Michael Jackson

Michael Jackson

poniedziałek, 2 maja 2016

7.

Witam. :) Krótko i zwięźle, następny rozdział w czwartek. ;)


Donata


Kiedy wróciłam już do swojego pokoju w hotelu, pierwsze co zrobiłam to usiadłam na łózku i podparłam głowę rękoma. Siedziałam tak jakiś czas z zamkniętymi oczami, oddychając miarowo, co najmniej jakbym chciała uspokoić oddech po jakimś długim ciężkim biegu. Czułam się dziwnie. Nie wiedziałam dlaczego, ale jeszcze przez jakieś pół godziny czułam jak serce mocno mi bije.
Kiedy spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, spostrzegłam jak już późno. Za chwilę będa rozdawali kolację. Jakoś nie byłam głodna. Ale w tej chwili jakoś dziwnie przyszło mi na myśl, że jeśli teraz nie zjem porządnego posiłku, pan Jackson, gdyby oczywiście o tym wiedział, po tym cyrku u niego, nie byłby ze mnie zadowolony...
Skarciłam się w duchu. Co go to z resztą obchodzi? Musiałam zacząć znów myśleć o nim negatywnie, ponieważ za cholerę nie chciał wyjść mi z głowy. Niepokoiło mnie to trochę, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Sławny człowiek i te sprawy, wiadomo. Przejdzie.
Tak więc nie poszłam na kolację. Za to kolacja przyszła do mnie.
- Kolacja, prosze pani! - usłyszałam spod swoich drzwi. Lekko zdziwiona podeszłam i je otworzyłam. Do środka wjechała młodziutka dziewczyna z wózkiem obstawionym chyba wszystkim po trochu. Uśmiechnęła się do mnie ładnie, nie mogłam pozostać jej dłużna i też się do niej uśmiechnęłam. Patrzyłam jednak na to wszystko lekko zszokowana.
- Ale... ja niczego do pokoju nie zamawiałam... - powiedziałam podchodząc do niej i do wózka z jedzeniem.
- Tak, ale polecenie przyszło z zewnątrz. - odparła patrząc na mnie.
- Jak to... z zewnątrz? - kompletnie nie wiedziałam o co chodzi.
- Nie wiem kto kazał to pani tu dostarczyć, ale takie życzenie zostało wyrażone, aby ten posiłek dostarczyć pani do pokoju, gdyby nie pojawiła się pani w stołówce. - spojrzałam na nią wielkimi oczami.
- Dziękuję... Jestem bardzo ciekawa, kto tak o mnie dba, kompletnie mnie nie znając. - mruknęłam.
Dziewczyna pożyczyła mi smacznego i wyszła. Patrzyłam jeszcze na to wszystko przez chwilę, po czym z ciekawości zaczęłam zaglądać pod pokrywki.
Było tego całkiem sporo, na pewno nie zjadłabym tego wszystkiego, ale pachniało wspaniale, więc zaczęłam pogryzać tego i owego i okazało się, że dania były naprawdę smaczne. Nalałam sobie soku pomarańczowego z butki stojącej obok jakiegoś maleńkiego talerzyka zakrytego taką samą maleńką pokrywką...
- A to co, orzeszki? - mruknęłam pod nosem ze śmiechem. Pod pokrywką nie było jednak orzeszków, a mały zwinięty kawałek papieru. Wzięłam go do ręki, rozwinęłam i przeczytałam...

Proszę o siebie dbać, panno Leszczynska. Nie zawsze będę tak blisko, by panią złapać. 
Życzę smacznego.
M.J. 

- Chyba żart. - mruknełam znów.
Nie no, ten facet jest niemożliwy. Już nawet zdązyłam o nim zapomnieć, przypomniał mi się w naprawdę spektakularny sposób. Uśmiechnęłam się mimo wszystko jednak. Nie zastanawiając się już nad niczym po prostu zjadłam tyle ile byłam w stanie.
Postanowiłam zadzwonić do mamy. Pewnie wciąz się zastanawia jak mi idzie. Najchętniej wolałaby gdybym wróciła do Polski, ale ja nie chciałam. Za wszelką cenę chciałam zostać w USA.
Wskoczyłam na łóżko, które aż zaskrzypiało pod moim ciężarem. Pomyślałam nagle, że może powinnam zacząc się odchudzać? Pomyślimy o tym później.
Wykręciłam numer do domu i znów tak jak ostatnio odebrała niemal natychmiast. Uśmiechnęłam się szeroko słysząc w słuchawce jej uradowany głos.
- No co słychać, córcia? - zapytała od razu.
- Dobrze. - odpowiedziałam wciaż się uśmiechajac. Wiedziałam, że będzie się cieszyć razem ze mną z tej nowiny, jaką jej zaraz sprzedam. - Wiesz... Mam dla ciebie wiadomość.
- Tak? Jaką?
- No chyba dobrą.
- Wracasz? - tak jak myślałam.
- Nie, mamuś, to byłaby zła wiadomość. Nawet bardzo zła. - wyjaśniłam.
- Więc? Co się stało? - słychać było, że naprawdę miała nadzieję, że wrócę. Chyba zaczynało do niej docierać, że mój wyjazd nie był tylko chwilowym widzimisię.
- Mama... dostałam w końcu robotę! - krzyknęłam prawie do telefonu. Wbrew wszystkim pozorom mama też się naprawdę ucieszyła.
- Naprawdę?! No na reszcie, martwiłam się, że zostaniesz tam całkiem bez niczego. Wolałabym oczywiście, gdybyś wróciła do domu, ale... jeśli ma być ci tam o niebo lepiej niż tutaj...
- Będzie lepiej, na pewno, zobaczysz, mamuś. - zapewniłam ją. - Będę was odwiedzać przecież. Kontakt się nie urwie.
- Tak. - westchneła. - Ale to nie to samo co mieć przy sobie swoje dziecko.
- Mama, ja już dorosłam. I tak bym się wyprowadziła.
- Ale bynajmniej nie na koniec świata! Ech, gdyby nie ten twój kolega... - westchnęła znów.
- Mama, widocznie tak miało być. Zawsze mi mówiłaś, że nie ma przypadków. Tutaj na pewno będzie mi o wiele lepiej. To zupełnie inny świat, gdybyś tu była... - teraz ja westchnęłam. - A pracodawca... Mama. Nie uwierzysz.
- No? Mów. - wyczułam, że się uśmiecha. - Co to za przystojniak? Już widzę, jak się uśmiechasz. - zaśmiałyśmy się obie.
- No, jest... przystojny. Tego nie można mu odmówić. - zgodziłam się przywołując JEGO twarz przed swoje oczy.
- Może coś z tego będzie, co? - podpytała mnie. Doskonale wiedziałam jak wygląda teraz jej mina. Szczerzyła się pewnie tak samo jak ja w tej chwili. Chociaż sama nie wiedziałam czemu JA się tak uśmiecham.
- Daj spokój, mamuś. Za stary jest.
- Za stary? Ile ma lat?
- Czterdzieści. - mruknęłam pod nosem poprawiajac się na łózku.
- No trochę dużo...
- No widzisz?
- Ale to tylko cyfry. - stwierdziła i znów wyczułam jak się uśmiecha.
- Duże cyfry, mama. To by nie miało racji bytu, z resztą... Nawet sobie nie wyobrażasz kto to jest. Ja sama nie wiem jakim cudem tam wylądowałam...
- No kto?
- No... - zająknęłam się. - Jackson. - wydukałam znowu.
Nastała chwila ciszy.
- A tak narzekałaś! - odezwała się w końcu. - No opowiadaj jak do tego doszło, że się u niego znalazłaś? - powiedziała ze śmiechem.
- To jest historia normalnie idealna na scenariusz do jakiegoś filmu. Miałam już pakować manele i wracać, chciałam się tylko ostatni raz przejsć na spacer po tym mieście. Więc poszłam do takiego pięknego ogromnego parku tu, niedaleko. Akurat była burza, lało...
- Znowu łaziłaś w burzę?!
- No nic mi się nie stało, mama...
- Ale mogło, przecież... - zaczęła swoje.
- Chcesz słuchać dalej?
- Tak. - uśmiechnęłam się.
- No więc, siedziałam tam jakiś czas, może kilkanaście minut, na takiej ławeczce. Lało jak z cebra, przemokłam do cna, i wtedy podszedł do mnie jakiś gość. Nie mam pojęcia kto to, ale podobno jakiś znajomy tego... Michaela. - po plecach przeszedł mi dreszcz, gdy wypowiedziałam jego imię. Być może że mama to nawet wyczuła, ale nic nie powiedziała, tylko słuchała dalej. - Pogadaliśmy chwilę. Nawet był miły, naprawdę, starszy trochę, nie widziałam jego twarzy, bo miał okulary, kapelusz na głowie i w ogóle kołnierz płaszcza go zasłaniał, ale rozstawił nad nami swój wielki parasol, więc chociaż już nie chłonęłam wody. - zaśmiałam się. - Na koniec dał mi numer do... Michaela... zadzwoniłam na drugi dzień... Ale najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że facet nie powiedział mi, że to właśnie do Jacksona numer i ja zadzwoniłam tam jak głupia w kompletnej nieświadomości! Umówiłam się na spotkanie, a jak już się tam znalazłam... Myślałam, że kierowca sobie ze mnie jaja robi. Ale nie, to był ten adres. Ten cały Neverland.
- No widzisz? A tak na niego pomstowałaś!
- Nie pomstowałam... - zaczęłam się upierać. - Po prostu znasz moje zdanie na temat takich ludzi. Śpią na kasie, a on to już w ogóle... Gdybyś widziała te kwiaty! Mama, oczopląsu można było dostać! Pięknie po prostu... Nawet stawek tam ma. Taki mały zbiorniczek wodny w ogrodzie z boku domu.
- No, człowiek z gustem...
- Ludzie, któzy tam pracują też są chyba mili. Zaczepił mnie taki młody ogrodnik... Może byc w moim wieku. Więc myślę, że będę się tam dobrze czuć.
- Na pewno. Ale coś mi się wydaje, że nie tylko z powodu miłych współpracowników. - mruknęła cicho do telefonu znaczącym głosem. Znów widziałam oczami wyobraźni jak się uśmiecha.
- O co ci chodzi, mama?
- O nic, ja nic nie mówię. - zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Ale narobiłam sobie trochę wstydu tam, naprawdę. - westchnęłam. - Przez to wszystko nie mogłam jeść, znasz mnie, jak jestem czymś przejęta, to mój żołądek automatycznie się zamyka. Prawie mu tam zemdlałam...
- Matko święta, Donata...!
- No spokojnie, mamuś, nic mi się nie stało. Mm... Złapał mnie zanim runęłam na ziemię. - mruknęłam tak cicho jakbym nie chciała, żeby to słyszała. Ale moja mama miała bardzo dobry słuch.
- Oo, naprawdę? - zachichotała.
- Nic sobie nie wyobrażaj, nic się nie stało. - powiedziałam poważnym tonem choć serce biło mi mocno. Chyba oszalałam... - Posadził mnie z powrotem i wmusił porządny obiad.
- Oo! - to chyba autentycznie zaskoczyło moją mamę. Mnie z resztą też w tamtej chwili. - No naprawdę chyba nie musze się o ciebie bać, skoro do niego trafiłaś.
- Daj spokój. - zaśmiałam się cicho pod nosem. Machnęłam ręką. Moja mama za dużo już zaczynała sobie wyobrażać. - Wiesz co by było gdyby coś było i tata się o tym dowiedział?
- A co ty się tatą przejmujesz! Przeciez wiesz, że on zawsze reaguje na zapas. - no co prawda to prawda. Był bardzo przewrażliwiony na moim punkcie. Pewnie dla tego, że byłam jego jedyną córeczką.
- No tak, ale wiesz... - westchnęłam. - Z resztą nie ma o czym gadać.
- Na pewno nie ma?
- A twoim zdaniem jest? Mamuś, pomysl trochę... Pomyśl kim on jest, a kim ja jestem. To nie mogłoby się udać, z resztą o czym my rozmawiamy!
- Ale co ma jedno z drugim wspólnego?
- Jak to co? Mama... - westchnełam. - Nie należę do takiego świata. Można powiedziec, że ja żyję w średniowieczu, a on w jakiejś nowej nie nazwanej jeszcze epoce.
- Jeśli będziesz patrzeć na miłość pod kątem takich kategorii, jakichś przynależności.. nigdy jej nie znajdziesz.
- Ale przepaść jest naprawdę ogromna, mama... Z resztą... On jest po prostu miły, to wszystko. Pewnie każda jego fanka wyobraża sobie, że gdyby ją zobaczył natychmiast oszalałby na jej punkcie. A w praktyce nic takiego nie ma nigdy miejsca. Te wszystkie dziewczyny są nachalne... Ja chciałam jak najszybciej stamtąd iść, nie chciałam mu zawracać głowy, krótko i na temat, po prostu... a ten mi jeszcze żarcie zafundował.
- No to chyba dobrze o nim świadczy.
- Chyba aż za dobrze... Zadzwonił chyba do hotelu i kazał mi tu przywieść kolację w razie gdybym ja na nią nie poszła. Wyobrażasz sobie?
- Nie. - zaśmiała się. - No ale jak twoje pierwsze wrażenia gdy się z nim spotkałaś?
- Pierwszą zobaczyłam jego siostrę, Janet... Jest chyba całkiem fajna, chociaż wymieniłam z nią tylko kilka zdań. Ale wydaje się być w porządku. Są od siebie kompletnie różni, ona nieco narwana, a on... Taki trochę wycofany, powściągliwy, ale na swój sposób uroczy... Nie, nie, nie uroczy, miałam na myśli to, że... sama nie wiem co miałam na myśli, ale też jest w porządku. To co myślałam o nim wcześniej kompletnie się nie sprawdziło. Ale zobaczymy potem, pierwsze wrażenie może być mylące.
- Oczywiście, że tak, ale wydaje mi się, że raczej się na nim nie zawiedziesz.
- Tak? A skąd ty mamuś możesz o tym wiedzieć? - uśmiechnęłam się.
- No nie wiem, ale mam takie przeczucie. Na pewno dasz sobie radę.
- Tak, dam... - westchnęłam. - Jeśli za często nie będę musiała go widywać...
- Co? - podchwyciła ze śmiechem.
- Nic, nic. - odpowiedziałam od razu.
- Przypadł ci do gustu.
- No, może. Ale ja tam nie mam zamiaru chodzić z nim rozmasować.
- No ja rozumiem. Ale gdyby zaprosił cię na przykład na kawę, to chyba byś nie odmówiła?
- Nie wiem, ale raczej chyba tak... Już ci mówiłam... Jak dwa obce światy, naprawdę...
- Mówisz to, ale w twoim głosie słyszę, że... dałaś się do niego przekonać. A tobie rzadko się zdarza, by od razu kogoś zaakceptować, córuś.
- No, niby tak... Nie wiem dlaczego tak reaguję...
- On cię oczarował, kochanie. Po prostu cię oczarował.
- Co ty mówisz... - mruknęłam nieco zawstydzona. Dobrze, że mnie teraz nie widziała.
- No tak. To słychać w swoim głosie, jak o nim mówisz, jak wymawiasz jego imię. Nie wstydź się tego.
- Nie wstydzę.
- Ale się boisz.
- Mama... Boję się, że zrobię z siebie debila. - zaśmiała się znów.
- Spokojnie. Jeśli coś będzie miało się stać, to się stanie. Nie ważne co zrobisz, ani gdzie się schowasz, wierz mi. Ja też próbowałam uciekać przed twoim ojcem, a i tak dogonił mnie przy ołtarzu.
- Wy to zupełnie co innego. - uśmiechnęłam się.
- Czemu? Jesteśmy takimi samymi ludźmi. Michael Jackson nie pochodzi z Jowisza, kochanie. - obie zaczęłyśmy się śmiać.
Mama zawsze potrafiła dodać mi otuchy. Umiała wytłumaczyć mi pewne kwestie, których albo nie rozumiałam, albo nie chciałam zrozumieć, bo mi nie pasowały. Tak jak teraz. Nie chciałam myślec w ogóle, że ja i Michael... No bo jak? Z resztą, co by mama nie mówiła, ta fascynacja jest tylko chwilowa i za chwilę przejdzie. Ten facet jest jeszcze raz taki stary jak ja. I choćby dlatego sam na pewno nie wpadłby na pomysł, żeby czegoś próbować. I dobrze.


Michael


- MIKE! Powiedz mi, człowieku, co się dzisiaj z toba dzieje?! - ryknął na mnie jeden z operatorów. Fakt, szło mi fatalnie. Nagrywaliśmy do pierwszego kawałka z płyty. Moim zdaniem najważniejszego. I to zdanie podzielała cała reszta grupy. Zawsze dawałem radę, nawet jak byłem padnięty, ale dzisiaj to był prawdziwy rekord nędzy. Myliłem słowa, uciekały mi nuty, po prostu fałszowałem jak jakiś amator.
- Przepraszam. - westchnąłem przecierając twarz dłońmi.
- Drzesz się jak stare gacie dzisiaj! Chyba naprawdę brak ci baby, Jackson! Weź się może za to, co?! Ja chce tu mieć prawdziwego Króla Popu, a nie jakiegoś zdziadziałego frustrata! - nie było nawet sensu oponować.
- Dobrze, już biorę się w garść... - westchnąłem.
Zaczęliśmy od nowa. Czułem, że to podejście też nie będzie dla niego zadowalające. Znów zmyliłem nuty, a słowa to całkiem z innej beczki...
- Nie, no nie, stop, przecież z ciebie dzisiaj nic nie będzie. - jęknął znów facet. - Idź do domu. - machnął na mnie ręką.
- Ale... - zacząłem chcąc jakoś to załagodzić. Zależało mi, żeby to nagranie było naprawdę idealne... Ale chyba rzeczywiście dzisiaj już nic z tego nie wyjdzie.
- Zejdź mi z oczu. - warknął. - Ja nie wiem co się z tobą dzieje, ale jesteś po prostu do niczego. Idź, pozałatwiaj swoje sprawy, wyśpij się, a potem przyjdź, to będziemy rozmawiać.
I na tym rozmowa się skończyła. Prosiłem, żeby zrobił jeszcze jedno podejście, ale stwierdził, że nie będzie marnował więcej taśm na moje jęczenie. Miał rację. Nie było sensu się szarpąc, dzisiaj już nic nie zdziałam.
Nie czułem się zmęczony. Byłem rozkojarzony, łatwo się rozpraszałem, nie potrafiłem skupić się na pracy. A wszystko przez tą dziewczynę... Nikomu nic nie powiedziałem. Tak więc nie mieli pojęcia dlaczego dzisiaj jestem taki rozbebłany. Tylko właśnie facet, który na mnie nawrzeszczał był najbliższy prawdy.
Zabrałem się stamtąd i wróciłem do domu. Oczywiście, czego się mogłem spodziewać, na miejscu była Janet.
- Już? Tak wcześnie? - zdziwiła się moim tak szybkim powrotem. - Myślałam, że będziesz tam ślęczał do nocy, jak zawsze. - skrzywiłem się lekko.
- Dzisiaj skończyliśmy wcześniej. - oczywiście skłamałem. Nie mogłem jej powiedzieć prawdy, bo nie dałaby mi spokoju.
- Na pewno? - oczywiście jednak sama się domyśliła.
- Na pewno, Janet, na pewno. - westchnąłem chcąc wyminąc ją i jak najszybciej schować się w swojej sypialni. Ona jednak nie dała się tak łatwo spławić. Z resztą jak zawsze.
- No powiedz mi! Przecież wiem, że ty nigdy tak szybko nie kończysz pracy.
- Janet, odpuść mi, proszę. Jestem zmęczony. - mruknąłem idąc dalej, a ona wciaż dreptała za mną.
- To przez tą pannę, prawda? To przez nią nie mogłeś się skupić i cię pogonili. - jak zawsze umiała zgadywać.
- Jan... - westchnąłem znów.
- Tak, wiem, że mam rację! - zaśmiała się. - Dlaczego nic z tym nie zrobisz?
- Niby z czym? - zapytałem nie mając pojęcia o co jej chodzi.
- No! Zrób coś! Zaaranżuj jakieś spotkanie albo coś w tym stylu!
- Oszalałaś? - chyba tak...
- Nie. Po prostu już chyba wszyscy widzą, że coś się z tobą dzieje. Pozostaje tylko jedno: musisz przestać udawać, że to nie prawda. Ta dziewczyna wpadła ci w oko.
- Bredzisz. - uśmiechnąłem się lekko jednak pod nosem.
- Przestań. Jesteś przecież jeszcze młody - zaśmiałem się na te słowa. - w kwiecie wieku - kontynuowała dalej. - Poza tym zważ na to kim jesteś! Możesz mieć każdą, i to bez żadnego absolutnie wysiłku. Najmniejszego.
- Sugerujesz, że... co? - spojrzałem na nią przez ramię.
- Ja nic nie sugeruję, ja ci tylko daję dobrą radę.
- Tak? To znaczy jaką?
- Zakręć się koło niej. Byłaby idiotką, gdyby ci odmówiła.
- Aha... Zaraz zaraz, czy ty chcesz mi powiedzieć, że mam ją przelecieć? - popatrzyłem na nią unosząc wysoko brwi.
- No... ja bym to nazwała mniej bezpośrednio. Powiedzmy, że nowe znajomości zawsze się przydają.
- Mam wziąc laskę na kasę. I co dalej? - byłem zły, że podsuwa mi coś takiego. Nie chciałem wykorzystywać tej dziewczyny.
- No co? Mnie chodzi tylko o to, żebyś zaczął w końcu trochę bardziej przypominać człowieka.
- I to ma mi w tym pomóc?
- Nie udawaj. Ona ci się podoba i ty jej też. - powiedziała bez owijania w bawełnę.
- Niby skąd to wiesz?
- Też jestem kobietą, Michael. Widziałam jak na ciebie zerkała, chociaż jej pewnie się wydawało, że nikt tego nie widzi. A jeśli, to nie wygląda to podejrzanie.
- Bredzisz, naprawdę.
- Nie bredzę! Masz okazję, powinieneś ją wykorzystać...
- Właśnie, wykorzystać. Użyłaś adekwatnego słowa. Wykorzystałbym ją w ten sposób, nic więcej. Ja nie chcę mieć tylko jej ciała... To znaczy, nie chciałbym mieć tylko jej ciała, ale i duszę. - poprawiłem się natychmiast. - Rozumiesz? A to jest o wiele bardziej skomplikowane.
- A nikt ci nie broni zrobić tak, by to było możliwe. - powiedziała w końcu patrząc na mnie w ciszy przez kilka minut. Oniemiałem. Czy ona naprawdę myśli, że taka młoda dziewczyna chciałaby faceta mającego czterdzieści lat?
- Janet... To jest po prostu niemożliwe. Rozumiesz?
- Dlaczego? Bo ty tak mówisz? Związek z Lisą też wydawął ci się niemożliwy, bo uważałeś, że znacie się tyle lat i przyjaźnicie, że to nie wypali własnie dlatego, że kochaliście się jak rodzeństwo. Do pewnego momentu. Nie wypaliło z zupełnie innego powodu, ale nie o to mi tu chodzi. Zawsze zakładasz, że coś się nie uda, a może tym razem jednak się uda, co?
Patrzyłem na nią przez chwilę, po czym odwróciłem się by odejść.
- Ej! - pobiegła za mną. - Słuchasz w ogóle co mówię?
- Słucham. - odpowiedziałem.
- No to zrobisz z tym coś czy nie?
- Nie. - fuknęła na mnie.
- Mówiłeś, że masz do przygotowania ta umowe dla niej. - przypomniała. Właśnie.
- Tak, dzięki, że mi przypomniałaś.
- Nie ma za co, zrób ją jeszcze dzisiaj, a jutro odwiedzisz ją z tym w hotelu. - powiedziała.
- Czy ty próbujesz... - zacząłem.
- Próbuję ci ułatwić zadanie, tak. - pokręciłem głowa zrezygnowany. - No ale z drugiej strony, po co z tym czekać skoro i tak chcesz, żeby tu pracowała? Im szybciej zacznie tym lepiej.
- Zobaczymy... - mruknąłem w końcu.
Kiedy w końcu znalazłem się sam  w swojej sypialni, odetchnąłem lekko. Janet, pewnie zaraz się zmyje i pojedzie do siebie. Była naprawdę kochana, ale czasami wprost upierdliwa. Tak jak dzisiaj. Ale to co powiedziała z tą umową... Stwierdziłem, że zrobię tak jak powiedziała.

4 komentarze:

  1. No część!!
    Notka wspaniała. Nie będę się nad nią długo rozwodzić więc się streszczę.

    Niech się Miki o wiek nie martwi, nie takie związki ten świat widział. ;) To takie urocze, że wysłał jej kolację, a jakby tak ją zaprosił... Niech powie co mu na duszy ciąży i będzie git majonez.

    Donatka ma spoko mamuśkę. Ona niech Michaela na stray tak nie spisuje, bo jeszczs tak zleksza zdziwko będzie miała i co wtedy??

    Coś czuję w kościach, że się niezły romans szykuje. Notka wyszła super.
    Życzę duuużo weny ;D
    Pozdrawiam
    Wecia
    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. No część!!
    Notka wspaniała. Nie będę się nad nią długo rozwodzić więc się streszczę.

    Niech się Miki o wiek nie martwi, nie takie związki ten świat widział. ;) To takie urocze, że wysłał jej kolację, a jakby tak ją zaprosił... Niech powie co mu na duszy ciąży i będzie git majonez.

    Donatka ma spoko mamuśkę. Ona niech Michaela na stray tak nie spisuje, bo jeszczs tak zleksza zdziwko będzie miała i co wtedy??

    Coś czuję w kościach, że się niezły romans szykuje. Notka wyszła super.
    Życzę duuużo weny ;D
    Pozdrawiam
    Wecia
    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrabiam! XD sorry,że tak późno, ale mam matury...
    40 lat? :o Myślałam, że w Twojej historii jest młodszy XD Dawałam mu z 30 no Góra 31 lat XD
    40- trochę stary 😂😂 mój ma 43 ale ciii XD
    - Drzesz się jak stare gacie dzisiaj! - You made my Day XDD
    Idę czytać dalej.
    Ważka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może troche stary, ale jary, jak widać. xD A to najważniejsze chyba. :D

      Usuń

Komentarz motywuje! :)