Michael Jackson

Michael Jackson

czwartek, 7 lipca 2016

28.

Witam. :) No i jest następny, a kolejny pojawi się w niedzielę. :) Nie będę się za wiele rozpisywała, od razu zapraszam do czytania. :)


Donata

Oglądałam wywiad razem z Janet w salonie na wielkim ekranie telewizora. Z niecierpliwością wyczekiwałam tego momentu, kiedy zaczął wypytywać o mnie. No i długo nie trzeba było czekać. Ten facet chyba nie mógł się doczekać aż czegoś się dowie. Ale nie dowiedział się zbyt wiele. Mike dotrzymał słowa.
Śmiałyśmy się tak z min wszystkich, którzy zawiedzeni patrzyli na Michaela mając jeszcze za pewne nadzieję, że puści parę z gęby. On jednak nie powiedział nic ponadto co powinien. Zaczęli od pytan o płytę. Chyba chcieli uśpić jego czujność i nie zaczynać od razu, ale im się nie udało. Michael dobrze wiedział po co go tu zaprosili i nie dał sobie zamydlić oczu.
W końcu zapytali o coś o czym nie miałam jak dotąd zielonego pojęcia. Jak to Madonna i Michael...? To pewnie o to chodziło wtedy na wyjeździe, o czym nie chciał mi powiedzieć. Spojrzałam na Janet, która zerkała na mnie z niewyraźną miną.
- Janet? Dlaczego ja o tym nie wiem??
- A o czym masz wiedzieć, przecież to bzdury są.
- Nieważne! Dlaczego on mi o niczym nie mówi! - wbiłam wzrok w telewizor na którym Mike śmiał się z tych rewelacji.
- Bo się boi, że od niego uciekniesz! Że będziesz się może z nią jakoś porównywała, a żadnego porównania po prostu nie ma!
- Nie dorastam jej do pięt, wiem. - rzuciłam.
- To ONA TOBIE nie dorasta do pięt!!! - zaśmiałam się.
- Wiem, żartowałam.
- To nie żartuj TAK!
- Już nie mogę się doczekać, aż wróci do domu. - mruknęłam mrużąc oczy. - Już ja mu dam Madonnę! - parsknęłam śmiechem.
- No odpuść mu, on tylko cie chroni. Po co masz wysłuchiwać takich bredni?
- Ale chyba jesteśmy razem, więc możemy tych bredni wysłuchiwać też razem, prawda? - spojrzałam na nią. - Mam się odciąć od wszystkiego, mieć wszystko w dupie? Jego równie dobrze też mogę mieć wtedy w dupie.
- Podejrzewam, że miewasz go bardzo często. - parsknęłam śmiechem. Jak zwykle bezpośrednia do bólu. - Ale nie o to chodzi. Jeśli kiedyś wydarzy się coś o czym ty będziesz musiała wiedzieć, to on ci o tym pierwszej powie. A to, że jakaś stara lampucera wyobraża sobie niestworzone rzeczy? Po cholere masz sobie zawracać tym swoją śliczną główkę?
- Bo wbrew wszystkim pozorom opowiada, że spotyka się z MOIM facetem?
- To są bzdury, Dona. Nie warto się tym przejmować. On nie przyłożył do niej nawet palca wtedy, nie przyłoży i teraz, zwłaszcza, że ma ciebie.
Dałam temu spokój, bo przeciez miała rację. Rozmowa nie trwałą długo, a jakieś dwie godziny później pojawił się w końcu w domu. Minę miał nietęgą. Wyczułam, że coś się dzieje. A raczej, że coś się stało. Moze czegoś się dowiedział?
- Hej, skarbie! Co to za romanse z Madonną? - zapytałam wesoło po czym wstałam i podeszłam do niego. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, po czym ujął moją twarz w swe dłonie i pocałował czule. - Znowu mi czegoś nie powiedziałeś. Mike, czego ty się boisz? - zapytałam ciszej wciąz blisko jego nosa, tak że muskałam jego wargi mówiąc.
- Ja muszę lecieć. Wyjasnijcie sobie wszystko, ja wam nie jestem potrzebna. - usłyszałam głos Janet ale nie odrywałam wzroku od Michaela.
Kiedy trzasnęły za nią drzwi zaczął sie łasić, muskając lekko ustami mój policzek i schodząc powoli na szyję.
- Ej! - zaśmiałam się cicho próbując mu uciec, ale on po prostu przytulił mnie mocno. Westchnęłam dźwięcznie i objęłam go sama mocno ściskając w pasie. - Więc? Czemu nic mi nie mówisz?
- Boję się, że ode mnie uciekniesz. - spojrzał mi w oczy. - Nie mówisz o tym, ale ja czuję, że wciąż sie tego wszystkiego boisz.
- No może i boję. - przyznałam. Przytuliłam policzek do jego klatki piersiowej. Usłyszałam miarowe bicie serca. - Ale ty jesteś ważniejszy. - ucałował mnie w czubek głowy i zamknął szczelnie w swoich ramionach.
Mogłabym tak stać przez całą wieczność, gdyby to było możliwe. Nie musiałabym jeść, ani pić, spać, nic. On był całym moim zyciem, przy nim zdawało mi się, że nie muszę nawet oddychać. Był moim przyjacielem, kochankiem i mężczyzną, najbliższą osobą w każdym tego słowa znaczeniu. Był prawdziwą bratnią duszą. Przy nim dopiero poczułam się naprawdę dopełniona, jakbym naprawdę odnalazła to co zostało mi odebrane dawno temu i zmuszono bym przez całe dotychczasowe życie tego szukała. Wreszcie znalazłam. I nie miałam zamiaru oddawać.
Gładził mnie delikatnie po plecach. To było momentami nawet lepsze niż seks. Taka czuła bliskosć, która potęgowała moje zaufanie do niego. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Dbał o moje bezpieczeństwo tak jak chyba nawet rodzice tego nie robili. To było coś zupełnie nowego, to uczucie... jakim go darzyłam. Coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Kojarzyło mi się z rozkwitającym kwiatem róży, który ulokował się w mojej piersi w miejscu serca. Ta róża miała kilka kolców, które potrafiły zranić, ale on potrafił ukoic mnie pocałunkiem jak nikt. Kiedy mnie przytulał i czułam jego zapach, czułam jak spokojnie oddycha, słyszałam bicie jego serca, to sprawiało, że byłam spokojna o przyszłosć. O nas. Kiedy go nie było wracał tamten irracjonalny lęk, ale tłumiłam go jak mogłam. Nie może się nic stać. Chyba tylko smierc mogłaby nas rozdzielić...


Śmierć jednak w tym przypadku wydawała mi sie czymś tak nierealnym, że nawet nie chciałam brać tego pod uwagę. Nie chciałam nawet myślec, że mogłoby go kiedyś zabraknąć. Nie wyobrażałam sobie tego. W ogóle. Postanowiłam już dawno zyć chwilą, cieszyć sie tym co mam teraz nie myśląc o tym czy zostanie mi to kiedyś odebrane. Był tu ze mną i to się liczyło.
Z lekkim uśmiechem dostknął znów palcem lekko moich ust. Jego twarz była bardzo blisko mojej ,ale jeszcze jej nie dotykała. To było takie intymne, byliśmy tylko my i nikt więcej. Wplotłam palce w jego włosy i zaczęlam w nich gmerać. Zdążyłam zauważyć, że to lubi, za każdym razem przymykał oczy, tak jak teraz... Podobało mi się to.
- Zaraz sie tu rozpuszczę... - mruknął po kilku minutach takiego delikatnego łaskotania. Wyszczerzyłam się szeroko.
- A można wiedzieć czemu?
- Bo obszar skóry na głowie przynajmniej u mnie jest bardzo wrażliwy na dotyk, kochanie. - stwierdził i w końcu zetknął razem nasze usta. Zaczęłam drapać go delikatnie na co aż się skulił.
- Przecież wiem, że to lubisz. - szepnąłem muskając jednocześnie wargami jego usta.
- Owszem... - powiedział tak samo cicho spoglądając mi w oczy. Nagle westchnął. - Jednak będę musiał jechać do studia. Dzwonił prezes. Powiedział, że za to, że wczoraj spierdzieliłem dzisiaj chce mnie tam widzieć. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- A nie mówiłam, że dostaniesz po głowie? - sam się wyszczerzył.
- A tam. Z resztą, nic straconego. Zabieram cię ze sobą. - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jak to?
- Normalnie. Obejrzysz cały plan teledysku, zobaczysz jak to wygląda od wewnątrz. I popatrzysz na mnie w akcji. - patrzyłam na niego z lekko rozdziawioną buzią. Zaśmiał się. - No co? Idziesz? - pokiwałam tylko głową.
- Ale nie będę przeszkadzać?
- Nie. - pokręcił energicznie głową aż jego loki zaczęły podskakiwać. - Usiądziesz sobie gdzieś z boczku gdzie nie będzie cię widać, nikt nie będzie cię przeganiał, nie bój się.
- No, a ten twój prezes? Nie będzie miał żadnych obiekcji? - zaśmiał się pod nosem.
- Wspominałem mu już, że chciałbym cię zabrać i wszystko pokazać. Jakoś nie wydaje mi się, by miał jakies obiekcje.
- No to dobrze w takim razie. Ale jeśli tylko ktoś puści jakąs aluzję, że przeszkadzam, zmywam się stamtąd.
- Nikt niczego nie będzie puszczał, zapewniam cię. - powiedział i już po kilkunastu minutach ciągnął mnie za sobą do samochodu. Nie byłam do końca przekonana, byłam pewna że będę zawadzać. Ale z drugiej strony byłam ciekawa, dlatego się zgodziłam.


Michael

Droga do studia zazwyczaj trwała około godziny, tak jak i tym razem. Po około pięćdziesięciu minutach samochód został zatrzymany na podziemnym parkingu na stałym miejscu, na którym zawsze parkowałem. Spojrzałem na Donę, która miała naprawdę śmieszny wyraz twarzy.
- Co jest? - zaśmiałem się gładząc ją po policzku.
- Nic. Po prostu wyobrażam sobie jak to musi wyglądać. Multum ludzi... będę tylko przeszkadzać. - prychnąłem kręcać głową.
- Ty jesteś niemożliwa, naprawdę. - uśmiechnąłem się w końcu i wysiadłem. Po chwili otworzyłem jej drzwi i wygramoliła się na zewnątrz. - Nie bój się. Nikomu nie będziesz przeszkadzać. Z resztą tutaj jestesmy tylko na chwilę. Zabieramy wstępne materiały i jedziemy na plan. - pokiwała głową.
Tak więc zajęło nam to raptem parę minut. Prezes tylko obrzucił ją jednym spojrzeniem z uniesioną brwią, potem spojrzał na mnie i parsknął śmiechem. Wyminął nas i poszedł przodem.
- Co to miało znaczyć? - usłyszałem burczenie dziewczyny. Uśmiechnąłem się.
- Nie przejmuj się, on tak zawsze. W gruncie rzeczy jest w porządku.
- Jasne. Widać. - burknęła znów idąc ze mną. Pokręciłem głową ze śmiechem.
Na plan jechaliśmy około 45 minut. Było to metro prawie takie same jak w Nowym Jorku. Zostawiłem ją samą na moment idąc z odpowiednimi ludźmi przygotować się, to znaczy makijaż jakiś i kostium sceniczny. Kiedy ją zostawiałem miała nietęgą minę.
- No widzę, że rzeczywiście wyrwałes niezłą pannę, Jackson. - usłyszałem w pewnej chwili, kiedy już byłem kompletnie ubrany, a jedna z kobiet z nami pracujących układała mi włosy. Prezes patrzył na mnie z uśmieszkiem pod nosem. Sam się usmiechnąłem patrząc na niego w lustrze.
- Wyjątkowo się z tobą zgodzę. - mruknąłem. Kobieta, która grzebała mi we włosach była jakaś wyjątkowo cicha. Zauważyłem to z niejakim lekkim zdziwieniem, bo zawsze buzia jej się nie zamykała... W końcu zostawiła nas i wyszła. Usłyszałem chichot. Prezes patrzył na mnie dziwnie... - Co?
- Złamałeś jej serce.
- CO??
- No nie mów, że tego nie zauważyłeś. Ta panna, która za każdym razem cię maluje i układa kudły podkochuje sie w tobie i to nie od wczoraj. - popatrzyłem na siebie w lustrze. - A teraz przyprowadziłeś jeszcze tą swoją Donę. - o zapamiętał!. - Nóż w serce! - zarechotał znów.
- Skąd miałem wiedzieć? Nie jestem duchem świętym, z resztą wcześniej nie chciałem żadnej kobiety i to nie chodziło wcale konkretnie o April. - wyburczałem.
- No mówią, że facet jest ślepy, ale ja to dostrzegłem. - parsknął śmiechem. - I co zrobisz?
- A co mam zrobić według ciebie? Jeszcze tego mi brakowało... Jeszcze z Lisą do końca sprawy nie załatwiłem, a tu następna...
- Wesoły trójkąt wzajemnej adoracji. - powiedział wciąż się szczerząc. - Masz jeszcze piętnaście minut, potem zaczynamy. - rzucił ni z tego ni z owego i wyszedł.
Popatrzyłem znów na siebie w lustrze, a potem westchnąwszy wyszedłem z pomieszczenia w którym siedziałem i pierwsze co zobaczyłem to Donę z kubkiem kawy rozmawiającą z inną kobietą, która ustawiała światło. Widać było, że przypadły sobie do gustu. Chociaż tyle. April nigdzie nie było widać. Dlaczego nagle wszystkie baby na mnie lecą?
Oparłem się o kafelkowany filar i wpatrzyłem się w kobietę swojego życia. Pewnie wyglądałem co najmniej dziwnie w tym stroju, ale kiedy mnie dostrzegła, otworzyła szerzej oczy i uśmiechnęła się. Od razu było wiadomo, że się jej spodobałem w tej niegrzecznej wersji.


Odbiłem się nieco od tego filaru i podszedłem do niej powolnym krokiem. Nasza oświetleniowiec wyszczerzyła się jednoznacznie i odeszła z tym swoim uśmiechem pozostawiając nas samych. Względnie , bo dookoła kręciło się mnóstwo ludzi.
- I co? - zapytałem podnosząc rękę i gładząc ja lekko po policzku. - Chyba nie jest tak źle, co? - wzruszyła ramionami i wbiła oczy w zawartość swojego kubka. - Co ty taka nagle nieśmiała? Chodź. - złapałem ją za rękę i poprowadziłem do pomieszczenia, z którego przed chwilą wyszedłem. Nikogo tam nie było. I o to mi chodziło.
- Czemu mnie tu zaciągnąłeś? - zapytała cicho patrząc na mnie spod rzęs z lekkim uśmiechem.
- Bo tu jesteśmy całkiem sami. - mruknąłem zabierając jej ten kubek i odstawiając gdzies na bok. Chwyciłem ją za dłonie i przyciągnąłem do siebie.
Pocałunki zawsze są słodkie. Ale tylko te z tą naprawdę jedyną smakują niepowtarzalnie i sprawiają, że dosłownie można umrzeć z zachwytu. Ten własnie tak smakował. A potęgowało to uczucie pewnie jeszcze to, że za przymkniętymi drzwiami kręciło sie jakies czterdzieści osób i w każdej chwili ktoś mógł tu wejść. Kiedy o tym pomyślałem poczułem lekki skurcz podniecenia w żołądku. I wcale nie miałem ochoty tego przerywać.
Przerwał zupełnie ktoś inny.
April wparowała do pomieszczenia zaadoptowanego na po części garderobę i gabinet kosmetyczny, było dość spore. Kiedy nas zobaczyła otworzyła szeroko oczy, z resztą ja też, zaskoczony takim nagłym wpadnięciem. Po chwili bez słowa podeszła do jednej ze swoich toreb i wyciągnęła z niej coś po czym wyszła. Tak szybko, że nawet nie zauważyła, że strąciła ze stolika swój notes... z którego wyleciało jakies zdjęcie.
Dona chyba chciała ją zatrzymać i powiedzieć, ale kobieta wyfrunęła na zewnątrz jakby ją coś oparzyło. Oboje popatrzeliśmy zdumieni w drzwi. Chociaż ja po słowach prezesa aż tak zdziwiony nie byłem. Zdziwiłem się dopiero, kiedy Dona podniosła ten notes i to zdjęcie. Na którym notabene ja byłem.
- A to co? - zapytała wytrzeszczając oczy. Ja wcale nie byłem lepszy. Wziąłem od niej to zdjęcie jakbym nie wierzył, albo nie poznawał samego siebie. Popatrzyła na mnie. - Co twoje zdjęcie robi w jej notesie?
- Nie wiem. - mruknąłem. - To znaczy wiem, chyba... - westchnąłem. - Jeszcze trzeciej baby mi potrzeba.
- Co? - spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Prezes cię dzisiaj pochwalił, ale zaraz dodał, że złamałem April serce, ponieważ sama coś do mnie czuje, a ja tego nie zauważyłem. - miała oczy wielkie jak cebule. - Bardzo chciałbym wiedzieć, dlaczego nagle wszystkie baby dookoła są we mnie zakochane...
- Widocznie masz coś w sobie. - powiedziała z uśmiechem znów patrząc na mnie spod rzęs. - Ale jesteś mój, więc cała reszta może tylko popatrzeć.
- I vice versa, kochanie. - wymruczałem, po czym znów ją pocałowałem. I znów ktoś nam przerwał.
- Dosyć tego lizania, do roboty! - prezes wygnał nas na zewnątrz w trymiga. Śmiałem się z tego pod nosem, kiedy patrzyłem jak Dona czmycha gdzieś z panią oświetleniowiec, zapewne na tak zwane zaplecze. Po kilku minutach pojawiły się z kolejnymi kubkami z kawą. Puściłem jej oczko, na co uśmiechnęła się zalotnie.
- Dobra! - usłyszałem gromki głos prezesa. Zaczyna się. - Rozgrzać trochę tyłki zanim zaczniecie skakać, nie chcę żadnych naciągniętych ścięgien ani niczego pachnącego podobnie! Dziesięć kółek dookoła! Pomieszczenie duże, więc się nie pozabijacie. - byłem do tego przyzwyczajony. Ale ci, którzy mieli grać w teledysku razem z nami wytrzeszczyli na niego oczy. Nie byli chyba jakoś zbytnio obeznani, więc mieli prawo się dziwić. Ale miał rację. Taniec to wbrew pozorom ciężka gimnastyka, łatwo o kontuzję, zwłaszcza jeśli przechodzi sie do dzieła z marszu, kompletnie nie przygotowanym. Ruszyłem więc pierwszy z szerokim uśmiechem mijając Donę, która patrzyła na mnie powstrzymując śmiech. Może i wyglądałem śmiesznie popylając pod ścianami dookoła, a za mną gęsiego cała reszta, ale nieraz się przekonałem o słuszności wielu dziwacznych pomysłów prezesa.
Przy trzecim kółku moja kobieta była już czerwona od powstrzymywanego śmiechu.
- Policzymy się w domu, ślicznotko! - mruknąłem, na co zakryła usta dłonią i wycofała się chowając się gdzieś. Nasza oświetleniowiec poszła za nią rechocząc głośno. Baby.
Po ostatnim okrążeniu czułem sie tak rozgrzany jak tylko to było możliwe.
- No. To przechodzimy do dzieła. - zarządził i zaczęło się przedstawienie.
Kamery zostały rozstawione w odpowiednich miejscach pod różne ujęcia tak by później wybrać najlepsze. Podstawiono drabinę, na którą wlazłem i podwiesiłem się pod sufitem na jakichś rurach. Kto wymyśla takie pomysły? Oczywiście, że ja.
Drabina spod tyłka zabrana, kamera poszła i... skok! A potem jeszcze dziesięć takich skoków, bo prezesowi wciąż się coś nie podobało. Tak było z resztą zawsze, ale nie marudziłem, bo sam chciałem by wszystko wyszło pierwsza klasa. Praca była by pozbawiona sensu gdybym wciąż marudził i wybrzydzał.
W takiej rutynie minęło pierwsze kilka godzin. W końcu udało nam się dotrzeć do momentu w którym wchodziła ścieżka dźwiękowa. Kroki nie stanowiły dla mnie żadnego problemu, ćwiczyłem je tyle czasu, że nogi same mnie nosiły. Oczywiście nie obyło się bez niekończących się powtórzeń. Czasami może to człowieka obrzydzić, ale trzeba po prostu zacisnąc zęby.


Natomiast moje tańce chyba bardzo bawiły Donę, która siedziała gdzieś dalej i śmiała się jak koza po prostu patrząc na mnie. Wyszczerzyłem się sam zapominając o scenariuszu za co od razu dostałem po głowie.
Praca powoli szła do przodu, próbowaliśmy różne układy, z których później będą wybierane te, które najbardziej przypadną mi do gustu. Krótkie przerwy pozwalały odsapnąć, ale prezes strategicznie trzymał mnie z dala od dziewczyny, podejrzewałem, że celowo. Z resztą pewnie i tak miał rację, bo gdybym się teraz do niej dobrał nawet na chwilę to już bym się chyba dzisiaj nie skupił. Na pracy oczywiście. Miałem ją jednak wciąż w zasięgu wzroku więc...
W końcu prezes zarządził dłuższą przerwę i w końcu mogłem trochę odpocząć. I oczywiście przyciągnąc ze sobą do garderoby Donę, gdzie usiedliśmy na przytaszczonych tu krzesłach. Padnięty siedziałem patrząc tylko na nią i nasze splecione dłonie. Mimo zmęczenia czułem spokój i odprężenie, chociaż już czułem, że moje mięśnie zaczynają odczuwać skutki pracy. Było to jednak bardziej coś psychicznego niż na płaszczyźnie cielesnej.
- Jeszcze tu powiekujemy. Zadzwonię po kierowcę i zawiezie cie do domu. Pewnie jesteś zmęczona od samego siedzenia. - powiedziałem patrząc wciaż na nią. Dziwnym trafem nikt tu się nie pchał. Wciąż bylismy tylko my. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Czemu? Nie, nie jestem zmęczona, chętnie sobie jeszcze na ciebie popatrzę. - powiedziała wciąz się uśmiechając.
- Żebym cię potem nie musiał nieść do samochodu. - wymruczałem samemu pozwalając sobie na nikły uśmiech. - Zadzwonię i za godzinę będziesz już w drodze do Neverland.
- Co, chcesz się mnie pozbyć, żeby poromansować z tą April?? - zmrużyła oczy. A ja się roześmiałem.
- Nie bądź głupia. - pochyliłem się w jej stronę muskając jej usta swoimi. - Mogę mieć kobiet na pęczki. Ale chcę tylko ciebie. - uśmiechnęła się zadowolona. Pocałowałem ją w szyję.
- Podobasz mi się taki... - wymruczała gładząc dłonią moją klatkę piersiową. Mile połechtała w ten sposób moje ego.
- Taki niegrzeczny? - zamruczałem wciąż się do niej pochylając. Muskałem nosem jej skórę na szyi, ucho, a ona wciąż powoli gładziła mój tors. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy i wkrótce musieliśmy to przerwać. - Moment tylko zadzowonię, żeby...
- MIKE. Bo naprawdę sobie coś pomyślę. - powiedziała wbijając we mnie oczy. Uśmiechnąłem się kręcąc głową.
- No dobrze. Musisz pilnować swojego terytorium, rozumiem. - wyszczerzyła się znacząco.
Od tej pory trudniej było mi sie skupić, wciąż czułem na sobie jej zapach. Nie mogłem się już doczekać powrotu do domu. Jak jakiś niewyżyty nastolatek. Ale mimo to niemal skakałem z radości, kiedy prezes w końcu zakończył robotę na dziś. Pewnie sam zauważył, że nie mam już dzisiaj głowy do pracy.

2 komentarze:

  1. Hejo!
    Pytanie pierwsze. Kto tu ma zamiar kopnąć w kalendarz? Serio no jak pisałaś o śmierci w wgl to se tak pomyślałam, że ty serio planujesz coś przez co będę w nocy ryczeć.
    Janet mnie rozwala. Szczególnie wtedy gdy Dona powiedziała, że ona mogłaby mieć Mikiego w dupie. Po prostu padłam. Nie ma to jak dwuznaczność niektórych tekstów.
    Co się działo na planie klipu. Wow. No nie powiem ale serio ostatnio dość duża część kobiet ma pociąg do Michaela. Czy któraś z nich rozpieprzy ich związek? April niech se daruje, bo za wysokie jak na jej nogi. Niech on jej nie odsyła do Neverlandu bo coś czuję, że ta panienka wykorzystała by nieobecność Dony. Dobrze, że prezes odciągał Mikego od zdjęć, bo kto wie co by się działo w tej garderobie... To jest takie piękne, gdy w miłości jedno pragnie drugiego w psychiczny jak i fizyczny sposób. I właśnie to mnie porusza w miłości. Mam nadzieję, że żadna ŚMIERĆ NIE ROZWALI ich szczęścia chociaż po tobie można spodziewać się wszystkiego. Życzę dużo weny.
    Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju. xD Bo mi tu zaraz ktoś na zawał zejdzie. :D Spokojnie, katastrofa się zbliża, ale nikt nie umrze. xD

      Usuń

Komentarz motywuje! :)