Michael Jackson

Michael Jackson

środa, 14 września 2016

55.

Witam! :) Oto kolejny odcinek, zapraszam serdecznie do komentowania! A następny ukarze się w piątek. :)


Donata


Minął tydzień. Siedem przeraźliwie długich dni i nocy. Siedziałam w domu za wiele nie wychodząc. Iwa często mnie odwiedzała, a rodzice wyłazili ze skóry, żeby jakoś mnie rozweselić. Doszło do tego, że ojciec pchał we mnie słodycze jakby chciał mnie utuczyć. Powiedziałam mu z uśmiechem, że zwykłe ciastka raz w tygodniu mi wystarczą.
Wiedziałam, że oni wszyscy po prostu się o mnie martwią i pewnie nawet nie mają pojęcia jak się do mnie odezwać w obawie, żeby nie powiedzieć albo nie zrobić czegoś co mi sie nie spodoba. Ale ja doszłam do wniosku, że nie moge się zamykać w domu i tylko na wszystkich burczeć, bo to nie jest niczyja wina. A już na pewno nie Iwy ani moich rodziców.
Nawet Darek dzwonił do mnie codziennie. Nie przychodził. Chyba wiedział, że tylko mnie tym wkurzy. Jego telefony też mnie wkurzały. Ale raz na jakiś czas odbierałam. Sama nie wiedziałam dlaczego. Do niczego nie był mi potrzebny. Pożegnanie z USA, czytaj z Michaelem, niczego tu nie zmieniało.
Wciąż o nim myślałam. O Michaelu. Zastanawiałam się co może teraz robić. Czy jest w domu, a może w studiu... Czy myśli czasami o mnie. Nie otwierałam swojego laptopa ani nie włączałam tv. Nie chciałam, bo wiedziałam, że od razu zacznę szukać jakichś informacji o nim... A to nie był dobry pomysł. W ten sposób nigdy się od tego nie uwolnię.
Kiedy po przylocie włączyłam telefon miałam dosłownie pięćdziesiąt nieodebranych połączeń od niego samego. Drugie trzydzieści było od Janet. Dzwonił też z piętnaście razy jakiś jeszcze, ale nieznany mi numer. Musiał być stamtąd, bo nie był to polski numer. Serce podjechało mi do gardła, kiedy zobaczyłam te wszystkie połączenia. Wiadomości żadnych. Musieli dostać jakiegoś powiadomiacza o tym, że mój telefon jest znów aktywny, bo jak zaczęli wydzwaniać jeden przez drugiego to myślałam, że ten telefon zrobi się zaraz czerwony. Dzwonił nawet ten nieznany... Odebrałam z ciekawości...
- Nareszcie, słuchaj! - usłyszałam głos, który był mi znany ale nie umiałam go do nikogo przykleić.
- Kto mówi? - zapytałam. Usłyszałam w odpowiedzi prychnięcie.
- Opierdolenie cię z góry do dołu zostawię Mike'owi. Jermaine z tej strony. - autentycznie się zdziwiłam.
- Czemu zawdzięczam tę wątpliwą przyjemność? - wciąz za nim nie przepadałam. Zaśmiał się.
- Nie wiesz?
- Nie. - powiedziałam nieco obcesowym tonem ściskając aparat tak mocno w dłoni, że aż zaczęła mnie boleć.
- No cóż... Powiedzmy, że to żart z twojej strony. - stwierdził. Wyczuwałam, że się uśmiecha. - Wszyscy próbują dobić się do ciebie od kilku dni...
- Jacy wszyscy? - próbowałam udać, że mnie to nie obchodzi. Doskonale wiedziałam KTO...
- Michael i Janet przede wszystkim. Ja tak na dokładkę. Już zdążyli się przekonać, że od nich na pewno nie odbierzesz, więc podali twój numer mnie. Z nadzieją, że od nieznanego odbierzesz choćby z ciekawości. Jak widzę mieli rację. - westchnęłam. - Chociaż nie rozumiem czemu nie odbierasz od mojej siostry.
- Bo urwałaby mi łeb przez ten telefon. - burknęłam.
- A więc jednak wiesz, że odwaliłaś niezły numer! - zaśmiał się.
- Zrobiłam co musiałam!
- Ale mogłaś coś napomknąć choćby słówkiem głównemu gospodarzowi, co?
- A co go to obchodzi! - warknęłam pieniąc się. - Dostałam decyzję i musiałam wracać! Co to on nie wie jak to działa?!
- Dobrze wiesz, o co chodzi. - powiedział już bardziej poważnie. Westchnęłam cięzko.
- Wiem. Ale uważam, że zrobiłam dobrze. - moment ciszy.
- Dobrze??
- Tak.
- A na jakiej podstawie?
- Na takiej, że stanąłby nawet na rzęsach żeby mnie tam zatrzymać, a ja nie chciałam!
- A tu masz rację, stanąłby nawet i na rzęsach... może nawet na czymś innym, gdyby mu stwardniało...
- Nie bądź świnia! - przerwałam mu. Jak zwykle taki sam jak zawsze. Roześmiał się.
- Ja tylko przyznałem ci rację... - zaczął, ale w tej chwili usłyszałam po jego stronie jakieś małe zamieszanie. Coś gadali... Rozpoznałam ten głos od razu. Chyba ktoś mu zabrał telefon...
- DONA?! JAK ŚMIAŁAŚ...!!! - usłyszałam w słuchawce po prostu ryk, aż odsunęłam telefon od ucha. Rozłączyłam się panicznie. Patrzyłam przez chwilę na ten telefon, aż po chwili pokazało się połączenie od jego brata. Odrzuciłam je i wyłączyłam telefon.
Serce waliło mi mocno, cała aż się trzęsłam. To naprawdę zrobiło na mnie dosłownie piorunujące wrażenie. Usiadłam na swoim łózku i podparłam głowę na rękach. Był wściekły. I to mało powiedziane. Gdyby mnie dostał w swoje ręce to nie wiem... Ogłuchłabym od jego wrzasku. I pewnie jeszcze by mi przylał.
Chociaż co to to nie. Nigdy nie podniósłby na mnie ręki. Choćby był nie wiem jak wściekły. Nigdy mnie nie uderzył nawet w żartach. No pomijając te wszystkie poduszki z których później sypało się pierze w całej sypialni...
Uśmiechnęłam się mimo wszystko na te wspomnienia. Ale zaraz poczułam bolesny ścisk w żołądku. Byliśmy szczęśliwi, a ja sama to zepsułam. Zasłużyłam sobie na to co do tej pory dostałam. Na cały ból. On nic złego nie zrobił.
Od czasu jak wróciłam do domu to właśnie sobie powtarzałam. Że dostaję to na co zasłużyłam. Że dostałam od życia coś pięknego, a sama to sobie odebrałam. On nie będzie długo się wściekał. Wkrótce mu przejdzie. Niech się skupi na swoim związku z Madonną... a jak nie z nią to z kimś innym...
Siedziałąm tak jakieś pół godziny, aż do mojego pokoju weszła mama mówiąc, że przyszła do mnie Iwa. Ucieszyłam się. Nie chciałam być teraz sama.
- No hej! - podeszłą do mnie i przytuliła mocno. Uśmiechnęłam się. Ale była jakaś rozgorączkowana. Popatrzyłam na nią.
- Co ty taka wzburzona jak piana? - zaśmiałam się. Sama jej obecność poprawiała mi nastrój.
- Domyślałam się, że nic nie wiesz.
- O czym? - zapytałam widząc jak bierze mój laptop i włącza go. Parsknęłam śmiechem. - Samowolka?
- Siadaj, nie marudź. Zaraz spadniesz z krzesła. - powiedziała zagryzając wargę. Aż podrygiwała nie mogac się doczekać aż system się włączy.
- Co ci jest? Wyglądasz jakbyś siedziała na jeżu.
- Zaraz zobaczysz. Ja wiedziałam, że musi do tego dojsć...
- Do czego? - teraz trochę się zaniepokoiłam. Co się takiego stało? Iwa była żywiołową osobą, ale żeby aż tak...?
Komputer w końcu był gotowy do użytku. Odpaliła przeglądarkę i wpisała tylko dwa słowa: Michael Jackson. Prychnęłam.
- Iwa...!
- Cicho bądź, zaraz zobaczysz!
- No co zobaczę, jego nową parę skarpetek, każda w innym kolorze?! - spojrzała na mnie z ukosa.
- Tak. Dokładnie. - parsknęła śmiechem.
Przeleciała pare linków i otworzyła jeden, który ją zainteresował.
- Proszę. Masz. Czytaj. - powiedziała przesuwając sprzęt do mnie. Był to krótki artykół na jednej ze stron...

MICHAEL JACKSON ZNÓW WOLNY?!

Wszystko wskazuje na to, że Król Popu ponownie chce nas zadziwić. W ubiegłą środę, gdy bez słowa wybiegł ze studia nagraniowego wraz ze swoją siostrą Janet, wydawałoby się iż wydarzyło się coś naprawdę poważnego. Jak wiadomo ze źródeł wychodzących właśnie z jego miejsca pracy, Jackson miał niespodziewanie otrzymać jakąś bardzo ważną, ale i szokującą wiadomość.
- Przeprysł przez te korytarze jak strzała! Nie było nawet sensu go wołać. - powiedział jeden z pracowników studia. Nikt jednak nie wie czego miałaby dotyczyć ta sensacyjna wiadomość, która spowodowała u niego takie wzburzenie.
Używamy tego słowa z pełną świadomością, gdyż dotarliśmy do jeszcze jednego świadka tej dziwnej sytuacji.
- Wrzeszczał na tego kierowce jak opętany! Jeszcze nigdy jak mam okazję go spotykać w pracy nie widziałam go takiego wściekłego! Chociaż może to nie jest najodpowiedniejsze określenie. Był cały spanikowany. Przerażony, jakby dom mu się palił. - tak opisała to zdarzenie pewna kobieta, która jednak pragnie pozostać anonimowa. 
Jak wiadomo, posesja Neverland Ranch ma się dobrze i nic się nie spaliło. Dlaczego więc piosenkarz wybiegł z pracy w takim popłochu? 
- Jeśli nie wiadomo o chodzi to chodzi o kobiety. - stwierdził pewien pan, będący jednym z ochroniarzy budynku, w którym mieści się studio. - Nie wiem nic dokładnie, ale podejrzewam, że stało się coś poważnego. Przynajmniej dla niego. - dodał.
Czy miał tu na myśli Madonnę, z którą Jackson spotykał się przez około dwa miesiące po rozstaniu z młodą dziewczyną z Polski? Otóż, chyba nie do końca. 
W ostatnich dniach wynikła kolejna sensacja związana z Królem Popu i Madonną właśnie. Dzień po tym jak miało miejsce zdarzenie, o którym mówiliśmy wcześniej, Michael Jackson definitywnie zakończył związek z piosenkarką. Powody nie są oficjalnie znane, ale z nieoficjalnych źródeł, których nie możemy podać ze względu na możliwość zakłamania informacji, wiadomo nam, że ma to jakiś związek z jego byłą. Powody ich rozstania też nie są jasne, natomiast złapany gdzieś przejazdem mężczyzna powiedział, że w najbliższym czasie ma w planach krótki, prywatny wyjazd do Polski. Po co? Tego nie wiadomo. 
Należy przyznać, że jego postać jeszcze nigdy nie była tak tajemnicza jak ostatnimi czasy. Pozostaje nam tylko życzyć mu powodzenia w pracy nad kolejną płytą 'Dangerous', która ma ukazać się już niebawem, w ciągu najbliższych miesięcy...


Przeczytałam to z wielkimi oczami jak spodki. Jeszcze raz i jeszcze raz, a potem kolejny. Przerażenie, które momentalnie mnie ogarnęło sprawiło, że nie umiałam wydusić z siebie słowa. Ani jednego. Wyleciał ze studia? Z Janet? Musiała pojechać do niego po tym jak ja już pojechałam na lotnisko... Tak, na pewno tak było. Pewnie nie mogła znieść, że jej brat 'wiedząc' o wszystkim mnie nie zatrzymał. Wyobrażałam sobie jej minę w tamtym momencie. A on? Jego nawet nie próbowałam sobie wyobrażać.
Wrzeszczał na kierowcę? Ale... to co on... Coś ścisnęło mnie za gardło i serce. Nie wiedziałam czy moje przypuszczenia są trafne, ale to wyglądało tak jakby w popłochu jechał, żeby mnie zatrzymać. Poczułam łzy w oczach, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Dobrze wiedziałam, że postąpiłam źle, a to jest najłagodniejsze określenie na to wszystko. Potem, że zerwał z Madonną... Nie wiedziałam jak mam to przyjąć. Najbardziej przeraziła mnie końcówka artykułu. Prywatny wyjazd do Polski.
Nie, to na pewno nie tak. Nie fatygował by się przecież do mnie, tylko po to, żeby mnie objechać. Pewnie ma coś do załatwienia ważnego... może coś z płytą. Pisali, że wydaje za kilka miesięcy. Tak, to na pewno o to chodzi. Raczej tu nie zawita. Mogę być spokojna. Tak własnie się uspokajałam, ale fakt był taki, że nie wiele to pomagało. Gdyby się tu zjawił, chyba dostałabym zawału na miejscu.
Spojrzałam na Iwę, która siedziała cicho przez cały czas i patrzyła na mnie uważnie obserwując moją reakcję.
- No i? - pociągnęła mnie za język, kiedy nic nie mówiłam. Co miałam powiedzieć...
- Co? - zapytałam głucho. Parskneła śmiechem.
- Jedzie do ciebie. Ty wiesz co to będzie?
- Daj spokój! - zerwałam się z krzesła, na którym siedziałam obok niej. - Co ty opowiadasz w ogóle! Po co miałby się tu pojawiać, co?
- Po to, żeby przełożyć cię przez kolano i natrzaskać na gołą dupę! - powiedziała okręcając się w moją stronę i uśmiechając się lekko. Prychnęłam.
- Jasne. Myślisz, że on nie ma nic lepszego do roboty tylko jeździć po świecie za jakąś gówniarą, tylko po to by powiedzieć jej, że jest głupia!
- A jest głupia? - podchwyciła szczerząc się. Fuknęłam pod nosem i cisnęłam w nią poduszką ze swojego łóżka po czym wskoczyłam na nie. Zaśmiała sie wesoło. - Będziesz się teraz ukrywać, znam cię. A jak już tu przyjdzie to wejdziesz nawet do szafy.
- Daj spokój, mówię. Nie przyjdzie tu.
- Zakład? - podeszła do mnie i wyciągnęła rękę. Popatrzyłam na jej dłoń a potem na nią.
- Nie zakładam się z tobą.
- Czemu?
- Bo zawsze wygrywasz! - roześmiała się głośno. Wskoczyła na łózko obok mnie.
- Teraz też bym wygrała. - powiedziała siadając po turecku.
- Nie wygrałabyś. - burknęłam.
- To dlaczego się nie założysz?
- Bo nie zakładam się o takie głupoty! - parsknęła śmiechem.
- Jasne. Po prostu wiesz, że mam rację, że on tu lada dzień wpadnie i zrobi ci gównoburzę, i tylko próbujesz się przekonać, że wcale tak nie będzie, bo 'ma lepsze rzeczy do roboty'. - powiedziała akcentując ostatnie słowa i kreśląc cudzysłowy palcami w powietrzu.
- No bo ma. - mruknęłam cicho nie patrząc na nią.
- Ciekawe co!
- Znajdzie się parę rzeczy.
- Madonna już poszła w odstawkę. To też coś znaczy moim zdaniem. - prychnęłam.
- Znajdzie sobie inną.
- Jasne!-  zarechotała. - Do czego mu inna jak moze wpaść tu i przetrzepać tobie tyłek?
- Nikt nie będzie trzepać mi żadnego tyłka! Przestań!
Nie dała za wygraną. Przekomarzała się ze mną cały czas aż do wieczora. Wkurzała mnie jak mało kto czasami, naprawdę. Ale najgorsze było to, że miała rację. I ja też wiedziałam, że tak właśnie będzie. Żadne słowa nie były w stanie tego zmienić.



Michael


To nie było załamanie. To była wściekłość. Żal i tysiące razy zadawane pytanie dlaczego? Dlaczego tak po prostu uciekła, jak szczur po prostu.  Byłem wściekły, byłem rozgoryczony i już chyba nie wiedziałem sam co robię. To było jak zadra. I nie wiedziałem już co bardziej mnie wkurza, fakt, że nie może tu wrócić czy to, że wyjechała.


Przesiadywałem w studio w sali tanecznej. Od tygodnia chodziłem tam o wczesnych godzinach porannych, a wracałem późno w nocy. Ta cała sytuacja chyba dodała mi jakiejś nieokreślonej siły... Murrey nie musiał mi nic podawać przynajmniej na razie. Byłem tak nabuzowany, że musiałem jakoś spożytkować tą całą energię, która się we mnie kotłowała. To było nie do zniesienia. Cokolwiek robiłem nie potrafiłem przez to jakoś przerobić tych wszystkich emocji, które wciąz mną targały.
Gdybym tylko dostał ją w swoje ręce... Ta myśl też bardzo często nawiedzała moją skołowaną głowę. Nie wiem co bym jej zrobił, ale byłem pewny, że pamiętałaby to na długo. Bardzo długo. Nie usiadłaby na tyłek przez tydzień. Tego byłem pewny. I to bynajmniej nie dlatego, że bym ją sprał, a na to też w pierwszej chwili miałem ochotę. O nie, nie, nie, nie od pasa ani od moich dłoni nie siadałaby na dupie. W zupełnie inny sposób nauczyłbym ją jak postępować. Zapamiętałaby tą lekcję, oj tak...
Pewne obrazy tej 'lekcji' zaczęły nawiedzać mój umysł i już po chwili nie mogłem wytrzymać sam ze swoim mózgiem. Rozłożyłem się jak długi na podłodze i wpatrywałem w sufit nawet go sobie nie rejestrując. Zamknąłem oczy. Pod powiekami zaczęły mi się pokazywać urywki wspomnień, tego co się działo od samego początku. A przede wszystkim jej ciało... Delikatna skóra... Piękne niebieskie oczy, długie ciemne włosy, lekko nabrzmiałe usta, kiedy... Aż zagryzłem wargę. Westchnąłem ciężko. Nie, ja musiałem coś zrobić. Ona musiała tu do mnie wrócić, nie było innej opcji. Inaczej chyba zwariuję, pomyślałem.
Ale co miałem zrobić? Nie miałem żadnej władzy nad urzędasami. Koperta też tu nie pomoże. Westchnąłęm znów całkiem pokonany. Dlaczego do cholery ją odwalili?! To jest chyba naprawdę loteria... Tego przyjmiemy, dziesięciu następnych won. Nawet tutaj nie ma sprawiedliwości.
Podźwignąłem się z tego parkietu i zacząłem tańczyć... a raczej próbowałem. Poddałem się, kiedy poplątały mi się nogi i runąłem jak długi z rozciągniętymi rękami na boki. Zamknąłem oczy i przetarłem twarz dłońmi. Musiałem coś wymyślić. Za długo już siedziałem tylko na dupie nic nie robiąc.
Domyśliłem się też jednej rzeczy. Że prawdopodobnie, nawet gdyby dostała tą legalizację i tak by wyjechała. Nie miałem na to jakichś dowodów ni niczego, ale tak czułem. I wiedziałem, że to prawda. Było mi niedobrze, kiedy myślałem, że zmarnowaliśmy oboje tyle czasu. A jeszcze ostatnio ten anonim...
Kompletnie zbiło mnie to z tropu. Nigdy wcześniej nie dostałem czegoś takiego. Kiedyś pisała do mnie bez przerwy jedna fanka. Odpowiedziałem jej tylko raz. Potem wpierała mi ojcostwo... Napisałem nawet piosenkę pijąc do tego. "Billie Jean". Teraz było to jednak zupełnie coś innego. To nie był list od fana.
To było coś w rodzaju kolażu, litery różnej wielkości powycinane z gazet. Układały się w napis...

ProPOzycJa nIe do OdrZuceniA. Za 3 mIeSIące. DowieSZ siĘ. 

Propozycja nie do odrzucenia? To brzmi jak z jakiegoś thrillera... Za trzy miesiące... A co jest za trzy miesiące? Jakoś nie przypominałem sobie jakiegoś ważnego wielkiego wydarzenia, które miałoby się odbyć w tym czasie. Może powinienem się przestraszyć, ale jakoś nie bardzo mnie to ruszyło. Nikt nie wygrażał mi śmiercią. Nie zauwazyłem też nic podejrzanego wokół siebie. Stwierdziłem, że pewnie ktoś zrobił mi niesmaczny żart. Pokazałem to tylko Janet, nikomu więcej. Chociaż tak naprawdę to sama to znalazła. Sama się przeraziła, i była zszokowana, że tak do tego podchodzę. Ja jednak uważałem, że nie ma się czym martwić na zapas. Miałem ważniejszą sprawę na głowie.
Musiałem wymyślić jakiś sposób na to, by sprowadzić ją tu z powrotem.


- Gdybym ja cię dorwał teraz...! - warknąłem znów po raz setny chyba.
- To co byś jej zrobił? - usłyszałem za sobą, aż podskoczyłem. Odwróciłem się najszybciej jak mogłem biorąc pod uwagę to, że wciąż siedziałem na ziemi.
- Janet... - odetchnąłem.
- Co ty taki strachliwy? - zapytała wchodząc. Stała w drzwiach. - Bo chyba nie wystraszył cię ten list. - machnęła ręką. Wciąż suszyła mi o to głowę.
- Jan, nie zaczynaj znowu.
- Ja nie zaczynam. Dziwię się tylko że to lekceważysz. Groźby..
- Jakie groźby? Tam nie było żadnej groźby.
- "Propozycja nie do odrzucenia." NIE DO ODRZUCENIA, Mike. Kapujesz? - podkreśliła patrząc na mnie. Popatrzyłem na nią przez chwilę, ale potem machnąłem ręką. Prychnęła. - Tak myślałam.
- Mam teraz ważniejsze sprawy. - burknąłem.
- Właśnie. Wymyśliłeś coś? - rozsiadła się na podłodze pod ścianą.
- Nie.
- Tak myślałam. - powtórzyła.
- To może coś mi podpowiesz?
- Słuchaj, przecież znasz panujące u nas realia. Czy ja naprawdę wszystko muszę robić za ciebie?
- O jeju, narobiłaś się naprawdę. - prychnąłem.
- Nie pyskuj! - spojrzałem na nią większymi oczami.
- To ja jestem starszy.
- Może w papierach, ale rozumek masz pięciolatka. - dokuczała mi cały czas odkąd Dona wyjechała.
- W takim razie skoro jestes taka uczona, to powiedz. Pewnie już coś wymyśliłaś.
- Nie, nic nie wymyśliłam. Nie zrobię tego za ciebie. Mówię ci tylko, żebyś się dobrze zastanowił. Jest sposób, żeby mogła tu wrócić, na pewno. Trzeba tylko otworzyć oczy.
- To je otwórz. - wkurzała mnie już.
- To twoja panna.
- Dobra... - warknąłem.
W końcu nic mi z tego myślenia nie przyszło, a jedynie jeszcze bardziej się wściekłem. Wyszedłem stamtąd jakies pół godziny po Janet. Wsiadłem do auta i kazałem się zawieźć do domu. Kiedy już tam byłem przebrałem się w coś luźnego i wyszedłem do ogrodu, nad malutki stawek. Tam usiadłem sobie na ziemi a już po chwili wokół mnie zeszły się chyba wszystkie koty, które tu ze mną mieszkały. Był nawet jakiś jeden, którego wcześniej tu nie widziałem. Wziąłem kociaka na ręce i przyjrzałem mu się.


- A ty tu skąd się wziąłeś? Nie znam cię, kolego. - mruknąłem do niego na co spojrzał na mnie bystrymi oczami. - Zwierzęta mają dobrze. Nie muszą się martwić kiedy narobią sobie bigosu... - westchnąłem. Kot zamruczał, kiedy podrapałem go za uchem, ale spojrzał na mnie jak na idiotę. - Pewnie rozumiesz co mówię. Inteligencja u człowieka czasami dosłownie zaćmiewa mu mózg... A to wszystko dlatego, że tak bardzo ją kocham... - znów to spojrzenie. Czasami miałem wrażenie, że oszalałem. Gadam do zwierząt. Ale tak naprawdę tylko one mnie rozumieją. I dzieci. Ale z dzieciakami nie będę rozmawiał o czymś takim.
To kocie spojrzenie powiedziało mi coś w stylu... Kochasz, ale siedzisz na dupie. Czyli to co wszyscy mi mówią. Ale to jest prawda. Patrzyłem na te kociaki i wszystko wokoło myśląc... Może świeże powietrze, zapach kwiatów i w ogóle natura w czymś mi pomogą... Koty ocierały się o mnie, łasiły się mrucząc. Bezwiednie gładziłem je lub wystawiałem rękę i same się pod nia pchały. I nagle dostałem olśnienia...
Byłem zszokowany tym co przyszło mi do głowy, ale w tej sytuacji było to jedyne rozwiązanie. Inaczej będę musiał czekać cały rok, aż znów się pojawi... A w tej sytuacji, która teraz panuje... Nie mogłem popuścić, bo wtedy już nie będzie żadnej, nawet najmniejszej nadziei.
Poderwałem się z miejsca i pobiegłem do domu. Musiałem się spakowac. Kupić bilet. I tak miałem zamiar polecieć tam, dorwać ją i objechać aż miło. Ale teraz miałem w zanadrzu coś jeszcze. Pomysł był szalony, ale... Sam byłem oszalały z miłości więc wcale się nad tym nie zastanawiałem. Pozostało tylko spotkać się jeszcze z prawnikiem... i wszystko będzie jasne.
Tylko czy ona się zgodzi? Odpowiedź nadeszła sama, jeszcze zanim dobrze uformowałem pytanie w swojej głowie. Oczywiście, że nie. Uśmiechnąłem się pod nosem. W takim razie ją przekonam. Miałem wrażenie, że to przepustka do tego, by ją odzyskać. I miałem zamiar zrobić wszystko, włącznie z wyjściem z siebie, by mi się udało.

2 komentarze:

  1. Hej!
    Ja naprawdę nie wiem co sądzić o zachowaniu Dony. Czy dobrze zrobiła? Nie wiem, bo coś czuję, że ona tak szybko o nim nie zapomni. Nie da się tego zrobić od tak. Po miesiącu, dwóch może przejdzie. MOŻE ale nie musi. To jej kopara opadła gdy przeczytała ten artykuł. Niech się nie zdziwi jak Michael będzie śpiewał serenady pod oknem. Chociaż kto wie. Ciekawie by to wyglądało xD Ale ogólnie to on chyba ma zamiar do niej wpaść i to w porządny sposób.
    Zwierzęta potrafią dać czasami większego powera niż ludzie. Wszyscy mu ciągle powtarzali, żeby coś z tym zrobił czy coś, a ten po części nic. Takich kotów to by się czasami więcej przydało. Sądząc po zakończeniu chyba szykuje się chyba coś grubego. Jeżeli to jest to o czym ja myślę to będzie super. No chyba, że Dona ma nie zgodzić się na co innego. Więc nie wiem.
    Rozdział ci wyszedł genialny, zresztą jak zwykle. A ja się chyba zaczynam powtarzać. No nic nie pozostaje mi nic innego jak czekać na więcej, bo serio jestem ciekawa co on wykombinował i czy moje przypuszczenia są słuszne.
    Weny ci życzę i pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jakiś czas wcześniej mówiłam, że to co wymyślił moim zdaniem jest troche walnięte, ale bez tego nic nie będzie. xp xD Powiem tak, grubo to na pewno będzie już niedługo. :)

      Usuń

Komentarz motywuje! :)