze poważne pieniądze, zaczęło to przerażać. Ale z czasem do wszystkiego można się przyzwyczaić, naprawdę. Chcę, żebyś miała wszystko, i moge ci to zapewnić, więc... nie widzę w tym żadnego problemu.
Westchnęłam. Uparty jak osioł. Wiedziałam, że nie odpuści, jego uśmiech mówił o tym dokładnie.
- Ubieraj się, kwiatuszku, może pomóc ci pozbyć się tych fraczków, co? - zapytał nagle z szerokim szczerzem.
- Nie, poradzę sobie sama, dziękuję. - cmoknęłam go i czmychnęłam do łazienki.



Michael


Byłem zaskoczony, kiedy obudziłem się o trzeciej w nocy w jej łózku. W pierwszej chwili nie wiedziałem gdzie jestem, ale szybko rzeczywistość przedostała się do mojego zaspanego mózgu. No tak. Przyjechałem z nią do hotelu i zostałem... Zasnąłem jak dziecko.
Uśmiechnąłem się. Nieśmiało zaczynałem wierzyć, że z tego wszystkiego wyjdzie coś dobrego i na długo. Nie uciekała już ode mnie, nie broniła się przede mną. Teraz leżała wtulona w mój bok a ja nagle zarejestrowałem sobie fakt, że jest mi strasznie gorąco. Kołdra leżała skopana w nogach łóżka, ona miała na sobie tylko tą koszulkę i spodenki, ale ja akurat byłem kompletnie ubrany. Chyba własnie to gorąco mnie obudziło.
Westchnąłem. Z uśmiechem popatrzyłem na dziewczynę spokojnie śpiącą u mego boku. Gdyby nie to, że nie chciałem jej obudzić, wstałbym i otworzył okno na oścież. Nie poruszyła się nawet, kiedy pogładziłem ją lekko po odsłoniętym ramieniu.
Rano kiedy już była gotowa pojechaliśmy z powrotem do Neverland, gdzie wcale nie byłem zdziwiony, siedziała Janet i piła kawę w salonie. Czytała uważnie jakąś gazetę, za pewne "Los Angeles Times". Dostawaliśmy także "USA Today" i 'New York Times". Nie czytałem tych piśmideł od dawien dawna. Oduczyłem się śledzenia wiadomości w momencie, kiedy na każdej stronie na mnie bluzgali. Po co na darmo się denerwować.
Obok tyłka Janet leżał mały stosik tych szmatławców, więc za pewne przeczytała je wszystkie. Pytanie, po co? Nigdy nie pisują nic mądrego... Ale zaraz przypomniało mi się, CO takiego mogłaby wyczytać... Poczułem ucisk w żołądku.
Kiedy nas zauważyła od razu wcisneła sobie wszystkie trzy pod tyłek, i z przesadną radością powitała mnie w moim własnym domu. Tym razem nie mogłem się do niej nie uśmiechnąc w ten sam sposób. Jednak jej zachowanie, które widać umknęła Donie, mnie zaniepokoiło.
- To ja idę do pracy. - usłyszałem głos obok siebie i po chwili poczułem pocałunek na policzku. Uśmiechnąłem się automatycznie.
- No wiecie co? Dał byś jej dzień wolny! - odezwała się moja siostra robią tą swoją zawadiacką naburmuszoną minę. - W ogóle nie mam czasu z nią pogadać, a to w końcu przyszła szwagierka! - wytrzeszczyłem na nią oczy, ale nic nie powiedziałem. Zatkało mnie. Donę chyba też, bo po chwili uciekła czym prędzej. Patrzyłem w jej plecy dopóki nie zniknęła i spojrzałem na Janet z westchnieniem.
- Piszą coś ciekawego? - zapytałem patrząc na nią w znaczący sposób. Jej mina natychmiast się zmieniła. Od razu wiedziałem, że coś jest na rzeczy. - Pokaż. - wyciągnąłem do niej rękę z westchnieniem.
- Którą wersję wolisz? - zapytała wyciągając gazety spod dupy. - Bo w każdej jest inna. - uniosła brew do góry.
- Dawaj wszystkie. - usiadłem obok niej i już po pierwszym tytule wiedziałem, że bez czegoś mocniejszego się nie obędzie. - Janet nalej mi... czegokolwiek. - poprosiłem, co natychmiast zrobiła...

"MICHAEL JACKSON RAZ JESZCZE!"


"Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć kim on jest. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Jedno jest jednak jasne dla wszystkich, jego muzyka miała i ma bardzo dużo wpływ na świat show biznesu. Swoim teledyskiem do kawałka 'Thriller" zmienił podejście wielu artystów do ich twórczości i nikt nie skłamie, kto powie, że jest taką samą sławą co Elvis Presley czy nawet The Beatles. Swoim ślubem z Lisą Merie Presley zadowolił chyba wszystkich w swojej branży, można nawet powiedzieć, że spodziewano się tego po nim. Ich rozwód jednak wielu zasmucił, ale za to rozweselił miliony fanek. 
Oskarżenie o molestowanie nieletniego omal nie zniszczyły jego wielkiej kariery. Po wygranym procesie Jackson zaszył się w swojej posesji Neverland, by jak sam stwierdził, zaznać w końcu odrobiny spokoju. Jak można też się było spodziewać, cała jego rodzina stała za nim murem, także jeszcze wtedy żona. Pierwsza wydana płyta po batalii z prokuratorem przypominała jednak wypociny niż prawdziwą twórczość naszego 'króla'. Fani oczywiście i tak ją pokochali, na co dowodem jest ilość sprzedanych egzemplarzy.
W jedynym wywiadzie, którego Jackson udzielił po wyroku uniewinniającym powiedział, że chce odpocząć od gwaru, który go otacza i nie zamierza wiązać się w najbliższym czasie z żadną kobietą. Jego słowom jednak przeczy pewna sytuacja zaobserwowana w sobotę wieczorem na plaży w LA. Nasza reporterka, która znalazła się tam przypadkiem..."

- Tak, jasne, przypadkiem! - prychnąłem kręcąć głową i czytałem dalej.

"...natknęła się na naszą wielką gwiazdę, kiedy spędzał miło czas w towarzystwie jakiejś kobiety. Jej tożsamość nie jest znana, ale już na pierwszy rzut oka widać, że to nawet nie dziewczyna, a nastolatka, tak więc śmiało można twierdzić, że dzieli ich naprawdę spora różnica wieku. 
Niektórzy stwierdzili, że przerzucił się z dzieci na nastoletnie dziewczynki. Jakby to nie brzmiało należałoby zapytać samego Michaela Jacksona, dlaczego ogląda się za tak młodymi osobami. 
"Młoda, nawet ładna, jak się wydaje.", tak o to skomentowała te rewelacje sama Madonna. "Ale chyba jednak powinien przystopować. Takiej szeroko rozpoznawanej osobie jak Michael nie przystoi wiązać, się choćby na chwilę, z kimś takim. Powinien raczej pomyśleć o kimś bardziej adekwatnym."
I tak chyba uważa, każdy kto zna naszego króla, kto obraca się w takiej samej branży co on. 
"Kto to widział, żeby taka renoma prowadzała się tak nijaką dziewczyną.", powiedział inny jego kolega po fachu. "Powinien bardziej zastanawiać się nad swoim wizerunkiem, który w tej właśnie chwili jeszcze bardziej podupada. A i tak nie jest już tak postrzegany jak kiedyś.", dodał.
W najbliższym czasie jedna ze stacji telewizyjnych planuje przeprowadzić wywiad z drogim Królem Popu, może wtedy dowiemy się kim jest ta młoda osoba..."


- Nie, no błagam! - odrzuciłem od siebie gazetę i zacząłem się śmiać. Nawet trochę się zdziwiłem, ale ten tekst, nawet nie doczytany do końca, rozbawił mnie nie spodziewanie. - Muszę coś zrobić z tym...
- A co chcesz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. O mnie niech piszą co chcą, ale jej tknąć nie pozwolę. Nijaka dziewczyna, też mi coś! - prychnąłem. 
- Ale co zrobisz z Doną? Wiesz, że nie ukryjesz tego przed nią. - Janet patrzyła na mnie lekko niepewnie.
Zastanowiłem się przez moment.
- Dziś wieczorem zabieram ją do Hiszpanii. - tak, to wydawało się być dobrym rozwiązaniem. Za kilka dni wszyscy o tym zapomną, jak zawsze, a ona nie musi nawet o tym wiedzieć... To będzie kolejne kłamstwo, ale chciałem ją chronić. Chciałem jej tego oszczędzić, nie chciałem jej stracić, bałem się, że się wystraszy i ode mnie ucieknie. Już powiedziałem, niech mnie mieszają z błotem ile chcą, ale od niej... wara. 
- Naprawdę? - ożywiła się nagle. 
- Tak. To chyba dobry pomysł. Kiedy wrócimy, będzie już po pierwszym szale, więc... - uśmiechnęła się znów do mnie.
- Tak, to jest dobry pomysł.
- Musze jej tylko powiedzieć, żeby dzisiaj zwinęła robotę wcześniej. Najlepiej to od razu. Ja już idę się pakować.
- A jak się nie zgodzi?
- Mówiłem jej dziś rano, że chcę ją tam zabrać, skoro o tym marzy. Nawet nie ma takiej opcji, żeby się nie zgodziła.
- Na co? - usłyszałem i odwróciłem się na pięcie. Patrzyła na mnie z uśmiechem. A więc nic nie słyszała... Całe szczęście. Supeł w żołądku trochę mi się rozluźnił. Pociągnąłem ją do siebie za rękę z uśmiechem.
- Na wyjazd, o którym ci powiedziałem.
- Do Hiszpanii? - mina od razu zrobiła się poważna.
- Tak. - uśmiechnąłem się znów. - Wylatujemy wieczorem i wracamy za tydzień. Jeden z facetów w ochronie odwiezie cię do hotelu i spakujesz wszystko co tylko chcesz...
- Ale oszalałeś? Mówiłam ci, że nigdzie nie pojadę! - Janet parsknęła śmiechem. - No tak!
- Gdybym ja miał się ciebie o wszystko pytać, nic bym nie zrobił. Jedziesz i koniec. A teraz jedziesz do hotelu się spakować. Ja idę zamówić bilety. I nie dąsaj się! - pocałowałem ją ze śmiechem. - Musisz się na mnie trochę bardziej otworzyć. Nie robię tego by cię przy sobie zatrzymać, nie dlatego, że boję się, że bez tego mnie zostawisz. Robię to, bo chcę spełnić jakies twoje marzenie. To źle?
- No... niby nie... - znów zaczęła marudzić. - Ale...
- Nie ma żadnego ale. Idź. Kocham cię. - pocałowałem ją a ona w końcu mi się poddała. Posłałem po ochronę i pojechali. Kiedy odwróciłem się do Janet patrzyła na mnie wielkimi oczami i rozdziawioną papą. - Co? - zaśmiałem się.
- Powiedziałeś, że ją kochasz. Nareszcie! 
Uśmiechnąłem się pod nosem. Dosłownie, nareszcie.
- Jak było? - usłyszałem w pewnym momencie pytanie. Spojrzałem na siostrę, która przyglądała mi się z uśmiechem i jednoznacznym błyskiem w oczach. Uśmiechnąłem się nie mając pojęcia o co jej chodzi. Wciąż przetwarzałem w myślach to co napisali w gazecie.
- Co jak było? - zapytałem.
- No jak to co?! - potrząsneła lekko moim ramieniem. - Pojechałeś wczoraj niby ją odwieźć, a wracasz razem z nią następnego dnia rano! No rozumie się samo przez się. - była naprawdę podekscytowana. Roześmiałem się głośno.
- Do niczego między nami nie doszło zeszłej nocy, Janet. Po prostu... chciała, żebym z nią jeszcze trochę został... i zostałem. Nawet nie wiem kiedy oboje zasnęliśmy.
- Zasnęliście?! - wydawała się być naprawdę w szoku po tych słowach. Uśmiechnąłem się znów.
- A według ciebie...?
- No powinieneś to wykorzystać, a nie! Dżentelmen się znalazł. - pokręciła głową nagle wstając.
- Wybierasz się gdzieś teraz? - popatrzyłem na nią pytająco.
- Muszę na razie zmykać, ale wpadnę jeszcze zanim wyjedziecie.
Pożegnała się ze mną uśmiechem. Westchnąłem i popatrzyłem raz jeszcze na te szmatławce. Prychnąłem. Podniosłem się i zabrałem je by przypadkiem Dona ich nie znalazła. Cisnąłem je do ognia w kominku. Po zaledwie kilkunastu sekundach nie było po nich śladu.


Donata


Mike zaczął zachowywać się... trochę dziwnie. Zgodziłam się w końcu na ten wyjazd, bo co miałam zrobić. Kłócić się z nim? I tak jak zwykle postawiłby na swoim. Ze spakowaną torbą dwie godziny później pojawiłam się znowu w Neverlandzie. On już gotowy czekał na mnie i niemal zaciągnął do limuzyny. Naprawdę wydało mi sie to dziwne, co najmniej jakby chciał mnie stąd jak najszybciej wywieźć.
- Mike, coś się stało? - zapytałam, gdy siedzieliśmy już w samochodzie odgrodzeni od kierowcy. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Sama też automatycznie się uśmiechnęłam widząc to. - Więc?- ponowiłam pytanie.
- Nie, nic się nie stało, kochanie. Wydaje ci się. - odpowiedział obejmując mnie ramieniem, przytulił i ucałował w czubek głowy. - Wszystko dobrze. - dodał.
- Mam  takie naprawdę dziwne wrażenie... - mruknełam cicho.
- Jakie? - zapytał natychmiast.
- Że coś się stało i chcesz mnie stąd zabrać. Wyciągnął byś mnie z twojego domu nawet siłą.
- Tak, owszem, wyciągnąłbym cie siłą, ale nie dlatego, że coś się stało, tylko dlatego właśnie, że mogłabyś mi się dłużej opierać. - stwierdził z wciąż tym samym uśmiechem.
- No bo... - zaczęłam znów marudzić. - To jest naprawdę za dużo. Mam się rozbijać z tobą po świecie? Gdyby się tata dowiedział! - zaśmiałam się na samą myśl. Nastała chwila milczenia. Spojrzałam na niego.
- Niby dlaczego miałby się dowiedzieć? - powiedział po chwili patrzenia mi w oczy. - Jeśli ty sama mu nie powiesz, to podejrzewam, że się nie dowie.
- Ktoś nas gdzieś w końcu zauważy razem. - zasugerowałam. A wtedy zacznie się dziać.
- Nawet jeśli, kochanie... to co w tym złego, że wyszłoby to na jaw? Zrobiłbym wszystko co w mojej mocy by to się na tobie nie odbiło, ale sam fakt... Jeśli pisali by jakies bzdury to tylko z zazdrości. - uśmiechnęłam się.
- Zazdrości? - trochę w to wątpiłam. - Możesz mieć każdą kobietę.
- To prawda. Ale prawdą też jest, że chcę tylko ciebie. - znów na niego spojrzałam. Pocałował mnie czule a potem przywarł ustami do mojego czoła. - Zaopiekuję się tobą. - szepnął.
- Dziękuję. - mruknęłam tuląc twarz do jego klatki piersiowej. - Co sobie musi teraz myślec twoja rodzina!
- A co ma myślec? Niech się cieszą. Byś musiała widzieć wybuch entuzjazmu Janet! Nie posiada się z radości. Ja z resztą też się bardzo cieszę.
- Z czego? - podchwyciłam patrząc znów na niego.
- Że jednak dałas mi szanse... bo chyba tak moge to rozumieć...
- Jeszcze nie mówię nic na pewno. - powiedziałam cicho gładząc palcem jego dłoń. - Ale... nie chce byś się oddalał. - to mówiąc znów patrzyłam mu w oczy.
- Nie odsunę się ani o milimetr. - zaśmialiśmy się oboje. - Mam coś dla ciebie. - mruknął w pewnym momencie i nie wiadomo skąd wyciągnał małe podłużne pudełeczko... Otworzyłam szeroko oczy.


Michael


Chciałem jej podarować pewną rzecz, by zawsze miała przy sobie coś, co będzie jej o mnie przypominać. Zdecydowałem się na łańcuszek z małą zawieszką w postaci okrągłego diamentu. Przewidywałem huragan i tsunami w najbliższym czasie. Wiedziałem, że będzie wściekła, że wydałem na nią pieniądze, ale dla mnie to był drobiazg, a chciałem by miała coś ode mnie.
Patrzyła w to pudełeczko wielkimi oczami a potem spojrzała na mnie.
- Co to jest?
- Otwórz. - mruknąłem podając jej pakunek. Kiedy zobaczyła co jest w środku jej oczy natychmiast nabiegły łzami. - Hej, co się dzieje?
Objąłem ją ramieniem, a on zaszlochała w moją koszulę.
- Mówiłam, żebyś nie wydawał na mnie żadnych pieniędzy. Nie chcę być postrzegana jako jakaś pinda, która doi cie z kase. - pogładziłem ją po policzku.
- Dona... - szepnąłem zmuszając ja poniekąc by na mnie spojrzała. - Chcę byś zawsze miała przy sobie coś co będzie ci przypominać tylko mnie. Wiem, że ciężko ci to przyjąć, ale prosze zrób to. I uśmiechnij się. Nienawidzę, kiedy płaczesz. - popatrzyła na mnie przez chwilę, a potem zarzuciła mi łapki na szyję.
- Dziękuję. - szepnęła cichutko po czym nawet pozwoliła sobie to zawiesić na szyi.
- Widzisz? Idealnie do ciebie pasuje. - szepnąłem gładząc lekko palcami jej szyjkę. Pochyliłem się pewnie i przywarłem do jej warg. Poczułem słony smak łez i przytuliłem ją do siebie jeszcze mocniej.
Była drżąca. Ufnie wtuliła się w moją klatkę piersiową obejmując mnie w psie ciasno. Wsunąłem jej delikatnie rękę pod zgięcia kolan i podniosłem nieco sadzając sobie na kolanach.
- Jeszcze nie siedziałaś u mnie na kolankach. - stwierdziłem z uśmiechem. Zarumieniła się lekko odbiegając wzrokiem na bok. - Nie płacz już.
- Już nie płaczę. - odpowiedziała z uśmiechem. - Nie mogę tylko uwierzyć, że ty naprawdę... chcesz ze mną... Przecież to jest aż nieprawdopodobne. - uśmiechnąłem się.
- Jestem takim samym człowiekiem jak cała reszta ludzkości. To ludzie kreują mnie na bóstwo, ale mimo wszystko nim nie jestem i tak jak inni potrzebuję czyjejś bliskości, miłości, ciepła, seksu... - to ostatnie dodałem celowo chcąc sprawdzić jej reakcję. Wyzezowała na mnie mrużąc oczy.
- Co ci chodzi po głowie, Jackson?? - wymruczała patrząc wciąz na mnie. Uśmiechnąłem się.
- No mimo wszystko jestem facetem więc... - zamruczałem kładąc delikatnie dłoń na jej kolanie i przesuwając ją powoli na wewnętrzną stronę uda... Uśmiechnęła się, ale zeszła z moich kolan.
- Dać ci palec, i zeżresz od razu całą rękę, Jackson. - zarechotała. Sam się zaśmiałem.
- Rozumiem, że wolisz jeszcze trzymać mnie na dystans. Bardzo dobrze.
- Tak? A dlaczego? - popatrzyła mi w oczy z błyskiem.
- Bo mam co zdobywać. - uniosła brwi do góry. - Dona... - szepnąłem znów gmerając nieśmiało przy jej dekolcie. - Kocham cię ale i pożądam... Mamy szczęście, że to idzie w parze z miłością.
- Chyba nie jestem jeszcze gotowa... - zaczęła.
- Cii, spokojnie. Nie chcę cię namawiać, zmuszać. Sama zadecydujesz. Chcę tylko byś była świadoma co czuję do ciebie. - wyjaśniłem. - Śnię o tobie bardzo ciekawe sny. - stwierdziłem w pewnej chwili, na co zarumieniła się mocno.
- Naprawdę? - zerknęła na mnie z boku. Wyszczerzyłem się.
- Naprawdę. - potwierdziłem. - Opowiedzieć ci?
- Nie, może nie... - zacisnęła uda i popatrzyła na swoje drżące dłonie... Typowy objaw podniecenia... Hm...
- A tobie kiedyś coś się śniło... ze mną w roli głównej? - zapytałem będąc autentycznie ciekawy.
Teraz reakcja była już bardzo wymowna. Zacisneła mocniej nogi i zaczęła płytko oddychać.
- Nie pamiętam. - odpowiedziała. Uśmiechnąłem się. Mogłem przypuszczać, że coś było na rzeczy. Ale nie było moim celem wyciąganie tego z niej na siłę. Pocałowałem ją w skroń obejmując ramieniem na co znów się we mnie wtuliła.
- Za chwilę będziemy na lotnisku, więc nie zasypiaj. Ułożysz się w samolocie. - mruknąłem widząc, że oczka jej się zamykają.
- Nie wiem co się dzieje ze mną. - burknęła prostując się. - O najróżniejszych porach dnia potrafi mnie zmorzyć...
- Zmiana strefy czasowej, klimatu. - powiedziałem z uśmiechem. - Przyzwyczaisz się.
Tak więc, kiedy zajechaliśmy na lotnisko uważnie rozglądając się razem z ochroniarzami przeszliśmy przez płytę do hali odlotów. Cały czas trzymałem ją za rękę, by przypadkiem jej gdzieś nie zgubić. Lecieliśmy biznes klasą, więc kolejka nie była duża i po szybkiej odprawie siedzieliśmy już na swoich miejscach w gigantycznym samolocie.
Zasnęła bardzo szybko. Taka delikatna dziewczyna... Oparłem się wygodnie w swoim fotelu i patrzyłem na jej spokojną twarz. Co jakiś czas mościła się wygodnie zmieniając nieznacznie pozycję i trącając kolanem moją nogę. Diament na łańcuszku błyskał co chwila w świetle słońca za oknami. Wyglądała pięknie. Nawet ten diament nie mógł się z nią dla mnie równać.

3 komentarze:

  1. Hej!!!
    Siedzę sobie w autobusie, a tu proszę ktoś mnie kocha i wstawił rozdział. Zajęcie na całą trasę. Dobra ja tu miałam napisać o notce, a nie o tym co robię w drodze do domu.
    Hiszpania kraj gorąca śródziemnomorskiego, ale także pełnego namiętność tanga. Co do namiętność. Czy podczas tego wypadu coś się wydarzy, coś na co część czeka i się nie umi doczekać? Mina Janet, musiała być bezcenna, gdy się dowiedziała, że spali. A co oni mieli robić. W karty grać? To się tak trochę zawiodła.
    Że co? Że z nastolatką? Ta reporterka serio musiała być ślepa, albo zapomniała o okularach. Że Dona niby jest nijaka? Ta osoba jest kuźwa nijaka.
    To takie urocze, że zabiera ją do tej Hiszpani. Tylko cholera trochę szkoda, że ona nie wie jaki tak naprawdę jest cel podróży. Z jednej strony dobrze robi chroniąc ją, ale z drugiej, kuźwa powiedz prawdę i będzie po sprawie! Razem zwyciężą wszystko!
    Ten naszyjnik ach... Brak mi słów. Dona oczywiście musiała wtrącić swoje trzy grosze, że nie, bo tamto i inne takie duperele.
    Akcja w samochodzie? No naprawdę serio? Dobra ryzyko jest i to duże, bo z przodu siedzi kierowca, ale poza tym... Przynajmniej wyjaśnili sobie kilka rzeczy.
    Czekam na nexta... W czwartek powiadasz? Nie wiem czy wysiedze.
    Ja chę dalej ja tutaj rządzę mam no.
    Weny :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może coś będzie, może nie będzie. xD Ja widzę, że wszystkich tyłki naprawdę o to świerzbią. :D Niedługo za pewne zostaną podrapane. :D Obiecuję. xD

      Usuń
  2. Dobra, znalazłam chwilę na bloggera więc jestem :D
    Ależ było zdziwienie, jak się obok siebie obudzili! <3
    Potem ta akcja z brukowcami... Ludzie serio są bezczelni, no ale Mike o gorsze rzeczy był posądzany, więc chyba nic juz nie zdziwi... Na początku byłam zła, że jej nie mówi o tym, ale z drugiej strony go rozumiem i popieram.
    Dlaczego?
    Dona sama sobie 'zapracowała' na to, że on ją musi okłamywać. Po prostu boi się, że ją straci. Gdyby mu nie gadała wtedy ciągle jak ona sie boi tej sławy i że nie pasuje do niego itd, to by jej pewnie powiedział, ale przez jej te niepewności ciągłe ma chłopak prawo do tajemnicy w obawie przed utratą ukochanej osoby. Jak ona się dowie i go bd chciała przez to zostawić, to jej chyba z liścia wywalę. To by było wtedy z jej strony mega kurewskie zagranie.
    Tym bardziej, że Mike widać że robi wszystko, aby ją od tego trzymać z daleka. Ale jak się nie da, to co? No nic, popiszą w gazetach i tyle, co więcej? Ważniejsza dla niej jest ta reputacja, czy miłość?
    Mam nadzieję, że jak to wyjdzie na jaw (a na bank wyjdzie, z resztą co Hiszpanii nie ma prasy? Wiadomo że jest xD), to oby Dona podeszła do tego dorośle, a nie jak nastolatka na jaką ją prasa kreuje.
    A Michaś niech robi swoje! Naszyjnik piękna sprawa <3 Prezent od serca w końcu.
    I też liczę, że egzotyczne klimaty się im udzielą i wykorzystają ten czas porządnie, tak w ich stylu xDDD
    Tak, niewyżyta jestem!
    Pozdrawiam i weny;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz motywuje! :)