Michael Jackson

Michael Jackson

niedziela, 18 września 2016

57.

Hej! :) Oto kolejny odcinek, następny pokaże się w poniedziałek. Zapraszam. :)



Donata



- Powiedział, że będzie tu tydzień. - mruknęłam siedząc w kuchni przy stole razem z rodzicami. Powiedziałam im o propozycji Michaela. Spodziewałam się ich reakcji i nie pomyliłam się.
Tata kiedy o tym usłyszał na moment zaniemówił, a potem rozpoczął swoją ojcowską gadkę. Mama natomiast była chyba zbyt zszokowana, by coś powiedzieć.
- Dona, córeczko, nawet mi o tym nie mów! - tata wciąz był wzburzony. - Ja wiedziałem od samego początku, że on złoży ci tu wizytę, ale najśmielszych snach nawet nie pomyślałem, że wymyśli coś takiego!
- Ale przecież... w gruncie rzeczy to nic wielkiego. - spojrzał na mnie oczami wielkimi jak spodki.
Jeszcze im nie powiedziałam. Na razie tylko przybliżyłam całą sprawę.
A więc tak. Przemyślałam całą sprawę i postanowiłam. Miałam na to bardzo dużo czasu w tą noc po jego odwiedzinach ponieważ za nic po jego rewelacjach nie mogłam zasnąć. Kręciłam się z boku na bok i myślałam... myślałam... i myślałam... aż wymyśliłam.
- Nic wielkiego?! - zagrzmiał.
- No tak... - mruknęłam znów nieśmiało.
- Dziecko, ludzie biorą ślub z miłości! Nie dla takiego głupiego powodu jak uzyskanie jakiegoś zasranego obywatelstwa! Szkoda, że on przy mnie ci tego nie powiedział! Wyleciałby przez zamknięte okno!
- Na sam pierw mnie zdrowo ochrzanił. - zauważyłam ze zwieszoną głową.
- Tak, słyszałem. - prychnął. - Za nikogo nie będziesz wychodzić! Koniec kropka!
- Tatuś...
- NIE! I koniec dyskusji!
- A jeśli... ja chcę... nie tylko dlatego? - popatrzył na mnie przez chwilę.
Prawda była taka, że... pomalutku coś we mnie dojrzewało. Czułam w kościach, że jeszcze trochę i coś się wydarzy. Nie wiedziałam tylko co.
- Ale nie Z TEGO powodu ci z tym wyjechał!
- Podejrzewam, że to jego sposób na to, by mnie do siebie przywiązać, aż mu nie powiem, że naprawdę chcę z nim być. - powiedziałam nadal nie podnosząc głowy.
- A chcesz z nim być? - mama po raz pierwszy odezwała się od dłuższego czasu. Spojrzałam na nią.
- Nie wiem... to znaczy chcę. Bardzo chcę, kocham go, ale... to wszystko jest już tak zagmatwane... Chciałabym, żebyśmy znów byli razem, ale jakaś część mnie już chyba straciła nadzieje na to, że jeszcze może być tak jak dawniej. Że nawet jeśli do siebie wrócimy to już tak nie będzie...
- Oczywiście, że nie będzie już tak jak wczesniej. - powiedziała siadając obok mnie na krześle i przyglądając się mi. Spuściłam znów głowe. - Będzie zupełnie inaczej. Ale lepiej. - poczułam jak głaszcze mnie po głowie.
- Jeszcze ją do tego namawiaj! Zaraz do niego poleci z radosną nowiną! - mama spojrzała na tatę z ukosa.
- Czasami myślę, że nie nadaję się do poważnych długotrwałych związków...
- Nie opowiadaj głupot! - teraz ona mnie skarciła. - Jesteś młoda. W tym wieku ludzie uczą się na błędach.
- Wy jakoś nie odstawiacie takich cyrków jak ja. - burknęłam. - Dziwię się w ogóle, że ten facet jeszcze mnie chce. Inny na jego miejscu pewnie kazałby mi spadać i znalazł sobie inną.
- Kocha cię szczerze i nie chce żadnej innej. - powiedziała pogładziła mnie po ramieniu. - Poza tym, ja z twoim ojcem też moglibyśmy ci co nie co opowiedzieć.
- Niby co?! - od razu wtrącił się tatuś. Spojrzałam na niego a potem na mamę. Coś mi nie grało... a o czym mama mówi?
- No co? Już nie pamiętasz? - zaśmiała się. A potem zwróciła z powrotem do mnie. - Miałaś zaledwie pięć lat, możesz tego nie pamiętać. Przechodziliśmy mały kryzys. - ojciec zdawał się nie chcieć tego słuchać. Albo było mu teraz wstyd, kiedy wróciły do niego konkretne wspomnienia.
- Kryzys? WY? - nie dowierzałam. Mama znów się zaśmiała cicho pod nosem.
- Tak. Nie wiarygodne co nie? Potrafiliśmy się pokłócić dosłownie o wszystko. W końcu stało się to nie do zniesienia i twój ojciec spakował się i wyszedł. Myślałam wtedy tak samo jak ty, że tego nie da się już odkręcić i nie ma sensu wracać do starych tematów. Jak to się mówi, odgrzewane kotlety już tak nie smakują. Ale zamiast odgrzewać stare, możesz upiec nowe. - powiedziała z uśmiechem.
- Coś mi świta... Powiedziałaś mi wtedy, że tata wyjechał do pracy. - byłam w lekkim szoku. Po piętnastu latach życia w szczęśliwej rodzinie dowiaduję się TAKICH rzeczy! Ojciec dzwonił wtedy do mnie często, przyjeżdżał co jakiś czas i zabierał mnie na coś słodkiego. A potem znów nie było go jakiś czas... - Ale to i tak zupełnie co innego...
- Pozornie. - mama złapała mnie za rękę. - Jeśli się kochacie, nic więcej nie jest ważne. Mówiłaś, że jechał jak wariat za toba na to lotnisko. To wiele znaczy. Zastanów się czy chcesz za niego wyjść tylko dla tego obywatelstwa czy przypadkiem nie z całkiem innego powodu. - uśmiechnęła się. - Czasami sposoby dojścia do porozumienia są naprawdę zadziwiające.
- A wy jak się porozumieliście? - zapytałam z lekkim uśmiechem pod nosem.
- Normalnie. Dostała na tyłek i sprawa się skończyła. - usłyszałam burczenie ojca.
- A ty po łbie zaraz potem! Jednym i drugim! - odszczeknęła mu się na co zaczęłam się w głos śmiać. Mina ojca była przekomiczna. - Najważniejsze zawsze jest uczucie, kochanie. Reszta się sama zrobi, zobaczysz. Prawda? Kochanie? - odezwała się do ojca, który udał śmiertelnie obrażonego. Wstała i podeszła do niego, na co już nie wytrzymał i uśmiechnął się zagarniając ją do siebie i tuląc mocno.
Pomyślałam, że za dwadzieścia lat też chciałabym tak stać z Michaelem na środku kuchni i tulić się... kochać go wciąż tak samo mocno i żeby on też tak samo mocno kochał mnie. I dziwnym trafem byłam pewna, że tak właśnie będzie.
Chociaż oczywiście już chyba z zasady musiałam sobie powiedzieć, że ten ślub to tylko biznes i koniec. Koń by się uśmiał.
Na drugi dzień ubłagałam ojca, by zawiózł mnie do tego zafajdanego hotelu. Nie chciał dać się namówić, ale  w końcu poddał się i po obiedzie wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy. Droga wyjątkowo nie zajeła nam wiele czasu. Jakimś trafem ulice były o wiele luźniejsze niż zwykle i na miejscu byliśmy już po trzydziestu minutach.
- Zaczekasz tu na mnie? To nie potrwa długo. - powiedziałem ostrożnie patrząc na ojca. Minę miał bombową.
- Dziecko, zastanów się jeszcze raz, proszę cię! - syknął patrząc na mnie. - Co to w ogóle za pomysł!
- On chce mi tylko pomóc, nic więcej. Wiesz że chce tam zamieszkać. Nie chcę czekać rok. I pewnie znowu się nie uda. A to daje mi gwarancję...
- Na co?! Na to, że w  wieku dwudziestu paru lat będziesz rozwódką! - nic mu na to nie powiedziałam. Przez chwilę tkwiliśmy we względnej ciszy.
- Idę. - mruknęłam w końcu i wysiadłam słysząc za sobą jego westchnięcie.
Wiedziałam, że się martwi, ale nic mi się od tego złego nie stanie. Z lekko ściśniętym gardłem weszłam do hotelu i od razu skierowałam się do recepcji, gdzie siedziała jakaś starsza pani. Na pewno starsza od NIEGO. Podniosła na mnie wzrok gdy podeszłam bliżej.
- Czym moge służyć? - zapytała jakby od niechcenia spoglądając na mnie. Zająknęłam się.
- Ja... Ja do pana Jacksona. - poczułam się jak debil. - Obiecał uprzedzić, że ktoś ma do niego przyjsć. - popatrzyła na mnie jakoś tak dziwnie, a potem zmierzyła mnie całą wzrokiem. Nie lubię tego...
Ciekawe co sobie pomyślała. Pewnie coś w stylu, że zamówił se jakąś pannę. Miałam ochotę prychnąć pod nosem.
- Tak, słyszałam. - odezwała się w końcu. - Pokój 304, trzecie piętro. - rzuciła i zajęła się swoimi sprawami.
- Dziękuję... - bąknęłam. 304? Czy to nie ten pokój co... wtedy? Poczułam skurcz w żołądku.
Weszłam do pierwszej lepszej windy i wcisnęłam guzik. Ruszyła cicho, niemal nie było czuć, że jedzie w górę. Po zaledwie chwili byłam już na miejscu. Wychodząc na korytarz usłyszałam jakieś przyciszone głosy...
Dotarcie do pokoju nie zajęło mi zbyt wiele czasu, ale nie spodobało mi się na pewno to co tam zobaczyłam. Jakaś pokojówka prawie sikała z zachwytu widząc go. Dostrzegł mnie i uśmiechnął się przepraszająco. Chyba nie umiał się jej pozbyć... albo nie chciał. Była całkiem ładna. I mniej więcej w moim wieku.
- Przepraszam panią. - odezwałam się mało przyjemnym tonem patrząc na nią... a raczej wyżerając w niej wzrokiem dziurę. Spojrzała na mnie rozgorączkowana, nie wiedziała na kim lepiej zawiesić wzrok. Czy zaszczycić mnie swoim zainteresowaniem, czy jednak mnie zlać i zająć się nim w dalszym ciągu. Zmrużyłam oczy. Przepchnęłam się obok niej wchodząc do pokoju i odgradzając ją niejako od Michaela. - Ten pan jest teraz zajęty, a na panią czeka ktoś... w socjalnym. - wymyśliłam na prędce. Wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Ojej...! Przepraszam! To ja już idę... - wymruczała i pobiegła prawie przed siebie. Pomyliła jednak chyba kierunki, bo nagle zawróciła i popędziła w przeciwnym kierunku. Prychnęłam cicho pod nosem i zatrzasnęłam drzwi. Spojrzałam na mężczyznę.
Uśmiechał się widocznie jakby właśnie dostał gwiazdkę z nieba.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. - powiedział cicho wciąz patrząc na mnie w ten sam sposób. Spuściłam wzrok. Czułam jak przewierca mnie na wylot.
- Tak. - mruknęłam. - Ale nie nudzisz się widzę. Pełno panienek do okoła. - rzuciłam przechodząc obok niego i spojrzałam na to łóżko.
- Przestań. - usłyszałam tuż za sobą. - Wychwyciła mnie przez przypadek.
- I nie mogłeś się jej pozbyć. - stwierdziłam odwracając się do niego. Spojrzał mi w oczy jakoś tak... musiałam spuścić wzrok. Było tyle emocji w tym spojrzeniu... Uniósł lekko moją twarz ku sobie za podbródek...
- Przecież wiesz... że istniejesz dla mnie tylko ty. - jego usta, kiedy to mówił, znajdowały się niebezpiecznie blisko moich. Patrzyłam mu w oczy nie mogąc się od niego oderwać. - Mam ci pokazać jak ważna dla mnie jesteś? - szepnął jeszcze bardziej się przybliżając.
Chciałam by mnie pocałował, by wtopił się w moje usta i odebrał mi dech, ale w ostatniej chwili stchórzyłam i odwróciłam twarz od niego. Ale nie zabrał ręki, którą wciąz dotykał lekko mojego policzka.
- Już mi pokazałeś. - powiedziałam lekko ochrypłym głosem. Usłyszałam jak się uśmiecha.
- Właśnie... - szepnął znów. - Podjęłas jakąś decyzję odnośnie tego co ci powiedziałem? - musiałam teraz na niego spojrzeć. Uczucie w jego oczach wcale nie zniknęło, wręcz przeciwnie. Widziałam je jeszcze wyraźniej. Na prawdę miał nadzieję, że się na to zgodzę.
- Rozmawiałam o tym z rodzicami. Mój ojciec uważa, że oszalałeś. - mruknęłam.
- A mama?
- Mama mówi, żebym posłuchała sama siebie. - wpatrywałam się w swoje ręce.
- I? Posłuchałaś?
- Tak. Chyba... - odpowiedziałam cicho nadal na niego nie patrząc. Poczułam jak delikatnie dotyka mojego policzka. Westchnęłam cicho przymykając oczy i wtuliłam się w jego dłoń. Natychmiast ujął moją twarz w swoje obie. Byłam zmuszona na niego spojrzeć.
- I co? - był tak blisko... niemal muskał moje usta swoimi. Aż zakręciło mi się w głowie od jego bliskości... Uchwyciłam się jego ramion. - Dona? - chyba zauważył, że coś jest nie tak.
- Kręci mi się w głowie... - powiedziałam tylko. Od razu posadził mnie na łózku. Przymknęłam oczy, miałam wrażenie jakbym własnie zeszła z karuzeli.
- Powinnaś się przebadać. - powiedział na co przełknęłam ślinę.
Byłam u lekarza, owszem. Ale na pewno nie takiego o jakim on myśli. Ale wszystko zostało wyjaśnione. Nie będzie dzidziusia. Powinnam się cieszyć...?
- Nic mi nie jest. Już mi przeszło. - mruknęłam poprawiajac włosy.
- Więc... - przysunął się bliżej mnie i chwycił za rękę. - Co postanowiłaś? - próbowałam na niego spojrzeć, ale nie umiałam, odwracałam wzrok. Przystawił sobie moją dłoń do ust i ucałował ją kilka razy.
- Przyjechałam tu zdecydowana, ale teraz... - zaczęłam.
- Ale teraz...? - podchwycił.
- Teraz nie jestem pewna.
- Dona... - szepnął znów i przyciągnął mnie do siebie.
- Mike... - zaparłam sie o niego.
- Nie uciekaj ode mnie. Wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko. Zrobię wszystko być była ze mną szczęśliwa przez ten rok. - wyszeptał po czym zanurzył twarz w moich włosach.
Nie potrafiłam się oprzeć i pozwoliłam mu się przytulić. Nie było sensu dodawać, że on nic nie musi robić. Wystarczy, że teraz mnie przytulił i wszystko znikało... Nie chciałam by się odsuwał. Wczepiłam sie w niego chowając twarz w jego ramieniu i westchnęłam. Gładził mnie powoli po plecach i głowie, całował raz po raz we włosy. Przechodziły mnie przyjemne dreszcze.
- Wyjdziesz za mnie? - usłyszałam i automatycznie poczułam jak coś zatyka mi gardło. Wzruszenie...? Może. Wbiłam palce mocniej w jego ramię. - Dona...? - szepnął, kiedy nic nie mówiłam. - Wyjdź za mnie. - usłyszałam znów. Wciąż mnie zatykało, ale powiedziałam...
- Mike, z twojej strony to nie jest tylko biznes, ja...
- Z twojej też nie. Ale nie chcesz się do tego przyznać. - powiedział patrząc mi w oczy. Odsunął mnie od siebie na moment i dotknął mojego policzka. - Masz rację, jeśli podejrzewasz, że to próba zatrzymania cię przy sobie... Ale nie miej do mnie pretensji. Kocham cię, nie mogę tak po prostu odpuścić... i ty też tego nie chcesz. - nic nie powiedziałam tylko patrzyłam mu w oczy drżąc lekko. Zetknął nasze czoła razem a po chwili poczułam jego wargi na swoich. Pocałował mnie tylko raz... ale włożył w to tyle miłości.. Objęłam go nie mogąc się powstrzymać.
- Wyjdź za mnie. - szepnął znów, na co ja pokiwałam tylko głową nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. - Tak? - pociągnął mnie za język.
- Tak. - odpowiedziałam i zagryzłam lekko wargę.
Dopiero teraz wpił się zachłannie w moje usta niemal pozbawiając mnie tchu. Całował mnie zapalczywie jakby miał zaraz umrzeć. Zszedł z pocałunkami na moją szyję, natychmiast wstrząsnął mną silny dreszcz. Wplotłam palce w jego włosy i pociągnęłam za nie... Przechylił się mocno zmuszając mnie bym położyła się na tym łóżku... ale wtedy się opamiętałam, choć przyszło mi to z trudem.
- Mike... ojciec na mnie czeka. - mruknęłam odsuwając go od siebie. Spojrzał na mnie rozpalonym wzrokiem.
- Musimy wrócić do Stanów jak najszybciej, jeśli mamy to zrobić. W ciągu piętnastu dni dostaniesz wszystkie dokumenty. - powiedział podnosząc się.
- Nie mam nic... ani sukienki... Nigdy nie wychodziłam za mąż. - mruknęłam.
- Nie przejmuj się. To nie jest najważniejsze. - uśmiechnął się lekko patrząc na mnie.
Pogładził mnie po policzku a potem jeszcze raz pocałował. Lekko i subtelnie. Nie chciałam się z nim rozstawać...



Michael





Wyszła, choć próbowałem ją jakoś zatrzymać. To chyba było odruchowe. Zaproponowałem jej chyba wszystko, od kolacji po orzeszki. W pewnym momencie zaczęliśmy śmiać się z tego oboje... Czułem się o wiele lżej, chociaż tak naprawdę jeszcze nic nie doszło do skutku. Ale wiedziałem, że nadchodzi przełom, czułem to po prostu. I to nie tylko jeśli chodzi o moje nadzieje... To będzie prawdziwy przełom w naszym życiu. Jeden ślub już za sobą miałem, ale i tak na myśl o tym już teraz zaczynałem odczuwać małą tremę. A co dopiero ona... Ale czułem też euforię.
Zgodziła się zjeść ze mną kolację tego dnia... co też mnie podbudowało. Mimo, że nie udało mi sie jej zatrzymać tak jak stała, to wiedziałem, że spotkamy się wieczorem. To był kolejny podstęp. W końcu przecież musieliśmy wszystko obgadać, ustalić szczegóły. Nie miałem tu na myśli listy gości ani menu na wesele. Wesela nie będzie. Będzie cichy ślub, o którym będą wiedzieć tylko jej rodzice, przyjaciółka Iwa, uparła się, że musi jej powiedzieć, więc się zgodziłem, i moja rodzina oczywiście. Nikt więcej.
Głupotą by było to upubliczniac teraz. Co miałbym powiedzieć? Że uroczyście wstępuję w kolejny związek małżeński tylko po to, by moja była mogła zostać na stałe w Stanach? Ktoś z pewnością pomyślałby tak jak jej ojciec, że jestem szalony. Wszyscy o wszystkim się dowiedzą, kiedy przyjdzie na to czas.
Z uśmiechem zaczynałem nieśmiało spoglądać w najbliższą przyszłość. Tak czy owak będę miał ją cały czas pod ręką przez co najmniej rok. Miałem zamiar skrzętnie ten czas wykorzystać. I niech nie myśli, że będziemy mieli osobne sypialnie. To kolejna rzecz na mojej liście. Im więcej czasu bliżej siebie i im więcej takich okazji tym lepiej. A gdzie panują lepsze warunki niż... w łóżku?
Czułem się troche jak męska świnia myśląc o tym, ale jak już mówiłem wcześniej, jeśli zwykłe środki nie przynoszą skutku, trzeba sięgnąc po bardziej ekstremalne. Bardziej ekstremalnej rzeczy niż ten ślub chyba być nie może, więc to, że zaciągnę ją do swojej sypialni choćby siłą nie będzie już czymś nadzwyczajnym. W końcu po ślubie ludzie zwykle mieszkają i sypiają razem. Gęba mi się śmiała, choć próbowałem nad sobą panować.
Kiedy moi ochroniarze zobaczyli mnie tuż przed wyjściem na umówioną kolację z Doną wszyscy jak jeden mąż wytrzeszczyli na mnie oczy. Popatrzyłem na nich.
- Coś nie tak? - zapytałem spoglądając po sobie w obawie, że może założyłem coś nie tak jak powinienem... albo w ogóle o tym zapomniałem. Ale wszystko było na swoim miejscu i wyglądało dobrze.
- Sz-szefie..? - odezwał się jeden przyglądając mi się cały czas.
- No co? Mówcie, bo zaraz się spóźnię...
- Gdzie?
- Na kolację z przyszłą żoną.
- Żartujesz!
- A wyglądam jakbym żartował? - popatrzeli po sobie.
- Zgodziła się?! - zapytał jeden autentycznie zszokowany.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet. - mruknął drugi kręcąc głową. Zaśmiałem się. - O właśnie!
- Co?
- Od razu wyglądasz inaczej. Zauważyłeś? Nagle zaszły w tobie kolosalne zmiany. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nieważne jak wyglądam. Muszę jechać. Muszę jej wszystko przybliżyć zanim wylecimy do Ameryki...
- Jedziesz do niej do domu?
- Tak, zabieram ją do restauracji. - odpowiedziałem patrząc po nich.
- A jej rodzice co na to?
- No... - właśnie. Przedtem jej ojciec był nawet miły, ale teraz byłem niemal pewny, że gotów zamknąć ją w piwnicy byleby mi jej nie oddać. - Całkiem otwarci na możliwości. - odpowiedziałem w końcu. Jeden z facetów popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem błąkającym mu się po twarzy.
- Taaak?
- Tak. Nie trujcie mi dupy! - burknąłem i odwróciłem się by wyjść w końcu z tego hotelu.
Kazałem im zostać, a sam nałożyłem na siebie przebranie. Kapelusz, okulary, maseczka i jakieś jeszcze drobiazgi dzięki którym trudniej było mnie rozpoznać. Do tego płaszcz do ziemi, dziś było wyjątkowo zimno. Kiedy rano wyszedłem na moment na balkon myślałem, że zamarznę. To jak oni tu wytrzymują zimy? Budują igla??
Dostałem się w końcu do swojego samochodu i z gotową nawigacją wyjechałem w drogę. Czułem lekki skurcz w żołądku, co najmniej jakbym jechał po dziewczynę, która zabieram na pierwszą randkę. Być może w pewien sposób można było to tak nazwać. Pierwsze takie spotkanie po rozstaniu. Byłem pewny, że wciąz wmawiała sobie te wszystkie swoje brednie różnego rodzaju, ale wiedziałem też, że mają one już co raz słabszą moc i ona zdaje sobie sprawę, że w końcu będzie musiałą dac temu spokój i przyznać, że nie pragnie bardziej niczego więcej jak tego byśmy do siebie wrócili. A kiedy już to powie... nic więcej nie będzie musiała dodawać.
Nie wszyscy są jednak tak euforycznie do tego nastawieni jak chociażby ja, Janet, chłopaki i mama. Nawet stary powiedział, że w końcu ogarnąłem dupę. To LaToya od momentu jak wpadłem na ten pomysł, próbuje mi go wybić z głowy. Przypomniałem sobie moją ostatanią rozmowę z nią przed wylotem tutaj...


- Michael, oszalałeś! Janet i reszta też, chcesz sobie zniszczyć tą resztę reputacji jaka ci jeszcze pozostała dla jakiejś panny?! - chodziła za mną dzisiaj cały dzień. Przyjechała rano jak tylko dowiedziała się o wszystkim od Janet i nie daje mi spokoju. - Mike, idź po rozum do głowy!
- Toya! - podniosłem głos chcąc przywołać ją do porządku. - Podjąłem decyzję, zdania nie zmienię, co więcej! Uczynię wszystko, by Dona się na to zgodziła.
- A ja mam nadzieję, że ta dziewczyna będzie na tyle mądra, że się na to nie zgodzi! I tak już miałeś przez nią sporo kłopotów, chyba wystarczy! - była wściekła. - Nie rozumiem, dlaczego wszyscy ci tak kibicują! Tylko ja widzę, co tu się dzieje?!
- Chyba tak. - odpowiedziałem patrząc na nią z kubkiem kawy w ręce. - Znamy cię wszyscy, siostro, i wciąż czekamy, aż to TY zrobisz coś ze SWOIM życiem.
- A co wy macie do mnie i do mojego życia?! - obruszyła się jeszcze bardziej. - Ja w przeciwieństwie do ciebie nie robie takich głupot!
- Zdarza ci się robić jeszcze większe. Obfitujące w najprzeróżniejsze poważne konsekwencje, i gdzie wtedy lecisz? Do mnie. Odmawiam ci wtedy pomocy? Robię wszystko by cię z tych kłopotów jakoś wyciągnąć, jak dotąd miałaś szczęście, bo mi się udawało. Kiedy ja teraz potrzebuję twojego wsparcia, prawie lewitujesz ze złości!
- Mam cię wspierać w czymś takim?!! W niszczeniu sobie życia?! Jesteś niepoważny! Nie spodziewaj się, że w ogóle przyjdę na ten ślub! Umówię się  z Lisą...
- Lisa też jest zaproszona. I przyjęła zaproszenie. - wytrzeszczyła na mnie oczy. 
- Powiedz mi, co ty im wszystkim zrobiłeś, że podzielają twoją głupotę!
- Nic, siostro. - odparłem odkładając kubek i wstając z fotela w swoim gabinecie, w którym się znajdowaliśmy. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je patrząc na nią. - A teraz proszę cię, mam trochę pracy. Muszę przeczytać wzór umowy od prawnika. 
Wytrzeszczyła na mnie oczy podobnie jak przed chwilą, ale wyszła bez słowa. Ona się nigdy nie zmieni... 

Zajechałem w końcu na miejsce i zatrzymałem samochód tuż przy ogrodzeniu wjeżdżając nieco na chodnik. Miałem nadzieję, że uda mi się ją szybko stamtąd zabrać i czmychnąć zanim jej ojciec mnie dorwie. Wiem, dupa ze mnie nie facet, ale nie chciałem się kłócić. Zawsze wolałem żyć ze wszystkimi w zgodzie. Dlatego teraz miałem tak ściśnięty żołądek, kiedy szedłem gankiem w stronę drzwi wejściowych.
Wszedłem po małych schodkach i zadzwoniłem dzwonkiem. Długo nie musiałem czekać, po chwili drzwi lekko się uchyliły i wyjrzała z nich jej matka. Popatrzyła na mnie przez chwilę, a potem wpuściła do środka bez słowa.
- Przepraszam, że pojawiam się o tak późnej porze... - zacząłem nie wiedząc nawet jak się zachować. Wiedziałem, że oni o wszystkim wiedzą. Czułem się dziwnie. Ale kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Nic nie szkodzi. Masz szczęście, bo mojego męża akurat nie ma. Zdążycie uciec. - popatrzyłem na nią większymi oczami.
- Aż tak źle?
- No... nie powiedziałabym, że jest zadowolony. Ale my znamy nasze dziecko. Poza tym... - zmartwiała lekko.
- Co się dzieje? - podjąłem od razu chcąc się czegoś dowiedzieć. Westchnęła.
- Ostatnimi czasy coś się z nią dzieje. Często słabnie i nie chce jeść niektórych rzeczy, sprawiają, że od razu wymiotuje. - przypomniałem sobie sytuację z dziś rano.
- Zauważyłem.
- Tak?
- Tak. Rano, kiedy... dostała silnych mdłości i... Przestraszyłem się, powiedziała, że to tylko jakaś infekcja... że tak jej powiedział lekarz. - kobieta spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- Tak ci powiedziała? - była zdziwiona... ale czym?
- Tak. - odpowiedziałem przyglądając się kobiecie. Staliśmy w kuchni.
- Nam też od razu nie powiedziała, dopiero kiedy wróciła od ginekologa...
- Od kogo??? - wytrzeszczyłem oczy.
- Podejrzewała, że jest w ciąży. - teraz już zbierałem oczy z podłogi. - Ale lekarz ją wykluczył. - kobieta patrzyła na mnie lekko strapionym wzrokiem.
Wciągnąłem powietrze głęboko do płuc, a potem powoli je wypuściłem przez usta.
- Nic mi nie powiedziała...
- Nie miej jej tego za złe, przeraziła się...
- Czego? Przecież wie...
- Gdyby wasza sytuacja wyglądała z grubsza inaczej podejrzewam, że zachowałaby się zupełnie inaczej. Jest młoda, to ją wystraszyło. Powiedziała nam, że powie ci jeśli okaże się, że coś rzeczywiście się dzieje, ale okazało się, że to wahania hormonów i stwierdziła, że nic ci nie powie, bo wie że pragniesz dziecka.
- Powinna mi powiedzieć mimo wszystko.
- To jej decyzja. Ale nic wielkiego sie nie stało. Gorzej gdyby naprawde była w ciąży, a ty byś się o tym nie dowiedział.
- Nie chcę nawet myśleć o czymś takim. - mruknąłem. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym żyć w takiej nieświadomości.
W tej chwili z góry zbiegła moja ukochana i prawie spadła z trzech ostatnich stopni.
- Dona! - oboje razem z jej matką krzyknęliśmy i ruszyliśmy w jej stronę...
- Nic mi nie jest, nogi mi się poplątały! - wyjaśniła, ale miałem wrażenie, że... chyba jej się do mnie śpieszyło. Patrzyła na mnie takim wzrokiem...
- Nie przywitasz się? - szepnąłem cicho. Jej matka oddaliła się taktownie.
- Widzieliśmy się rano. - odpowiedziała cicho mrucząc i spuszczając nieco głowę.
- Ja zdążyłem się za tobą stęsknić...
- Michael... proszę cię. - szepnęła.
- Nie tęskniłaś za mną? - chwila ciszy...
- Tęskniłam. - odpowiedziała w końcu spoglądając znów na mnie i... uśmiechnęła się słodko. Sam odpowiedziałem jej jeszcze szerszym uśmiechem, który po chwili jednak przygasł...
Zbliżyłem się do niej. Moje ręce bez trudu odnalazły jej biodra, pogładziłem je lekko. Miała na sobie grube leginsy ładnie opinające jej nogi. Podkreślały jaka jest zgrabna. Na to miała nałożoną tunikę z elastycznego materiału ledwo zakrywającą tyłek. Na wierzch założoną dzinsową kurteczką, małą torebeczkę w ręce i pełne czarne wysokie szpilki. Wyglądała oszałamiająco.



- Mike... - mruknęła kiedy znalazłem się możliwie jak najbliżej niej, obejmując ją w pasie.
- Cii... - szepnąłem przyciągając ją do siebie mocniej, kiedy poczułem, że chce się ode mnie odsunąć. Pokazała mi się taka seksowna i myśli, że mnie to nie ruszy? Że nie będę próbował się do niej zbliżyć? Że nie będę miał lepkich łap? Ooo, jej nie doczekanie.
Zsunąłem dłonie na jej pośladki i zacisnąłem lekko palce na jej tyłku. Mruknęła znów coś cicho próbując mnie od siebie odsunąc, ale wtedy przywarłem mocno do jej ust pozbawiając ją w ten sposób możliwości wyrażenia jakiegoś sprzeciwu. Zamruczała znów... Zapomniała się trochę i poczułem jak powoli wplata palce w moje włosy. Uwielbiałem to, jako jedyna miała moje osobiste pozwolenie na dotykanie moich włosów. Każda inna kobieta, która chciała ich dotykać wywoływała we mnie irytację. Ale nie ONA.
Rozchyliłem lekko koniuszkiem języka jej wargi torując sobie drogę do jej ust. Nie sprzeciwiała się. Rozchyliła je sama bardziej dając mi tym samym pełny dostęp. Odnalazłem jej język i nie wahając się już pogłębiłem pocałunek. W pierwszej chwili chyba chciała mi uciec, ale potem splotła swój język razem z moim pozbawiając mnie tym na moment tchu...
- Pozwolisz się potem zabrać do mnie...? - wyszeptałem jej na ucho po kilku minutach muskając je przy okazji lekko. Wstrzymała oddech, nic nie mówiła przez kilka chwil.
- Mike. - odezwała się w końcu. Mruknąłem w odpowiedzi. - Nie pozwolę. - nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.
- Dlaczego? - szepnąłem próbując ją urobić. Potarłem lekko nosem jej skórę na szyi. Wzdrygnęła się lekko. Wiedziałem, że to na nią działa.
- Bo nie. - odpowiedziała i odsunęła mnie od siebie. Wiedziałem, że teraz nic nie wskóram, widziałem to w jej oczach. Więc postanowiłem odłożyć to na potem.
- W końcu będziesz znów moja. Zobaczysz. - szepnąłem na co otworzyła szeroko oczy i chyba chciała coś powiedzieć, ale chyba nie wiedziała co.
- Wiesz, chyba jednak sie rozmyśliłam! - powiedziała w końcu. Spojrzałem na nią z uśmiechem.
- No cóż... - udałem, że ciężko wzdycham. - Skoro tak... to będę musiał wracać sam. Odkręcić to wszystko... a ty będziesz tu sobie siedzieć w Polsce. Sama. Okrągłe dwanaście miesięcy. Potem będziesz mogła znów spróbować... i znowu cię odwalą. I tak w kółko Macieju...
- DOBRA, WYGRAŁEŚ! - zaskrzeczała wściekła, na co uśmiechnąłem się szeroko. Przeszła obok mnie wyprostowana, przez co jeszcze bardziej ponętna.
- Nie denerwuj się. - mruknąłem gdy już siedzieliśmy w aucie. Minę miała przekomiczną. Uwielbiałem tą dziewczynę...
- Ja się nie denerwuję. Jedź już. - powiedziała ostentacyjnie wpatrując się w boczną szybę, byle tylko nie patrzeć na mnie. Więc ruszyłem.
Jechaliśmy w ciszy. Udawała chyba, że nie istnieję. Śmiać mi się chciało. Rozpierała mnie radość, że znowu mam ją blisko siebie, że zgodziła się na to wszystko i... byłem pewny, że już nie długo wszystko się okaże. Byłem pewny, że będziemy znów razem.
- Jak w ogóle wpadłeś na ten pomysł? - zapytała w którejś chwili. Spojrzałem na nią. Przyglądała mi się z zaciekawieniem. Wzruszyłem ramionami.
- Sam nie wiem skąd mi to przyszło do głowy. Ale prawda jest taka, że to jedyne rozwiązanie twojego problemu. A przy okazji... - spojrzałem znów na nią.
- Nie kończ.
- Przy okazji postaram się z całych sił przekonać cię...
- Powiedziałam nie kończ! - burknęła. Zaśmiałem się. Spojrzała na mnie lekko zdziwiona. - Z czego się śmiejesz?
- Z niczego. Po prostu się cieszę. - odpowiedziałem wzruszając ramionami. Nastała kilku minutowa cisza. W pewnej chwili przypomniałem sobie o czymś... W schowku przed nią podobno miały być schowane wzory dokumentów. Chciałem je jej pokazać.
- Otwórz tą szufladkę. Możesz przejrzeć wstępny wzór umowy. Jest tam napisane wszystko... jeśli według ciebie czegoś brakuje będziemy mogli to dopisać.
- Ok. - burknęła znów i otworzyła schowek. Oczy wyszły jej na wierzch. - Co jest...?
- Co jest?!  CO TO JEST?! - zapytała wyciągając stamtąd... czerwone damskie stringi.
Oczy wyszły mi na wierzch. Mogłem się spodziewać...
- To auto Jermaine'a. - wydukałem czując, że się czerwienie. Wpatrywała się we mnie wielkimi oczami. - Pożyczyłem od niego, ponieważ moje aktualnie nie są na chodzie.
 Zmrużyła oczy, a potem odwróciła się znów do okna. - Poza tym mogę się założyć, że wrzucił je tam celowo.
- Jasne. - burknęła.
- Znasz go. Lubi takie kawały. Szkoda tylko, że najczęściej robi je właśnie mnie. - teraz ja zacząłem burczeć.
Reszta drogi upłynęła nam we względnej ciszy. Obserwowałem ją kontem oka. Jej zgrabne nogi szczególnie przyciągały mój wzrok. Starałem się jakoś hamować, ale... nie mogłem powstrzymać swoich kudłatych myśli.
Uśmiechnąłem się lekko kiedy znów na mnie spojrzała. Sięgnąłem do niej i chwyciłem lekko za rękę. Czekałem na jakąs jej reakcję. Odwróciła wzrok, ale... po chwili poczułem jak zaciska swoje palce na moich...

2 komentarze:

  1. Hej w końcu udało mi się tu dotrzeć. Było ciężko, ale o to jestem.
    Ja wiedziałam. Moje kości przeczuwały, że z tego ślub będzie. No reakcja tatusia mnie wcale nie dziwi. Czyli wracamy do punktu wyjścia? Tatuś chyba będzie chciał pokrzyżować ich plany więc będzie w zmowie z LaToyą i obydwoje będą planować jak nie dopuścić do ślubu. Chyba jest ze mną coś nie tak, a raczej z moją chorobliwą wyobraźnią xD Mamusia ma trochę racji w tym wszystkim. Moim zdaniem mogliby spróbować jeszcze raz choć stare porzekadło mówi, że nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy. Ale cóż czasami warto jest wejść i ten drugi raz, bo wtedy może być i lepiej. Już niedługo nie będzie mogła się od niego odpędzić xD
    Ale Michael zamknął LaToyi mordkę, "Lisa też będzie...Przyjęła zaproszenie." i jej mina gdy się zapowietrza ze złości. Genialne. Brakowało żeby jej jeszcze para poszła z uszu xD
    No nic weny ci życzę dużo i czekam na następny, bo zgodzić się na ślub to jedno, a czy do niego dojdzie to drugie.
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże. xD Nie wiem czemu ale ostatnio śmiałam się jak głupia gdy pisałam te rozdziały. Nic nie będę zdradzała, ale powiem, że ostatnio myślałam i z wielkim zdziwieniem zauważyłam, że koniec już widać na horyzoncie. o.o Zastanawiam się tylko w ilu rozdziałach się zmieszczę. xD Powiem tylko, że od tej pory będzie ciekawie tak myśle. :)
      Pozdrawiam. :)

      Usuń

Komentarz motywuje! :)