Michael Jackson

Michael Jackson

czwartek, 8 września 2016

52.

Hello! Dzisiaj tak pół na pół. Troche dobrego i troche złego. :p Zapraszam. Kolejny odcinek w sobotę. :)



Donata


Nawet nie wiem JAK to się stało... Po prostu. Chyba ani ja ani on nie wypowiedzieliśmy przez ten cały czas ani jednego maleńkiego słówka. Tak zwyczajnie... Po prostu to się stało. Bez niczyjej ingerencji z zewnątrz zrobiliśmy to bez mrugnięcia okiem...


Jego dłonie na moim ciele... to było takie elektryzujące... Te dreszcze, które i mnie i jemu latały po plecach... Widziałam gęsią skórkę na jego ramionach, kiedy drapałam go lekko paznokciami lub przeciągałam językiem wzdłuż całej szyi. Drżał momentami lekko oplatając mnie ramionami tak bym mu przypadkiem nie uciekła.
Seks był wspaniały... jak zawsze z NIM... Był czuły i delikatny... Przez to jak wolno się we mnie poruszał, jak delikatnie muskał moją skórę, moje usta, wszystkie doznania były jeszcze wyraźniejsze i silniejsze. Nie musiałam otwierać oczu. Widziałam go we własnej wyobraźni, jego twarz tak piękną z lekko zagryzioną wargą i wymalowaną rozkoszą. To było całkowicie niespodziewane... Nie planowałam tego... ale on... z pewnością tak.
Zgodziłam się tam zostać sama nie wiedziałam czemu. Odpowiedź w sprawie legalizacji przyślą pewnie do niego, ale przecież mogłam sobie zażyczyć, żeby przesłał mi ją dalej do hotelu, w którym będę się znajdować. Nie zrobiłam tego. Za to znów zamieszkałam w jednej z jego sypialni. To była chora moim zdaniem sytuacja i to bardzo. To wszystko było już tak cholernie pokręcone, zagmatwane, że... nie widziałam już najmniejszej możliwości by to jakoś odkręcić, a... A nie widziałam też już żadnego sensu by zaczynać z nim cokolwiek po tym całym cyrku. Byłam zmęczona. Pragnęłam się stamtąd wyrwać, a jednocześnie... chciałam zostać. Żeby móc na niego chociaż popatrzeć, bo w moim mniemaniu nic innego mi już nie zostało.
Mówił, że mnie kocha, że zrobi wszystko byśmy do siebie wrócili, ale jednocześnie dalej trwał w związku z Madonną. Dla mnie nie było żadnych złudzeń. Nie zamierzałam w nic więcej się pakować. Ani z nim ani z nikim innym. Najbezpieczniej jest zawsze być samemu. Wtedy nikt cię nie zrani. Ja zraniłam jego, on mnie. I tak na przemian... Powinnam stamtąd zniknąć, ale trzymałam się tego wszystkiego za pretekst mając ten urzędowy papier, który miał nadejść.
Wciąż czułam się źle. Nocami już nie płakałam, ale nie mogłam spać. Budziłąm się, zasypiając na co najwyżej dwie godziny, trzy w ciągu doby. Można się było wykończyć psychicznie i nerwowo... Czułam, że dużo mi do tego już nie brakuje. Musiałam się w końcu raz a dobrze zdecydować. Czy chcę tu siedzieć w tym bagnie, czy uwolnić się od niego. Mike nie zerwał z tą... nie powiem już może z kim... więc... na co miałam czekać? Widocznie tak mu było dobrze... Dopiero potem ktoś mnie uświadomił, że on nie ma nawet czasu wyjść do kibla.
- On się tam wykończy. Nie wiem po jaką cholerę wytwórnia zmieniała szefostwo... zarypią go na śmierć. - usłyszałam któregoś razu z salonu. Widać wszyscy inni wiedzieli trochę więcej ode mnie. No ale skoro ja unikałam tematu Mike'a...
- Co się stało? - zapytałam podchodząc do Alana, który stał i przytrzymywał drabinę jednej pani, która myła okna. Od razu przypomniało mi się jak ja to robiłam, dawno temu jeszcze zanim cokolwiek się zaczęło... Zamrugałam oczami odganiając od siebie te wspomnienia. Alan popatrzył na mnie z lekko krzywą miną.
- Nie wiesz? Narzucili mu niemożliwy do zrealizowania program. Ma wydać płytę w trzy miesiące, rozumiesz? A to jest "Dangerous", on tam ma czternaście utworów, co najmniej! Może należałoby powiedzieć, że NA SZCZĘŚCIE kilka innych, które miał zamiar tam dorzucić zostały nie zaakceptowane i nie znajdą się na płycie. Ale to i tak nie wielka pociecha. - wymruczał na koniec. Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Tyle pracy w zaledwie trzy miesiące? Powariowali?! - zapytałam nie dowierzając. Zrobił kwaśną minę. - Nie może im powiedzieć, nie wiem, pocałujcie mnie w dupę chociażby?!
- Za starych rządów mógł. Mógł zrobić co tylko chciał, miał naprawdę wielki komfort kiedy nagrywał płytę 'BAD". Teraz to jest jakaś masakra. "BAD' powstawała cały rok. Oni chcą tą całą pracę chyba zmieścić w tak zwanej pigułce. Obawiam się, że on nie da rady. - zaniepokoiłam się.
- Co się z nim dzieje?
- Jest przemęczony. Od rana do nocy siedzi w studiu i pracuje, żeby się wyrobić. Ale i tak ma już małe tyły. Ile może pracować? Już nie raz zdarzyło mu się zasnąć po prostu we fotelu tak jak siedział i nie wrócić na noc do domu. Albo siedział do drugiej, trzeciej nad ranem próbując skończyć to co miał zaplanowane na dany dzień... albo raczej to co ONI mu zaplanowali, ale to jest po prostu nie wykonalne.
- Powinien z nimi porozmawiać, chyba nie są ślepi i będa widzieć, że to jest nierealne! - uśmiechnąłem się smutno.
- Rozmawiał i to nie raz, myślisz, że nie? Wiesz co mu powiedzieli?
- Co? - aż się bałam usłyszec odpowiedź...
- "Trzeba na siebie pracować, panie Jackson". Tak mu powiedzieli. Jeśli nie wywiąże się z narzuconych obowiązków spadnie na dno. Płyta nie ruszy do sprzedaży, trasa się nie odbędzie, teledyski zostaną opatrzone zakazem publikacji gdziekolwiek, nic na tym nie zyska, a bardzo wiele straci. - popatrzył na mnie. Miałam oczy wielkie jak cebule.
- Chyba powariowali! - wściekłam się. - To raczej on tam jest szefem, gdyby nie on, nie mieliby nawet co do gęby wsadzić, to on raczej ma pełne prawo dyktować warunki IM, a nie na odwrót! Wcześniej było jakoś wszystko dobrze, a teraz raptem wynaleźli cuda niewidy! Ale jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze! - Alan patrzył na mnie lekko strapiony, a potem przeniósł wzrok za mnie.
- Nie przejmuj się, kochanie... - usłyszałam za sobą, na co obróciłam się na pięcie, i zobaczyłam go... Stał raptem kilka centymetrów ode mnie. Poczułam ucisk w żołądku... - Dam radę jak zawsze. - podniósł powoli swoją dłoń i pogładził mnie lekko po policzku. Przeszły mnie ciarki. Spuścił wzrok na podłogę. Nie miałam okazji mu się ostatnio przyjrzeć, wiec teraz z przerażeniem stwierdziłam, że jest wykończony. A wszyscy jakoś nagle znikli... Zostaliśmy sami.
- Wyglądasz okropnie. - powiedziałam patrząc wciąz na niego, na co uśmiechnął się lekko i spojrzał znów na mnie.
- Mówię, nie przejmuj się, kochanie.
- Nie mów tak do mnie. - mruknęłam cicho odsuwając się od niego, ale złapał mnie za rękę.
- Będe tak mówił. Nie mam nawet czasu załatwić pewnych... ważnych spraw... - powiedział patrząc mi w oczy. - Ale teraz mam chwilę czasu....
- Na co? - zapytałam czując jak serce zaczyna ostro przyspieszać w mojej piersi... Patrzyłam mu w oczy... Jak powoli się do mnie przysuwa.
- Na to. - szepnął cicho po czym przyłożył lekko dłoń do mojego policzka, po czym poczułam jego wargi... na swoich.
To było cudowne... Od momentu jak tu wróciłam, próbował mnie tak podejśc już kilka razy, ale za każdym razem z wrzaskiem go atakowałam i uciekałam. Teraz jednak... nie wiedziałam dlaczego... może dlatego, że byłam wytrącona z równowagi przez rewelacje Alana... Poddałam mu się i pozwoliłam czule całować przez kilka chwil, pragnąc by się nigdy nie odsuwał.
Był niesamowity. Kiedy poczułam jak mnie obejmuje sama wyciągnęłam nieco ręce ale zawahałam się. Sam zarzucił je sobie na szyję po czym przycisnął mnie do siebie lekko. Pozwoliłam mu się zdominować w tym pocałunku, ale nie był zbyt nachalny ani porywczy. Po prostu... całował mnie namiętnie gładząc po plecach i głowie, raz po raz zahaczając o tyłek. Tak bardzo mi go brakowało... Gdyby tylko ktoś mógł zatrzymać czas w tym momencie...
Wplotłam palce w jego loki i zaczęłam się nimi nieśmiało bawić. Na to przycisnął mnie do siebie za biodra wcale sie niczym nie krępując, tak jak ja. Zamruczałam cicho... Nagle momentalnie o wszystkim zapomniałam. Liczył się tylko on i ten pocałunek. Zaczęłam go śmielej odwzajemniać, przyciągnęłam go do siebie mocniej, o ile było to jeszcze możliwe i objęłam go zaborczo wspinając się aż na czubki palców, byle tylko być jak najbliżej niego. Wyczułam jak  się uśmiecha w moje usta... Pociągnełam go mocniej za włosy... Mruknął cicho.
- Chodź ze mną... - wymruczał łapiąc mnie za dłonie i ciągnąc gdzieś za sobą. W pierwszej chwili nawet nie zrozumiałam co powiedział. Byłam oszołomiona tym co działo się jeszcze chwilę temu, wiec bezwiednie poszłam za nim robiąc kilka kroków. Ale wtedy oprzytomniałam. Czułam wciąż jego pocałunek na swoich ustach, ale spojrzałam na niego...
- Gdzie mnie prowadzisz? - zapytałam cicho. Spojrzał na mnie nadal lekko ciągnąc mnie za rękę. Nic przez chwile nie mówił tylko patrzył na mnie.
- Do mojej sypialni. - odpowiedział w końcu bardzo cicho, szepcząc i patrząc mi w oczy.
- Do sypialni... - powtórzyłam wciąż będąc lekko oszołomiona i szłam za nim dalej... Lecz długo to nie trwało. Otworzyłam szeroko oczy. - DO SYPIALNI???
- Tak. Mojej. - powtórzył przyglądając mi się uważnie.
- Po co?! - to pytanie było raczej głupie, ale... Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku. Serce waliło mi jak młot. Z jednej strony chciałam z nim iść. Chciałam by mnie tam zabrał i... zamknął drzwi na klucz... i zrobił ze mną wszystko na co tylko będzie miał ochotę. Ale z drugiej strony... włączył mi się chyba wrodzony system alarmowy. Który tak naprawdę przecież był nie na miejscu za każdym razem gdy się włączał...
- A jak myślisz? Chcę być teraz z tobą... - powiedział całkiem szczerze podchodząc do mnie blisko i kładąc ręce na mojej talii. Nie potrafiłam sie ruszyć, kiedy stał tak blisko... kiedy czułam jego zapach i...  oddech na szyi. - Chodź... - szepnął znów. I znów oszołomiona poszłam za nim kilka kroków. Ale znów się zatrzymałam.
- Michael, nie. - powiedziałam choć chciałam krzyczeć, żeby zatkał mi buzie i wcale nie zwracał uwagi na to co mówię. Ale on tego nie zrobił. Popatrzył na mnie smutno. Nie mogłam na to patrzeć, ale nie umiałam oderwać wzroku od jego twarzy.
- Jak długo jeszcze mam na ciebie czekać? - zapytał patrząc mi w oczy. Coś zatykało mi gardło.
- Nie czekaj.
- Co? - nie wiedział o co mi chodzi.
- Nie czekaj na mnie bo nic z tego nie będzie. - powiedziałam drżącym głosem w końcu odrywając od niego swoje oczy.
- Nie wierzę, że naprawdę tego nie chcesz. Dona... - szepnął czule moje imię. Aż ciarki mnie przeszły. Przyciągnął mnie znów do siebie... Próbowałam się wyrwać, ale nie wiele to dało. - Powiedz, że mnie kochasz. - wyszeptał cicho tuż przy moim uchu. Jakby ktoś podał mi eliksir prawdy. Nie umiałam powiedzieć nic innego jak...
- Kocham cię, Mike. - uśmiechnął się lekko.
- Te słowa to balsam na moją duszę. Powiedz to jeszcze raz. - poprosił znów.
- Kocham cię. - powtórzyłam teraz już łamiącym się głosem. - Kocham cię strasznie... - przytulił mnie mocno chowając twarz w moich włosach, a ja próbowałam sie jakoś uspokoić. - Ale puśc mnie już. - powiedziałam po chwili ciszy. Popatrzył na mnie. - Puść mnie, Mike.
- Dlaczego nie chcesz... - zaczął znów.
- Nie chcę się w to znowu ładować! - przerwałam mu nie patrząc na niego. - To nie ma już sensu, ja już nie widzę w tym najmniejszego sensu, mam dość! Nie chcę już nic ani nikogo, rozumiesz?
- Jak to nie ma sensu... co ty w ogóle mówisz?
- Taka jest prawda! Nie chcę się w to drugi raz pakowac, bo znów coś sama własnoręcznie spieprzę tak jak wtedy! - powiedziałam drżącym znów głosem i odwróciłam się odchodząc. Złapał mnie za rękę, ale wyrwałam ją i uciekłam... To nie miało sensu. Kradzione kilka słodkich chwil, a potem...
Chciałam powiedzieć 'a potem cała noc pełna żalu', ale bardzo się wtedy pomyliłam...
W tej nocy nie było ani grama żalu. Była przepełniona rozkoszą... A stało się to przez zwyczajny przypadek... bądź nie. Co jest bardziej możliwe.
Mike później pojechał znów do studia... Martwiłam się. Jakże bym nie mogła? Mimo wszystkiego co się stało i działo się nadal, nawet w tej chwili, był mi najdroższą rzeczą na świecie. Już raz o mało coś mu się nie stało poważnego. Nie chciałam znów przechodzić przez coś takiego... Nawet jeśli nie jesteśmy razem. Ale to tak naprawdę niczego nie zmienia.
- Nie martw się o mnie, myszko. - mruknął zanim jeszcze wyszedł.
- Mówiłam, żebyś do mnie nie zwracał się w ten sposób. - mruknęłam nie patrząc na niego.
- A jak mam do ciebie mówić?
- Po prostu Dona. - odpowiedziałam.
- Dobrze, niech będzie więc Dona. Kochanie. - dodał na końcu uśmiechając się cwanie, kiedy spojrzałam na niego zła.
- Chcesz mnie wkurzyć.
- Nie. - odrzekł spuszczając wzrok na ziemię. - Chcę... - zająknął się. - Chcę byś mnie teraz przytuliła. - popatrzyliśmy na siebie przez moment. Nawet chciałam to zrobić, ale...
- Mike, przestań już, proszę cię!
- Co mam przestać? Mam przestać cię kochać? Żądasz niemożliwego.
- Tak ci się tylko wydaje. - burknęłam i uciekłam do swojego pokoju. Jak zwykle ostatnimi czasy.
Byłam pewna, że znów będzie tam siedział przez pół nocy zanim wróci, o ile w ogóle. Zastanawiałam się jak on chce podołać temu zadaniu. Ktoś podobno powiedział mu nawet że powinien pomyślec o zakończeniu kariery. Michael zareagował co najmniej tak jakby ten ktoś dopuścił się zdrady wobec niego. Powiedział, że w życiu tego nie zrobi dopóki nie skończy PRZYNAJMNIEJ pięćdziesięciu lat. Przynajmniej? Nie wiem jak inni, ale... ja sama uważałam, że to nie byłby nawet taki zły pomysł. Mógłby przecież dawać koncerty. Nie wyjeżdżałby już w trasy, nie musiałby myślec o wytwórni, a śpiewałby dalej. Ale Mike to Mike. Nie zgodził sie na takie 'pójście po najmniejszej linii oporu'.
Tak więc bardzo się zdziwiłam, kiedy wieczorem około godziny dziewiątej idąc przez salon zobaczyłam jego kurtkę przewieszoną przez oparcie fotela. Było zbyt wczesnie jak na jego powrót z pracy. Ja bym tego pracą już nie nazwała, raczej obozem pracy, ale... lepiej nic nie mówić. Podeszłam bliżej chcąc się upewnić, że to na pewno jego ciuch. I się nie myliłam, to była jego kurtka. Jeszcze wiedziałam mniej więcej przynajmniej jakie rzeczy nosi. To na pewno należało do niego. Wzięłam ją do reki i przystawiłam sobie do twarzy. Teraz już miałam stuprocentowy dowód na to ,że Mike jest w domu. Pachniała nim. I tylko nim. Nic nie zakłócało zapachu jego ciała, który jeszcze dobrze pamiętałam.
- O panienka Dona! - usłyszałam za sobą i szybko odrzuciłam od siebie materiał. Odwróciłam się i zobaczyłam jedną z tych miłych pań, z którymi pracowałam. Uśmiechała sie do mnie jak zawsze.
- Słucham? - zapytałam nieco nerwowym tonem.
- Właśnie. Pan Michael nie dawno wrócił do domu... - zaczęła.
- A więc jednak? - wpadłam jej nie chcący w słowo.
- Tak! Sama jestem zdziwiona ale nie o to chodzi. - popatrzyłam na nią. - Szukałam ciebie.
- Mnie? - zdziwiłam się nieco. - Dlaczego, co się stało?
- Nic. - uśmiechnęła się. - Chyba. Ale nie wydaje mi się. Po prostu pan Michael chce cię widzieć. - teraz to już miałam naprawdę wielkie oczy.
- Mnie? Teraz? A dlaczego?
- Tak teraz, wrócił jakąś godzinę temu, powiedział, że jak tylko cię gdzies zobaczę mam cie do niego odesłać. Nie mówił o co chodzi, a ja się nie dopytywałam.
- Szkoda, że się nie do pytałaś. - mruknęłam po cichu pod nosem. Kobieta znów się do mnie uśmiechnęła. - To przy okazji zabiore mu tą kurtkę. - dodałam chyba tylko po to by miec jak się ruszyć.
Czego on znów chce, zastanawiałam się idąc powoli w stronę jego sypialni. Bo nigdzie indziej nie było go widać. W sumie to gdzie mógł być o tej godzinie? Pewnie ma mi coś do powiedzenia i zaraz wraca do studia... Może przyszła odpowiedź dla mnie? Od razu poczułam ucisk w żołądku... ale szybko się okazało, że nic do mnie nie przyszło... Za to ja poszłam prosto do niego...
- Mike? Co się dzieje, chciałeś mnie widzieć... - zaczełam ale urwałam po chwili wchodząc do pokoju, który... był całkiem ciemny. Nigdy nie było w nim tak ciemno. Drzwi same się za mną zamknęły pogrążając mnie w totalnym mroku. Nie bałam się ale wydało mi się to dziwne. Widocznie go tu nie było... ale po chwili gdy moje oczy przyzwyczaiły się do panującej ciemności zauważyłam, że okno było szczelnie zasunięte. Do wnetrza nie przedzierał się ani jeden promyczek światła znikąd.
To było naprawdę dziwne... Nie wiedziałam co myśleć. Postanowiłam wyjść i poszukać go gdzieś indziej, ale wtedy... poczułam go tuż za sobą. Zapach jego perfum, który tak lubiłam... jego gorący oddech na szyi. Musiał tu być od samego początku... tylko nie zauważyłam go w tym mroku. Teraz zbliżył się do mnie...
Jego kurtka wypadła mi z rak i cicho opadła na podłogę. Usłyszałam tylko jej cichy szelest. Dłonie lekko mi drżały... Kolana miałam jak z waty, uginały się pode mną. Czułam jak jego ciepłe dłonie powoli wsuwają się pod moja bluzkę... Zrobił to celowo, pomyślałam nagle... Po prostu mnie tu zwabił. I to jak prosto mu to poszło... przyszłam do niego jak słodka muszka do pajączka.
W następnej chwili całkowicie mnie sparaliżował. Nie potrafiłam się ruszyć ani tym bardziej go odepchnąć... Zresztą nie chciałam. Na pewno nie chciałam go odpychać... Całował moją szyję odgarniając z niej włosy. Czułam jak składa delikatne pojedyncze pocałunki a potem przeciąga po niej językiem sprawiając że cała zadrżałam. Objął mnie ciasno od tyłu przyciskając mocno do siebie. Czułam jego ciało... ciasno przylegające do mojego ciała... Wyraźnie czułam jego podniecenie. Był cały rozgrzany, jego przyrodzenie wbijało mi się w pośladki przez materiał spodni. Znów zadrżałam, kiedy to sobie uświadomiłam. A kiedy poczułam jego dłoń na swojej piersi... całkiem skapitulowałam. Nie umiałam już się bronić. I nie chciałam.
- Teraz jesteś moja. - szepnął mi do ucha na co spojrzałam na niego przez ramię. Pożądanie miał wypisane w oczach. Oddychał ciężko i płytko. Powstrzymywał się przed gwałtowniejszymi ruchami względem mnie. - Będziesz tu ze mną przez całą noc... tylko dla mnie... tylko moja. - wyszeptał znów cicho. Muskał przy tym końcami palców moją twarz, policzki... szyję. Zaczął rozpinać bluzkę... - Uwielbiam kiedy masz na sobie taką bluzeczkę... rozpinaną z przodu. - powiedział kiedy już mnie jej pozbawił, a ta sfrunęła lekko na podłoge obok jego kurtki którą tu przyniosłam.
- Mike, nie... - próbowałam się jeszcze obronić, ale już nie umiałam... Przyłożył mi palec do ust.
- Ciii... - owionął ciepłym oddechem moje ucho. - Pragnę cię. Wiem, że ty mnie też. I co byś nie powiedziała, czego nie zrobiła... teraz jesteś ze mną. Moja. Będziemy to robić całą noc... Zrobię wszystko o co mnie tylko po prosisz... tak jak kiedyś. - mówił w tym samym czasie popychając mnie lekko w stronę swojego łózka. Szłam posłusznie razem z nim. - Zobaczysz... przypomnisz sobie jak było nam dobrze... - dodał jeszcze...
- Ja wcale nie zapomniałam... - powiedziałam tylko i to bylo ostatnie co tej nocy zdołałam wypowiedzieć. Reszta... to były wyłącznie dźwięki rozkoszy jaką mi sprawiał.



Michael


Nie planowałem tego w sumie, ale... kiedy wróciłem wieczorem do domu... poczułem, że nie wytrzymam juz dłużej w tej próżni. Musiałem coś zrobić. Ona musiała być znowu moja, choć przez chwilę. Musiała być znów ze mną... choć tej jednej nocy.
Nie miałem na to jakiegoś gotowego planu. Po prostu powiedziałem wszystkim, że jeśli ją gdzieś zobaczą, mają ją natychmiast do mnie odesłać. I tak się stało. Przyszła do mnie z moją kurtką, która zostawiłem w salonie... W tych ciemnościach wyglądała tak seksownie. Nie miała na sobie nic nadzwyczajnego, ale... i tak była dla mnie najpiękniejsza. Pragnąłem znów ją przytulić, tak jak kiedyś...


Próbowała się opierać, ale nie na wiele jej się to zdało. Kiedy już znalazła się pode mną na moim łóżku, cała sytuacja była już przesądzona. Nie dałaby rady mi uciec. I chyba nawet nie chciała. Objęła mnie i przyciągnęła do siebie całując namiętnie... Tak, tego mi brakowało...
Serce waliło mi mocno w piersi, czułem się jakby to wszystko działo się po raz pierwszy. Byłem tak podekscytowany... Ręce mi drżały, cały w środku drżałem dotykając powoli jej ciała, pozbawiając ją po kolei każdej części garderoby jaką na sobie miała...
Żadne z nas przez cały ten czas, kiedy byliśmy razem w tym łózku nie wypowiedziało ani słowa. Nie były potrzebne. I ja i ona dobrze wiedzieliśmy czego chcemy. Było znów tak jak dawniej. Popchnęła mnie na poduszki i rozebrała, sama była już naga... Patrzyłem na jej ciało, jak się porusza... Była naprawdę niesamowicie seksowna.
Kiedy już pozbawiła mnie dosłownie wszystkiego zabrała sie do pracy... Przymknąłem oczy czując jak moje przyrodzenie powoli zatapia się w jej ustach... Jęknąłem cicho zaciskając palce na pościeli, staram się nad sobą panować, ale nie było to łatwe. Nie miałem jej tyle czasu... a teraz była ze mną i robiła TO... Ciężko było mi się opanować, by nie zrobić czegoś gwałtownego. Wplotłem palce jednej ręki w jej włosy i starałem się odprężyć, ale pożądanie które wypełniało całe moje ciało sprawiało, że niemal się gotowałem. Widziała to doskonale...
Zastąpiła swoje usta dłonią i zaczęła mnie mocno pieścić... Największe napiecie znalazło w końcu dla siebie ujście. Z krzykiem doszedłem, na co uśmiechnęła się patrząc mi w oczy. Usiadła na mnie okrakiem i wpiła się w moje usta... Zaczęła poruszać biodrami ocierając się o mnie... Myślałem, że oszaleję...
Długo nie trwało jak znowu byłem gotowy. To wszystko co się działo, nasze rozstanie, te wszystkie labirynty w jakich zaczęliśmy krążyć, to sprawiło, że teraz kiedy była blisko czułem się jakbym był pijany. Jakbym śnił, łapałem się jej gdzie tylko mogłem jakbym chciał sprawdzić czy na pewno tu ze mną jest. Była, naprawdę ze mną była. Całowała mnie zapalczywie. Wiedziałem, że ona też za mną tęskniła... Miałem nadzieję, że teraz wszystko będzie dobrze... tak jak przedtem.


Przeliczyłem się.
Noc była wspaniała. Miałem ją tylko znów dla siebie, ale rano obudziłem się sam w pustym łóżku. Chyba nawet nie byłem już zdziwiony. Wokół unosił się jej zapach,zapach jej skóry i perfum.. A może mam już jakieś majaki... Na swojej piersi zauważyłem kilka sporych malinek. Uśmiechnąłem się mimo wszystko. Pamiętałem, że ją też takimi obdarowałem... tu i ówdzie...
Zauważyłem ją jak tylko opuściłem swoją sypialnię. Była w kuchni, piła kawę stojąc przy oknie. Nie wiele myśląc podszedłem do niej i wtuliłem się w nią od tyłu, aż podskoczyła...
- Chryste, Mike... Przestraszyłeś mnie. - powiedziała odstawiając kubek, ale ja się od niej nie odsuwałem. Wtuliłem twarz w jej szyję i tak stałem.
- Dlaczego wyszłaś bez słowa? - zapytałem cichym szeptem spoglądając w końcu na nią. Jej mina mi się nie podobała.
- Wyszłam bo... - zająknęła się.
- Dona... tylko mi nie mów znowu... czegoś w swoim stylu, proszę cię. - szepnąłem biorąc jej twarz w swoje dłonie. Stała teraz przodem do mnie.
Patrzyła mi przez chwilę w oczy. Potem spuściła wzrok na swoje stópki. Położyła dłon na moim torsie drapiąc mnie lekko przez koszulę.
- Byłeś wspaniały... - wyszeptała tak cicho, że ledwo ją usłyszałem. Przytuliłem ją do siebie mocno kołysząc lekko w ramionach... - Ale to nie powinno mieć miejsca. - dodała drżącym głosem.
- Co? - spojrzałem jej w twarz trzymając za ramiona.
- Ja cię przepraszam, Mike, naprawdę... - zaczęła. Wstrzymałem oddech dosłownie. - To... się nie powinno zdarzyć.
- Dona... - westchnąłem ciężko puszczając ją całkowicie. Nie miałem już siły, naprawdę. - Spędziłaś ze mną cudowną noc, dałaś mi nadzieję, że...
- Przepraszam, nie chciałam cię znów skrzywdzić ani narobić nadziei... - zaczęła dygoczącym głosem. Sama zaczęła się trząść.
- Nie przepraszaj mnie! Po prostu przestań odwalać tą szopkę! - byłem naprawdę zły. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. - Przepraszam, nie chciałem na ciebie krzyczeć... - powiedziałem po chwili. Spuściła wzrok i zobaczyłem jak po jej policzkach spływają pojedyncze krople. - Dona, zadajesz cierpienie sobie i mnie. Nie potrzebnie.
- Ja już nie chcę...
- Czego nie chcesz?
- Nie chcę cierpieć.
- Nie musisz, przecież...
- Nie, nie, nie. - pokręciła gwałtownie głową. - Nie widzisz jak to wszystko jest już zagmatwane? Nie widać nas już w tym wszystkim. Ja nie chce się już w nic ładować, Mike. Nie wiem, może ja jestem jakaś wyklęta, ale zawsze jak kogoś sobie znajdę to zaraz coś się pieprzy, albo z jego albo z mojej winy. Mam już tego dosyć. - przygarnąłem ją do siebie całując w czubek głowy.
- Dona, to tylko tak strasznie wygląda, naprawdę. Wystarczy, że powiesz jedno słowo...
- Nie. - pokręciła znów głową ocierając policzki. - Mam już dosyć. Nie chcę. Nie chcę się już z nikim wiązać. Za dużo tego dla mnie w tak krótkim czasie. I nie ważne kto zawinił, ty czy ja. Proszę cię, żebyś uszanował to co mówię i nie próbował niczego więcej. - powiedziała po czym wyminęła mnie i wyszła z kuchni...
Nie miałem pojęcia co zrobić. Najgorsza jest ta chwila, kiedy człowiek ma na coś wielką nadzieję, a potem ta nadzieja brutalnie zostaje mu odebrana. Tak jak mnie teraz. Ja nie chciałem wierzyć, że to może się tak skończyć. Ale zacząłem się naprawdę bać. Ona się zamknęła na wszystko, nic do niej nie docierało, żadne słowa, ani moje ani Janet, nikogo. Jak miałem ją odzyskać w takiej sytuacji?
Jeszcze ktoś sobie wymyślił jakiś wywiad dla zasranej telewizji. Nie było mowy o tym bym się od tego jakoś wywinął. Dlatego pozwolono mi wczoraj wrócić wcześniej. Bym mógł się do niego jakoś przygotować. Przygotowałem się jak cholera.
Wkurzało mnie to. Nie miałem teraz głowy do takich rzeczy. Nie pozostało mi jednak nic innego jak iść się ogarnąc i jechać już na miejsce, gdzie byłem umówiony. Wywiad miał być emitowany na żywo, każdy będzie mógł go sobie obejrzeć. Nie zastanawiałem się nawet o co będą mnie pytać, bo domyślałem sie tego. Na pewno o dwie rzeczy. O płytę. I o Madonnę. Tego drugiego bałem się najbardziej. Ale pomyślałem, że  w końcu jestem facetem i jakoś dam sobie z tym radę.
Kiedy zajechałem na miejsce już na mnie czekali. Nie zajęło dużo czasu, kiedy w końcu zostałem zaproszony. Minę musiałem mieć nie tęga... zresztą chyba miałem ku temu powody. Ale tez mało mnie to obchodziło co sobie kto teraz pomyśli.
Miałem rozmawiać z jakąś kobietą. Kiedy ją zobaczyłem, zauważyłem, że jest czarnoskóra, trochę przy kości i z przyklejonym uśmiechem do twarzy. Wydawał się nawet szczery, ale... to telewizja. Usiadłem więc obok niej. Nie było nawet foteli. Siedziała na jakichś schodkach, tak więc podszedłem do niej i zająłem miejsce obok.
- Oto i Król Popu! - zaczęła, a zaraz potem rozbrzmiały oklaski. - A gdzie twoja Królowa? Spodziewałam się, że przyprowadzisz ją ze sobą? - jasne, pomyślałem. Nie zdązyłem ugryźc się w język i powiedziałem bezwiednie to co przyszło mi na myśl...
- Moja królowa właśnie dała mi kosza... - dopiero po chwili zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.
- Co takiego?! - podchwyciła. - Żartujesz sobie? - uśmiechnąłem się lekko skonsternowany.
- Chciałbym. - postanowiłem to jakoś wykorzystać.
- Czyżby Madonna szukała znów nowych atrakcji?
- Nie chodzi o Mad. - powiedziałem czym wywołałem lekkie poruszenie. Uśmiechnąłem się widząc dezorientacje na twarzy prowadzącej.
- Obawiam się, że nie rozumiem o czym mówisz. - powiedziała i zaśmiała się.
- Powszechnie wiadomo, że Mad nie stroni od znajomości... - wiedziałem, że jeśli ona to zobaczy będzie awantura, ale nie obchodziło mnie to.
- Sugerujesz coś?
- Nie, w żadnym wypadku. Mówię tylko, że jestem świadom rzeczywistości.
- Więc o jakiej królowej mówisz? Wszyscy raczej odnoszą wrażenie, że Królowa jest tylko jedna.
- Tak, w rzeczy samej, jest tylko jedna. - potwierdziłem z uśmiechem. - Dla mnie tylko jedna.
- A twoja kobieta? Jesteście z Madonną w związku od... ilu?
- Od kilku tygodni.
- Dlaczego w ogóle rozstałeś się z tamtą dziewczyną? - uczepiła się tego... - Tak nagle zamieniłeś sobie ją na kogoś innego?
- To nie tak. - uśmiechnąłem się lekko. - Czasami zdarzają się różne rzeczy na które nie mamy wpływu... Sprawy potoczyły się tak a nie inaczej... Nic na to nie poradzę.
- Czy spotykałeś się z Królową jeszcze za nim rozstałeś z tą dziewczyną?
- Nie, absolutnie. Masz tu chyba na myśli te artykuły z gazet. To nie była prawda. Mad pod tym względem jest dość specyficzna i nie zawraca sobie głowy tym co brukowce wkładają jej w usta. Zaczęliśmy się spotykać dopiero po tym jak... rozstałem się z Doną.
Kobieta uczepiła się tego tematu jak rzep psiego ogona. Jednak w końcu dała temu spokój. Chyba widziała, że kompletnie nie leży mi ten temat i zacząłem się już trochę denerwować wałkowaniem non stop tego samego. Zaczęła wypytywać o nową płytę.
Tak jak w przypadku 'Bad' nie mogłem za wiele powiedziec, ale coś tam powiedziałem. Sam jeszcze nie wiedziałem jak to będzie wyglądac i czy w ogóle... Byłem wykończony. Spałem tylko po kilka godzin i to jeszcze nie koniecznie we własnym łóżku. Czasami zdarzało mi się zasnąć w studiu tak jak siedziałem. Ale co mogłem na to poradzić. Nic.
W końcu zapytała czy na do widzenia coś dla nich zaśpiewam. Na sali w publiczności było sporo moich fanów, sądząc po aplauzie który się rozległ bez najmniejszego ostrzeżenia. Aż się zdziwiłem. Co miałem zaśpiewać... "Thriller" był już ze wszystkich stron oklepany jak to tylko możliwe... 'Bad' też już nie była pierwszej świeżości... Nowych utworów nie mogłem tak po prostu ujawnić przeznaczonych na 'Dangerous'. Napisałem kilka innych... ale nie miałem do nich melodii. Nagle jednak coś zaświtało mi w głowie...
Najlepszym natchnieniem jest to co akurat dzieje się w życiu człowieka. Czasami jest to jakieś radosne wydarzenie, jak to które pomogło mi dokończyć ostatni krążek. Związek z Doną. Najlepsze co mnie do tej pory spotkało. A teraz... teraz tym natchnieniem chyba był ten ból, który wciąż odczuwałem, a który starałem się jakoś w sobie zdusić. Zacząlem więc śpiewać. Z marszu wyrzucając z siebie słowa, a melodia sama się układała, nie musiałem nawet myśleć. To rzadko się zdarza... ale mnie ostatnio dość często...

Feels like a fire that burns in my heart,
Every single moment that we spend apart...
I need you around for every day to start,
I haven’t left you alone.
There’s something about you, I stare in your eyes,
And everything I’m looking for I seem to find.
All this time away is killing me inside,
I need your love in my life...

I wanna spend time till it ends,
I wanna fall with you again.
Like we did when we first met,
I wanna fall with you again...

We fought in a battle, nobody won.
And left ourselves a mountain to be overcome...
You can’t run away, the past is said and done,
I need us to carry on...

I wanna spend time till it ends,
I wanna fall with you again.
Like we did when we first met,
I wanna fall with you again...


Kobieta patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Może ją to poruszyło. Ja sam czułem się jakiś... wytrącony z równowagi. Chyba to nic dziwnego. Na moment nastała cisza, ale potem rozbrzmiały oklaski. Uśmiechnąłem się lekko skinąwszy głową. Oczywiście musiało paść pytanie...
- Czy to jeden z utworów na...
- Nie. - odpowiedziałem jeszcze zanim dokończyła swoją myśl. - Wymyśliłem to teraz, z marszu...
- Naprawdę?!
- Sam jestem nieco zaszokowany... - przyznałem.
Spotkanie w końcu się skończyło. Byłem pewny, że wywoła to jakieś przynajmniej małe zamieszanie. Ale największą nadzieję miałem na to, że Dona to słyszała. Słowa płynęły prosto z serca. Niczego nie musiałem wyciągać na siłę.
Chciałem tylko jednego. Jej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz motywuje! :)