Michael Jackson

Michael Jackson

poniedziałek, 9 maja 2016

9.

Dzień doberek. :D Kolejna notka tak jak zapowiadałam, następna w czwartek. Jak zwykle. Zapraszam do czytania i komentowania, strasznie mnie to motywuje. :D
Pozdrowienia. :)


Donata


Kiedy już poszedł, wiedziałam, że znowu będę mieć ciężką noc. Próbowałam odgadnąć, dlaczego miał na mnie taki wpływ. Sama jego obecność... Nie musiałby nic robić, mógłby tylko siedzieć obok, po prostu. Nawet jego imię, kiedy wypowiadałam je w myślach. To jest coś nie do opisania. Zaczynałam się tego bać, poważnie. Ten mężczyzna był sporo ode mnie starszy, do tego był gwiazdą. Największą. Chyba każdy na Ziemi przynajmniej o nim słyszał. Nie każdy go podziwiał, ale cały glob ziemski z całą pewnością wiedział doskonale, kim jest Michael Jackson.
No właśnie. I co taka smarkula jak ja mogła by mu dać? I najważniejsze, w ogóle by na mnie nie spojrzał pod takim kontem. W ogóle o czym ja myślę... Nie miałam najmniejszego zamiaru pchać się do niego. Relacja miała pozostać czysto biznesowa. Tak będzie najbezpieczniej.
Trochę mnie to wszystko bolało. Zdałam sobie sprawę, że pragnę ciepła, takiego rodzaju ciepła, które może mi dać tylko mężczyzna. Pragnęłam poczucia, że komuś na mnie zależy. Chciałam mieć kogoś, kto bez słowa przyciągnie mnie do siebie i zamknie szczelnie w swoich ramionach. I ze zrezygnowaniem uświadomiłam sobie, że najlepiej bym się czuła, gdyby tym mężczyzną był właśnie ON. A to właśnie było niemożliwe. W co ja się władowałam...
To tylko fascynacja nieznajomym człowiekiem, który dodatkowo jest bogaty i sławny, tak to sobie tłumaczyłam i za pewne miałam rację. Pozostało tylko czekać, aż moje hormony się uspokoją. Powinnam przynajmniej na jakiś czas dać sobie spokój z facetami. Darek złamał mnie do tego stopnia, że chyba już na ślepo zaczynam szukać kogoś, kto by mnie kochał i nie krzywdził. Do tego stopnia, że zaczynam zwracać uwagę nawet na dużo starszego mężczyznę. Przejdzie mi, na pewno.
Nie miałam co ze sobą zrobić. To było najgorsze, siedzenie na tyłku w pokoju z głową pełną jakiegoś faceta i nie móc nic zrobić. Ani ze sobą ani z własnymi myślami. Pomyślałam, żeby zadzwonić do mamy, ale zrezygnowałam. Ona na pewno zaczęła by mnie jeszcze dopingować. Po tej całej akcji zaakceptowałaby chyba każdego. Nie zależnie od wieku, stanu cywilnego i wszystkiego innego. Pewnie się boi, że zamknę się na wszystkich facetów. Chyba nawet już to zrobiłam...
Napisałam więc do Iwy z nadzieją, że ma teraz czas i będzie chciała ze mną rozmawiać. Wciąż była na mnie obrażona za to, że wyjechałam.

Hej Iwka. Masz teraz czas? :)

Tak brzmiała zawartość pierwszego smsa. Byłam pewna, że z zasady obrażona nie będzie odpisywać co najmniej przez piętnaście minut, ale o dziwo odpowiedziała mi od razu.

A co się stało?

Uśmiechnęłam się do telefonu.

Chciałam po prostu pogadać... 

Czekałam na odpowiedź, ale nic nie nadchodziło. Zrobiłam krzywą minę. Pewnie teraz będzie siedzieć cicho. Pewnie sobie pomyślała coś w stylu 'zabrać dupsko i pojechać to tak, a teraz z problemem do koleżanki'... Ale po chwili pokazało się połączenie od niej. Lekko zaskoczona odebrałam.
- Hej... - bąknełam.
- No mów co się dzieje. Musiałam wyjść z domu, mamy gości akurat i nie chciałam gadać przy nich. Co jest? - rozgadana jak zwykle. Uśmiechnęłam się.
- Myślałam, że teraz będziesz milczeć, bo sobie pojechałam.
- To też, ale zawsze kiedy tak piszesz wiem, że coś się dzieje, więc uznałam, że poobrażam się trochę później. - roześmiałam się głośno na jej słowa. - No więc?
- No więc... - westchnęłam.
- Widzę, że to chyba coś poważnego. Co jest, Dona? Wciąż cię trzyma ta sprawa z Darkiem?
- Nie... To nie o Darka chodzi. Już nie. - mruknęłam przełykając ślinę.
- Więc...?
- To jest tak cholernie skomplikowane... Iwa, ja nie wiem... Poznałam faceta. - wydukałam w końcu.
- No to chyba dobrze, nie? Tam są zupełnie inni ludzie, na pewno źle na tym nie wyjdziesz.
- Iwa... - zaśmiałam się pod nosem. - On ma czterdzieści lat. - cisza.
- Ile??? - w jej głosie było słychać lekkie zaskoczenie.
- Czterdzieści. - bąknęłam. - Wiem, że to dużo, ale wcale nie zamierzam się w nic pakować. Z resztą on na mnie nawet by nie spojrzał...
- Co ty gadasz?! Jak to by nie spojrzał? Pewnie, że by spojrzał, jesteś zgrabna jak mało która, proporcje też idealne, wiesz ile dziewcząt ma z tym kłopot? A ty jesteś idealna!
- To nie o to chodzi. - burknęłam.
- A o co? - westchnęłam.
- On... jest po rozwodzie tak w ogóle... Ale... naprawdę, chyba oszalałam...
- Zafascynował cię. Słyszę, nie możesz się aż dokładnie wysłowić.
- Nie chcę, żeby tak było!
- No wydaje mi się, że już chyba trochę za późno.
- To znaczy? - zapytałam z lekkim strachem.
- No jak? Jeszcze się pytasz? Z Darkiem na początku też tak było, doskonale to pamiętam. Ten facet, na którego teraz trafiłaś kompletnie zawrócił ci w głowie. Słychać to w twoim głosie, pewnie nawet ręce ci drżą. - spojrzałam na swoje dłonie i... miała skubana rację.
- No trochę. - mruknęłam cicho. - Ale przecież... - westchnęłam.
- Słuchaj. Zastanów się przez kilka chwil i odpowiedz mi na pytanie, ok?
- Ok.
- Podoba ci się? - pytanie...
- Podoba. - odburknęłam.
- Co ci się w nim podoba? Jak wygląda? Jakie cechy go wyróżniają na pierwszy rzut oka? Co cię w nim urzekło?
- Zadajesz dużo pytań...
- Odpowiadaj. Jak będzie trzeba to powtórzę. - uśmiechnęłam się.
- No więc...  - zaczęłam. - Co mi się w nim podoba... Chyba wszystko. Jest zupełnie inny niż cała reszta tych byków, z którymi miałam do czynienia. Taki... widać po prostu po nim, że jest dojrzały... Czasami nawet w takim wieku jak on, niektórzy są wciąż dzieciakami. Jest w nim coś z dziecka, ale... to coś uroczego, nie przeszkadzającego wcale... Ma w sobie... coś. Po prostu. Nie wiem co to, ale sprawia, że nie potrafię o nim nie myśleć. - wydukałam na koniec. - Nie podoba mi się to.
- Dlaczego?
- Jest starszy? Wyobrażasz sobie mojego ojca gdyby wiedział? - zaśmiała się.
- Dobra, pomińmy twojego ojca. Pytanie numer dwa: Jak wygląda?
- Jest przystojny. - uśmiechnęłam się. - Wysoki, ciemna karnacja, ale nie za bardzo. Szczupły, taki w sam raz. Na pewno nie ma nic wspólnego z Pudzianem. - Iwa parsknęła śmiechem. - Ma... piękne loki. Czarne do ramion. I co najważniejsze... - aż westchnęłam przymykając powieki. - Brązowe oczy.
- Ooo! To coś czego zawsze szukałaś u facetów, a nigdy tego nie znalazłaś. - zauważyła.
Tak, uwielbiałam brązowe oczy u facetów. Taki był po prostu w moich oczach najprzystojniejszy.
- No... - zaśmiałam się.
- A co cię tak w nim urzeka, kiedy go widzisz? - zastanowiłam się... Co mnie w nim urzeka?
- Uśmiech... - mruknęłam.
- Tylko sam w sobie? - powiedziała doszukując się podtekstu. Wiedziałam, że szeroko się uśmiecha.
- Ma bardzo piękny uśmiech. - mruknęłam próbując ominąć temat.
- Oczywiście. - parsknęła śmiechem. - Przyznaj się, że kręcą cię jego usta. - poczułam jak się czerwienię.
- Dlaczego od razu zakładasz...
- Bo cię znam. Zawsze zwracasz na nie uwagę.
- No dobrze. - westchnęłam rezygnując z zaprzeczania na siłę. - Więc usta. Tak, masz rację. Przyciągają moją uwagę. Nie wiem czemu, ale... kiedy mówi, szczególnie robią się interesujące. Nie męcz mnie już! - roześmiała się głośno.
- No proszę. Ledwo wyjechała do nowego świata, już jakiegoś przystojniaka wyrwała.
- Nikogo nie wyrywałam. Prawie nic o nim nie wiem... - z wyjątkiem tych kilku skromnych rzeczy, że jest Królem Popu i najsławniejszym człowiekiem świata muzycznego, pomyślałam... Ale to się wytnie.
- Tylko się w nim nie zakochaj, Dona, błagam cię. - powiedziała nagle. Zaskoczyła mnie tym.
- Ale kto mówi...
- Ja cię znam. Ten facet rozkocha cię w sobie, nawet nie będzie o tym wiedział. A ty znowu będziesz cierpieć. - uśmiechnęłam się.
- Nie mam zamiaru do niego podbijać, nie martw się.
- Ohoho, o Darku też tak mówiłaś.
- Darek to co innego. Ten... to zupełnie co innego, nie ma o czym mówić. Możesz być spokojna.
- Żeby nie było tak, że w następnym telefonie mi powiesz, że już cię zaliczył.
- Daj spokój! - aż dostałam gęsiej skórki, kiedy to sobie wyobraziłam. Przyjemne dreszcze... - Nic nie będzie, mówię poważnie.
- Dobrze, dobrze. - westchnęła. - A nie wybierasz się kiedyś do domu?
- Dostałam tu pracę, nie planuję na razie wracać... Rozumiesz przecież...
- Nie rozumiem! Nie rozumiem po co wyjechałaś do Ameryki.
- Po to, żeby odciąć się od tego wszystkiego... Potrzebowałam jakiegoś nowego miejsca...
- I musiałaś lecieć aż na druga półkulę?
- Tak. Musiałam. Udało mi się tu zdobyć robotę, więc będzie dobrze.
- Jaką, u kogo? - dopytała.
- No... u niego właśnie. - cisza.
- U tego faceta, o którym rozmawiałyśmy???
- Tak.
- Ja pierdolę, Dona... Ty już jesteś na straconej pozycji.
- Daj spokój, mówię. On jest miły, to wszystko. Sam też nie będzie niczego próbował.
- Ta, jasne. - burknęła.
Dalsza część rozmowy dotyczyła tego, co się dzieje w Polsce. Jakoś nie bardzo chciało mi się tego słuchać. Tutaj byłam wolna od tych wszystkich problemów związanych z tym krajem. Tutaj był całkiem inny świat. Dlatego chciałam tu zostać.


Michael

- Mike...? Co ci jest?
Spojrzałem na siostrę, która jak zwykle koczowała u mnie, by namówić mnie na jakiś kolejny bezsensowny wypad. Janet była chyba naprawdę nieustraszona w tym swoim dążeniu do tego, bym zaczął znów zachowywać się jak kiedyś. Starałem się... Ale miałem wrażenie, że udaję, a to było gorsze od wszystkiego.
- Nic mi nie jest. - uśmiechnąłem się. - A ja jak zwykle nie wiem, że tu jesteś.
- Gdybym za każdym razem się zapowiadała, nigdy bym tu nie dotarła. Czasami mam wrażenie, że robisz mi na złość, braciszku i twoi goryle celowo mnie nie wpuszczają. - stwierdziła siadając obok i przyglądając mi się z lekko uniesionymi brewkami.
- Co ty... - zaśmiałem się cicho. - Wydaje ci się.
- Widzę, że znowu coś cię wzięło... Martwię się. Co raz częściej zaczynam myśleć, że... - urwała patrząc na mnie z niepokojem.
- Że? - pociągnąłem ją za język ciekaw, co znowu wymyśliła.
- Że naprawdę się nie pozbierasz. Że La Toya ma rację i próżny mój cały wysiłek, by wyciągać cię z domu, bo ty gdy wracasz potem do domu i tak robisz to samo, czyli zamykasz się z powrotem w tej swojej kanciapie i siedzisz do nocy.
- Robię to co kocham... Przed procesem robiłem to samo.
- Ale przed procesem wyglądałeś jak człowiek, a nie tylko jego cień. Pełno było w tobie radości, promieniałeś, a teraz? Patrzysz czasami w lustro? To co kiedyś wywoływało twój uśmiech, teraz kompletnie cię nie rusza. - wstała i zaczęła kręcić się w miejscu lekko sfrustrowana.
- A dziwisz się? - mruknąłem.
- Nie, wcale się nie dziwię. Nie mam już tylko pomysłu, żeby to zmienić.
- Więc nie trudź się dłużej. - chciałem wstać, ale popchnęła mnie z powrotem na kanapę, na której oboje siedzieliśmy.
- Posłuchaj. Może La Toya ma do tego kiepskie podejście, ale zawsze taka była. Byle ręce i nogi miały spokój, a reszta sama sobie jakoś poradzi. Ale TY sobie SAM nie poradzisz, Mike.
- Nic mi nie jest, Janet... - chciałem ją uspokoić, ale znów zamknęła mi buzię.
- Dziesięć lat ciągłych oskarżeń, rewizji, pomówień i tułania się po sądach, od jednej instancji do drugiej to nie jest taka bułka z masłem. Może chcesz sprawiać wrażenie, że spłynęło to po tobie jak po kaczce, ale tylko uwydatniasz tym to, co naprawdę się z tobą dzieje. - usiadła z powrotem. - Na nas też to miało wielki wpływ, jesteśmy twoją rodziną. Powinieneś zrobić coś ze sobą.
- Co? - popatrzyłem jej w oczy.
- Z Lisą ci nie wyszło. Spróbuj jeszcze raz z jakąś kobietą. Potrzebujesz kogoś, kto będzie przy tobie bez względu na wszystko. Sam się nie podniesiesz.
Odwróciłem od niej swój wzrok.
- Nie ma takiej opcji. - mruknąłem.
- Dlaczego? - jęknęła.
- Bo... - urwałem.
- Bo? - pociągnęła mnie delikatnie za jeżyk. Spojrzałem na nią.
- Bo dwadzieścia lat różnicy to zbyt wiele. - powiedziałem w końcu, wstałem i zostawiłem ją samą w tym salonie, na tej kanapie.
Doskonale wiedziałem z kim chciałbym spróbować, gdybym miał próbować. Z tylko jedną kobietą bym chciał, mógł... Nie było jednak mowy o czymkolwiek. Ona była młoda, piękna, miała przed sobą całe życie. A ja? Stary rower, mający cztery dychy na karku, w dodatku nie mogący ogarnąć sam siebie. Ona może mieć każdego w swoim wieku. Z kim ja mógłbym konkurować? Powinna szukać takiego faceta, który nie zmarnuje jej najlepszych lat życia zbliżając się już wielkimi krokami do okresu nazywanego 'kryzysem wieku średniego'. Co ja bym jej dał? Chyba tylko te pieniądze, które leżą na kontach bankowych. Nic więcej nie mógłbym jej zaoferować. A każdy inny? Mógłby dać jej wszystko. Wszystko, czego ja nie będę w stanie dać jej nigdy.

2 komentarze:

  1. A dzień dobry ;p
    Ile razy mam powtarzać, żeby się skubaniec wiekiem nie martwił, bo nie takie związki świat widział??? Niech z nią pogada czy coś... No cokolwiek... Ach... Gdyby wiedział, że ona czuje to samo. Janet mogłaby się w swatkę zabawić czy coś w tym stylu. Bo chyba widzi, że ich do siebie ciągnie chociaż Donata tego nie okazuje. Każdy wie jakie są kobiety... Boże o czym ja bredze...
    Mniejsza o to pani Donata też się zakochała. Nonono ciekawie się tu robi. No naprawde ciekawie. Notka wyszła super. Czekam z wytęsknieniem na następną.
    Życzę duuużo weny!
    Pozdrowionka
    Wecia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!<333
    Kurde, ale między nimi jest chemii ;3
    Doncia sama nie wie już co ma ze sobą z swoimi uczuciami zrobić. No niestety z sercem się tak łatwo nie wygra, jest to coś ponad rozum :D
    Michaś jak już z takim tekstem do Janet polecial to też widać, że męczy go to wszystko, a dokładniej wiek. Chociaż ja zawsze zdania bylam że wiek i kilometry to są liczby tylko. Tylko liczby. Wiek nie ma nic do sprawy, jeśli w grę wchodzą szczere uczucia.
    Już nie mogę sie doczekać, aż zacznie u niego pracować i akcja się rozkręci! <3333
    Pozdrawiam,
    Dużo weny i czekam z niecierpliwością na nn :D

    OdpowiedzUsuń

Komentarz motywuje! :)