Michael Jackson

Michael Jackson

środa, 31 sierpnia 2016

48.

Witam. :) Oto kolejny odcinek, następny w piątek, zapraszam. :)


Donata


Człowiek nigdy nie spodziewa się zwrotów akcji, a taki miał dzisiaj miejsce. Zawsze staramy się poukładać sobie wszystko, zaplanować tak by nic nas nie zaskoczyło. Trzeba jednak zdać sobie z tego sprawę, że nie zawsze i nie do końca jest to możliwe. Kiedy nie wiemy co może myśleć druga osoba, a tak naprawdę nigdy nie możemy być tego pewni, cięzko jest zaplanować cokolwiek tak, byśmy nie przeżywali później wstrząsu. A własnie tak zdarza się najczęściej, że wszystkie plany szlag trafia a my nie możemy wydostać się z szoku. Tak było i tym razem w moim przypadku.
Kiedy wstałam rano nawet się nie rozglądałam. Poszłam do kuchni zrobić sobie kawę i cos do jedzenia. Była sobota. Nie musiałam nic robić. Dzień wolny. Taa, super. Powinnam się cieszyć? Może, ale jakoś mi się nie chciało. W czasie kiedy kawa się parzyła patrzyłam niewidzącym wzrokiem w okno obok, którego stałam. Zastanawiałam się kiedy w końcu przyślą mi tu to pismo. Czas się kończył, w końcu muszą. Choć w sumie mam prawo tu siedzieć, aż nie dostanę go do ręki. Wcześniej modliłam się, by wszystko się udało. Teraz, będę przeszczęśliwa, jeśli nie zalegalizują mi tego pobytu i będe musiała wracać do Polski. O niczym innym nie marzyłam w tej chwili. Dusiłam się w tym domu i w tej sytuacji, która być może sama sobie stworzyłam, ale odrzucałam tego typu myśli. Wciąż coś mnie blokowało, wciąz coś mi w tym wszystkim nie pasowało i wciąż obwiniałam jego o wszystko. Nie przypuszczałam, że tego dnia diametralnie się to zmieni.
Ledwo zdążyłam usiaść na krześle przy stole w kuchni, a do tegoż że pomieszczenia wpadła Janet. Poznałam ją po głosie nawet nie podnosząc głowy. Ale za nią szedł ktoś jeszcze.
- O wstałaś już! To wspaniale, bo myślałam, że będziemy musiały wywalać cię z łóżka. - powiedziała Jan sadowiąc się obok mnie i patrząc na mnie uważnie. Ale ja patrzyłam na drugą kobietę, która powoli osunęła się na krzesło koło swojej byłej szwagierki. Tak, właśnie.
- A co wy, jakąś koalicję założyłyście? - byłam zdziwiona, że Janet przyszła tu z LISĄ. Tak. Obie siedziały obok siebie, a przecież powszechnie było wiadomo, że Janet nie znosi Lisy. Ja też jej w tym momencie nie znosiłam, ale to inna sprawa. Uśmiechnęły się.
- Tak jakby. - odpowiedziała Jan i spojrzała na towarzyszkę. Popatrzyłam na nie unosząc lekko brew, ale nic nie powiedziałam. - Mamy ci coś do powiedzenia. I chcę, żebyś siedziała cicho dopóki nie skończymy. - powiedziała poważnym tonem, aż popatrzyłam na nią jakoś tak podejrzliwie.
- O co chodzi? - zapytałam w końcu.
- Jako że - zaczęła Jan protekcjonalnym tonem. - sami nie umiecie ogarnąc własnych tyłków obie stwierdziłyśmy, że trzeba to zrobić za was. - teraz moje brwi już znajdowały się bardzo wysoko.
- Co takiego?
- Tak. I słuchaj mnie! Lisa sama do mnie zadzwoniła i po krótkiej rozmowie doszłyśmy do wniosku, że przyjście tu i wbicie ci wszystkiego nawet siłą do głowy to jedyne rozwiązanie. - wyjasniła. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi, ale właśnie zdałam sobie sprawę, że Janet pojawiła się tu po raz pierwszy od dłuższego czasu. A wcześniej bywała tu bardzo często.
- O czym ty mówisz?
- O tym całym gównie, które żeście w okół siebie rozpętali! - westchnęłam.
- My? Chyba on.
- Nie powiedział ci, że chce się ze mną spotkać, bo przewidywał, że zaczniesz się w tym czegoś dopatrywać, jakichś niestworzonych rzeczy. - Lisa odezwała się po raz pierwszy. Spojrzałam na nią.
- A niby czego miała bym sie dopatrywać w takim spotkaniu, o którym by mi jasno powiedział? Co wy myślicie, że ja jakaś psychiczna jestem? Że jakies awantury bym mu tutaj robiła? Ja go na smyczy nie uwięziłam, mógł spotykać się z kim chciał, nawet z byłą żoną. Tylko to o czym mówicie brzmi po prostu śmiesznie. Bał mi się powiedzieć. - prychnęłam. Spojrzałam znów na jego byłą żonę. - Widzę, że udało ci się nawet ją omamić.
- Nikogo nie musiałam mamić, Dona. - spojrzała na mnie z uśmiechem. - To jest prawda, i każdy to widzi gołym okiem. To ty masz w sobie jakiś mechanizm samozaparcia.
- Jasne. - parsknęłam śmiechem.
- Tak. - powiedziała znów. - Ale to jest nawet proste do zrozumienia. I myślę, że Mike też się tego domyśla.
- Niby czego?
- Masz zaledwie 22 lata, nie znasz tak naprawdę świata ani niczego, weszłaś dopiero w życie. Do tego ta katastrofa po prostu u ciebie w Polsce  z tym chłopakiem. W twoim wieku to są naprawdę tragedie na miare końca świata jak nie gorzej. I o to właśnie chodzi. Zaczynasz tak naprawdę dopiero zyć, przeżyłaś cios od ukochanego, który okazał się być debilem,  i boisz sie po prostu powtórki z rozrywki. Dlatego zareagowałaś na to tak żywiołowo i kompletnie nie współmiernie do sytuacji. - patrzyłam na nią z lekko zmarszczonym czołem. Nie powiem, bo to co mówiła rzeczywiście do mnie przemawiało. Sama czułam sie tak jak mówiła. I może nawet miała racje.
- I co z tego? - zapytałam. Potwierdzając swoim zachowaniem to co mówiła. Uśmiechnęła się.
- To z tego, że oboje teraz się miotacie i popełniacie błąd za błędem. Naopowiadałaś mu jakichś kosmicznych bzdur o tym, że go nie kochasz, kiedy w tym samym czasie każdy widzi jak na niego patrzysz. Ja myślę, że ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że to co mówię jest prawdą. - odwróciłam od niej wzrok. Coś ścisnęło mnie w żołądku. Przez chwilę nikt nic nie mówił. - Dona... - zaczęła znów. - Nie możesz żyć wiecznie w strachu przed tym co już się stało, bo nikt nie powiedział, że taka sytuacja się powtórzy. Chyba poznałaś go już na tyle by wiedzieć, że jest stabilny w uczuciach.
- Tak, stabilny był zwłaszcza z tą PIPĄ w samochodzie! - wydarłam się aż purpurowiejąc z zazdrości. Lisa spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- Jaką... pipą??
- Nieważne, z jaką pipą! - teraz Janet się wtrąciła. - Było minęło, był wychlany. - Lisa popatrzyła na nią wciąż wytrzeszczając oczy. Widocznie nic o tym nie wiedziała. Ale ja wiedziałam. No... nie mogłam i chyba nawet nie miałam mu tego jakoś za złe. Kto wie co ja bym zrobiła gdybyśmy sie zamienili rolami.
- Dobra. - Lisa widocznie postanowiła pozostawić to bez komentarza. - Jak myślisz, przychodziłabym tu do ciebie, gdyby to co usilnie sobie wmawiasz było prawdą? On by się tak do ciebie dobijał? Przecież to nie ma sensu. A Janet? Siedziała by tu ze mną zadowolona? - popatrzyłam na nie znów nie wiedząc już co zrobić. - Pomyśl.
- Nie wiem...
- Czego znowu nie wiesz, do cholery?! - znów Janet. - Gdzie on  w ogóle jest?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Pojechał gdzieś wczoraj i jak do tej pory go nie ma. - nagle mnie to zastanowiło. One też chyba pomyślały coś podobnego bo spojrzały na siebie.
- Dobra, jak wróci to z nim porozmawiasz. Wszystko przecież da się wyjasnic. Jak ja dałam rade porozumiec się ze szwagierką to ty z nim chyba też. - uśmiechnęły się ale mnie wcale nie było do śmiechu. Złapałam się za głowę juz nie wiedząc co myśleć. Z jednej strony chciałam, żeby już tu był żebym mogła mu powiedzieć... a z drugiej wciąż cos mnie blokowało. Nerwy znów zaczęły dawać o sobie znać. Dłonie mi drżały...
- Kurwa mać. - zaklęłam pod nosem po polsku.
- Co? - westchnęłam. - Klniesz? - Janet się zaśmiała. O dziwo sama też się uśmiechnęłam.
- Nie wiesz gdzie on wczoraj pojechał? - pokręciłam głowa na nie patrząc na Lisę.
- Nie rozmawiałam z nim... od dłuższego czasu. Jeśli gdzieś go widziałam to głównie z daleka. - westchnęła.
- W niezłą kabałę się wpakowaliście, nie ma co...
Podparłam głowę na ręce i wpatrywałam się w blat stołu. Co ja miałam zrobić? Nagle wszystko się zagmatwało jeszcze bardziej, czułam się kompletnie rozbita, nie miałam pojęcia co powinnam zrobić. Miałam jeden wielki chaos w głowie. Jak miałam się teraz odnaleźć w swoim szambie? Miały rację, narobiłam sobie bigosu... Najtrudniej jest to sobie uświadomić.
I co ja miała bym mu teraz raptem powiedzieć? Przepraszam? Przecież to nie wystarczy. To co zrobiłam... Ja nie wiem czy to w ogóle można wybaczyć. W sumie to było nieporozumienie, ale... Przecież mam swój rozum. Bałam się, że on mi nie wybaczy. Przestał mnie zaczepiac gdzie tylko mnie zauważył, przeciwnie, znikał wtedy prawie natychmiast. Coraz rzadziej go widywałam w domu. Teraz też go nie było. Katastrofa.
Dziwił mnie też fakt taki, że w mediach było o nas cicho. Nikt nic nie wie? Nie napisali o naszym rozstaniu ani słowa, o niczym nic nie napisali. To było aż dziwne.
- Doszłaś już do jakiejs konkluzji? - odezwała się Jan po jakimś czasie.
- Taa. - mruknęłam.
- Jakiej? - podpytała. Obie patrzyły na mnie w oczekiwaniu.
- Że tu nie pomoże nawet pielgrzymka do Częstochowy po kolanach. - mruknęłam wciąz patrząc w blat przed nosem.
- Co? - zaśmiała się. Spojrzałam na nią. Jego siostra we wszystkim doszukiwała się powodów do smiechu. Bo to pewnie było śmieszne co odwaliłam, ale ja nie miałam ochoty na chichoty.
- Nie będzie tak źle, na pewno, uwierz mi. - poczułam jak Lisa chwyta mnie lekko za rękę. Uśmiechała się do mnie. Odwzajemniłam jej ten uśmiech choć nie wiedziałam czy mi wyszedł. Znów poczułam gulę w gardle, ale to było cos  o wiele gorszego niż wcześniej. Uświadomiłam sobie, że sama wszystko spartoliłam, a jego wina w tym wszystkim była jedynie taka, że skłamał, że zamiast na spotkanie z przyjaciółką jedzie do studia. Zakryłam twarz dłońmi. Jak się z tego wyplątać...
Rozległ się jakiś hałas. Wszystkie spojrzałyśmy w stronę korytarza, ktoś wchodził do domu. Chyba dwóch ludzi. Coś mówili, ale przyciszonymi głosami, więc nic nie zrozumiałam... a potem mnie wmurowało.
I chyba nie tylko mnie, bo Janet i Lisa też patrzyły na to jakby zobaczyły obcego. Do kuchni wszedł Mike. I nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie to kto mu towarzyszył. Jan i Lisa pewnie pomyślały to samo co ja, że mają zwidy. Ale to nie były zwidy. Razem z nim do kuchni weszła Madonna. I to jeszcze trzymała się jego ramienia...
Popatrzyłyśmy po sobie wszystkie trzy, a potem znów na nich. Cała zdrętwiałam momentalnie więc pewnie nic poza zaskoczeniem graniczącym z szokiem, takim samym jak u dwóch pozostałych kobiet, nie było widać. Ale to co poczułam... albo raczej czego się domyślałam...
- O witam kochane panie! - zaświergotała z szerokim uśmiechem. Popatrzyłam na nią unosząc jedną brew do góry. - Janet każdy zna. Witaj, moja droga. - podeszła do niej wyciągając rękę. Ta popatrzyła na nią, a dopiero potem lekko nią potrząsneła. Tak jakby starała się ją jak najmniej dotykać. - Lisa Presley też. Miło poznać. - Lisa uścisnęła jej dłoń w identyczny sposób jak Janet.
Mike cały czas patrzył na mnie. A może raczej na moją minę. Nie odrywałam oczu od kobiety, która w końcu zwróciła się do mnie.
- A ta piękna młoda dama? - normalnie bym prychnęła, ale nic nie zrobiła.
- To jest Dona. - odezwała się w końcu Jan. Nie wiedziała czy coś dodać.
- Dona...? - chyba próbowała sobie coś przywołać w pamięci.
- Moja była. - odezwał się w końcu. I w końcu spojrzałam na niego. Nie patrzył już na mnie tylko na nią.
- Kolejna. - zaśmiała się. - Ale to się na szczęście zmieni.
- Co się zmieni? - znów Janet. Lisie chyba na dłużej odebrało mowę. Tak jak mnie. 'Królowa' spojrzała na niego...
- No, powiedz. - szturchnęła go lekko.
- Jesteśmy razem.
Cisza.
A po chwili...
- PFFFFFFFFFFFFFFFF!!! - oczywiście że Janet. Po prostu go wyśmiała. Ja natomiast podobnie jak Lisa siedziałam i wlepiałam w niego oczy. Nie powiem co myślałam... Nie miałam nic w swojej głowie.
Kobieta jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Uśmiechnęła się tylko z triumfem wymalowanym na twarzy patrząc po nas wszystkich. To ja już wiem, gdzie był od wczoraj. Teraz mnie samej zachciało się śmiać. Po prostu.
- Siadaj... kochanie. - powiedział i posadził ją obok siebie a sam usiadł koło Janet. Ta wyglądała jak naładowana torpeda, ale starała się uśmiechać.
- Szarmancki jak zwykle. Cały Michael. - miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Natomiast mina Lisy się zmieniła. Z twarzy nic nie dało sie wyczytać, ale oczy... Wbiła je w Michaela i jasno było w nich widać co myśli. Wyglądały jak stal po prostu.
- Oczywiście. - zaświergotała Janet naśladując ją. Idealnie jej to wyszło. - Od kiedy to mój brat... ekhem... znalazł sobie taką... królowa? - i spojrzała na niego jak na zdechłą rybę.
- Mam nadzieję, że nie wierzyłyście w to co pisali w gazetach? Dopiero wczoraj wieczorem dograliśmy się, prawda? - uśmiechnął się gdy na niego spojrzała.
- DOGRALIŚCIE. Rozumiem. - mruknęła znów jego siostra. Kobieta przeniosła wzrok na mnie. Teraz się zacznie.



Michael


Po wszystkim niczego nie rozpamiętywałem jak to miałem wcześniej w zwyczaju. Ot, zwykły seks, nic więcej. Sam nawet nie wiedziałem czemu wpakowałem się w coś takiego. Nikt nigdy jakoś długo z nią nie wiekował, pewnie ja też niedługo zostanę zastąpiony kimś innym, ale jakoś ta myśl mnie nie bolała. Sam nie wiedziałem po co to wszystko... Po co wiozłem ją właśnie do siebie do domu. Po co chciałem ją jej pokazać? Czy był to jakiś desperacji krok z mojej strony? Chęć zwrócenia na mnie jeszcze jej uwagi? Może nadzieja, że jak to zobaczy to cos się stanie? Być może tak. Ale na pewno nie spodziewałem się tego, co naprawdę się stało niedługo po tym jak pojawiliśmy się w tej kuchni.
Pierwsze co to zdziwiłem sie niezmiernie widząc przy jednym stole w kuchni Donę, Janet i Lisę. Coś mi od razu nie spasowało. Co one robią tu razem? Przecież Janet nie może patrzeć na Lisę, a w ogóle ta cała sytuacja... Wszystkie trzy wlepiły w nas oczy aż poczułem ucisk w żołądku. Już ja dobrze wiem co pomyśli sobie o mnie teraz moja siostra. Ale co myślała Dona?
Patrzyłem na nią, ale ona jak dwie pozostałe, zdziwiona wbijała oczy w Mad stojąca obok mnie. A raczej uwieszającą się na mnie tak, jakby od razu chciała zaznaczyć, że jestem jej. I wara się do mnie komukolwiek zbliżać. Jak mówiłem, pajęczyca. Dałem się w końcu złapać w jej sidła. Trudno.
Twarz Dony nie wyrażała absolutnie nic... Nie ruszyło jej to wcale? Wiec chyba nie mam czego żałować, ani nad czym się więcej zastanawiać. Serce mnie bolało, bo zdałem sobie sprawę, że cokolwiek bym nie zrobił to już nie wróci. Mogę sobie przyprowadzać po kolei wszystkie gwiazdy Hollywoodu, ale to nic nie da. Przełknąłem gulę, która tworzyła mi sie w gardle i usiedliśmy po krótkim powitaniu i pochwaleniu się naszym 'związkiem'. Rzygać mi się chciało, ale... Nad czym mam się zastanawiać...
Janet aż parowała. Wiedziałem, że będzie wściekła, ona zawsze się łatwo wścieka. Ale wzrok Lisy mnie niepokoił. Wyraźnie coś mi on mówił, ale... nie miałem pojęcia co. A może po prostu nie chciałem się już nad tym zastanawiać... Możliwe. W każdym bądź razie przeniosłem znów spojrzenie na Donę, która akurat teraz siedziała niedaleko Mad.
Kolejnym szokiem, i to chyba nie tylko dla mnie, ale i dla Janet i Lisy było to, jak się zaczęły obie zachowywać, Dona i Mad. Zaczęły ze sobą rozmawiać jakby znały się latami. A przecież Dona nienawidziła jej... Zawsze to mówiła. Przyglądałem się temu ze ściśniętym sercem. Co to miało znaczyć? Śmiały się i chichotały jak najlepsze przyjaciółki, do tego stopnia, że w pewnym momencie Donie pociekły łzy z oczu. Nie wiedziałem co w tym wszystkim było takiego smiesznego. Może dlatego, że byłem facetem, ale tak czy owak wyczuwałem, że coś się stało, zanim się tu pojawiliśmy. Ten wzrok Lisy, parzący. Oczy zimne jak stal. Znałem ten wzrok, obdarowywała mnie nim nie raz, nie dwa podczas całej naszej znajomości i nigdy nie wróżył on nic dobrego. Coś musiało się stać.
Natomiast Janet momentalnie umilkła. Nie patrzyła na nikogo, dosłownie nie reagowała na nic. Siedziała cicho jak struna wyprostowana i patrzyła tylko w jeden punkt gdzieś ponad nami. Wyczuwałem ten prąd wypływający od niej. Co sie tu dzieje, do cholery?
Spojrzałem znów na Donę i Mad, rozmawiały wciąż śmiejąc się ale nie już tak bardzo. Zauważyły mój wzrok. Natychmiast pod stołem wyczułem rękę Mad na swoim udzie, przesunęła ją powoli w górę... Opanowałem chęć odsunięcia się.
- Dobra, ja wracam do pracy, bo 'Pan i Władca' patrzy na mnie jakby chciał mnie zjeść. - rzuciła Dona w pewnym momencie zupełnie nie spodziewanie wstając, czym zwróciła na siebie uwagę wszystkich. Odwróciła się i po prostu sobie poszła... Nie wiedziałem co o tym wszystkim sądzić. W następnej chwili to samo zrobiła Jan... Ale bez jednego słowa. Po prostu podniosła się, zarzuciła swoją torbę na ramię i wymaszerowała z domu jak żołnierz. Popatrzyłem za nią przez moment.
- Wszyscy nas opuszczają, Mike. - usłyszałem tuż przy swoim uchu, odwróciłem sie i od razu tego pożałowałem. Była bardzo blisko. Ale nic nie zrobiła... na szczęście? Po chwili odsunęła się z lekkim westchnieniem i również wstała. - Ja też musze się zbierać. Wpadłam tylko na chwilkę przy okazji... Mike był tak dobry, że zgodził się mnie zabrać ze sobą. - spojrzała na mnie z usmiechem. Nikt nic nie powiedział. - Cały tydzień będę miała zajęty, ale w przyszłym możemy się spotkać. Znasz numer. - wstałem by ją odprowadzić. - Nie kłopocz się, zostań ze swoim gościem. - znów się uśmiechnęła. - Pa, kochanie. - cmoknęła mnie i poszła. Usiadłem z powrotem wzdychając cięzko.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszałem natychmiast pytanie. Spojrzałem na kobietę, która wbijała we mnie oczy jak szpile.
- O co ci chodzi? - odmruknąłem tylko odwracając od niej wzrok.
- O to, że chyba oszalałeś!
- Słuchaj... - wkurzyłem się trochę. - Przychodzisz tu nie wiadomo po co, z Janet jeszcze, która się do mnie nie odzywa, posiadujecie sobie tutaj z Doną... O co ty masz do mnie pretensje?!
- Ja? O nic, w żadnym wypadku. - powiedziała z wciąż tym samym spojrzeniem. Westchnąłem kręcąc głową. - Rozumiem, że Dona już cię nie obchodzi. - tym stwierdzeniem rozsierdziła mnie do żywego.
Zerwałem się z krzesła, omal się nie przewróciło. Spojrzałem na nią wściekły.
- Jakim prawem tak do mnie mówisz?! To ja ją zostawiłem?! To ja jej powiedziałem, że mam ją gdziesz i żeby spadała?! To ona ma mnie w dupie i pokazuje to na każdym kroku! Mam chodzić za nią po kolanach?! Błagać, prosić, poniżać się?! Dość już się przed nią napłaszczyłem! I co?! Dało to coś? Sprawiło, że do mnie wróciła?! Nie będę się nikogo o nic prosił!
- Zachowujesz się jak dziecko, Mike. - powiedziała niewzruszona. Zawsze to jej opanowanie. Wkurzało mnie, że mnie wszystko rozwala od środka, a ona sobie tak siedzi spokojnie. Prychnąlem.
- Ja się zachowuje jak dziecko, tak? A ona? Jak ONA się zachowała w stosunku do mnie?! Rozkochała w sobie, narobiła nadziei nie wiadomo na co, pożyła sobie w luksusach, a potem... potem wyrzuciła jak zabawkę, która jej się znudziła.
- Dobrze wiesz, że to nie prawda. - powiedziała znów spokojnie, ale patrząc na mnie już też trochę łagodniej. - Mówisz tak o niej tylko dlatego, bo cię zraniła, nie dlatego, że tak myślisz. - usiadłem z powrotem i schowałem twarz w dłonie.
- Nie potrafię sobie... z tym poradzić. - szepnąłem spoglądając przed siebie. O dziwo... zaśmiała się. - Z czego sie śmiejesz?
- Tutaj właśnie przechodzimy do sedna sprawy, Mike.
- Jakiej sprawy?
- Jak myślisz, po co się tu znajwiłam? I to jeszcze razem z Janet? Nie wydało ci sie to dziwne?
- Wydało, owszem. Ona cię nie znosi.
- Właśnie. I tak po prostu wprowadziłeś sobie tutaj Madonnę. Swoją nową dziewczynę. - parsknęła śmiechem.
- O co ci chodzi znowu, Lisa? - popatrzyłem na nią podejrzliwie. Chyba nic jej znowu nie przyszło do głowy głupiego? Znów się uśmiechnęła.
- Podobno jesteś inteligentny, ale w tej chwili zaczynam w to powaznie wątpić.
- Przestań mówić zagadkami!
- W normalnej sytuacji Dona i Janet rozdrapałyby mnie tu na miejscu, rozumiesz?! Zadzwoniłam do Janet. Mimo tego, że się do ciebie nie odzywała cały czas próbowała przemówić Donie do rozsądku. Bo też jej się nie chciało wierzyć, że masz ze mną romans. - parsknęła śmiechem.
- Nic kompletnie z tego nie rozumiem... - patrzyłem na nią z lekkim strachem.
- Zaraz zrozumiesz. Dogadałyśmy się, że przyjedziemy tu do niej razem i ja osobiście jej wszystko wytłumaczę. Rozumiesz? Rusz trochę głowa, Mike. To nie jest pusta laska, tylko młoda troche zagubiona dziewczyna, ale mądra dziewczyna. I udało nam się przebić przez ten jej pancerz, którym znowu się owinęla.
- Jaki znowu pancerz... - zaczynałem się bać... bo chyba zaczynało do mnie docierać o czym mówi. Zaczęła się znów śmiać. - Dlaczego się śmiejesz?
- Bo to jest śmieszne! To jest tak śmieszne... że aż tragiczne! - powiedziała patrząc na mnie już bez uśmiechu. - Rozmawiałyśmy tutaj zanim się nie pojawiłes z tą lampucerą. Uwierzyła w końcu, rozumiesz? UWIERZYŁA. Chciała cię na kolanach o wybaczenie błagać, a tu za chwilę wchodzi szanowny Król Popu od siedmiu boleści z pierwszą dziwką Hollywood. Brawo, Michael. - powiedziała wstając i ściągając swoją torebkę z krzesła. Nie zwracała najmniejszego uwagi na szok wymalowany na mojej twarzy.
- Ale... jak... przeciez mówiła...
- No co ci takiego mówiła? - spojrzała znów na mnie.
- Że nic do mnie nie czuje... - znów zaczęła się śmiać.
- Wiesz co? Ty nparawdę jesteś dzieckiem w skórze dorosłego faceta. Ja myślałam, że ty wiesz... - pokręciła głową.
- Co wiem?
- Przecież to jest młoda dziewczyna! Ledwo co wkroczyła w dorosłość, ty nie możesz jej traktowac tak jakby miała co najmniej tyle samo lat co ty! Ona uczy się własnie na błędach, narobiła głupot bo sama siebie jeszcze dobrze nie zna, nie zna świata w jakim wszyscy żyjemy, jest młoda i głupia, ja byłam pewna, że ty to dostrzegasz! To jest oczywista rzecz i tak waląca po oczach że tylko skończony idiota mógłby to przeoczyć, którym ty zresztą jesteś, i płakać bo dziewczyna powiedziała mu, że go nie kocha! Przeżyła swoje z chłopakiem w Polsce, może ci sie to wydaje teraz niczym, ale dla niej to była katastrofa, może tego na pierwszy rzut oka nie widać, ale przez cały czas bała się powtórki z rozrywki! A ty zamiast kawałek po kawałku wyważać ten mur, który sobie stworzyła przygruchałeś sobie Madonnę! Brawo, Mike! Najpierw ona narobiła sobie bigosu i teraz go zjada, a teraz ty sobie narobiłeś jeszcze lepszego, więc teraz ty będziesz zjadał swój. Mam nadzieję, że będzie ci smakował. - patrzyłem na nią z oczami wielkimi jak cebule. Najgorsze było to, że miała racje. Tylko niektórzy naprawdę nie dostrzegają oczywistych rzeczy, dopóki ktoś im ich nie pokaże palcem. Tak jak teraz zrobiła to Lisa. Pokazała wyraźnie o co chodzi, ba, nie dość że wskazała palcem dokładnie to co sam miałem zobaczyć, to dosłownie podała mi to na tacy wykazując dokładnie o co chodzi. Sam nie umiałem tego dostrzec, ani zrozumieć...
Nie, to nie było najgorsze. Najgorsza była świadomość, która po chwili do mnie dotarła. Jeszcze chwilę temu chciała mnie przepraszam i błagać, a w chwilę później...
Ukryłem twarz w dłoniach, ale długo na tyłku nie siedziałem. Poderwałem się w ułamku sekundy, ale zatrzymała mnie.
- Dokąd się wybierasz?
- Jak to dokąd?! Muszę ją znaleźć...!
- Daruj sobie. - powiedziała znów się śmiejąc kręcąc głową jakby nad czyjąc jeszcze większą głupotą. Popatrzyłem na nią znów nie rozumiejąc. Przeciez musze jej powiedzieć... - Po co ty chcesz teraz do niej iść? Mike, nie masz czego u niej teraz szukać. - popatrzyłem na nią wielkimi oczami. - No co tak na mnie patrzysz? Mówiłam, że teraz będziesz jadł swój bigos. Ona swój już zjadła.
- O czym ty do mnie mówisz...?
- O tym, że możesz się pocałować w dupę, jeśli dosięgniesz. - zawsze była bezpośrednia aż do bólu.
- Przecież musze z nią porozmawiać!
- Nie masz o czym z nią rozmawiać, rozumiesz?
- Dlaczego?!
- Bo wyraźnie jej pokazałeś gdzie ją masz. Powiem inaczej. Pocieszyłeś się bardzo szybko. Ona nie znalazła sobie nikogo na twoje miejsce, bynajmniej ja o tym nic nie wiem. Mimo tego wszystkiego ciągle miała w głowie tylko ciebie. A ty? Jakimi słodkimi słówkami ją wcześniej karmiłeś? Za pewne teraz wypisuje je sobie wszystkie po kolei na liste i podkreśla dopisując: Kolejny stek bzdur od kolejnego kretyna. Idealnie jej teraz nakreśliłeś jak bardzo ci na niej zależało. Kazała ci spadać raz lub dwa, a ty już poleciałeś biegiem do następnej panny! Chociaż tutaj to nie jest panna tylko stara kwoka. Gdybyś chociaz wybrał lepiej. Naprawdę.
- To co ja mam zrobić...
- Nie wiem! Nie wiem. Tu masz wszystko czego sobie teraz na gotowałeś, to się teraz tym zajmuj. SAM. - powiedziała patrząc na mnie przez chwilę jeszcze i wyszła.
Patrzyłem za nią jeszcze jakiś czas stojąc w miejscu, a potem opadłem na krzesło aż zaskrzypiało. Podparłem głowe na jednej ręce i nie wiedziałem co zrobić lepiej... Walnąć nią w ten stół... czy może zacząc rwać sobie włosy z głowy. Byłem wściekły. Wściekły na siebie, że się nie domyśliłem... Może to i jest jej wina, ale nie do końca. Powinienem był wiedzieć... W końcu nie raz mi o tylu rzeczach mówiła. Powinienem był być przy niej, kiedy mnie wyrzucała, powinienem był wracać jak bumerang. Gdy wywaliła mnie drzwiami powinienem wejsć oknem, i tak aż do skutku. Nie zrobiłem tego. Zamiast tego wolałem się wypiąc, obrazić jak mały dzieciak i pieprzyć się ze słodką idiotką, która miało pół miasta. Rzygać mi się chciało, dosłownie. Zaczynał boleć mnie żołądek.
Byłem o jeden maleńki krok od odzyskania tego o czym tylko mogłem marzyć przez ostatnie tygodnie. I jak zwykle sam to wszystko zaprzepaściłem. A Sevie mówił... pokręciłem głową śmiejąc się teraz sam z własnej głupoty.

2 komentarze:

  1. Hahaha! Hej tak wgl.
    Aż muszę łezki ze śmiechu obetrzeć, bo tak się śmiałam, że się poryczałam. I to są jaja i to niezłe jaja. Jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam. Jeden z lepszych odcinków ostatnio pod wieloma względami.
    Wow... W końcu Dona dała się przekonać. Super, że Lisa sama wyszła z propozycją tego spotkania. I szczerze ona jest mega i dosłowna, że hej. Oj Dona, Dona nie można było tak od razu. Teraz kiedy wszystko zrozumiała i chciała naprawić swój błąd ten idiota to spierdolił. I żebyś ty widziała moją minę gdy dowiaduje się, że on z Madonną?! To było na zasadzie "Ja-pier-do-le...co to ma być." Jescze ją tam przeprowadził. Wyobrażam sobie co czuła Dona gdy go zobaczyła. Agrrrr... Po prostu ugh szlag mnie trafia. No jak, ja się pytam jak? To już bym wolała tą laskę z samochodu. I chyba wszyscy się na nim zawiedli w szczególności Dona i Janet, która mocno kibicowała Donie i Michaelowi. A ten co pocieszenie se znalazł. Mógł se lepszą wybrać a nie starą krowę, z którą na pewno spał szef wytwórni. Szczerze myślałam, że Mike ogarnie się i będzie walczył o Don do końca. Ale nie on ogarnia się dopiero wtedy kiedy Lisa wszystko mu przedstawia jak na tacy dociera do niego wszystko. Takie puf za pomocą magicznej różdżki. Ale sory już jest za późno panie Jackson. U Dony nie masz czego szukać, bo już wie gdzie ją masz.
    Szczerze jestem jakaś psychiczna śmiałam się z tego jak szalona, a ktoś normalny byłby wściekły. Ale nie moja wina, że w pewnym sensie to było nawet zabawne na swój sposób. Więc czekam do piątku, a tobie mnóstwa weny życzę.
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh. xD Szczerze mówiąc ja też się śmiałam kiedy to pisałam. :D Można powiedzieć, że 'polak mądry po szkodzie'. :D Kij, że on Amerykanin. xD
      Pozdrawiam. :)

      Usuń

Komentarz motywuje! :)