Michael Jackson

Michael Jackson

niedziela, 3 lipca 2016

27.

Witam. :D Niespodzianka! Miał być jutro, ale specjalnie dla MyTeQuilla123 wstawiam dzisiaj. Ale nie ma w życiu nic za darmo i następny dopiero w czwartek. xD Pozdrawiam i zapraszam do czytania. :)


Donata

Co miałam zrobić, musiałam się mu podporządkować i zostać w jego domu. Ale wcale nie narzekałam za bardzo wbrew pozorom. Byłam przeszczęśliwa. Modliłam się, aby tylko nic nam tego szczęścia nie zburzyło. Bałam się, że coś się wydarzy. Nie miałam pojęcia co, ale czułam niepokój. Jakiś taki wewnętrzny. Nie wiedziałam skąd się brał, ale go czułam. Nawet kiedy był obok mnie. Którego razu zauważył, że coś jest ze mną nie tak.
Minęły dwa tygodnie odkąd się do niego wprowadziłam. Janet wydusiła wszystko i ze mnie i z niego nie posiadając sie z radości, że jej brat zdobył się na to, żeby bzyknąć ukochaną kobietę. Można było aż się obrazić, naprawdę. Jednak jej optymizm i wieczne zadowolenie było zaraźliwe, i ani on ani ja długo się nie boczyliśmy.
Natomiast Michael dostrzegł moje momentami dziwne zachowanie.
Potrafiłam po prostu podejśc do niego i z całej siły przytulić się do niego jakby umierał. Rankiem przedłużałam jego wyjście do studia ile się dało, byle tylko nie tracić go z oczu. Czułam się jak wariatka, ale to były odruchy.
- Jadę do studia... skarbie? - podszedł do mnie gdy siedziałam w salonie z niewyraźną miną. - Powiesz mi w końcu co cię trapi? - popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się niemrawo. - Słuchaj, uśmiechem już mnie nie oślepisz. Widzę, że coś się dzieje. - przysiadł obok przyglądając mi się. Westchnęłam.
- Nic się nie dzieje, Mike, to ja głupieję. Może na okres, nie wiem. - przewróciłam oczami nad własną głupotą. Uśmiechnął się lekko.
- To znaczy?
- Mam wszechogarniające poczucie, że to wszystko niedługo szlag jasny trafi. - powiedziałam w końcu nie patrząc na niego.
- Co szlag trafi?
- Nas. - spojrzałam na niego w końcu. - Mam takie nieodparte uczucie, że coś się stanie. Tłumaczę sobie, że przeciez nic się nie dzieje, nie mam powodów do takich myśli i zmartwień, ale to nie pomaga. - popatrzyłam na niego zbolałym wzrokiem.
Przyglądał mi się przez moment a potem przysunął się blisko mnie i przytulił mnie mocno. Poczułam jak całuje mnie w czubek głowy i gładzi po włosach.
- Posłuchaj... - szepnął. - Ja musze teraz jechać do studia. Ale jak wrócę, porozmawiamy. Ok? - spojrzał na mnie. - Nic złego się nie stanie, zaufaj mi. Wszystko jest dobrze, jak sama powiedziałaś. Płyta już na ukończeniu, ale właśnie teraz jest najwięcej pracy, jak już się z tym uporamy, będę miał kilka dni względnego luzu... Wiem, że ostatnimi czasy cię zaniedbuję...
- To nie to. - pokręciłam głowa. - Nie chodzi mi o zatrzymanie cię w domu. Ja chcę, żebyś jechał do tego studia, to uczucie chyba nawet nie ma nic wspólnego z twoją pracą... czy  z czymkolwiek... nie wiem, nie mam pojęcia, dlaczego tak się czuję. - westchnęłam. - Jedź już, bo się spóźnisz, jak zwykle ostatnio. - popchnęłam go lekko by się ruszał. Wyszczerzył się szeroko.
- Te spóźnienia to twoja zasługa akurat. - sama się zaśmiałam.
- Przepraszam.
- Daj spokój. - pocałował mnie czule, ale pojedynczo.  - Wrócę, kiedy tylko będę mógł. - wstał. - Ach, byłbym zapomniał... - zaczął jeszcze. - Jutro DAILY MIRROR chce w końcu przeprowadzić ten wywiad. A już miałem nadzieję, że zrezygnowali. - burknął.
Sama też byłam zdziwiona. Dwa tygodnie i nic, żadnego odzewu o to, aż tu nagle im się przypomniało.
- Dasz sobie radę, jak zwykle. - uśmiechnęłam się. On również i podszedł znów mnie całując.
- Nie mogę się od ciebie oderwać. Widzisz, co ze mną robisz? - zaśmiałam się przeczesując mu lekko włosy palcami. - Nie siedź znowu cały dzień w domu. - zaczął. No tak, ostatnimi czasy nigdzie nie wychodziłam. Może poczęsci bałam się troche, że ktoś mnie rozpozna. Chociaż widziałam to ich zdjęcie i nie było tak za wiele widać, to i tak miałam obawy. - Wyjdź gdzieś, powiem jednemu z ochroniarzy, żeby pojechał z tobą. Będziesz bezpieczna. - chyba się domyślał moich obaw. - Odpręż się, idź na zakupy, weź moją kartę, możesz kupić sobie co tylko chcesz. - spojrzałam na niego wzrokiem, którym patrzyłam na niego właśnie w takich momentach.
- Mike, mówiłam ci, że nie wezmę od ciebie ani centa, rozumiesz?
- W takim razie umrzesz z głodu z takim założeniem, skarbie bo jedzenie w naszej lodówce też jest kupowane za moje pieniądze. - zaśmiał się. Sama prasknęłam śmiechem.
- To co innego. - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Z resztą, jak będe chciała to użyję zawartości własnego konta, przelałeś mi już tam co nieco. Chociaż i z tym czuję się teraz dziwnie, jesteśmy razem, ja u ciebie pracuję, a ty mi płacisz.
- Ja już ci mówiłem, że nie musisz u mnie pracować. Teraz jesteś panią tego domu. - parsknęłam śmiechem na te słowa. - No tak. Mnie to naprawdę uwiera.
- Och Michael przestań! Nie będę ciągnęła z ciebie kasy...
- Ale się uparłaś, naprawdę! - prychnął. - Jeżeli weźmiesz ode mnie te same pieniądze, które byś zarobiła na tej umowie to żadna różnica. - niby miał rację, ale mnie było po prostu głupio. Może nawet czułam się jak intruz. Przyszłam tu do pracy, a po zaledwie dwóch tygodniach wprowadziłam się na salony. Jak to ma wyglądać? Mogłam mu to tłumaczyć, ale on dalej swoje.
- Kocham cię, Dona, przestań pieprzyć farmazony, bo zrobię to samo co zrobiłem w Hiszpanii. - uśmiechnęłam się lekko na to wspomnienie...
Wkurzył się na mnie o coś. Już nawet nieważne o co, ale to jak mnie UKARAŁ... Cóż... to była całkiem przyjemna kara.
- Tutaj, teraz? - zachichotałam. - Spóźnisz się do pracy.
- I tak już jestem spóźniony, godzina w tą czy w tamtą nie zrobi różnicy...
- Idź! - odepchnęłam go ze śmiechem. - Mówie poważnie, spadaj do pracy. Nie chcę, żebyś miał kłopoty...
- Dobrze, dobrze. - wymruczał, cmoknął mnie i takim oto sposobem w wyśmienitym nastroju pomknął do studia. Przynajmniej on był zadowolony. Mnie wciąż trapiło to dziwne uczucie. Nie umiałam się go pozbyć.
Wszyscy chyba wyczuwali moje obawy, bo każdy odnosił się do mnie miło jak zwykle. Tylko ta jedna stara baba mnie ignorowała traktując jak powietrze. I może dobrze. Dowiedziałam się w końcu o co też może jej chodzić. Opowiedziała mi o pewnej rzeczy jedna z pań, z którymi pracowałam.
- Miała męża jeszcze dziesięć lat temu. - stwierdziła. Niby nic nadzwyczajnego. - Aż w którymś momencie zaczął znikać. Typowy schemat, więcej godzin w pracy, jakieś niespodziewane spotkania biznesowe, wyjazdy... a potem się dowiadywała. Że łaził gdzieś z jakąś panną najczęściej. I podjęła się prywatnego śledztwa. - słuchałam tego z najwyższą uwagą. - I w końcu się doczekała finału całej sprawy. Okazało się, że mężulek zaczął ją zdradzać już kilka miesięcy wcześniej z młodą damą z pracy, która pojawiła sie tam te kilka miesięcy wcześniej. Polka. - spojrzała na mnie wymownie i już wiedziałam o co lata.
- Ach tak... Więc teraz ona wszystkie Polki mierzy jedną miarą? - mruknęłam.
- No. - przytaknęła wchodząc na drabinę, którą ja jej przytrzymywałam. - Uważa, że jesteście najgorszym złem i powinno się was tępić. Dlatego tak cię nie znosiła. My też od razu nie wiedziałyśmy skąd pochodzisz, ale w przeciwieństwie do niej nie wbiłyśmy sobie do głowy tego typu bzdur. Kobieta to kobieta. Jak chce to usidli. - spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.
- Ja nikogo nie usidlałam. - bąknęłam cała się czerwieniąc.
- Nie?? - zaśmiała się. - Dziwne.
- Oj... - fuknęłam. - To on mnie usidlił jak już.
- Będziesz zwalać na niego? - znów się zaśmiała. - Ja myślę, że wy jesteście po prostu dla siebie stworzeni. - uśmiechnęłam się. - To jest aż niewiarygodne jak on się zmienił przez ten ostatni czas.
- Też to mimo wszystko zauważyłam. Mam tylko takie nieodparte uczucie, że to szczęście długo nie potrwa. - spojrzała na mnie z góry.
- Dlaczego? Przeczuwasz, że coś się stanie?
- Chyba tak. Nie wiem co ani kiedy... i czy w ogóle. Może to jakaś moja paranoja. Nigdy wcześniej nikogo tak ... nie kochałam. Panicznie się boję, że go w jakiś sposób stracę.
- Powiedz lepiej, że boisz się, że to on cię zostawi. Tak jak ten poprzedni. - zamyśliłam się na moment.
- Być może to jest to. Ale z drugiej strony... Ten cymbał w Polsce... to była dziecinada. Myślałam, że to nie wiadomo jaka miłość, a chyba tak naprawdę z miłością nie miało to wiele wspólnego. Mówiłam, że nigdy wcześniej tak nie pragnęłam żadnego faceta. A Michael? To jest w ogóle jakiś kosmos, cała ludzkość mogłaby wymrzeć, ale gdyby on jeden przeżył, to nic więcej nie było by mi potrzebne. - kobieta popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- Po prostu odnalazłaś swoją bratnią duszę. To od razu czuć. Widać i słychać. I nie da sie z niczym pomylić. Może powinnaś podziękować swojemu byłemu, że cię zdradził, co? - obie się zaśmiałyśmy.
- Może to zrobię, kiedyś, jak polecę odwiedzić rodziców i przyjaciółkę. W sumie to racja, gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj.
- Właśnie. Może i tak byś się z nim kiedyś rozstała, wyszła za mąż za jakiegoś innego kretyna, a po trzech latach z nim rozwiodła. Po drodze miałabyś innych pięciu, urodziła dziecko lub dwa a i tak nie mogłabyś ułozyć sobie życia. Bo twoja druga połowa siedziałaby dalej też sama na drugim końcu świata. - aż przeszły mnie ciarki.
- Nie wyobrażam sobie, że mogłabym go nie poznać.
- On pewnie ma teraz te same odczucia.
Spojrzałam na kobietę z uśmiechem. Wcale nie byłam aż tak zdziwiona tymi rewelacjami o mężu tamtej. Już nawet nie byłam taka zła, że tak mnie traktowała. Takie rzeczy pozostawiają po sobie trwałe ślady, też już coś o tym wiedziałam.
Siedząc w sypialni patrzyłam po wszystkim co się tam znajdowało. Dokładnie obejrzałam każdy mebel, choć przecież widziałam to wszystko już tyle razy. Ale wszystko to kojarzyło mi się z nim. Z moim mężczyzną, który ciężko harował na to by jakoś poprawić swój wizerunek. Byłam już jednak trochę spokojniejsza. Wiedziałam, że nic złego stać się nie może. Zmusiłam go nawet, żeby zrobił sobie wszystkie kontrolne badania. I wszystkie wyszły w normie. Czegoś tam miał może za dużo, czegoś za mało, ale lekarze powiedzieli, że tego typu wahania są normalne. Na początku bardzo mnie to zaniepokoiło. Ale Mike tryskał taką energią, że szybko to w sobie zdusiłam.
Lęk, który odczuwałam zmalał po rozmowie z kobietą. Czułam, że po prostu przesadzam. Jakby nie było to znalazłam się w nowej całkiem sytuacji. Nieważne, że byłam w pięcioletnim związku i że powinnam już oswoić sie z pewnymi rzeczami. To nie miało tak naprawdę w tym przypadku znaczenia. Mike był mężczyzną kompletnie innym od całej reszty jaką udało mi się do tej pory poznać. Ale nie tylko o to chodziło. Ja byłam jeszcze tak naprawdę małą dziewczynką, która kompletnie nie zna życia. Mając 22 lata miałam prawie zerowe doświadczenie, podejście do zycia opierane na tym co wpajali mi rodzice, a Michael znał już życie, wiedział na co stać cały świat. I wiedziałam, że ochroni mnie jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.
Zrozumiałam też, że kobieta z która rozmawiałam miała rację. Bałam się już tylko jednej rzeczy. Nie brukowców, tabloidów czy tego, że ktoś się dowie kim jestem. Bałam się, że on mnie zostawi. Z dnia na dzień tak naprawdę bez powodu, zastąpi sobie kimś innym... To było irracjonalne. Widziałam jak mnie kocha, jak dba o mnie, jak się troszczy, zamartwia, kiedy w szmatławcach znów coś piszą na nasz temat. Ale lęk i tak pozostawał. I pewnie pozostanie jeszcze przez jakiś czas. Mimo, że związek z Darkiem nie należał moim zdaniem do najpoważniejszych choćbym nie wiem co wtedy myślała, to mimo wszystko skrzywdził mnie i jeszcze przez jakiś czas będę miewała całkowicie pozbawione sensu myśli i odruchy. Ale wiedziałam, że w końcu to się skończy i będzie dobrze.
Wstałam z łóżka na którym siedziałam do tej pory i podeszłam do fotela ustawionego w koncie pokoju. Leżała na nim jego koszula. Wzięłam ją w ręce i popatrzyłam na nią przez chwilę z uśmiechem. Badałam w palcach materiał jakby był co najmniej zrobiony ze złota. Nie był, ale w pewien sposób był częścią JEGO. Przystawiłam go sobie do twarzy wciągając jego zapach. Przymknęłam oczy, a błogie uczucie rozlało się wewnątrz całego mojego ciała. Już wcześniej o tym myślałam. Najmniejsza rzecz, która jest z nim w jakikolwiek sposób związana potrafiła mnie w niebywały sposób ukoić. Nawet ta koszulka... pachniała nim, przypominała mi o nim o jego miłości. Poczułam się znów bezpiecznie.
W następnej jednak chwili poczułam na sobie jego ramiona. Uśmiechnęłam się nawet nie otwierając oczu.
- Wróciłeś... - szepnęłam. Było nawet dość wcześnie. Zawsze wracał późno z prób. Poczułam jak całuje moją szyję.
- Muszę się toba lepiej zaopiekować, skarbie. - szepnął mi wprost do ucha czym spowodował lekkie ciarki biegnące mi wzdłuż całego kręgosłupa. Uśmiechnęłam się znów.
- Cieszę się, że jesteś. - mruknęłam odwracając się do niego przodem wciąz trzymając ta koszulę. Przyłożyłam dłoń delikatnie do jego policzka. Z półprzymkniętymi oczami ucałował wewnętrzną stronę mojej dłoni.
- Udało mi się wyrwać wcześniej. Powiedziałem, że nie zrobię już dzisiaj ani jednego kroku więcej, jestem połamany i muszę odpocząć. - uśmiechnęłam się.
- Nie będziesz miał przez to żadnych problemów?
- Będę. Ale co mnie to obchodzi, skoro spędzę ten czas razem z tobą...
- Zaraz, zaraz... Oni na pewno wiedzą, że zerwałeś się z pracy?? - coś w jego tonie podpowiadało mi, że chyba nie do końca. Popatrzył na mnie z uśmiechem. - Zwiałeś??? - otworzyłam szeroko oczy. Zaśmiał sie.
- Coś tam napomknąłem, że wyjdę dzisiaj wcześniej.
- Napomknąłeś. - mruknęłam patrząc wciąż na niego. Wciąz się uśmiechał. - Zwiałeś po prostu. Panie Jackson, jest pan niegrzeczny. - roześmiał się.
- Cóż... To ja jestem Królem. Mogę sobie pozwolić od czasu do czasu na małą niesubordynację. - teraz to ja zaczęłam się śmiać.
- Małą niesubordynacje? Ty po prostu dałeś noge z roboty. - zarechotał lekko się jednak rumieniąc. Uśmiechnęłam się na ten widok i znów pogłaskałam go po policzku. - Kocham cię, nicponiu. - spojrzał mi w oczy z wciąż tym samym uśmiechem.
- A tak w ogóle... Widzę, że chyba dobrze zrobiłem, że się urwałem. - popatrzył na swoją koszulę, która wciąz trzymałam w rękach.
- Dlaczego?
- Bo zaniedbuję cię do tego stopnia, że zadowalasz się moimi ciuchami. A to źle. - objął mnie i przytulił do swojej klatki piersiowej. Parsknęłam śmiechem obejmując go.
- Po prostu... chciałam poczuć ciebie... - szepnęłam.
- Jestem tu. - spojrzał na mnie, a ja na niego. Prosto w oczy. Chwycił tą koszulę i delikatnie ją mi odebrał rzucając z powrotem na fotel. Nie odrywając ode mnie wzroku zaczął powoli rozpinać kolejno guziki swojej koszuli. Objęłam się ramionami na ten widok. Po chwili poły jego koszuli odsłoniły jego ciało i mogłam do woli na nie patrzeć. Pojawiło się kilka nowych białych plam. Dotknęłam palcem jednej z nich na co wstrzymał oddech. Spojrzałam mu w oczy.
- Jesteś piękny. - szepnęłam muskając dłońmi jego tors i kładąc dłonie na jego ramionach po czym powoli zsunęłam materiał nie odrywając rąk od jego ciała. Koszula sfrunęła powoli na podłogę.
- To ty jesteś piękna. - odpowiedział tak samo cicho dotykając palcem mojej dolnej wargi, na co przymknęłam oczy. Przycisnęłam się do niego mocno wdychając zapach jego skóry. Przejechałam dłońmi wzdłuż jego pleców na co spiął się lekko, ale po chwili rozluźnił. Jego oddech natomiast stał się nieco płytszy...
Zaczęłam składać pojedyncze pocałunki na każdej z jasnych plam na jego klatce piersiowej. Obserwował to uważnie, jak moje usta muskały kazdą po kolei. Moje dłonie w pewnym momencie zjechały powoli w dół jego brzucha i natrafiły na materiał spodni... Spojrzałam na niego.
- Chcę być twój. - szepnął przeczesując mi powoli włosy palcami. Oddech uwiązł mi w gardle...
Objęłam go jedną ręką za szyję i przyciągnęlam do namiętnego pocałunku. Druga dłoń natomiast zajeła się jego rozporkiem i już po chwili zaczęłam dokładnie badać palcami wybrzuszenie w jego majtkach. Zajęczał mi prosto w usta. Uśmiechnęłam się.
Pozbawiłam go spodni razem z bielizną po czym odsunęłam się na pół kroczku i popatrzyłam na jego ciało. I widoczne podniecenie. Zagryzłam wargę.
Ściągnęłam bluzkę przez głowę. Nie miałam stanika, więc moje piersi od razu spotkały się z jego rozpalonym wzrokiem. Przeczesałam sobie włosy palcami po czym z przygryzioną wargą podeszłam do niego i odwróciłam do niego plecami przywierając do jego torsu. Od razu zrozumiał o co mi chodzi.


Objął czule moje piersi swoimi dłońmi i zaczął mnie pieścić. Westchnęłam przymykając oczy. Czułe pocałunki na mojej szyi jeszcze dodawały ognia. Otarłam się tyłkiem o jego męskość, ktora już domagała się uwagi, na co syknął mi cicho do ucha. W następnej chwili rozpiął moje spodenki i wsunął powoli dłoń...
Wyjęczałam coś niezrozumiale. Oparłam głowę o jego ramię tym samym dając mu lepszy dostęp do mojej szyi. Po kilku minutach tych pieszczot moje spodenki wylądowały gdzieś w koncie razem z całą resztą, a on ułożył się półleżąc na łózku. Powoli weszłam na nie, usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam namiętnie całować, czym sprawiłam, że oboje straciliśmy kontakt ze światem.
Nabiłam się na niego i zaczęłam powoli poruszać nie odrywając się od jego ust. Dzisiaj to ja byłam górą i ja rządziłam. Poddał mi się całkowicie wzdychając i jęcząc, co było dla mnie szalenie podniecające. Dopasowywał się do mnie idealnie. Czułam jak drży, jak pragnie się wyrwać i przyszpilić mnie do łóżka i po prostu zerżnąć, ale powstrzymywał się. Poddawał mi się całkowicie pozwalając powolnym tempem prowadzić się na sam szczyt. Finał był naprawdę ekscytujący...
Lekko dysząc zsunął mnie  z siebie i przyjrzał się uważnie jakby widział mnie taką nagą pierwszy raz w życiu. Pogładził mój policzek, po czym zsunął palce na moją szyję i dalej w dół. Czule pieścił piersi, potem brzuch, uda... Wrócił wyżej na plecy powodując że dreszcze raz za razem biegły wzdłuż kręgosłupa... A potem wpił się w moje usta. Zacisnął lekko palce na pośladku po czym strzelił w niego lekko z otwartej dłoni, aż podskoczyłam nie spodziewając się tego. Ale nie bolało. Wywołało tylko kolejną falę prądu...
Rozsunął ostrożnie moje nogi po czym jego palce dostarczyły mi wielokrotnych fal przyjemności, które przychodziły jedna po drugiej w pewnych odstępach. Muskał mój kwiatek czule palcami po czym zanurzył je w nim sprawiając, że całkiem w tym zatonęłam... Dopieszczał mnie tak tak długo, aż jęknęłam...
- Wystarczy... bo więcej nie dam rady... - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Nie dasz? Jesteś pewna?
- Jesteś seksualnym sadystą, Mike! - jęknęłam, kiedy znów wszedł we mnie i zaczął się poruszać. Ale już po chwili zapomniałam o zmęczeniu i jakichś pretensjach. Byłam tak rozgrzana, że wchodził we mnie z niesamowitą łatwością i w bardzo krótkim czasie sam doszedł przy okazji pociągając za soba także i mnie.
Leżeliśmy tak razem zmęczeni przytulając się do siebie aż zasnęliśmy. Nikt nic nie mówił, nie potrzeba było rozmów. Pewnie jutro dostanie po łbie za ten czmych z pracy, ale teraz byłam szczęsliwa. Miałam go tylko dla siebie kolejny raz, i nie zamierzałam go oddawać tak szybko.


Michael

Widok jaki zobaczyłem rano następnego dnia zaraz po przebudzeniu sprawił, że uśmiech nie schodził mi  z twarzy przez cały dzień. Kiedy się przebudziła i zaczęłam słodko przeciągać cicho mrucząc zacząłem łaskotać ją po żebrach na co z piskiem wyskoczyła z łóżka. Cisnęła we mnie poduszką po czym wróciła na miejsce obok mnie całując czule.
- Dzięn dobry. - wymruczała z uśmiechem i cmokneła mnie w czubek nosa. Wyszczerzyłem się szeroko.
- Dzień dobry, księzniczko. - mruknąłem. - Moja królowa. Dobrze się spało?
- Całkiem przyjemnie. - powiedziała szczerząc się. - Ktoś postarał się, żebym miała przyjemne i ciekawe sny. - poruszyłem zabawnie brwiami patrząc na nią.
- Oo... A kto to taki? - mruknąłem, moja dłoń powoli zaczęła pełznąć po prześcieradle w jej kierunku po czym znalazła się na biodrze, a dalej na pośladku.
- A... ktoś kogo bardzo kocham. Mój pan i władca. - oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Pan i władca mówi, że trzeba wyskakiwać już w łóżka. - westchnąłem. Wcale mi się nie chciało z niego wychodzić, ale zasrany DAILY MIRROR chciał ten wywiad.
- Wywiad, pamiętam. - westchnęła.
- Będziesz mogła widziec mnie w telewizji. Będzie prowadzony na żywo, o czternastej. Ale musze zjawić się tam odpowiednio wcześniej. Wolałbym zostać tutaj z toba, ale...
- Nie. Idź i powiedz wszystko, jak się kochamy, jak jesteśmy razem szczęsliwi. I niech się odpierdolą.
- Od kiedy ty klniesz? - zaśmiałem się.
 - Odkąd to wciąz cie gryzą w to chude dupsko. - wytrzeszczyłem na nią oczy po czym parsknąłem śmiechem.
- Rozumiem, że powinienem się bardziej upasać?
- Nie, tego nie powiedziałam. - zarechotała.
Po kilku następnych minutach wzajemnych przekomarzań, wstałem w końcu z tego łóżka. Ona mogła jeszcze leniuchować do woli, ja musiałem się zbierać.
- Dzisiaj raczej nie zawitam w studiu... więć jak wróce będziemy mieć znów troche czasu dla siebie. - uśmiechnęła się. - Stęskniłem się za tobą. - pogładziłem ją po policzku.
- Nie martw się. Sam powiedziałes, że nie długo będziesz miał większy luz w pracy. Damy radę.
- Boję się, żeby mi cię tu ktoś nie poderwał. - miałem na myśli tego ogrodnika, który mimo wszystko wciąz wodził za nią wzrokiem .Roześmiała się wesoło.
- Niby kto miałby ci mnie tu poderwać, co? Jak tu nikogo interesującego nie ma. - to stwierdzenie bardzo poprawiło mi humor, co mogła zobaczyć poprzez mój szeroki uśmiech. - Głupku. - zarechotała przysuwając się do mnie i całując kilka razy raz za razem pojedynczo. - Kto miałby mi ciebie zastąpić, co? Gdyby cię zabrakło, żaden facet na świecie nie dostąpił by tej łaski by być ze mną. Tak naprawdę.
- Wolałabyś być sama?
- Lepiej sama niż udawać i dusić się w jakimś związku na którym tak na prawdę w ogóle ci nie zależy. Jeśli w swoim sercu wciąż masz swojego ukochanego, nieważne co się stało, w jaki sposób odszedł... czy tylko do innej czy zmarł... - zobaczyłem jak się wzdrygnęła na to słowo. Pogładziłem czule jej włosy. - Po co ładować się w taką farsę? - spojrzała na mnie, uśmiechnąłem się.
- Zawsze lepiej jest mieć kogoś obok siebie. - szepnąłem patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się, ale niemrawo.
- Niby tak. Ale co to da, skoro nie byłbyś to ty? Ja chcę tylko ciebie. Od teraz aż do śmierci. - chwyciłem jej twarz w dłonie i pocałowałem czule. Poczułem łzy w oczach, choć nie miałem powodu do smutku. I to nie były wcale łzy smutku właśnie.
- Kocham cię. - szepnąłem. Uśmiechnęła się w końcu radośnie, tak jak lubiłem najbardziej. - No, taki uśmiech to ja rozumiem. - oboje się zaśmialiśmy.
Przyjechała Janet i wyciągnęła ją na miasto. Obiecała, że przywiezie ją przed drugą, tak by obejrzeć cały wywiad. Cieszyłem się, że wyjdzie w końcu z domu, nie będzie się tu kisić. Kiedy pojechały, ja sam szybko się ogarnąłem i z paroma ludźmi udało się do limuzyny, która zawiozła mnie do miejsca w którym miała odbyć się rozmowa.
Wysiadłem i popatrzyłem na cały budynek. Nie był jakoś specjalnie wysoki, ale mimo to był okazały. Widać było, że mieści się tu coś ważnego. Było to studio jednej z telewizji. Dość popularnej, ale programy takie jak ten, w którym miałem uczestniczyć bardzo mijały się z prawdą. Ja sam jednak miałem zamiar nie naginać faktów, a poprawiać je jeśli akurat coś będzie mi sie nie podobało. Byłem spokojny.
Miałem też cichą nadzieję, że ojciec Dony jakimś cudem może to zobaczy i zrozumie, że nie jestem aż taki zły za jakiego mnie ma.
Zostałem wprowadzony do środka, gdzie na zapleczu podszedł do mnie jeden facet. Zaczął mi wszystko tłumaczyć, powiedział kiedy będzie moja kolej, kiedy wchodzimy na wizję i generalnie bym się cały czas uśmiechał najlepiej. Stary schemat. Wbrew pozorom wszystko to już sam wiedziałem. A co do uśmiechu... to i tak nie schodził mi z twarzy, ale już ja miałem do niego swój powód.
Nie czekałem długo. Zaledwie jakies pół godziny później usłyszałem jak spiker zapowiada mój udział w programie. No, to teraz sie okaże, pomyślałem.


Wyszedłem wskazanym korytarzem i po chwili znalazłem się przed nawet dość liczną widownią. Oczywiście oklaski, jakżeby inaczej. Prowadzący w fotelu i drugi taki sam pusty fotel naprzeciw niego, dla mnie. Facet wstał, podszedłem do niego, uścisnęliśmy sobie dłonie. Kiedy usiedliśmy zaczął od razu.
- Witamy, witamy, jak widzę, w wyśmienitej formie, panie Jackson. - spojrzał na mnie z przyklejonym uśmiechem na twarzy. Sam też się uśmiechnąłem. Przedstawiciele i DAILY MIRROR  i wielu innych siedzieli jak sępy z jednej strony oczekując na to co powiem.
- Tak, w rzeczy samej, nie może być inaczej. - stwierdziłem z uśmiechem. Facet chyba trochę zbity z tropu znów się uśmiechnął i brnął dalej.
- Na początek może zdradź nam coś o twojej najnowszej płycie. - uśmiechnąłem się. Rutyna. Nagłe przejście na ty. - Trzymasz wszystko tylko dla siebie, twoi fani z pewnością dowiedzieli by się czegoś nowego.
- No nie mogę tak po prostu wyjawiać szczegółów. - odpowiedziałem z tym uśmiechem wciąż patrząc na widownię a potem znów na faceta. - Termin publikacji zbliża się już naprawdę wielkimi krokami, tak więc myślę, że cierpliwość moich fanów niebawem zostanie solidnie nagrodzona.
- A więc uważasz, że będzie to kolejny bum na miarę 'Thrillera'?
- Co najmniej taki sam. - powiedziałem pewny siebie. Wiedziałem, że tak będzie, nie mogło by inaczej. - Moja ostatnia płyta... Moge powiedzieć, że nie jestem z niej zadowolony, ale cieszę się, że jednak przypadła do gusty tym wszystkim, którzy słuchają mojej twórczości, śledzą nowinki i wyczekują na kolejny krążek.
- Wciąz jak widzę, jesteś w jakiś sposób związany ze swoimi fanami. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak. - odpowiedziałem pewnie. - Oczywiście, nie znamy się osobiście, w większości przypadków po prostu mam z tymi ludźmi do czynienia tylko podczas rozdawania autografów czy kiedy ktoś rozpozna mnie na ulicy. Ale to powiazanie jest ulokowane na zupełnie innej płaszczyźnie. Ci ludzie w jakiś sposób mnie postrzegają, niektórzy nigdy nie mieli zamiaru spotkać mnie osobiście, inni jeździli nawet po świecie by być na każdym koncercie w czasie tourne. Wiem, bo nawet poznałem bliżej kilka takich osób. - uśmiechnąłem się na te wspomnienia. - Jakkolwiek by to nie było, myślę, że wszyscy, którzy mieli ze mną jakikolwiek kontakt czy to widzieli mnie na scenie, uścisnęli mi dłoń czy tylko słuchali moich piosenek w jakis sposób mnie poznali.
- Możesz nam bardziej przybliżyć ta myśl? - jak zwykle tępy.
- Zawsze pisząc teksty piosenek staram się zawierać w nich jakiś przekaz, to co czuję, co się ze mną dzieje, czasami jest to coś przykrego, innym razem radosnego, i własnie poprzez to moi fani mogą przynajmniej w pewnym stopniu wyrobić sobie o mnie jakiś pogląd, który nie wiem, może jest bliski prawdy, może nie. Ale myślę, że tak, bo nigdy nie kłamię pisząc swoje utwory.
- Rozumiem... - chyba nie, pomyślałem. - A więc na pewno tak samo będzie w odniesieniu do płyty 'Bad', która własnie powstaje.
- Tak, jak najbardziej. Myslę, że moge tu coś zdradzić by choć trochę zaspokoić ciekawość fanów i wszystkich, którzy nas teraz oglądają. Krążek pierwotnie miał wyglądać inaczej, jego treść miała być inna. W trakcie prac jednak zrezygnowałem z większości materiału i powstaje nowy, całkiem inny. Niektóre utwory zostały przekształcone i trafią na płytę w zmienionej formie.
- Na przykład jakie utwory?
- No myślę, że już wystarczająco dużo powiedziałem. - stwierdziłem z uśmiechem.
- No ale chyba nie zaszkodzi, gdybyś uchylił jeszcze odrobinę rabka tajemnicy? Prawda? - zwrócił się do publiczności która zawyła z entuzjazmu klaszcząc. No dobra, pomyślałem.
- No dobrze. - zaśmiałem się poprawiając się w fotelu. - Choćby utwór 'Smooth Criminal' jest ostateczną wersją piosenki, która pierwotnie miała trafić na krążek.
- Czy zobaczymy na tym krążku pierwotne wersje tych utworów?
- Nie, niestety nie, zostaną na nim umieszczone tylko ich końcowe wersje i te, które zostały utworzone po wszystkich zmianach o których mówiłem. Powstawały od zera i nie były zmieniane.
- Aha. - pokiwał głową i przekartkował swoje notatki. Cisza jednak nie trwała długo. - No więc myślę, że mamy powody do niecierpliwości, moi drodzy. - widownia znów zahuczała chociaz trochę ciszej. - Skoro prorokujesz nam drugi taki sukces, na pewno dojdzie to do skutku. Teraz jednak chciałbym zapytać cię o coś zupełnie innego. - O, zaczyna się, pomyślałem. - Dwa lata temu rozwiodłes się  z Lisą Marie Presley. Dlaczego? Jestem pewny, że wszyscy którzy śledzili wtedy tabloidy wiedzą, ale czy mógłbyś nam przypomnieć...?
- Ja i Lisa tak naprawdę nigdy się nie kochaliśmy. Myślę, że było to powodowane pragnieniem jakiegoś spełnienia, bliskości drugiej osoby... Nie udawało nam się tego u nikogo znaleźć, więc zaczęliśmy szukać tego u siebie nawzajem. I  to był błąd. Przyjaźniliśmy się naprawdę bardzo długo, od dziecka... A to małżeństwo wszystko zniszczyło.
- Rozumiem, że Lisa jest tego samego zdania? - zająknąłem sie nieco.
- Myślę, że ciężko jej było, tak samo jak i mnie z resztą. Ale z tego co wiem, jest z kimś w związku i mam nadzieję, że jest szczęsliwa. - nie miałem zamiaru paplać o wszystkim.
- A ty? Jest w twoim życiu jakaś kobieta? - zapytał patrząc na mnie i na jego twarz wpełznął powoli uśmiech. Sam się uśmiechnąłem.
- Tak, jest. - potwierdziłem.
- A więc brukowce się nie myliły rozpisując się przez ostatnie tygodnie o jakiejś tajemniczej osóbce.
- Nie, nie myliły się.
- Przybliżysz nam nieco jej osobę w takim razie? - zaśmiałem się cicho.
- No mogę powiedzieć tylko tyle, że na pewno nie jest tak młoda jak to opisały gazety.
- Tylko tyle? To znaczy, że nie zdradzisz nam nic więcej? - chyba był zawiedziony.
- Niestety.
- Może jednak? Świat na pewno jest ciekawy jaka kobietka skradła serce naszemu Królowi Popu. - widownia znowu zawrzała.
- Ma 22 lata. Więc z całą pewnoscią nie jest nastolatką. - powiedziałem.
- Dzieli was spora różnica wieku. - zauważył.
- Tak. - przyznałem kiwając głową. - Jestem tego całkowicie świadomy. Jestem też świadomy tego, że mogłaby związać się z kimś o wiele młodszym z kimś w swoim wieku. Sam przez długi czas miałem powazne wątpliwości, ona też mnie odtrącała. To nie stało się od tak z dnia na dzień, to trwało już jakiś czas, docieraliśmy się powoli, aż... - uśmiechnąłem. - W końcu... jesteśmy razem.
- Docieraliście, rozumiem. Ale jestem zaskoczony, odtrącała kogoś takiego jak ty?
- Ta dziewczyna różni się od większości z jakimi miałem do czynienia. Bała się i podejrzewam, że nadal się boi tego szumu, chaosu który wciąż jest do mnie przylepiony. Czasami nawet mnie samemu trudno się w tym odnaleźć, choć sam żyję w tym praktycznie od zawsze. Więc nie jestem ani trochę zdziwiony, że ona się tego boi. I w pełni to rozumiem, i zapewniam, że zrobię wszystko by była bezpieczna i szczęśliwa. - to bardziej mówiłem w odniesieniu do jej ojca niż ogólnie.
- Różni się od większości kobiet jakie znasz.
- Tak, tak jak powiedziałem. - przytaknąłem. - Nawet drobne upominki muszę wbijać jej siłą w ręce, nie chce by postrzegano ją jako kogoś kto mnie w jakis sposób wykorzystuję. To też rozumiem i zdziwiony byłbym dopiero wtedy gdyby ta sytuacja wyglądała zupełnie odwrotnie.
- To znaczy?
- To znaczy, że ona jest typem dziewczyny, która... - zastanowiłem się jak to ująć. - Nie zna życia, którym ja żyję. Te luksusy są jej obce, sama mi o tym mówi i choć dla mnie jest to normalne to jej ciężko jest ode mnie wziąc cokolwiek. Ale tym sposobem udowadnia mi własnie, że jej uczucia są szczere, że mnie nie oszukuje.
- Sądzisz, że inna na jej miejscu nie była by taka... czysta?
- Myślę, że mało jest takich osób jak ona.
- A jak się poznaliście? - zapytał z innej beczki.
- Przypadkiem. - odpowiedziałem tylko i uśmiechnąłem się.
- A coś więcej?
- A coś więcej to w parku w LA.
- Szczędzisz nam informacji, Michael... - zaczął się śmiać, ja również się zaśmiałem.
- Przykro mi, naprawdę, ale nie mogę powiedzieć wiele więcej niż powiedziałem.
- Nie zdradzisz nam imienia, nazwiska? Jak ma na imię?
- Ma bardzo piękne imię. - powiedziałem z usmiechem patrząc prosto na niego.
- A skąd pochodzi?
- Z bardzo pięknego kraju. - powiedziałem znów.
- Widzę, że nic z ciebie nie wyciągnę! - zaśmiał się znów. - Powiedz nam chociaż czy pochodzi ze Stanów? Czy jest rodowitą Amerykanką czy przyjechała z innego kroju?
- Och... - westchnąłem ze śmiechem. - Przyjechała z daleka. Nie pochodzi ze Stanów.
- Jakaś Chinka, Wietnamka? - rozeszły się śmiechy. - To 'przyjechała z daleka' zabrzmiało co najmniej jakby przyjechała z drugiego końca świata!
- Bo poniekąd to prawda. - roześmiałem się. - Tak, dosłownie przyleciała tu z drugiego końca świata. Ale moge powiedziec, że nie pochodzi ani z Chin ani z Wietnamu.
- A skąd?
- Z pięknego kraju. - powiedziałem znów czym chyba zakończyłem całą rozmowę. Ale okazało się, że ma jeszcze przynajmniej jedno pytanie.
- No dobrze... Chyba większośc Amrykanów widziała wasze zdjęcie, które zostało zrobione na tej plaży. Niektórzy jednak odnieśli wrażenie, że ta dziewczyna jest tylko... nie chcę tu nikogo urazić, przykrywką dla innego związku, który ukrywasz i nie chcesz by wyszedł na światło dzienne. - spojrzał mi prosto w oczy. Jeśli to jest to o czym myślę... Popatrzyłem na niego lekko marszcząc brwi.
- Obawiam się, że nie bardzo rozumiem. Jedyne co chce ukryć przed światem to tożsamość tej dziewczyny, żebyście jej nie rozszarpali! - powiedziałem półżartem, co zadziałało, bo większośc zebranych się zaśmiała.
- Dobry humor się ciebie trzyma. - zaśmiał się razem ze wszystkimi. - Chodzą słuchy, że ty i Madonna jesteście razem, a przynajmniej spotykacie się od jakiegoś czasu. Jak się do tego odniesiesz?
Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu, a ja... po prostu zacząłem się śmiać. To chyba całkowicie wytrąciło ich z równowagi.
- Pierwsze słyszę, naprawdę! - śmiałem się dalej. - Chyba coś bym o tym wiedział, że spotykam się z 'królową'. - parsknąłem śmiechem. Facet przyjrzał mi się uwazniej.
- Sama Madonna przyznała, że wasza zażyłość trwa już jakiś czas.
- Madonna, jeśli coś takiego powiedziała, to naprawdę tego nie rozumiem. To jest nieprawda. Kompletna bzdura i wierutne kłamstwo, o tym mogę zapewnić w stu procentach. Nie mamy ze sobą nic wspólnego, nie łączy nas nic poza luźną znajomością. Na pewno nie mam z nią żadnego cichego romansu.
- Więc, jak myślisz, dlaczego coś takiego powiedziała i to jeszcze na forum całego kraju?
- Dobre pytanie, sam chciałbym to wiedzieć. Ale myślę, że, a nawet jestem skłonny w to uwierzyć, że te słowa zostały włożone w jej usta przez brukowce, więc... Sam wielokrotnie czytałem swoje wypowiedzi, których nigdy w życiu nie udzieliłem, więc nie byłbym wcale zaskoczony gdyby to co mówię okazało się prawdą.
- A więc utrzymujesz, że masz tylko jedną młoda kobietę, która przybyła do nas zza granicy, a z Madonną nie utrzymujesz żadnych bliższych kontaktów poza biznesowymi może lub czysto koleżeńskimi. - podsumował.
- Tak. Dokładnie. - potwierdziłem.
- No dobrze. Bardzo dziękuję za rozmowę, Mike. Mam nadzieję, że będe miał jeszcze kiedyś ta przyjemność poprowadzić program, w którym ty będziesz brał udział.
- Ja również. - oboje wstaliśmy uścisnęliśmy sobie dłonie i po zaledwie minucie już znalazłem się znów na zapleczu.
Nareszcie, pomyślałem wzdychając. Co za sępy, miałem nadzieję, że nie powiedziałem nic czego nie powinni wiedzieć.


Jedyne o czym teraz myślałem to to, by jak najszybciej dostać się do domu. Przede mną była godzina jazdy. Byłem ciekaw co Dona na te rewelacje. Nie mówiłem jej o tych śmiesznych insynuacjach z tą piosenkarką bo moim zdaniem nie było o czym. Nie miał z nią nic wspólnego, z resztą to powiedziałem. Teraz ona powinna się odnieść do moich słów. Ciekaw byłem tylko co powie, jeśli powie. Czy potwierdzi moje słowa, że nigdy czegoś takiego nie powiedziała? Czy okaże się, że jednak brukowce miały rację i rzeczywiście nie wiedzieć czemu walnęła coś takiego. Wtedy naprawdę chciał bym wiedzieć  o co jej chodziło, jaki miała w tym cel. Bo mnie w ten sposó na pewno nie zdobędzie.
Doskonale pamiętałem tamten czas, chwilę zaledwie po opublikowaniu płyty 'Thriller'. Rozniosła się burzowym echem i nagle z dnia na dzien tak naprawdę stałem się światową sławą. Kiedy razem z Quincym zbieraliśmy te nagrody... To było naprawdę eksctujące, ale właśnie wtedy ona się zjawiła.
Całkiem uprzejma, wyniosła i naprawdę piękna kobieta. Jednak mimo tego piękna od razu wyczułem w niej coś co mnie odrzuciło. Tak jak myślałem już wcześniej... To była czarna wdowa, drapieżny pając z nogami długimi i lepkimi, którymi plotła silną sieć, a na nią łapała ofiary. Zwinnie się jej wymknąłem, ale pamiętałem do dziś jej propozycję...

- Próbuje mnie pani zbałamucić seksem? - zapytałem patrząc na nią autentycznie zszokowany, ale nie dając tego po sobie poznać. Ta kobieta była piękna, ale wszystko co mogła mi zaoferować tylko mnie od niej odstręczało. 
- oboje znaleźliśmy się u szczytu, nie uważasz, że nawet publika będzie tego od nas oczekiwała? - zapytała patrząc mi w oczy. - Poza tym... lubię takich jak ty. - powiedziała z delikatnym uśmiechem. 
Popatrzyłem na nią zastanawiając się co zrobić. Z jednej strony była całkiem niezła. Jak nie ja to inny się znajdzie... ale z drugiej strony... po co miałem się pchać tam, gdzie już z daleka widziałem kłopoty? Nawet taka kobieta nie jest tego warta. 
- Pani wybaczy, ale muszę wracać. Czeka mnie jeszcze dużo pracy. - powiedziałem patrząc jej w oczy. - W przeciwieństwie do pani, ja dopiero zaczynam swoje władze w tej branży... i chcę je sprawować sam lub z kobietą, która sam sobie wybiorę. Do widzenia pani. - powiedziałem i odwróciłem się odchodząc.
Nie była zadowolona. Więcej, była wściekła. Ale to już mnie nie obchodziło. Jest tyle kobiet na świecie. Po co zadowalać się gównem w papierku po cukierku, kiedy można dostać bombonierkę pełną pysznych pralinek w rumem? Takich cukiereczków jest na pęczki...

Tak... Już znalazłem takiego cukiereczka. Siedzi teraz w domu z moją siostrą Janet i czeka na mnie. Pewnie naburmuszona o tą Madonnę. Aż się zaśmiałem pod nosem wychodząc z budynku. Oczywiście już stały tam tłumy jakichś reporterów. Radia, inne gazety, telewizje. Ludzie, z którymi tu przyjechałem już rozlokowali sie po obu moich stronach by ich do mnie ne dopuścić. Jeden z reporterów był szczególnie wytrwały. Ochroniarz odepchnął go lekko by się cofnął.
- Spokojnie. - powiedziałem spoglądając na faceta z mikrofonem. - Słucham. - przedstawił się jako jakiś Iksiński. W ogóle nie skontaktowałem że to jego nazwisko.
- Telewizja Polska TVP. - polska?? - Obok mnie przedstawiciele POLSATu i telewizji TVN. Mamy tylko jedno pytanie. - patrzyłem na gościa ciekawy co mi powie. - Nie chce pan ujawnić tożsamości dziewczyny, ale dowiedzieliśmy się, iż prawdopodobnie pochodzi ona z Polski. Czy to prawda?? - oczy wyszły mi na wierzch.
- Skąd pomysł, że z Polski? - powiedziałem patrząc na niego wciąż.
- Niech pan nam to powie. - odbił piłeczkę. Pokręciłem powoli głową.
- Nie. Ta dziewczyna nie pochodzi z Polski. Którą swoją drogą uwielbiam. - facet wycofał się a ja machnąwszy na do widzenia ręką wsiadłem do limuzyny. Odetchnąłem. Skąd u diabła oni wiedzieli???? Nie miałem pojęcia. Ktoś musiał coś chlapnąć... Albo jakiś idiota ją podkablował tam na miejscu. W każdym bądź razie, jest bezpieczna, tego byłem pewny. Mogła spać spokojnie.

4 komentarze:

  1. I jestem już!
    Przeczytałam wcześniej, ale potem pakowanie, stajnia itd i nie miałam czasu na koma, więc walę teraz na szybko :D
    Wgl to dziękuję że dałaś specjalnie dla mnie wcześniej <33
    No jutro od rana w trasę wyruszam jak czytałaś u mnie na blogu już, więc bloggera żegnam aż do powrotu do PL (a nwm czy jadę na 5,7 czy na 10 dni, się okaże xD).
    Rozdział miodzio!
    Ależ oni siebie pragną i fizycznie i psychicznie <3
    Nie wiem czemu Dona ma takie myśli... Zawsze będą zgrzyty, zawsze się coś walić może, ktoś próbować zakłócić ich spokój itd, no ale na tym polega życie. Raz pod górkę, a raz z górki. Póki sie kochają to przebrną przez wszystko. To miłość ich trzyma i napędza, więc póki jest miłość to wszystko inne może ich w tyłek cmoknąć.
    Mega mnie cieszy że Dona mieszka u niego <3 Z tą pracą to też bym nie chciała czuć się jak pasożyt, a pracuje na siebie wiec sumienie ma czyste, a Mike musi to zaakceptować:)
    Co do jego pracy to normalnie, że całe dnie w domu siedzieć nie będzie. Dona to rozumie i to najważniejsze. Mógłby gadać o zaniedbaniu, jakby po pracy wolał oglądać TV i chlać piwsko, niż się dziewczyną zająć. Ale widać że mu zależy i każdą wolną minutę jej poświęca.
    Co do wywiadu mega wyszlo<3 super to opisałaś no i postawa Michasia świetna. Dobrze im powiedział, dał do zrozumienia że się kochaja, jednoczesnie nie mówiąc za dużo.
    Jak wrócę to bd mieć co nadrabiać <3
    Czwartkowy na pewno, a znając życie to i kolejny, bo nie wrócę za szybko więc pisz pisz i czekaj na mój wielki powrót! Walnę Ci wtedy koma że się posrasz xD
    3maj się, dużo weny i do niedługo!<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jaaa, to czekam z niecierpliwością na tego koma, Matko Boska! xDXD Dzięki. ;D

      Usuń
  2. Hejo!
    Ja tu wyczuwałam na początku pewną tajemnicę. Co ty kombinujesz, że Dona o śmierci myśli? Serio, zaczynam się bać. Odpukać w niemalowane. Mam tylko nadzieję, że nic ani NIKT nie stanie im na drodze ku wspólnej przyszłości.
    Mieszkają razem, ale czad. Już wie dlaczego jedna z pań się na nią uwzięła. To takie piękne jak jedno pragnie drugiego i nie potrafą bez siebie wytrzymać. Mike nieźle urobił tego prowadzącego. Zrobił z niego idiotę. W łatwy sposób powiedział dużo nie mówiąc prawie nic. Sama często tak robię. Skąd tam się TVP wzięło? I właśnie tu mam kilku podejrzanych. a) wredna pani sprzątająca b) były Dony c) ojciec Dony d) tylko skąd Madonna miałaby takie info... No tak patrz punkt a. On tam do niej niech szybko wraca. Czekam do czwartku, bi nic innego mi nie pozostało. Weny życzę
    Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu moge wykluczyć wszystkich twoich podejrzanych xD chociaż... ten ktoś może być związany z jej byłym, ale to poza całym opowiadaniem, bo nie będzie o tym wzmianki, chyba. Nie wiem. xD Różne oboczne rzeczy rodzą mi się w głowie. Pozdrawiam. :)

      Usuń

Komentarz motywuje! :)