Michael Jackson

Michael Jackson

środa, 3 sierpnia 2016

37.

Witam serdecznie. :D Oto kolejny odcinek, następny będzie w sobotę. :) Zapraszam do czytania. I komentowania oczywiście. :)



Donata

Rozłąka, choć tak krótka, dawała mi się we znaki. A myślałam, że jakoś to zniosę, moze nawet nie zauważę, że go nie ma. Nie było nawet takiej opcji. Pierwszej nocy w moim pokoju, leżąc sama w łózku podświadomie chyba go w nim szukałam. Nie mogłam spać. Przyzwyczaiłam się, że był zawsze blisko, że czułam wokół siebie jego zapach. Zamykał mnie w swoich ramionach co też bardzo lubiłam.
Nie mogąc zasnąć wstałam i poszłam do kuchni. Zeszłam na dół po schodach i od razu skierowałam się do lodówki. Jak zawsze był tam mój ulubiony sok pomarańczowy. Nigdy nie kupowałam z innej firmy, chociaż to niby żadna różnica, ale dla mnie była w jakiś sposób kolosalna. Każdy ma jakieś swoje udziwnienia. Tata potrafi się zapomnieć i ni z tego ni z owego zacząc gadać do nas po angielsku, dobrze, że mama też nim włada. Ona sama lubi czasem z chochelką obejść za czymś innym cały dom i chociaż jej ona przeszkadza w poszukiwaniu to jej w kuchni nie zostawi. Ja kupuję zawsze jeden i ten sam sok, a Mike w swoim prywatnym zoo biega jak głupi za małpami. Cóż. LUDZIE.
Siedziałam w tej kuchni nad tym sokiem jakiś czas, a pewne obrazy same nasuwały mi sie przed oczy. Zwłaszcza z nocy. Przetarłam twarz dłońmi uśmiechając się lekko zawstydzona, że rozpamiętuję takie rzeczy. Ale to chyba normalne. Przynajmniej tak mi się wydawało. To nic dziwnego, kiedy nie ma obok najbliższej osoby przywoływać w pamięci tych wszystkich momentów, kiedy była tak blisko jak to tylko możliwe.
Była pierwsza w nocy. Miałam też taki zwyczaj noszenia ze sobą dosłownie wszędzie swojego telefonu, więc zabrałam go też teraz do kuchni. I chyba dobrze, bo nagle zawibrował wściekle na stole. Spojrzałam na ekran i od razu się uśmiechnęłam.
- No hej. - mruknęłam odbierając.
- No cześć. - usłyszałam w odpowiedzi a potem rozległo się potężne ziewnięcie.
Iwa musiała znów koczować po nocy żeby do mnie zadzwonić. Roześmiałam się głośno.
- No proszę, jaka wesolutka. - wyczułam w jej głosie uśmiech. Szczerzyłam się sama jak głupia. Wiedziałam, że będzie gotowa przylecieć tu nawet zaraz jak się dowie, że jestem na miejscu.
- No, może troche.
- A ten twój pan i władca? Co u niego? - jak zwykle podteksty...
- Mój pan i władca jest aktualnie w Moskwie o ile już doleciał. - wyjaśniłam.
- Jak to doleciał? Przecież jesteś z nim.
- Ja zostałam w Polsce. Jestem w domu u rodziców. - cisza.
- NO TO DLACZEGO OD RAZU NIC NIE MÓWISZ?! - tak jak się spodziewałąm.
- Spokojnie. - zaśmiałam się. - Tylko nie wparuj tu zaraz, jest pierwsza w nocy. - zawarczała do telefonu.
- Kiedy się zjawiłaś? Za pewne jeszcze w dzień! Dlaczego nie zadzwoniłaś?!
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. - mruknęłam wciąż śmiejąc się pod nosem.
- Wiesz co?! - burknęła znów, ale po chwili się zaśmiała. - Pewnie nie możesz sobie teraz znaleźc miejsca.
- Żebyś wiedziała. - westchnęłam. - Nie myślałam, że aż tak będę odczuwać jego brak.
- A co, myślałaś, że to tak spłynie sobie? - zarechotała znów.
- No mniej więcej. - parsknęłam śmiechem. - Gdyby to miało trwać dłużej... Gdyby mnie nie zabrał w tą trasę to nie wiem co bym zrobiła. Chyba bym uschnęła. Tak jak siedziałam. - Iwa znów zaczeła się śmiać.
- To jak zobaczymy się jutro? - w jej głosie wyczułam przemożną potrzebę własnie tego.
- No jasne. Myślisz, że byłam bym w stanie cię ominąć, kiedy tu jestem?
- No ja nie wiem! Skoro nawet nie zadzwoniłaś...
- No przepraszam, no. - potrafiła zrzędzić, ale wiedziałam, że żartuje.
- A ten twój król odwiedzi cię tam zanim znowu wskoczy na scenę?
- Chyba raczej nie. - odpowiedziałam uśmiechając się na samą myśl o tym.
- Dlaczego?
- Chyba boi się spotkania z moim ojcem twarzą w twarz. - zaczęła śmiac się w głos, mimo że była późna godzina w nocy. - No i z czego się śmiejesz?
- Z was obojga. - zachichotała. - Powinien raczej w tyłku mieć co powie twój tata. To o twój tyłek chodzi a nie o jego. - teraz to ja się zaśmiałam.
- Czy ty myślisz, że my nic innego nie robimy, tylko się seksimy?
- A nie?? - znów się zaśmiałam. Była niemożliwa. Siedziałam już prawie z głową opartą na stolę, potrafiła mnie momentalnie rozbroić.
- Nie, Iwa, nie.
- No to co wy tam robicie?! Ile bym razy nie zadzwoniła, to wciąz byłaś zajęta, to co mogłam sobie pomyślec?
- Mogłaś pomyśleć, że po prostu pracuję. Przecież wiesz...
- Tak wiem, masz rację. Pracujesz u niego. Albo raczej na nim. - stwierdziła głosem nabrzmiałym uciechą.
- IWA! Zboku...! - nie wiedziałam już nawet co powiedzieć, a ta śmiała się w najlepsze.
- No przyznaj się.
- No dobra. I co z tego?
- Tylko w ciążę nie zajdź. - zamrugałam.
- No tutaj to bym akurat... - zaczęłam.
- JESTEŚ W CIĄŻY?! - znów zakwiczała jeszcze zanim cokolwiek powiedziałam. Parsknęłam śmiechem.
- Nie, nie jestem. Jeszcze.
- Jeszcze?
- No... - zaczęłam znów. - Mike pragnie mieć dziecko bardziej niż cokolwiek w życiu, więc... I tak przecież się kochamy i jesteśmy razem. Więc się zgodziłam.
- Po kilku miesiącach?!
- No i co z tego?
- No ja nie wiem. A twoi rodzice wiedzą, że się zaczęliście starać?
- Nie, jeszcze im nie powiedziałam. Ale powiem. Mama pewnie będzie się cieszyć, ale tata pewnie znowu będzie panikował.
- Nie no, na wnuka będzie panikował? Raczej myślę, że też będzie się cieszył.
- Normalnie pewnie by się cieszył, ale że jakoś to MIKE to mam wrażenie, że będzie... no. Wiesz co.
- No domyślam się. - zarechotała znów, sama też się uśmiechnęłam. - Ale może jednak nie będzie tak źle. W końcu nie masz piętnastu lat, facet ma kase i też jest dorosły. Czego chcieć więcej?
- No niczego właśnie. Ale powiedz to mojemu tacie. - zaśmiałyśmy się znów obie równocześnie.Po chwili westchnęłam. - Jedyne czego teraz pragnę, o czym marzę wręcz, to to, żeby ta zasrana trasa już się skończyła.
- Pewnie jesteś już zmęczona tym ciągłym przemieszczaniem się.
- To też, ale w gruncie rzeczy chodzi o coś zupełnie innego. Ja mam bardzo dobry wzrok i widzę, że Mike nie czuję się ostatnio... najlepiej. Nie jest w szczytowej formie, że tak powiem.
- Ale że co?
- Jego lekarz twierdzi, że nic się nie dzieje. Ilekroć Mike zasłabnie i mówi, że boli go w piersi to ten idiota wstrzyknie mu tylko to albo tamto i mówi, że wszystko jest w porządku, że nie ma się czym niepokoić. A miesięcznie sobie kasuje nie wiadomo ile. - westchnęłam znów. - Jak już odbębni ten koncert tutaj to w końcu odpocznie. Obiecał, że nie będzie się podejmował niczego nowego dopóki nie poczuje, że naprawdę jest w stanie. Nie potrzebnie dołączył sobie ten koncert tutaj.
- No jego decyzja. Jeśli chciał...
- Chciał. Zrobił to ze względu na mnie, żebym mogła pobyć z rodzicami. Mam wrażenie, że to próba urobienia do końca mojego ojca. - znów zaśmiałyśmy się obie w tym samym momencie.
- Kocha cię, co zrobisz. - powiedziała wesoło.
- No właśnie nic. A słyszałam, że ta kurwa pracuje w markecie tu nie daleko. - po słowie 'kurwa' od razu było wiadomo o kogo chodzi. Mimo, że Darek mnie nie obchodził to tej pindy nie mogłam zdzierżyć. Roześmiała się znów.
- Tak, tak. Podjęła się pracy na kasie. Czasami rozkłada towar, albo coś tam na magazynie. Dama ubrudziła sobie rączki, hahaha!
- Rodzice już jej nie utrzymują?
- To nie rodzice ją utrzymywali tylko jej fagas. Jak się dowiedział, że bzykała się z twoim od razu kopnął ją w dupę. - parsknęłam śmiechem. - Jak wyjechałaś, próbowała obrobić znowu Darka na swoją stronę, pracuje przecież, ale się nie dał. Kazał jej spierdalać. Biedna. Dlatego ci mówiłam, żebyś uważała na tego swojego Jacksona. - uśmiechnęłam się.
- Spokojnie, nic się nie stanie. Mówię ci, że on tu nawet nie zawita.
- No, żebyś się nie zdziwiła.
- No może się zdziwię. Ale ona go nawet nie dotknie. Już moja w tym głowa w razie czego. Zresztą Mike wie czym grozi oglądanie się za innymi babami.
- Tak? - znów się śmiała.
- Tak. W takim wypadku zostanie etatowym eunuchem. - powiedziałam żołnierskim tonem, na co ona aż zawyła ze śmiechu.
- Co?
- To aż nie do pomyślenia takie teksty w związku z nim.
- To tylko człowiek, Iwa, kimkolwiek by nie był.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez jakiś czas po czym rozłączyłyśmy się w końcu i obie poszłyśmy spać. Choć u mnie to pojęcie względne. Poszłam do swojego pokoju, wslizgnęłam się do łóżka, ale tak samo jak przedtem nie mogłam zasnąć. Wciąż mi go brakowało. Z westchnieniem pomyślałam, że może rzeczywiście jednak tu zajrzy. Może tęsknota i jemu da się we znaki?


Michael








Jak mocno można pragnąć bliskości pewnej osoby, tej szczególnej, która chce być przy tobie, nawet jeśli ty sam tego nie chcesz? Jeśli wrzeszczysz, by odeszła, ale tak naprawdę błagasz ją by została. Najgorsze są skrajności. Serce i mózg, uczucia i rozsądek, tych dwóch nigdy nie da się ze sobą połączyć. Nigdy nie będą w stanie stać się nie rozerwalną całością, by móc współpracować ze sobą i wspierać się nawzajem.
A niemożliwe jest to dla tego, że miłość nie jest czymś co umysł może tak łatwo pojąć na swoich żelaznych zasadach. To nie łamigłówka, na rozwiązanie której potrzeba, w zależności od tego kto do niej podchodzi, kilku lub kilkunastu minut. To nie utarte równanie matematyczne, w którym wystarczy tylko podstawić odpowiednio niewiadome i dalej wszystko samo się robi. Jak matematyka jest królową nauk, tak miłość jest królowa wszystkiego co ludzkie. Uczy dawać, nie tylko brać, uczy czerpania przyjemności z podarowywania komuś innemu choćby jakiegoś pozornie nic nie znaczącego drobiazgu. Włada wszystkim emocjom, od strachu, przez ból po nienawiść.
Mówi się, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok. Że to dwie różne rzeczy, jak życie i śmierć. Dzień i noc... Ale to nieprawda. Miłość się początkiem, z którego wszystko się wywodzi, każde następne uczucie, biorą one w niej swój początek. Miłośc popycha do troski, do odwagi, do strachu, do chęci cierpienia za tego drugiego, do współczucia i empatii, a w skrajnych przypadkach także do nienawiści. To z miłości bierze się nienawiść. Jest jej córką, pochodną i płytkim produktem wydarzeń.
Bo tak naprawdę jeśli wywodzi się ona z miłości do drugiej osoby to tak naprawdę tą nienawiścią nie jest. Można naprawdę nienawidzić, owszem. Za wyrządzone krzywdy, np w rodzinie. Można nienawidzić za wyrządzone zło. Ale nigdy nie można znienawidzić osoby, która kochamy ponad życie. To się nigdy nie uda. A uczucie, które nazywamy tą nienawiścią jest niczym innym jak miłością samą w sobie, jeszcze zwielokrotnioną, w najczystszej postaci, bo gdy cierpimy przez kogoś kogo tak bardzo kochamy, ta miłość w nas żyjąca własnie wtedy daje nam swój prawdziwy obraz. Jeśli cierpimy, znaczy, że prawdziwie kochamy. Jeśli myślimy, że nienawidzimy, to znaczy, że prawdziwie kochamy. Jeśli nie czujemy nic prócz tak zwanego focha... Nigdy nie było w nas miłości.
Miłość popycha też do tęsknoty. To uczucie jak pasożyt, który wyjada człowieka od środka. Każe mu rozmyślać, przywoływać w głowie piękne chwile i człowiek ma szczęście, jeśli wie, że za moment, już za chwilę ta osoba znów będzie blisko nas. Natomiast jeśli nie... Pozostaje mu tylko pielęgnowanie tego uczucia, próba obłaskawienia go by nie zostać przez nie zniszczonym. To się tylko tak mówi, potęsknisz i przestaniesz. Rodzajów tęsknot jest wiele. Ale tylko jeden jest w stanie zabić w człowieku serce. Ja byłem tym szczęsliwcem, który wiedział, że już niedługo znów zobaczy swoją ukochaną.
Właśnie... Koncert w Moskwie przebiegał bez przeszkód aż do momentu kiedy nie wiadomo jak i skąd na scenę wpadła jakaś zwariowana fanka. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Nie rzuciła się na mnie z krzykiem, nie płakała, nie padała na kolana. Była nawet ładna... Długie ciemne lokowane włosy, zgrabna figura i nogi, wysokie szpilki i ciemna sukienka opinająca ciało. Można było pocieszyć oko.
Mimo wszystko za każdym razem kiedy trafiała się taka okazja czułem się niezręcznie. Nigdy tak naprawdę nie wiadomo było co taka dziewczyna ma w głowie. Bo jeszcze się nie zdarzyło, żeby na scene wskoczył jakiś chłopak. To już chyba jest wpisane w ten świat, że baby zawsze będą dziwniejsze niż faceci. Przynajmniej pod tym względem.
Ochroniarze dobrze spisywali się przez całą trasę. Nikt jak do tej pory nie wtargną na scenę. A na pewno próbowali. Teraz chyba jednak ta im umknęła. Śpiewałem akurat 'The Way You Make Me Feel', kiedy się pojawiła. Nie zachowywała się jakoś... nadpobudliwie. Mając nadzieję, że to ta z tych bardziej ułożonych zacząłem okręcać ją w tańcu tak jak na to pozwalała mi wolna ręką, gdyż w drugiej trzymałem mikrofon. Mimo wszystko wolałbym tego uniknąc.
Po paru minutach, kiedy utwór już się kończył cieszyłem się, że sobie pójdzie. A jak nie będzie chciała sama, to jej pomogą. Ona jednak uśmiechnęła sie tylko patrząc na mnie i nie pozwoliła nawet zareagować. Przyciągnęła mnie do siebie za koszulę i pocałowała. Już to przerabiałem. Odsunąłem się od niej jak tylko sama się oderwała, a tylko mnie cmoknęła. Jeden z ochroniarzy już kroczył w naszym kierunku.






Uciekłem niemal by nie miała okazji mnie przy sobie jeszcze zatrzymać. Śmiałem się pod nosem, bo co innego mogłem zrobić? Przeciez jej za to nie zabiję. Ciekaw tylko byłem czy Dona to widziała w telewizji... I natychmiast przestałem się uśmiechać.
Koncert dobiegał końca, nie mogłem się doczekać momentu w którym w końcu zejdę ze sceny. Byłem już wykończony. Kiedy pomyślałem sobie, że został jeszcze jeden koncert, którego nie byłoby już gdybym go sobie sam nie dowalił... Nie chciałem jednak narzekać. Cieszyłem się, że Dona może spędzić trochę czasu z rodzicami zanim wrócimy do LA. Kumple grający za mną podśmiechiwali się pod nosem, wiedziałem dobrze dlaczego. No ale cóż. Pozostało tylko machnąć na to wszystko ręką i lecieć dalej.
W końcu kiedy znalazłem się już w swoim pokoju hotelowym rozłożyłem się na nim jak długi i nie mal natychmiast zasnąłem. Brak Dony obok mnie zrekompensował mi natomiast bardzo realistyczny sen z nia w roli głównej. Więc... nie narzekałem, kiedy obudziłem się w pewnym momencie. Było jeszcze ciemno więc musiałem przespać raptem kilka godzin. Ona pewnie też spała.
Niekiedy umysł ludzki może zdziałać prawdziwe cuda. Potrafi nawet czasami całkowicie zatrzeć uczucie tęsknoty choćby wypruwałoby się sobie wcześniej wszystkie flaki. Właśnie przez ten sen poczułem się jakby była przy mnie na wyciągnięcie ręki. Zamknąłem oczy przytulając się do poduszki i przywołałem w pamięci obrazy, które dopiero co mi się ukazywały. Czułem się spełniony, spokojny i nie bałem się o nic. Jutro wylatuję do Polski. Za trzy dni koncert. Będę miał mnóstwo czasu by z nią być... W każdym tego słowa znaczeniu.



Donata

Jakoś w końcu zasnęłam. Kiedy wstałam z łóżka słońce było już dość wysoko, więc musiało byc późno. Poleciałam do łazienki w podskokach i już wkrótce ogarnięta zbiegłam na dół do kuchni, z której już dochodziły pyszne zapachy. Mama zaczynała gotować obiad zawsze około godziny dziesiątej. Potrafiła wyczarować naprawdę niezwykłe wspaniałości, a stawiała wszystko na stół zawsze o godzinie 13. Kiedy chodziłam do szkoły to oczywiście później, ale normalnie tak jak teraz zawsze było wcześniej.
Zastanawiałam się czy nie zaprosić Iwy na obiadek... Też uwielbiała kuchnię mojej mamy. Zresztą uwielbiali ją wszyscy, którzy jej posmakowali.
- O jesteś już. - powiedziała z uśmiechem mieszając w garnku.
- Dlaczego mnie nie obudziłaś, pomogłabym ci...
- Daj spokój, przyleciałaś dopiero co, na tyłku nawet dobrze nie usiadłaś, dam sobie radę, nie martw się. - zaśmiałyśmy się obie. - A poza tym jestem pod wielkim wrażeniem, że ten twój Michael tak prężnie przebrnął przez to wszystko. I ty też razem z nim.
- No ja nie miałam zbyt wiele do roboty. To on latał na próby. Mnie jedyne co mogło zmęczyć to to wiecznie przemieszczanie się z miasta do miasta. - westchnęłam. - Ale i tak się cieszę. Stęskniłam się za wami. - uśmiechnęłam się. Mama też się uśmiechnęła spoglądając na mnie.
- Cieszę się, że znów jesteś szczęśliwa. Martwiłam sie cały czas od kiedy tam wyjechałaś. Znów się uśmiechasz, naprawdę kamień spadł mi z serca.
- Mama. - zaśmiałam się. - Mam wszelkie powody do tego, żeby być szczęśliwą. Mam faceta najlepszego na świecie. I może nawet niedługo zostaniecie dziadkami. - dodałam trochę niepewnie patrząc na matkę.
Spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- Jesteś w ciąży?? - parsknęłam śmiechem. Jakie to typowe... Chyba każdy natychmiast zadaje takie pytanie. - No mów, jesteś?
- Nie, jeszcze nie. - odpowiedziałam w końcu. Mama usiadła na krześle naprzeciw mnie. - Ale Mike bardzo chce.
- A ty chcesz? Jesteś jeszcze młoda, masz dopiero 22 lata, kochanie.
- No to co? - wzruszyłam ramionami. - Najlepszy wiek na rodzenie dzieci. Poza tym chcę być z nim i dać mu wszystko czego pragnie. - stwierdziłam przypominając sobie teksty o in vitro. - W sumie to od samego początku stwarzamy sobie do tego najlepsze warunki. - uśmiechnęłam się. Mama fuknęła nagle ale uśmiechnęła się i poczochrała mnie po włosach.
- Młodzi. - westchnęła i wróciła do gotowania.
Zaprosiłam w końcu Iwę na obiad, nie trzeba jej było powtarzać. Zjawiła się u mnie w ciągu godziny i tak jak przypuszczałam, natychmiast przypuściła na mnie atak jeszcze nawet nie zdążyła dobrze wejść do środka. Cieszyłam się strasznie, że także z nią spędze trochę czasu. Mimo wszystko jej też mi bardzo brakowało. Byłam też zadowolona z jej towarzystwa z nieco innego powodu. Przy niej na pewno nie będę wiecznie myślała o Michaelu i o tym, kiedy się w końcu zobaczymy.
Mama pognała nas do mojego pokoju byśmy mogły spokojnie porozmawiać. Oczywiście, nie omieszkała najpierw troche poburczeć, że tak ją zostawiłam, ale w końcu przestała i domagała się opowieści ze szczegółami jak doszło do tego, że ja i Michael Jackson jesteśmy razem. Aż mi było głupio.
Jej towarzystwo rzeczywiście mi pomogło. Nie myślałam już tylko o tym moim księciu, skutecznie zajęła mnie czymś innym. Ale jak się potem okazało, nie tylko ona zadbała o ty bym miała co robić.
- Dziewczynki - mama zapukała i weszła do środka. - Idziemy z tatą do miasta, nie długo wrócimy. W lodówce macie przekąski.
- Dzięki. - zdążyłam tylko powiedzieć kiedy mama zniknęła.
- Co ty tak wciąż zerkasz na ten telefon? - zapytała mnie Iwa lekko szturchając w ramię. - Przestań wreszcie o nim myśleć! Jeszcze będziesz miała go dosyć. - zaśmiałam się.
- No nie wiem.
- Ale ja wiem. Dawaj ten telefon.- zabrała mi go i zakopała w pościeli na łóżku, na którym siedziałyśmy.
- Jesteś niemożliwa. - zarechotałam znów. Rozległ się dzwonek do drzwi.
- A to kto? - zapytała Iwa ładując sobie do ust kolejne ciastko, z tych które sama przyniosła.
- Nie wiem zaraz zobaczę. - po chwili dało się słyszeć łomotanie. - Idę! - krzyknęłam.
Wiedziałąm, że to ani nie rodzice ani nie Mike, ponieważ ten chyba nawet jeszcze nie doleciał do Polski. A propo Michaela... Tamta panna mi się ani trochę nie spodobała. Kiedy otworzyłam drzwi oczy od razu wyszły mi na wierzch.
- A co ty tu robisz?? - zapytałam patrząc na swojego byłego, który przywlókł się tu nie wiadomo po co.
- Chcę pogadać. Możemy? - zapytał.
- Nie. - odpowiedziałam automatycznie patrząc na niego jak na debila.
- Dona, proszę cię, chociaż pięć minut.
- Nie mam dla ciebie nawet pięciu minut. - mówiłam do niego z automatu naprawdę zastanawiając się po co on się tu pojawił. Był aż tak naiwny, żeby myślec, że ta wizyta cokolwiek da?
- Dona... - westchnął. - Proszę cię, nie dałaś mi nawet nic wytłumaczyć...
- A co ty chciałeś mi tłumaczyć? Bo nie rozumiem. - to w jaki chłodny sposób się do niego odnosiłam chyba mu się nie spodobało.
- Cholera no... Zgłupiałem, ale to nie znaczy wcale, że cię nie kocham, że mi na tobie nie zależy...
- Skończ już bo się zaraz porzygam od tych twoich słodkości. - przerwałam mu brutalnie mierząc go spojrzeniem z góry na dół i z powrotem.
- Nie wierze, cymbale, że tu jesteś! - obok mnie pojawiła się Iwa.
- Ty się nie wtrącaj. - odpowiedział jej. No tak wesolutko to tu nie będzie.
- Iwa jest u mnie w domu i może mówić co jej się żywnie podoba. Ty natomiast jesteś robakiem, który na siłę mi się chce tu znowu wcisnąć. Wynocha.
- Dona...
- Powiedziałam raz! WON! - chciałam zamknąc drzwi ale nie pozwolił. Władował się do środka i koniec.
- Proszę cię, porozmawiaj ze mną, sam na sam!
- Wynocha, bo po policję zadzwonię! A w ogóle to spieprzaj bo jak mój ojciec wróci to cię przetrąci!
- Nie boję się twoje ojca, ani tej twojej fałszywej gwiazdeczki! Jackson. Ile takich młodych panienek miał przed tobą? Myślisz, że on taki wspaniały?! Pewnie nie jedna taką pukał jeszcze nie dawno!
- Nawet jeśli, to ty wcale nie jesteś od niego lepszy! - wrzasnęłam i zdzieliłam go po ryju aż było słychać trzask. - Wynocha z mojego domu! - warknęłam i odwróciłam się odchodząc, ale poszedł za mną do kuchni niedaleko.
- Dona, wiem, że cię skrzywdziłem, ale on ci chyba naobiecywał jakichś gruszek na wierzbie! Wierzysz w garbate aniołki?! - spojrzałam na niego mając ochotę go rozedrzeć.
- Zaraz ty będziesz garbaty jak rozwalę na tobie te wszystkie sześć krzeseł! - ale chyba się tym nie przejął.
- Daj mi szansę. Zgłupiałem, dałem się omotać jakiejś pindzie, przysięgam, że...
- Choćbyś mi przysięgę z samym Bogiem u boku składał, NIE! Rozumiesz, NIE!!! Nie dorastasz do pięt tej gwiazdeczce jak sam stwierdziłeś! - prychnął.
- To jest stary pryk, za chwilę rozleci ci się w rękach! Ile on ma lat?! Myślisz w ogóle?!
- Myślę, owszem, i to w dodatku GŁOWĄ, MÓZGIEM a nie FIUTEM, tak jak ty. - skrzywił się.
- Dona, proszę cię, uwierz mi...
- WYNOCHA! - wydarłam się pokazując mu gdzie są drzwi. Nie chciał dać za wygraną.
Wrzeszczałam tak na niego jeszcze jakiś czas razem z Iwą, kiedy usłyszałyśmy otwierające się drzwi i głosy moich rodziców głośno zastanawiajacych się co tu tak głośno. Kiedy mój ojciec go zobaczył... Byłam pewna, że dostanie zaraz apopleksji.
- Co tu robisz, gówniarzu?! Masz dziesięc sekund na opuszczenie tego mieszkania, inaczej zabierzesz drzwi! - tak jak myślałam. Jednak Darek nie miał zamiaru chyba odpuszczać. Mama nie wiedziała chyba też co zrobić, tak jak ja. Nie miałam już zielonego pojęcia jak się tego czubka stąd pozbyć.
- Niech pan może pozwoli nam się dogadać...
- Dona ma już kogoś do gadania, nie potrzebuje oglądać twojej kosmatej gęby, zaraz pomoge ci stąd wyjsć!
- Dona! - zwrócił się znów do mnie. Ta sytuacja robiła się coraz bardziej chora. - Prosze cię, ja nie wierzę, że ty naprawdę z tym starym dziadem...
- Stary, ale jary! - wrzasnęłam znów. Prychnął. - Ty w porównaniu z nim jesteś obrazem nędzy i rozpaczy!
- A niby w czym on jest taki lepszy ode mnie? Stary grzyb...! - mój ojciec chyba naprawdę miał zamiar wyrzucić go przez okno bo już brał go za kołnierz. Ale ten mu się nie dał.
- Starszy, mądrzejszy i o wiele lepszy w łózku. - powiedziałam. Iwa dostała potężnego ataku śmiechu po moich słowach widząc na dodatek minę Darka. Patrzył na mnie wielkimi gałami, chyba nie spodziewał się, że mogę mu tak dowalić. Dla mnie już nawet nie miało znaczenia co powiem, byle on się stąd wyniósł i żebym nie musiała go więcej oglądać. Z drugiej strony, przecież to było oczywiste, że on się tu przywlecze. Burak jeden.
- Dona... opamiętaj się... - powiedział lekko trzęsącym sie głosem.
- Słuchaj, smarku, moja cierpliwość naprawdę się już kończy... - warknął znów mój ojciec. Ale ten idiota go nie słuchał. Podszedł do mnie i złapał mnie za ręce. Chyba był naprawdę zdesperowany.
- Proszę  cię, błagam cię, żebyś się oprzytomniała! Przecież możemy spróbować jeszcze raz...! Ile byliśmy razem, daj mi szanse... - nie dokończył swej myśli, ponieważ niespodziewanie ktoś siłą zabrał go sprzed mojego nosa. Nawet nie zauważyłam kto. Kontem oka dostrzegłam tylko pukle czarnych loków, a potem wszyscy usłyszeliśmy otwierane z hukiem drzwi i mój były dosłownie został wyrzucony na zbity pysk.
Serce waliło mi jak oszalałe obijając sie o żebra...


Michael

Kiedy tylko wylądowaliśmy niezmiernie spieszyło mi się, żeby się z nią zobaczyć. Zadzwoniłem nawet do niej, ale nie odebrała. Pomyślałem, że pewnie siedzi z rodzicami... ale zawsze odbierała cokolwiek robiła. Mogła przeciez wtedy powiedzieć, że jest z mamą i tatą, nie robiłbym jej przecież z tego faktu jakichś wyrzutów.
Ponowiłem próbę dwa razy, ale na próżno. Zdenerwowałem się trochę. Mówiłem, że wyślę z nią kogoś, żeby ją zawiózł pod sam dom! Uparła się jak zwykle! Musiałem się dowiedzieć czy z nia wszystko w porządku.
Nawet już się nie zastanawiałem nad możliwością obecności jej ojca. Zresztą, nie zje mnie tak czy owak. Może najwyżej rzucić pare kąśliwych uwag, o tym byłem przekonany, że nie omieszka. Chciałem tylko znów porwać się w swoje ramiona, utulić i mieć pewność, że nic jej nie jest.
Niby panikowałem, ale mimo wszystko martwiłem się. Chyba pękłoby mi serce gdyby coś jej się stało. Uparłem się, że pojadę sam. W aucie z przyciemnianymi szybami byłem bezpieczny. Nie potrzebowałem bodyguardów. Wpisałem w nawigację adres i już po chwili prowadziła mnie przez coś co brzmiało jak Mokotów... czy jakoś tak, aż wyjechałem z miasta. Nie miałem jakiegoś specjalnego rozeznania, ale miałem wrażenie, że prowadzi mnie okrężną drogą... Polska...
W końcu automatyczny głos oznajmił, że dojechałem do celu. Domek, który zobaczyłem był uroczy. Nie za wielki ale z ogromnym ogrodem. Zawsze uwielbiałem kwiecisty ogród i rzeczywiście, tak jak kiedyś powiedziała mi Dona, jej mama naprawdę trzymała tu parę roślin, które ja sam miałem u siebie. Musiała miec naprawdę dobrą rękę do kwiatów.
Zanim wysiadłem dobrze się rozejrzałem, ale w pobliżu nikogo nie było. Wysiadłem więc i szybkim krokiem przeszedłem pod drzwi wejściowe jak mi się wydawało. Już podnosiłem rękę, by zapukac, ale właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że w domu panuje jakaś awantura. Krzyczała Dona i chyba jej ojciec... Znowu kłócą sie o mnie? Westchnąłem... ale po chwili usłyszałem trzeci głos, jakiegoś chłopaka... Chyba chcieli się go pozbyć, ale on nie był do tego skory.
Krzyki wcale nie cichły, wręcz przeciwnie, stawały się coraz głośniejsze. To pewnie przez tą awanturę Dona nie mogłam odebrać ode mnie telefonu, pomyślałem. Nie wiele myśląc po prostu wszedłem do środka i po przejściu zaledwie dwóch może trzech kroków moim oczom ukazał się ten widok.
Jakiś szczyl przykładał ręce do MOJEJ Dony. MOJEJ. A to co moje jest nietykalne. A już zwłaszcza ONA.


Z jego paplaniny nie zrozumiałem absolutnie nic. Ale i wcale tego nie potrzebowałem. Nie pozwolę, by ktokolwiek sie do niej zbliżał, zwłaszcza jeśli ona sobie tego wyraźnie nie życzy. Domyślałem się co to za dzieciak. Tym bardziej nie starałem się być delikatny.
W trzech krokach dotarłem do niego nawet nie zwracając uwagi na pozostałych i za szmaty wytaszczyłem z domu. Tam, na dworze, zaliczył bliskie spotkanie z ziemią. Aż nakrył sie nogami. Pozbierał się nieco wpatrując się we mnie wielkimi jak cebule oczami. Przykucnąłem przy nim na moment rzucając cicho...
- Mamusia nie nauczyła cię, że nie dotyka się cudzych rzeczy? - mówiłem po angielsku i gówno mnie obchodziło czy mnie zrozumie. Możliwe, że nie. Ale widać, on w ogóle nie posiadał mózgu. - Nie powiedziała ci, że nie wolno przykładać rączek do czegoś co nie jest twoją własnością? Każdy człowiek ma w życiu to co kocha najbardziej, w moim przypadku tą konkretną rzeczą jest właśnie Dona, więc jeśli jeszcze raz twoje brudne łapska znajdą się przy niej w odległości mniejszej niż pięćdziesiąt metrów, będziesz miał je połamane. - wstałem i wróciłem do środka nawet sie na niego nie oglądając.
Sam nie wiedziałem czemu aż tak się wkurzyłem. Byłem wściekły. Ten przydupas śmiał ją dotknąć. Miał szczęście, że nie zdobył się na odwagę, żeby zrobić coś jeszcze, bo wtedy... zginąłby marnie.
Czasami zachowywałem sie nie współmiernie do zaistniałej sytuacji. Ktoś mi kiedyś powiedział, że nigdy nie dorosłem i chyba już się to nie stanie, przez to jakiego rodzaju dzieciństwo zgotował mi ojciec... Być może to prawda. Być może rzeczywiście byłem dzieckiem w skórze dorosłego faceta, ale sam uważałem, że to nie do końca prawda. Byłem jednak dorosłym mężczyzną i mimo wszystko to o czymś świadczyło.
Ale podejrzewałem, że naprawdę czasami to daje mi się we znaki, tak jak teraz. Facet tylko trzymał ją za ręce, a ja miałem ochote go zabić. Ale nieważne. Tak czy owak, nie miał prawa jej dotykać, koniec kropka.
Wszedłem do kuchni powolnym krokiem teraz już rejestrując sobie wszystkich obecnych. Oczywiście, Donę, która wpatrywała się we mnie wielkimi oczami. Obok niej stała jakaś dziewczyna. Siostra? Nic nie mówiła. No i pewnie rodzice...
- Witam. Prosze wybaczyć, że poznajemy się w takich okolicznościach... - zacząłem podchodząc do jej ojca jak mi się wydawało. Popatrzył na mnie przez moment oceniając po czym łaskawie uścisnął mi dłon. No, chyba nie jest tak źle. Jej matka cały czas wbijała swój wzrok w męża jakby telepatycznie chciała mu przekazać, żeby się zachował. Uśmiechnąłem się lekko zwracając się w jej stronę. Kurde, nie miałem żadnych kwiatów, nic... - Pani jest mamą... - urwałem nie wiedząc, czy w ogóle liznęła angielskiego...
- Tak, jasne jasne. - odpowiedziała na co uśmiechnąłem się szeroko. No proszę, cała rodzinka. Już wiedziałam dlaczego Dona tak dobrze zna ten język. Witając się  z kobietą ucałowałem lekko jej dłoń na co dosłyszałem głośne chrząknięcie jej męża.
- Co ty tu robisz?? - usłyszałem słodki głosik mojej ukochanej chyba autentycznie zdziwionej.
- Też się cieszę, że cię widzę. - mruknąłem na co wpadła mi migiem w ramiona. Westchnąłem cicho czując znów jej bliskość i zapach wypełniający moje płuca. Nareszcie... Pocałowałem ją kilka razy pojedynczo po czym znów przytuliłem.
Momentalnie poczułem się lekki jak piórko. Mógłbym już tak zostać i trzymać ją w ramionach do samej śmierci. Miłość jest najpiękniejszą, ale i najtrudniejszą rzeczą w życiu. Jeśli się już ją spotka trzeba bardzo o nią dbać, by nagle nie odeszła.

4 komentarze:

  1. Ja... chcę... WIĘCEJ tego typu akcji! No po prostu mistrzostwo.
    Chyba skurczu twarzy dostałam bo się szczerzę jak głupi do chleba. xD
    Czy ja się witałam? Dobra więc Hej!
    Z tego wszystkiego jestem roztelepana. No po prostu mi odbiło. xD
    Na początku myślałam, że jednak pójdzie do tego sklepu, ale najwidoczniej nie. Za to Iwa zadzwoniła do niej i już wtedy miałam zaciesz na twarzy.
    Ach noc bez ukochanej. No chyba nikt tego nie lubi. Ale coż tęsknota tylko wzmacnia uczucie. I przechodzimy do mojego ulubionego momentu w tym rozdziale. No ja po prostu, że Dona wyjdzie tam z siebie i przyłoży mu podwójnie. No po prostu takie łał z jej strony. A tak wgl. Co ten dupek tam robił? Po jaką cholerę do niej przychodzi z tym podkulonym ogonem. Co on sobie myśli, że się zjawi i co i wszytsko będzie dobrze? To się skubaniec zdziwił.
    Postawa jej ojca dodała mu kolejny plus. Chyba w końcu zrozumiał kogo woli Dona. I ten jej pojazd po Darku. Nie ma to jak zgasić faceta tym, że jest słaby w łóżku. No po prostu BOMBA!
    Ciekawe co zrobi Dona gdy się dowie o incydencie na scenie.
    I po prostu scena którą mnie kupiłaś. Michael zachował się jak...jak... Ciężko znaleźć słowa które by to oddały, bo rycerz to za mało. Ten jego tekst "Mamusia nie nauczyła, że nie dotyka się cudzych rzeczy?" pobił wszystko i wszystkich. No po prostu ŁAŁ. I tak się broni swojego terenu. Darek nie ma co u niej szukać, bo Mike obije mu mordę, chociaż tutaj ziemia to zrobiła za niego xD
    Takie zdzwienie wszystkich Mike co ty tu robisz? Ale dobrze się stało, że przyjechał. Bo serio się bałam, że nawigacja wyprowadzi go w totalne pole i te polskie drogi ach.
    Ale koniec końców wszystko się skończyło dobrze i co ja mogę. Rozdział rewelacja jak zwykle, ale dzisiejszą akcją mnie kupiłaś. Chyba to mówiłam, ale trudno. Weny życzę i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś TAKI Michael się pojawi. Matko Boska! Tak odbija mi.
    Pozdrawiam:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha xD Boże, jak ja lubie takie komentarze. :D A tak w ogóle, chciałaś Darka to masz. xD Ja pisałam, że będzie później a zapomniałam że on już teraz jest, ale później też będzie. :D I TAKI MICHAEL TEŻ BĘDZIE. xDxD Ale troche później. Ja już jestem kilka notek do przodu, więc mogę powiedzieć tylko tyle, że niedługo tu się zacznie galimatias. o.o Ciekawa jestem reakcji. :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Cześć i czołem! :D
    Jestem i nadrobiłam poprzednie rozdziały :*
    Przepraszam jak tak zawsze nie punktualnie...
    Kiedyś czytałam i komentowałam na bieżąco, a teraz jakoś lenia chyba mam przez te dwa miesiące wolnego xD
    Rozdział mega mi się podobał, zresztą jak zawsze :D
    Jakie to słodkie gdy te zakochańce tak za sobą tęsknią <3 i spać nie mogą <3
    Ja się odniosę jeszcze do April! XD
    Rozumiem dziewczynę i jakoś nie jestem na nią zła za to co zrobiła, a raczej chciała...
    Zwykle już bym ją wyzywała od suk czy szmat, ale nie w tym przypadku. Doskonale wiem jak ta dziewczyna się czuła czy czuje...
    Ja miałam podobną sytuacje i myślę, że nie ma co jej obrażać i rzucać w nią mięchem, bo ona jest po prostu zakochana w Michaelu, serce nie sługa. I powiedzmy sobie szczerze jaka laska nie startowałaby do Jacksona będąc z nim sam na sam w garderobie? No właśnie XD Nie mówię oczywiście o sobie XD Nie wcale...
    Jest mi jej nawet żal, bo to naprawdę boli jak kogoś kochasz, a ten ktoś ma Ciebie w dupie, bo ma już swoją ukochaną. Poza tym April nie zrobiła nic aż tak złego, posiedziała chwilę Jacksonowi na kolanach (zazdro xDDD) buziaka mu dała i no...
    Naprawdę myślałam, ze będzie gorzej. Że będzie chciała jakoś rozdzielić Donę i Michaela, a ona odsunęła się w cień. Mam nadzieję tylko, że niczego głupiego już nie odwali. I dobrze jednak, że Dona dowiedziała się o wszystkim, a już myślałam że zrobi mu gówno burzę xD No najbardziej wkurzyła mnie ta laska na scenie. Co to miało być wgl?! Wlazła se taka skąpo ubrana, dupą zaczęła kręcić i Michasia jeszcze pocałowała! A gdzie jest kurwa ochrona ja się pytam?! XD Wkurzam się tak, bo na miejscu Dony to...pokrzyczałabym trochę na Michaela serio. Ja rozumiem, że dla niego to nic nie znaczy, wręcz go śmieszy jak było widać, tylko szkoda że jego dziewczynie wtedy na pewno nie było do śmiechu...Okej wiem, że nie miał na to wpływu, bo laska się z dupy tam wzięła i do niego przykleiła, ale to nie znaczy że ja miałabym tolerować takie akcje. Mój facet to jest mój facet i w dupie mam, że jakaś fanka coś sobie ubzdurała i jej odwaliło! Tak już! XDDD
    Jestem tylko ciekawa co Dona na to powie i czy wgl to widziała.
    Później akcja to mnie rozwaliła totalnie. To było świetne xD Nie wiem czemu, ale jak ten chuj (inaczej go nazwać się nie da xD) prosił Donę by do niego wróciła - ja myślałam, że posikam się ze śmiechu. To było mega żałosne, że on wstydu nie ma...dobrze że mu z liścia dała! Ale jak widać mało to pomogło. On śmie jeszcze Michaela od staruszków wyzywać?! To ja już wolę być z takim dojrzałym i odpowiedzialnym staruchem, który nie myśli tylko rozporkiem niż z takim szczylem, który nie potrafi fjuta w gaciach utrzymać i rucha wszystko co się rusza. Ależ on mnie wkurwia! XD Ale Michaś bohater nasz kochany wkroczył do akcji i to było fenomenalne <3 nie wiedział nawet czy to na pewno Darek, ale jak tylko zobaczył jakiegoś obcego faceta u boku swojej ukochanej wyjebał go na zbity ryj i to było słodziutkie <3
    Teraz mieć trzeba nadzieję, że ojczulek Dony niczego nie odpierdoli, bo niby jest za Michaelem i nie jest, nawet to jak uścisnął jego dłoń z niechęcią...Wkurzyło mnie to. Bo widać, że dalej mu nie ufa, akceptuje niby, ale mógłby się bardziej wysilić.
    Ale myślę, że to kwestia czasu aż go polubi. Jak tylko zobaczy swoją córcię szczęśliwą przy Michaelu od razu mu się odmieni. Oby xD
    Sorry że Ci tak dupę truję z Królową Popu XDDD
    Ale ja uwielbiam jak w opowiadaniu z MJ występuje Madonna, zawsze jest śmiesznie i tak emocjonująco xD Dlatego u mnie występuje ona dość często (a raczej będzie).
    No nic czekam z niecierpliwością na nexta ;)
    Pozdrawiam gorąco <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... XD Jeśli chodzi o Madonnę, to pojawi się za jakieś dziesięć rozdziałów mniej więcej, ja już jestem dużo do przodu. Wena mnie zaatakowała i lecę z tymi odcinakmi jak powalone. :D Ale powiem, że będzie ciekawie. :)
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń

Komentarz motywuje! :)