Michael Jackson

Michael Jackson

wtorek, 19 lipca 2016

32.

Witam. :) Oto kolejny, następny w piątek. Zapraszam. :)


Donata

Kolejne dni były całkiem spokojne. Nie działo się nic co mogłoby nas w jakiś sposób niepokoić. Mike także trochę się uspokoił i nawet zaczął się znów uśmiechać. Widywałam go jednak czasami zamyślonego. Pewnie wciąż się zastanawiał, dlaczego znów to wszystko. Ja sama się nad tym głowiłam. Ale tym razem sytuacja była inna niż wcześniej i byłam pewna, że Michael na pewno nie dostanie po dupie. W żadnym wypadku.
Siedziałam na komputerze z włączonym skypem ale nikt nie był aktywny. Ani Iwa, ani rodzice, ani nikt. Zresztą to właśnie z Iwą lub z rodzicami chciałam porozmawiać. Na Iwę nie miałam co liczyć. O tej porze chrapała w najlepsze. Mama pewnie też, a ojciec... pewnie dalej obrażony.
Ale w pewnym momencie, gdy oglądałam jakieś książki na aukcji internetowej rozległ się cichy dźwięk zwiastujący, że ktoś się uaktywnił. Po sprawdzeniu zobaczyłam, że to rzeczywiście tata. Na pewno widział, że też jestem aktywna, ale chyba nie miał odwagi sam się odezwać, zwykle od razu sam dzwonił. Postawiłam pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę.
Oczekiwałam chwilę na połączenie, ale w końcu odebrał. Siedziałam w sypialni na podłodze, znów była wysoka temperatura, nie szło wytrzymać nawet siedząc w łóżku. Natomiast Mike chyba zbyt tego nie odczuwał, bo spał sobie właśnie słodko zwinięty w kulkę ubrany w luźną białą koszulę i spodnie.
- No cześć, córcia. Co słychać? - zapytał kulawo. Uśmiechnęłam się. Chętnie bym sie do niego przytuliła, ale był zdecydowanie za daleko.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziałam. - Prawie. - spuściłam nieco wzrok.
- Co się stało? Coś zmajstrował?! - no jakże by inaczej mógł zareagować. Zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Nie. On jest całkowicie niewinny, tato.
- No to co się stało? - westchnęłam. Zastanawiałem się czy mu o tym powiedzieć, czy to nie stanie się kolejnym gwoździem do trumny. Czy nie będzie chciał tego przekuć w jeszcze jeden argument do tego, żebym go zostawiła. - No mów. Widzę, że to coś poważnego.
- No. Poniekąd to jest coś poważnego. - cały czas mówiłam pół szeptem.
- Czemu tak szepczesz?
- Bo moja druga połowa śpi na łózku. - powiedziałam z uśmiechem. Zerknęłam za siebie widząc jego spokojną twarz. Spał mocno nie przejmując się niczym.
- Pokaż mi tego dziadka twojego. - musiał być złośliwy, po prostu musiał.
Z tej pozycji nie mógł go widzieć, więc uniosłam nieco swój laptop i pokazałam mu go.
- Widzisz? - zapytałam cicho. Przez pierwsze kilka chwil nic nie mówił.
- Powiem szczerze, że aż do tej chwili nie do końca w to wierzyłem. - mruknął w końcu.
- W co?
- Że wy naprawdę razem i w ogóle. Ale kiedy mi go teraz pokazałaś... - westchnał. - Chyba naprawdę musze się pogodzić z tym, że nie jesteś już moją małą córeczką. - podparł brodę na ręce i popatrzył smutno gdzieś w bok. Zaśmiałam się.
- Córeczką będę zawsze. - powiedziałam cicho. - Ale masz rację, już dorosłam. A ten mężczyzna, którego przed chwilą widziałes, jest teraz całym moim życiem. Tatus, Mike naprawdę o mnie dba, kocha mnie... On... - zawahałam się.
- Co?
- Nic nie mówi, ale wiem, że pragnie mieć dziecko. - mój tata popatrzył na mnie wysoko unosząc brwi.
- Że niby z tobą?? - powinnam odpowiedzieć, że nie, z sąsiadką, ale się powstrzymałam.
- Nie wiem... Jak to interpretować, nie mówi o tym, nawet nie wie, że ja wiem. Ma taki plik w swoim komputerze. Teraz pewnie by chciał, żebyśmy razem... ale tam są przykładowe umowy dla kobiet i teksty mówiące o in vitro.
- Czyli szukał sobie baby co urodziłaby mu dziecko, krótko mówiąc. - podsumował.
- No wtedy tak. Ja w ogóle nie wiem czy to jest legalne... ale teraz... - zerknęłam za siebie. Spał dalej nie poruszając się.
- Chciałabyś urodzić mu dziecko? - spojrzałam z powrotem na ojca.
- Nie wiem. On o tym nie mówi. A ja sama co mogę? Może zrezygnował.
- I to jest to o czym mówiłaś, że się dzieje?
- Nie. - pokręciłam głową. - O tym dowiedziałam się przy okazji tego co się dzieje. - tata patrzył na mnie uważnie. Westchnęłam. - Boję się, że znowu na niego wsiądziesz...
- Mów. - miałam nadzieje, że mi pomoże a nie zacznie znowu zmuszać do powrotu.
- Kilka dni temu przyszło do nas dwóch panów. Chcieli odkupić cały ten teren, ale Michael się nie zgodził. Próbowali go przekonać, ale nie dał się, jeden chciał się napić. Pogoda była parna, więc jak to Mike, pokazał mu drogę do kuchni. Dwa dni potem siedziałam w gabinecie, Mike trzyma w nim wszystkie dokumenty i szkice związane ze swoimi płytami. I znalazłam... - zaciełam się. Nawet teraz rzygać mi się chciało.
- Co? - zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Zdjęcia z małymi dziećmi. W takiej czarnej teczce, ja myślałam, że to też jakieś papiery, umowy... ale... no. - przetarłam twarz dłonią. - Na kamerach widać, jak ten facet, który chciał iść do kuchni, wlazł do tego gabinetu z dwiema teczkami, białą i czarną, a wyszedł bez tej czarnej. Dwa dni przedtem też siedziałam w tym gabinecie, ale tej teczki tam nie było.
- No więc czarno na białym, że ktoś mu podrzucił zgniłe jajo. - popatrzyłam na ojca.
- Wierzysz, że to nie jego? - ulżyło mi.
- No chyba mówie, nie? Widać jak na dłoni co się stało,  w co ja mam tu nie wierzyć?
- Bałam się, że zaczniesz na niego najeżdżać i...
- Daj już spokój. Miałem pare dni żeby się zastanowić i doszedłem do wniosku, że jeśli naprawdę jesteś z nim szczęśliwa to reszta nie ma znaczenia. Co nie znaczy, że nagle zacząłem go uwielbiać. - zaśmiałam się cicho pod nosem, na co tata też się uśmiechnął. - Mam nadzieję tylko, że naprawdę będzie ci tam z nim dobrze.
- Będzie, tatuś, naprawdę. Na pewno. Już jest... - odwróciłam się lekko za siebie słysząc chwaszczenie prześcieradła. Mike przebudził się, teraz przeciągał się lekko mrucząc. Po chwili znieruchomiał i spojrzał na mnie totalnie małymi oczkami. A przecież ma takie piękne duże sarnie oczy.
- Z kim rozmawiasz? - zapytał siadając i prawie od razu zauważył głowę mojego ojca na ekranie mojego komputera. Mój tata patrzył na niego oceniającym spojrzeniem z brodą wciąż podpartą na ręce.
- Z tatą właśnie. - uśmiechnęłam się. Minę miał przekomiczną. Chyba nie spodziewał się, że w taki sposób po raz pierwszy zobaczy mojego tatusia.
Ojciec patrzył na niego spod lekko przymrużonych powiek, powstrzymujac uśmiech. Znałam go bardzo dobrze i wiedziałam, że śmiać mu się chce widząc ogłupiałą minę Michaela. Mnie zresztą też się chciało.
- No, jak się spało, wasza wysokość? - walnął bez ostrzeżenia po angielsku tonem, który wywołał u mnie atak śmiechu. No tak, Król Popu. Mój tata do wszystkiego potrafił się przyczepić.
Mike spojrzał na mnie szukając chyba jakiegoś wsparcia. Uśmiechnęłam się lekko patrząc na niego. Byłam ciekawa  co zrobi w tej sytuacji. Zrobił to czego się spodziewałam.
- Która godzina...? - mruknął po czym szybko dodał. - Dzwonił Quincy... chciał ze mną rozmawiać, to bawcie sie dobrze. - powiedział po czym wyfrunął prawie z pokoju.
- No i gdzie spieprzasz już? - krzyknął za nim mój ojciec, chociaz już go nie widział. Parsknęłam śmiechem. - A taki kozak był jak gadał ze mną przez telefon.
- Daj mu spokój. - poprosiłam ze śmiechem. - Nie spodziewał się.
- Ja widzę, że miałem rację. On tylko na tych swoich teledyskach tak fika, bo normalnie to jest istne ciele.
- TATA. - warknęłam.
- No co? Mam rację. - westchnęłam, po czym jednak się uśmiechnęłam.- Ale już wolę, jak się uśmiechasz niż oglądać cię taką jaka byłaś przed wyjazdem tam.
- Pff! Darek to już są czasy przedpotopowe...
Rozmawialiśmy jakąś godzinę i naprawdę poczułam się o niebo lepiej wiedząc, że między mną a moim tatą jest już wszystko w porządku. Mama też musiala być zadowolona. Kazałam ją pozdrowić i Iwę także, gdyby ją kiedyś gdzieś widzieli. Kiedy zakończyliśmy rozmowę westchnęłam. Znowu wróciłam myślami do sprawy tych zdjęć. Nie miałam pojęcia co teraz będzie. Ten cały Quincy czy jak mu tam, rzeczywiśćie wcześniej dzwonił. Może razem z Michaelem coś wymyślą. Ja marzyłam tylko o jednym. Żeby ta sprawa wyjaśniła się jak najszybciej.


Michael

Sytuacja była śmieszna, ale naprawdę musiałem wyjść. To nie dlatego, że jej ojciec mnie zaskoczył. Gdybym miał się z nim normalnie spotkać, to oczywiste, że bym nie uciekł. Zresztą teraz też nie uciekałem. Po prostu, musiałem wyjsć na spotkanie. I po co sam sobie sie tłumaczę?
Z lekkim skonsternowanym uśmiechem wszedłem do biura, które należało do Quincy'ego. Powital mnie tak jak zwykle, z uśmiechem, który zazwyczaj go nie opuszczał. Przeważnie, nawet w cięższych chwilach, kiedy przechodziłem proces, z uśmiechem klepał mnie po ramieniu i mówił, że kłamstwo zawsze ma krótkie nogi i nie długo się okaże. Okazało się, jak już wszyscy wiedzą.
Teraz jednak sprawa powracała. Wciąz i wciąż zadawałem sobie w myślach pytanie, dlaczego wraca, ale jak dotąd nie udało mi się na nie jeszcze odpowiedzieć. Quincy zadzwonił do mnie mówiąc, że ma pewien pomysł. Sam byłem tego ciekawy.


- Co to za mina? - zapytał przyglądając mi się. Co miałem mu powiedzieć?
- Nic. Mów co wymyśliłeś. Jestem bardzo ciekawy. - powiedziałem siadając we fotelu naprzeciw niego.
Potrafił trafnie ocenić sytuację, wykombinować adekwatne do takiej rozwiązania. Miałem dużo szczęścia, że udało nam się nawiązać współpracę. Długoletnią współpracę, znamy się już naprawdę spory kawał czasu. I mogłem powiedzieć, że on też mnie doskonale zna.
- Podstawowa myśl jest taka, że trzeba ruszyć z kopyta z tą sprawą. Nie możesz znowu dać się ujajić, chłopie, bo cię z tego nie wyciągniemy.
- Wiem. - burknąłem wzdychając. - Ale przecież nie pojade tam i nie rozedrę paszczy. Wtedy to chyba był błąd. Chciałem coś wyjaśniać, a tylko się tym pogrązyłem...
- No właśnie i właśnie dlatego tym razem zrobimy to inaczej. - wyciągnął coś ze swojej teczki. - Przeprowadzimy brawurową akcję, Mike. - podsunął mi kartkę pod nos. Tak naprawdę była to wizytówka jakiejś gazety. - Szmatławiec, ale jeszcze zdarza mu się czasami napisać trochę prawdy. - popatrzyłem na niego.
- Co masz na myśli?
- Jeszcze niczego nie uruchamiałem, ale chcę ci powiedzieć, że to jest najlepsze co możemy zrobić. Mam tam znajomego, więc na pewno nas nie oszuka. To dziennikarz tam pracujący na pełen etat. Zajmuje się właśnie wszelkimi sensacjami, pisał kiedyś nawet coś o tobie. Ale nieważne. - dodał szybko, kiedy zobaczył jak otwieram usta chcąc zapytać co pisał. - Umówię się z nim na spotkanie. Pogadam i zobaczę na kiedy by to dało radę zrobić...
- Ale co? - wtrąciłem. - Cały czas do mnie gadasz, ale ja nie wiem o czym. - taki właśnie był Quincy.
- Sorry. - zaśmiał się pod nosem. - Przeprowadzi z toba wywiad. Może ze dwie godziny? Chyba wystarczy, a jak nie to będzie z toba siedział tak długo aż wszystko mu opowiesz. Za jakiś tydzień potem powinien się ukazać. Chodzi o to, żeby ten incydent, informacje o nim wyszły bezpośrednio od ciebie. Żeby nikt nie ugryzł cię znowu w tyłek, a ty zamiast robić z tym porządek musiał się od niego oganiać. Rozumiesz?
- Oczywiście. Jest tylko jeden problem. - podejrzewałem, że istotnie mam rację.
- Jaki?
- Moja dziewczyna znalazła to świnstwo. Pewnie będzie chciała w tym uczestniczyć, a ja nie chcę, żeby się w to mieszała.
- A co to za problem? Chyba nawet lepiej, żeby się zamieszała skoro to sama znalazła? Nie uważasz?
- Będzie musiała przedstawić się jakoś, ja nie chcę...
- Tak, wiem, oglądałem ten cwany wywiad w telewizji. Nie chcesz, żeby wiedzieli kim jest. Ale mnie osobiście się wydaje, że ta decyzja nalezy wyłącznie do niej. Jeśli będzie chciała uczestniczyć w tej akcji, ja jestem za. Dobrze byś miał bliskiego sprzymierzeńca poza rodziną, która jest już tak oklepana jak to tylko możliwe. Każdy powie, no tak, rodzinka, normalny schemat zachowań. A ona, nie dość, że nie jest twoją rodziną, to jeszcze sama to znalazła i ci wierzy. To już zupełnie co innego. Jeśli usiądziecie przed tym facetem razem i każde z was opowie całą sprawę, opinia publiczna zacznie w końcu myśleć. Rozumiesz? MYŚLEĆ, zastanawiać się, a nie głupio łykać sensacje jak gajor kluchy. Nie możesz pozwolić sobie na pobłażliwość. To zrobiłes wtedy i to był błąd. - popatrzył mi w oczy już bez uśmiechu. A najgorsze było to, że miał stuprocentową rację.
Westchnąłem. Dona za pewne nawet nie pomyśli, żeby się od tego wymigać, wręcz będzie się cieszyć, że może mi pomóc. Zło polega na tym, że wszyscy się dowiedzą kim ona jest. Nie chciałem tego. Pozostało mi tylko porozmawiać z nia o całej sprawie. Przeczuwałem jej odpowiedź, ale do samego końca miałem nadzieję, że się nie zgodzi w to wchodzić.
Jak można było się spodziewać... zawiodłem się sam na sobie.
- No oczywiście, że się zgadzam! Jak ty to sobie w ogóle wyobrażałeś?! - tak jak myślałem.
Przymknąłem oczy i ukryłem twarz w dłoniach.
- Nie chcę, żebyś się w to mieszała. Nie chcę, żeby cię obstąpili, obeszli jak mrówki. A to będzie konsekwencja tego wszystkiego. Poradzę sobie sam.
- Nie jesteś SAM, Mike! - podniosła głos już poirytowania moim ględzeniem. - Co mnie obchodzi... I tak w końcu by to wyszło, kim jestem, skąd jestem i jak się nazywam! Myślisz, że dasz rade utrzymać to w tajemnicy? Wystarczy, że któryś twój braciszek niechcący coś gdzies chlapnie, ktoś to usłyszy i po wszystkim! Więc chyba lepiej, że moja tożsamość wyjdzie w taki sposób, niż przez przypadek, i może jeszcze coś będzie nie do końca prawdziwe!
Westchnąłem. Miała rację. Wszyscy mieli rację, ale ja bałem się, że ją to przerośnie.
- Nie dadzą ci spokoju.
- Jakoś przeżyję. - powiedziała patrząc mi w oczy. - Wydaje ci sie, że ja nie wiem, że to nieodłączna część tego wszystkiego? Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Żeby naprawdę uchronić się przed tym wszystkim musiałbym po cichu się spakować i wyjechać bez słowa. Tego chcesz?
- Nie, oczywiście, że nie. - powiedziałem natychmiast patrząc na nią i chwytając ja za rękę by poczuła, że naprawdę mi na niej zależy.
- No więc nie widzę żadnego problemu. - powiedziała w końcu. Po chwili spoglądania na mnie przytuliła się do mojego torsu i poczułem jak gładzi moje plecy.
- Postaram się, żeby aż tak się to na tobie nie odbiło. Może uda się jednak zachować w tajemnicy...
- MICHAEL, NIE KOMBINUJ!! - warknęła z nosem w mojej szyi. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Popatrzyłem na nią, po czym pocałowałem lekko.
- Nie chcę cię stracić.
- A kto tu mówi o traceniu czegokolwiek?
No więc stanęło na tym, że do tego wywiadu usiądziemy razem. Nawet potem po kilku dniach wciąz mnie to uwierało i próbowałem z nią rozmawiać, żeby jeszcze raz się nad tym zastanowiła, ale ignorowała mnie wtedy, odwracała się do mnie dupą i jeśli akurat ktoś się znajdował obok to ucinała sobie z nim wesołą pogawędkę mnie mając kompletnie w dupie. Któregoś razu nawet udałem za to focha.
Chyba mi się udał, bo łasiła się do mnie przez pół godziny. Potem znowu dostałem po głowie za te jaja, ale za wszelką cenę chciałem ją odwieźć od jej decyzji. Aż do ostatniej chwili próbowałem z nią rozmawiac, ale nie dała się przekonać. Ostatecznie, kiedy wspomniany przez Quincy'ego facet zjawił się u mnie w domu, zasiedliśmy przed nim oboje. I ja i ona. Mogłem się tylko modlić, by nie wyszła z tego jakaś katastrofa... A to, że jej ojciec mnie zabije miałem jak w banku.
- No witam państwa. - facet położył swoje przybory na stoliku pomiędzy wygodnie ustawionymi fotelami. Z jednej strony jeden dla niego, z drugiej dwa dla nas. Spojrzałem na Donę, ale udała, że tego nie widzi. Westchnąłem. A więc muszę się pogodzić z tym, że jednak będzie w to wplątana. Trudno. Jakoś damy radę. - Quincy ogólnie nakreślił mi już całą sprawę. Przygotowałem sobie kilka pytań pomocniczych więc... myślę, że trzy godzinki będą wystarczyły. - otworzyłem szerzej oczy. Miałem tu z nim ślęczeć trzy godziny??
- Jasne, nie ma sprawy. - powiedziałem w końcu.
- Ta młoda dama to...?
- Dona. Moja... dziewczyna? W moim wieku cięzko to nazwać, ale jesteśmy razem. - uśmiechnąłem się.
- Ok, wieć możemy siadać i zaczynać. - mruknął i rozsiadł się w swoim fotelu. Wyciągnął mały dyktafon i nastawił go. - Będę wszystko nagrywał dla większej jakości materiału. Nie wszystko jestem w stanie zapamiętać ani zapisać, nie chciałbym, żeby jakaś ważna informacja nam umknęła. - wyjaśnił. Kiwnąłem tylko głową na zgodę. Dona chyba też nie miała nic przeciw temu.
- No więc... na początek może jakoś się rozluźnimy, nie przechodźmy od razu do sedna sprawy bo widze, że jest pan spięty. - zamrugałem. No moim zdaniem nie było to takie dziwne.
- Niech pan pyta.
- O płytę pytać już nie będę, bo po ostatnim pana publicznym wystąpieniu wszyscy chyba już wszystko wiedzą. - stwierdził rzeczowo. - Wydaje się być pan w o wiele lepszej formie niż po procesie. wielu ludzi stwierdziło wtedy zgodnie, że może się pan po tym już nie podnieść, po tych wszystkich oskarżeniach. - Boże... Westchnąłem cicho.


- Sam też tak myślałem. Mało tego, nawet nie chciałem próbować się podnosić z ziemi, w którą zostałem wdeptany. Brakowało mi sił na zwyczajne codzienne czynności, nie wyobrażałem sobie tak jak wcześniej iść do studia i tworzyć coś pełen werwy. Wydawało mi się to czymś niewykonalnym.
- A jak jest teraz?
- Teraz jest zupełnie inaczej. - spojrzałem z uśmiechem na Donę i złapałem ją lekko za rekę. - Po jakimś czasie jakoś ustabilizowałem się emocjonalnie, nie było to jednak to co przedtem. Tak naprawdę to chyba było coś na zasadzie odgrodzenia się od własnych uczuć, zamknąłem je gdzieś w małej szufladce na dnie mózgu i udawałem, że ich nie ma. To było niebezpieczne zagranie, tak nie powinno się postępować. Wszyscy zawsze powtarzali mi, że z problemami trzeba walczyć, próbowałem, ale nie miałem sił. To był sposób na pozbycie się nieprzyjemnych uczuć, tylko doraźny jednak. Gdyby nie Donata - użyłem jej pełnego imienia chyba po raz pierwszy. - nie wiem co byłoby później. Za pewne czułbym się co raz gorzej.
- A Donata to ta piękna dama siedząca obok, rozumiem? - tak, durniu i przestań się na nią gapić, pomyślałem. Zerkał na nią ciekawskim wzrokiem od samego początku.
- Tak. - powiedziałem twardo, może trochę za bardzo, ale by dać mu podprogowy sygnał do spierdalania, chwyciłem Donę za rękę i splotłem razem nasze palce. Powstrzymała uśmiech. - Kiedy się pojawiła tkwiłem własnie w tej próżni, owinięty w kokon, do którego nie pozwalałem nikomu się zbliżyć, nawet najbliższej rodzinie. Jej udało się wygryźć w nim dziurę. - kiwnął głową na znak, że rozumie.
- Odpowiadał pan na wiele dręczących pytań. Niektóre były aż niestosowne... Co pan o tym myśli z perspektywy czasu?
- Myślę, że to są zasady panujące w dzisiejszym świecie. Co nie zmienia faktu, że czułem się tym wszystkim po prostu upokorzony. Pytania o seks z moja własną żoną, w moim mniemaniu coś takiego nie miało prawa się nigdy pojawić. Z drugiej strony rozumiem naturę ludzką. Oskarżenia dotyczyły molestowania małych dzieci, dziennikarze i wszyscy inni byli więc ciekawi, myśli typu 'skoro lubi małe dzieci, małych chłopców, to ciekawe co z jego żoną, czy nią też sie jakoś zajmuje'... To było naprawdę podłe, ingerowanie głęboko w strefy, które powinny być nienaruszalne dla obcych osób.
- Też tak sądzę. - mruknął, chyba bardziej do siebie. - Można więc powiedzieć, że na siłę został pan cały odsłonięty przed resztą świata.
- Tak, dokładnie. Ludzie pchali swoje nosy dosłownie wszędzie. Nie tylko do mojej pracy, co akurat nie było niczym dziwnym, ale też do mojego życia prywatnego. Zaglądali mi nawet do łóżka, niemal dosłownie. - zagestykulowałem nieco rękoma nie wiedząc jak początkowo ubrać swoją myśl w słowa. - Zostałem odsłonięty i to nie tylko w przeności, ale wręcz dosłownie. Musiałem się poddawać najprzeróżniejszym jakimś oględzinom, by śledczy mogli zweryfikować słowa moje i tego dzieciaka, który mnie oskarżył. Niektóre z tych procederów były naprawdę upokarzające, nie chce tu mówić dokładnie co to było, ale fakt jest taki, że... po prostu odarto mnie niemal ze wszystkiego, z prywatności, intymności. Całe moje życie nagle stało się tematem dla całego swiata. Policja znajodwała swoje, najczęsciej fakty, które obalały oskarżenia we mnie celowane w całości, natomiast media wszelkiego rodzaju donosiły o jakiejś niestworzonej kolekcji pornografii dziecięcej, jakichś nagraniach z nie wiadomo jaką treścią... Informowały o jakichś rzekomych incydentach seksualnych z mojego zycia, to naprawdę było obrzydliwe czytąc to wszystko i wiedzieć, że to nieprawda, a czyta to cały świat. Nie jest wcale łatwo odpierac te wszystkie ataki.
- Jak pan myśli, z jakiego powodu to wszystko się wydarzyło?
- Powodów może być wiele, i moge nawet o nich nie myślec, ale sam uważam, że powodem tego wszystkiego jest właśnie to kim jestem. Kim się stałem w oczach całego świata. To był naprawdę ciężki okres. Krótko po procesie, wygranym, ale jednak miałem poważne problemy finansowe. Udało mi się z nich na szczęście wyjsć, ostatnia płyta nieco mi pomogła mimo, że nie jestem z niej zachwycony, ale ten krążek mnie uratował tak naprawdę. Zdaję sobie sprawę, że znają mnie wszyscy na świecie. Przynajmniej wiedzą mniej więcej jak wyglądam, jak się nazywam i domyślają się, że biedny nie jestem. Więc myślę, że własnie to było powodem tego co się stało.
- Zachłanność ludzka. - stwierdził bardziej niż zapytał.
- Tak. Pazerność wręcz. Ale to też trochę moja wina. - Dona spojrzała na mnie jak na wariata. - Nigdy nie chciałem z nikim wchodzić w konflikty, wolałem im zapobiegać niż je rozwiązywać. To był jeden z błędów jakie popełniłem wtedy. Powinienem sam domagać się sądowego rozstrzygnięcia tej sprawy bo wygrałbym ją tak czy owak. Okrężna droga jaką wybrałem tylko sprawiła mi ból i narobiła wielkich szkód. Ale ostatecznie zostałem uniewinniony i to się liczy. Przynajmniej dla mnie. Wiem, że jest wiele osób, które mimo tego nie wierzą w moją niewinność.
- Rozumiem. - zapisał sobie coś w swoim notesie i zamyślił się na moment. - Po procesie jedyne czego pan chciał to święty spokój. - zaczął patrząc w swój notes. - W jedynym wówczas udzielonym wywiadzie powiedział pan, że nie ma zamiaru pan się z nikim wiązać w najbliższej przyszłości. - popatrzył na nas z lekkim uśmiechem. Sam się uśmiechnąłem.
- Tak. Sądziłem, że przez długi czas będę raczej stronił od związków damsko-męskich, i rzeczywiście, przez dwa lata po rozwodzie nie byłem nikim zainteresowany.
- Aż do teraz.
- Tak. - powiedziałem ze śmiechem patrząc na Donę, która lekko poróżowiała. - Kiedy poznałem Donę wychodziłem wciąż z tego samego założenia, że żadnych kobiet. Ale to się samo stało.
- Co takiego? - no chyba wiadomo...
- Zakochałem się jak szczeniak po prostu. Nawet nie wiedziałem kiedy, po prostu w pewnym momencie to zrozumiałem. Mimo tego, starałem się do niej nie zbliżać, co okazało się dość trudne biorąc pod uwagę fakt, że pracowała u mnie.
- Pracuję. - mruknęła poprawiając mnie. Zacisnąłem usta.
- Pracuje. - przytaknąłem w końcu. - Chociaż nie musi. Ale mniejsza o to. Na początku byłem tym trochę przerażony. Przerażony różnicą wieku jaka między nami jest. Wydawało mi się to być przepaścią nie do pokonania. Ale moja siostra Janet, należy się jej za to złoty medal, wytrwale i niestrudzenie, dzień po dniu, stwarzała najprzeróżniejsze sytuacje w których nie miałem innego wyjścia jak zbliżyć się do tej dziewczyny. - spojrzałem znów na mój kochany skarb. Odwzajemniła spojrzenie i uśmiechnęła się.
- Więc w którym momencie, że tak powiem, dotarliście się w końcu?
- Około trzech tygodni po tym, jak się tu pojawiła.  Każdy komu o tym mówiłem był tym zaskoczony, jak moge pakować się w związek z dziewczyną, tak młodą, w dodatku której wcale nie znam. Ale ja wiedziałem swoje. Znamy się krótko... ale kocham ją i wiem, że to działa w obie strony.
- Tak? - zwrócił się z uśmiechem w jej stronę. Spurpurowiała i nic nie powiedziała.
- No co? Tak się pchałaś na ten wywiad a teraz nic nie powiesz? - wyszczerzyłem się szeroko.
- To nie jest główny temat tej rozmowy. Poczekam z wywodami, aż poruszymy sedno sprawy. - no, sprawnie z tego wybrnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Właśnie, sedno sprawy. - mruknął. - Ale zanim jeszcze, zapytam mimo wszystko, dlaczego taka młoda dziewczyna nagle przylatuje do Stanów Zjednoczonych? - spojrzałem na nią, ale chyba nie miała zamiaru udzielić odpowiedzi. Więc postanowiłem że ja co nie co powiem.
- Nie chciałem, żeby uczestniczyła w tej rozmowie, ale uparła się. Nie chciałem i nie chcę nadal by jej tożsamosć wyszła na jaw, ale w sytuacji która zaistniała nie mam wyboru. Dona przyleciała do Los Angeles z Polski. Około dwóch miesięcy temu. Mniej więcej tyle jesteśmy razem. Klamka zapadła w Hiszpanii. - wyszczerzyłem się. - Nie chcę się tu wdawać w szczegóły z tego bądź co bądź krótkiego okresu, po prostu, spotkało ją tam nieszczęście, tutaj szukała lepszego życia.
- Znalazła? - zapytał znów patrząc na nią.
- Mam nadzieję, że tak. - zaśmiałem się. - I mam też nadzieję, że nie zostanie zlinczowana kiedy ten tekst trafi już do opinii publicznej.
- Jeszcze jedno pytanie w tej sprawie, ostatnie już, przysięgam. - zaśmiał się. - Co rodzice tej młodej damy na wasz związek? - spodziewałem się.
- No można powiedzieć, że 50/50. Jej mama nie ma nic przeciwko, jej ojciec mnie nienawidzi. - uśmiechnąłem się.
- Tak jakby ta cała nasza rozmowa wychodzi z tematu pańskiej kobiety, gdyż całkiem niedawno, jakiś tydzień, znalazła coś... można powiedzieć, że paskudnego, w jednym z pańskich gabinetów.
- Tak. Właśnie. - poczułem się od razu nie ciekawie. - Dlatego zgodziłem się na przeprowadzenie tego wywiadu. Nie chcę popełniać starych błędów. Wyciągnąłem z nich wnioski i dlatego postanowiłem sam wystąpić pierwszy zanim ktoś znów się mnie uczepi. A wiem, że ktoś chce. I to bardzo.
- Niech państwo opowiedzą całą historię.
Więc zaczęliśmy opowiadać wzajemnie się uzupełniając. Powiedziałem jak doszło do tego, że moja mała Dona zobaczyła coś takiego. Opowiedziałem o tych dwóch facetach, którzy przyszli do mnie rzekomo by próbować dobić targu ze sprzedażą Neverland.
- Nigdy wcześniej pan ich nie widział?
- Nigdy nie miałem z nimi do czynienia. Z natury nie jestem podejrzliwy, choć może powinienem, ale nie wzbudzili we mnie żadnych negatywnych uczuć. Po prostu nie chcę sprzedawać nikomu ziemi, na której żyję i koniec i to nie ma nawet nic wspólnego z tym kto by do mnie wystąpił z taką propozycją. Problemy zaczęły się dwa dni później.
- Co takiego się zaczęło? Może pani niech nam powie.
Dona popatrzyła na mnie. Ścisnąłem lekko jej dłoń na zachętę i uśmiechnąłem się. Zaczęła mówić.
- Mike trzyma w tym gabinecie prace nad starymi płytami. Są tam umowy, kontrakty, inne dokumenty, ale też ciekawsze rzeczy, jak np zdjęcia z planów, ze studia nagraniowego i szkice strojów scenicznych. Byłam ciekawa i zaczęłam to wszystko wyciągać z półki i oglądać. Aż do tarłam do samego końca, nie wiem ile czasu mogłam tam przesiedzieć, ale na pewno trochę zanim TO wpadło mi w ręce. - westchnęła.
- Prosze mówić dalej.
- Segregatory dotyczące płyty BAD są czarne. Mike nie chce mi nic pokazać kiedy go proszę, więc myślałam, że może coś tam jednak znajdę... Nic ciekawego nie było, ale właśnie wtedy znalazłam czarną cienką teczkę. Pomyślałam, że może w niej coś jest i otworzyłam... W ten czas myślałam, że dostanę jakiejś wariacji.
- Kiedy zobaczyła pani co jest w środku.
- Dokładnie.
- Co było w środku?
- Pornografia dziecięca. Ja nawet nie chcę sobie przywoływać tych obrazów w pamięci, ale było to co najmniej obrzydliwe. - westchnęła cicho. - W sumie to nawet nie do końca były dzieci tylko młodzi chłopcy. Ale nie o to chodzi. To było jak uderzenie obuchem w głowę, zagotowałam się prawie, myślałam tylko o tym, że to nie może być prawda, przeciez Mike nie położyłby sobie czegoś takiego na widoku. - popatrzyła na mnie z lekko niepewną miną. Znów ścisnąłem lekko jej dłoń. - W pierwszej chwili naprawdę... to mną wstrząsnęło. Przeszukałam całą naszą sypialnię, przetrząsnęłam wszystkie jego ubrania, nawet komputer, który zachomikował w szafie. Swoją droga chyba wiem nawet dlaczego. - rzuciła mi krótkie spojrzenie. Co to miało znaczy? Przeciez ja tam nic nie mam w tym laptopie... Ale zaraz mi się przypomniało, co tam może być. - Ale nie ma to nic wspólnego z tą sprawą. Niczego tam nie znalazłam i zaczęłam analizować w pamięci ostatnie, dni przecież cały czas był ze mną. I wtedy przypomniałam sobie o tych gościach. Razem z Alanem, operatorem kamer, obejrzeliśmy monitoring z wewnątrz domu.
- I co na nim było?
- Czarno na białym jak jeden z facetów wszedł do tego pomieszczenia z dwiema teczkami, jedną białą, druga czarną. Wyszedł tylko z białą.
- Swoją droga, dlaczego wałęsał się sam po domu? - dobre pytanie...
- A to już natura Michaela. - parsknęła śmiechem.
- Facet zapytał czy może się napić, było gorąco. - poruszyłem lekko brwią. - Czasami bywam naprawdę naiwny... - westchnąłem.
- A więc w taki sposób to się dostało do pańskiego domu. - wymruczał zapisując znów coś. Kiwnąłem głowa. - Co się potem działo?
- Kiedy wróciłem do domu po kilku godzinach... wcześniej posprzeczaliśmy się i wyjechałem do studia... Alan powiedział mi co znaleźli. Byłem... w szoku to chyba za delikatne powiedzenie. Byłem po prostu... zdruzgotany. Nie mogłem pojąć dlaczego ci ludzie wciąż chcą mnie dręczyć.
- Ma pan na myśli tych, którzy wcześniej....
- Tak, tych którzy wcześniej mnie oskarżyli. Jak mówiłem, nie chcę popełniać starych błędów, więc jeśli będzie trzeba doprowadzę do kolejnego procesu, ale o fałszywe oskarżenia i to oni tym razem będa siedzieć na ławie oskarżonych. Nie mogę drugi raz pozwolić sobie by jakiś szczeniak któremu rodzice mieszają w mózgu niszczył mi zycie, które ledwo co zacząłem odzyskiwać. Od czasu jak jesteśmy razem - spojrzał na dziewczynę. - zacząłem powoli odzyskiwać równowagę. Nie jest mi łatwo, bo naprawdę wolałbym żyć w świętym spokoju. Ale nie mam zamiaru znów wybierać okrężnej drogi.
- I chyba słusznie. - facet przyznał mi rację.
- Widzisz? - usłyszałem tuż przy swoim uchu gdy facet zaczął zapisywać jakieś dłuższe informacje. - Mówiłam ci, że jest więcej ludzi, którzy ci wierzą niż myślisz. Mój ojciec też kategorycznie stwierdził, że jesteś za chudy w uszach na takie imprezy. - otworzyłem szerzej oczy.
- Naprawdę? To chyba... moge się cieszyć, co? - uśmiechnęła się tak samo jak ja.
- Co zamierza pan konretnie z tym zrobić?
- Byłem już z tym na komendzie policji. Okazało się, że ktoś już dał im 'cynk' co może znajdowac się  u mnie w domu. Komendant jest jednak na tyle przytomny, że nie dał temu wiary i nie nasłał na mój dom kolejnego stada hien, które by go z przyjemnością splądrowały. Będę to wszystko wyjaśniał. A zwłaszcza moi prawnicy, ja mam przed sobą trasę koncertową.
- A więc sprawę nowych oskarżeń czy 'dowodów' pozostawia pan prawnikom?
- No nie moge teraz odwołać trasy, zresztą, myślę, że to dobrze, że ta trasa zbiegła się w czasie z tym wszystkim, musze teraz o wiele ciężej pracowac na swój wizerunek, niech ludzie zobaczą, że jednak nie tak łatwo mnie zagiąć, jeśli nie posiada się już najmniejszego elementu zaskoczenia. Uderzyło to nie tylko we mnie samego. Ale i w moich przyjaciół, rodzinę. Każdy przeżył to na swój sposób, zwłaszcza Dona. Ja nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak ja wyglądałem w pierwszej chwili w jej oczach. - poczułem jak gładzi mnie po ramieniu. Spojrzałem na nią, ale zaraz przeniosłem znów wzrok na faceta. - Ja mogę naprawdę wiele znieść. Niech rzucają we mnie czym chcą. Ale dlaczego musi przy tym cierpieć moja rodzina? A przede wszystkim dlaczego musiała to oglądać i też cierpieć kobieta, którą kocham? Ludzie tak naprawdę nie do końca posiadają prawdziwe wyobrażenie na mój temat. - powiedziałem czując jak złość we mnie narasta. Dłoń Dony jednak podziałała na mnie kojąco. Westchnąłem. - W wywiadzie dla DAILY MIRROR powiedziałem, że ci, którzy słuchają mojej twórczości mogą mnie w jakiś sposób poznać poprzez teksty piosenek chociażby. To prawda. Ale nikt jeszcze nie widział mnie doprowadzonego do ostateczności. W takim stanie jestem zdolny zrobić naprawdę bardzo dużo. Wtedy udało im sie mnie przygnieść, nie rozumiałem co się wokół mnie dzieje, dlaczego to się dzieje. W tej chwili mineło już trochę czasu i miałem go również bardzo dużo na przemyślenia.
- Więc... nie pozwoli sie pan już strącić na samo dno?
- Absolutnie nie. - powiedziałem twardym głosem. - Nie myślę już nawet tylko o sobie. - dodałem spoglądając na Donę po czym pogładziłem ją lekko po policzku.
Jakieś pół godziny później zakończyliśmy w końcu rozmowę. Poczułem, że nawet zrobiło mi sie nieco lżej. Wyrzuciłem z siebie wszystko co się we mnie kotłowało ostatnimi czasy. Jej obecnośc obok była tym bardziej kojąca i czułem jak mnie wspiera. Kiedy facet już wyszedł informując nas , że za tydzień całość powinna być gotowa, poczułem jak przytula się do moich pleców.
- Nie było tak źle. Chyba. - wymruczała. Uśmiechnąłem się i odwróciłem do niej przodem.
- Nie, nie było. - przyznałem. - Chodź ze mną, póki mam cię jeszcze tylko dla siebie. - szepnąłem po czym przyssałem się do jej szyi. Zaśmiała się.
- Jak to jeszcze tylko dla siebie?
- Jak już to wszystko wyjdzie i każdy będzie mógł to przeczytać, wszyscy się na ciebie zwalą. Chcę byś była tego świadoma.
- Jakoś sobie poradzę, nie bój się. - powiedziała hardym tonem. Uśmiechnąłem się automatycznie.
- No to chodź. - pociągnąłem ją za sobą do sypialni. Zamknąłem za sobą drzwi i bez słowa przygwoździłem ją do łóżka zapominając o tym wszystkim na całą najbliższą noc...

4 komentarze:

  1. I jestem!
    No w końcu coś lepiej się tutaj dzieje!<3
    Widać, że Mike radzi sobie z tym wszystkim jakoś tylko dzięki Donie. Ma przy sobie kogoś kto daje swoją obecność i nic w zamian nie oczekuje, a to niezwykle ważna i niestety rzadka cecha.
    Dobrze, że zgodził się na ten wywiad i że Dona w nim uczestniczyła. Prawda, że i tak by się o niej dowiedzieli prędzej czy później, co za różnica? A lepiej, że dowiedzieli się tak niż że sami myszkowali.
    Wywiad super Ci wyszedł. Mike teraz powiedział wszystko i dobrze, lepiej przypuszczać atak niż czekać i być atakowanym. Ja bym jeszcze wytoczyła im sprawę o to podrzucenie. Można tutaj wiele podciągnąć poczynając od zniesławienia po wiele gorszych zarzutów.
    Ojciec Dony się przekonał do Michasia? No ja nie wierzę no xD Mike spieprzył aż się kurzyło za nim xD Dona mogłaby zaprosić rodziców do Stanów tam, ach co to by bylo xD <333
    Czekam na nexta oczywiście z niecierpliwością.
    Buziaki i masy weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego spieprzenia to sama śmiałam się jak głupia z tego. xD Dalej będziemy wkraczać w szereg kilku odcinków, które były katorgą do pisania, kurwa, ja pierdole, nudy xD Ale chciałam jeszcze tu coś wcisnąć, zanim przejdzie się do akcji, którą sobie zaplanowałam, bo tak z niczego to nie ma. :D Ale będzie ciekawie, tak myślę. :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Hejka :D
    Rozdział pozytywny, w końcu! XD
    No tak ojciec Dony bardzo mnie zaskoczył, myślałam że do końca nie będzie lubił Michaela ale dobrze się stało. I wierzy w jego niewinność :D Ten wyleciał z tego wyra jak torpeda no to było dobre XDD
    I wywiad mi się bardzo podobał <3 ten facet też na całkiem spoko wygląda. Jackson to od razu zazdrosny jak tylko ten na Done spojrzał ale dobrze, dobrze swoje trzeba chronić xD chociaż ten facet nie wygląda na szkodliwego.
    Michael jak już na seksy ma ochotę to widzę dobrze się już czuję xD tylko szkoda że w tym momencie rozdział skończyłaś...
    A właśnie! Coś o Madonnie mówiłaś nie? Że będzie z nią jakaś akcja :D to co będzie? Bo ja ją tak kocham że aż nienawidzę xD
    Czekam na nn!
    Weny i pozdrawiam serdecznie :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Madonny jeszcze trochę, jeszcze nie zaczęłam tego pisać, ale będzie, cierpliwości. xD Trochę rozleniwiłam z pisaniem, gdyby nie to byłabym o wiele do przodu. :D Ale zaczynam nadrabiać. Pozdrawiam. :)

      Usuń

Komentarz motywuje! :)